Pomagać bezinteresownie i z miłością

(fot. Rosie O'Beirne/flickr.com)
ks. Jacek Kucharski

Prawdziwa miłość wyraża się w bezinteresownej służbie bliźniemu, niezależnie od tego, czy jest on naszym przyjacielem, czy wrogiem. Takiej miłości uczy Jezus w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie.

Roman Brandstaetter w książce Jezus z Nazarethu przedstawia pielgrzymów przybyłych do Jerozolimy, aby święcić Dzień Pojednania. Jeden z nich, pasterz z Perei, opowiada o niezwykłym zdarzeniu, którego był świadkiem. Otóż pewien człowiek, który szedł z Jerozolimy do Jerycha, wpadł w ręce zbójców. Został przez nich ograbiony i poraniony, i tak na wpół żywy pozostawiony na drodze. Nie udzielił mu pomocy ani przechodzący kapłan, ani lewita. Zatrzymał się jedynie pewien człowiek, który pochylił się nad nim i obmył jego rany oliwą i winem, a potem przez całą noc przy nim czuwał. A gdy o świcie musiał udać się w dalszą drogę, powierzył poranionego trosce gospodarza gospody, wręczając mu dwa denary.

DEON.PL POLECA

Sens opowieści

Dlaczego to zdarzenie wzbudziło taki zachwyt u pasterza i jego słuchaczy? Ponieważ był to Samarytanin, według Prawa nieczysty, a ponadto innowierca i wróg. Rodziło się więc pytanie: Komu i kiedy należy okazać miłość? Kto jest moim bliźnim? W tym miejscu pasterskiej opowieści Brandstaetter wprowadza postać Jezusa z Nazaretu, który chwaląc czyn Samarytanina, wzywa do niesienia pomocy potrzebującemu: "Idźcie i czyńcie, jak czynił wasz bliźni, nieczysty". Pan Jezus chciał przez to przypomnieć o potrzebie powszechnej dobroci i bezinteresownej służby. Kiedy cierpi człowiek, nie liczy się ani jego odrębność narodowa czy religijna, ani pozycja społeczna, ważny jest jedynie on sam, który swoim poranieniem fizycznym czy duchowym woła o pomoc, pochylenie się nad nim i opatrzenie ran jego ciała i duszy. Obraz ten Brandstaetter zaczerpnął z nauczania Pana Jezusa, które przekazał Ewangelista Łukasz w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (por. Łk 10, 30-37).

Samarytanin obrazem miłosiernego Boga

To przede wszystkim sam Bóg jest wobec każdego człowieka miłosiernym Samarytaninem, leczącym rany ludzkiej duszy. Pan Jezus jest tym Boskim lekarzem, do którego przychodzą i wołają o ratunek chorzy: trędowaci, paralitycy, opętani. To z głębi Ewangelii rozlega się wołanie: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!" (Mk 10, 47). I On się lituje. Taka jest wymowa Chrystusowej obecności na świecie i ofiary Jego krzyża.

Podczas podróży do rodzinnej Bawarii we wrześniu 2006 r. Ojciec Święty Benedykt XVI sprawował Mszę świętą na terenie monachijskich Nowych Targów, przed monumentalnym krzyżem z końca IX w. To wtedy można było usłyszeć słowa kard. Friedricha Wettera: "Stojąc przed tym prastarym krucyfiksem, patrzymy na Jezusa. Poprzez Jego wielkie, szeroko otwarte oczy patrzy na nas kochający Bóg". Patrzą na nas oczy miłosiernego Boga, który swoją bezgraniczną miłością dogłębnie leczy zranione ludzkie serca i dusze (por. J 13, 1). Dzisiejszy świat potrzebuje Jezusa, Jego orędzia miłości płynącej z krzyża, Jego miłosierdzia. To orędzie, które przyniósł na świat, ma przemieniać serce człowieka, wzywając wszystkich do miłości Boga i bliźniego. Jest to zaproszenie dla chrześcijan, aby ich drogi życia przechodziły koło osoby cierpiącej, bolejącej, samotnej, na wzór pozostawiony nam przez samego Chrystusa. "Prawdziwa miłość - mówił Jan Paweł II - nie jest mglistym uczuciem ani ślepą namiętnością. Jest wewnętrzną postawą, ogarniającą całe jestestwo człowieka. Jest patrzeniem na bliźniego nie po to, by się nim posłużyć, ale by mu służyć. Jest umiejętnością radowania się wraz z tymi, którzy się radują, i cierpienia z cierpiącymi".

Radość z dzielenia się sobą

Wymownym świadectwem takiej postawy są słowa, jakie o swojej matce, dziś św. Joannie Beretcie Molli, wypowiedziała jej córka Emanuela: "Przede wszystkim była pogodną, zwykłą matką rodziny, a jednocześnie świętą. Jej życie było pełne radości, bo zdawała sobie sprawę z tego, że Bóg ją kocha. Było jednak również naznaczone cierpieniem, śmiercią siostry i rodziców. Ale mając wielką siłę duchową, nie poddawała się rozpaczy. Postanowiła, że będzie lekarzem. To był dla niej nie tylko zawód, ale także misja, dzięki której mogła się spotkać z ludźmi ubogimi i cierpiącymi, w których widziała oblicze Jezusa. Tata mówił mi, że mama miała dar harmonizowania w sposób prosty swoich obowiązków: była żoną, matką, lekarzem i miała ogromną radość życia, żyła jego pełnią. A im bardziej cieszymy się naszym własnym życiem, tym bardziej szczęśliwymi możemy uczynić innych (…). Moja mama dziękowała Bogu, że pozwolił jej ocalić życie dziecka w niej poczętego. Nie wybrała śmierci, ale podjęła ryzyko, że utraci własne życie, abym mogła żyć. Zrozumiała, że była jedynym narzędziem w rękach Opatrzności, które mogło sprawić, bym zobaczyła blask słońca. Powiedziała do mojego taty: «Jeśli Pan Bóg chce mnie mieć tutaj i przeprowadzi mnie przez ryzykowną decyzję narodzin dziecka, chcę jeszcze bardziej cieszyć się życiem». A tata zgodził się na ten ryzykowny wybór. (…) Ofiara mojej mamy była jakby zwieńczeniem przykładnego życia, jakie już prowadziła. (…) Największy bowiem dar, jaki każdy może ofiarować innej osobie, poza darem miłości, to dar ofiarowania własnego czasu i własnego życia".

Służyć bezinteresownie

Służba bliźnim to szczególna droga i zadanie Kościoła naszych czasów. Jedną z form odpowiedzi na nie jest wolontariat, czyli bezinteresowna troska o ludzi w potrzebie: chorych, samotnych, biednych, uzależnionych i bezradnych. To ten rodzaj służby przypomina słowa samego Pana Jezusa, że "więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu" (Dz 20, 35). Uczy ponadto "wzajemnego «noszenia brzemion» i odrzucania pokus egoizmu, które nieustannie nam zagrażają, rodząc rywalizację, bezwzględne dążenie do kariery, nieufność, zazdrość" (Jan Paweł II, Novo millennio ineunte, 43). Podziwiając współczesnych "miłosiernych Samarytan", miejmy odwagę sami zaangażować się w dzieła pomocy i różne formy działalności charytatywnej istniejące w naszych wspólnotach parafialnych, w kołach Żywego Różańca, aby nieść sercom często dziś utraconą nadzieję akceptacji i miłości.

Pytania do refleksji

Czym już teraz mogę podzielić się z potrzebującym?

Czy próbuję, jako wolontariusz, bezinteresownie nieść pomoc i służyć innym?

W jaki sposób mogę się zaangażować w akcje charytatywne Kościoła?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pomagać bezinteresownie i z miłością
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.