Tak powstaje terroryzm

(fot. shutterstock.com)

Chrześcijanin, żyd, muzułmanin i ateista spotykają się w pubie… i gadają, śmieją się, piją piwo i dobrze się bawią. To nie jest żart. Tak się dzieje, jak nie jesteś dupkiem.

Czasami sobie myślę, że święty Tomasz (apostoł!) niechcący ułożył najciekawszą zasadę oceny rzeczywistości i przy okazji zasadę zachowania zdrowia psychicznego w Internecie: nie uwierzę, dopóki nie zobaczę. Kiedy uczniowie po śmierci Jezusa przeżywali skrajne stany rozpaczy i euforii, chłop trzeźwo myślał i czekał na osobiste doświadczenie. Może tak było, może nie.
Spędziłem sobotę w parku w Tel Dan, pod granicą z Syrią. Dwa kilometry dalej dawne pole bitwy, resztki czołgów, pozostałości po walkach z ISIS. W parku tylko my, 25 jezuitów, i… całe mnóstwo muzułmańskich rodzin, jak to bywa w weekendy w parkach. Poszedłem pływać w pobliskim basenie pełnym ludzi, kobiet i mężczyzn, dzieci i starszych. Śmiali się, skakali do wody na główkę, wygrzewali się na materacach. Pod kilkoma drzewami wesoło skwierczały grille, a kuszący zapach pieczonego na nich mięsa rozchodził się po całym parku. Z dwóch czy trzech kolumn rozbrzmiewała muzyka w języku tamtejszym. A właściwie to kilka rodzajów muzyki, bo każda grupa ludzi słuchała czegoś innego. Gdy wreszcie z lekkim trudem próbowałem wygramolić się z basenu, jakiś pan ulitował się i podał mi rękę, wyciągając mnie na zewnątrz. Podziękowałem. Jedliśmy kanapki w cieniu drzewa, podczas gdy miejscowi młodzi grali w piłkę. My - wyraźnie nietutejsi. Widać było, że niektóre rodziny są bardziej "praktykujące" od innych, bo część kobiet mimo słońca nie ściągnęła burek ani tym bardziej innych części garderoby. Chociaż może to tylko z naszego powodu, żeby nie kusić młodych katolickich zakonników. W sumie to może i my powinniśmy chodzić w słońcu w czarnych sutannach, żeby nie kusić tamtejszych dam.
Mieliśmy tu też spotkanie z francuskim dyplomatą pracującym w Ambasadzie Francji przy Izraelu i Palestynie. Zapytaliśmy go o islam, ISIS itd. Powiedział, że jedynym sensownym punktem wyjścia z tej sytuacji jest wyraźne oddzielenie konfliktu od kontekstu religijnego. Mówił, że to jest przede wszystkim konflikt polityczny i społeczny. Ludzie cierpią niesprawiedliwość, okupację, biedę itd. To są osoby, które żyją bez perspektywy jakiejkolwiek przyszłości, bo wydaje się, że nic się nie da zmienić. Organizacje z Zachodu próbują jakoś pomagać, działać, ale efektu nie widać. Wobec tak beznadziejnej sytuacji i kumulacji złości ludzie wolą walczyć i zginąć, bo jedynie to daje im sens i jakąkolwiek, choć niewielką, nadzieję na przyszłość.
Wyobraź sobie, że jesteś takim Palestyńczykiem, muzułmaninem. Budzisz się rano i masz ochotę wziąć prysznic, ale wody dzisiaj nie ma i nie będzie przez kilka dni, jeżeli nie dłużej. Woda jest racjonowana i nie masz na to wpływu. Od razu przypominasz sobie, że w twoim życiu tak było zawsze. Zachód utworzył na Twoich rodzinnych ziemiach Państwo Izraela i w konsekwencji Twoja rodzina straciła dom i została wypędzona. Dziś żyjesz w jakimś prowizorycznym miasteczku. Nie jesteś zatrudniony, bo o pracę trudno. Może masz ochotę wyjechać za granicę i znaleźć lepsze życie, ale niestety nie możesz. Nie masz prawa przekroczyć granicy, ponieważ nie jesteś zatrudniony. Jesteś więc skazany na to, co się dzieje tu i teraz. Dużo słyszałeś o sprawiedliwości na Zachodzie i żywiłeś nadzieję, że oni mogą coś zmienić, coś naprawić, pomóc. Bo przecież wszędzie pomagają. Ale nic z tego nie wynika, twoja sytuacja jest ciągle taka sama. I nic się nigdy nie zmieni. Może po wielu perypetiach znajdujesz się teraz w ośrodku dla uchodźców w Strefie Gazy, która robi się przeludniona, jest otoczona przez Izrael i jest w stanie wojny. Siedzisz tam już kilka lat i wiesz, że nie zapowiada się na zmianę. Zachód ciągle pomaga, ale pomóc nie umie. I w końcu przychodzi do Ciebie gość i mówi: "hej, dołącz do nas, dostaniesz karabin, zrobimy porządek, będziesz miał wodę, będziesz miał swój dom". Oczywiście do tego potem dochodzi "w imię Allaha" itd., ale to już jest ideologiczny dodatek.
Próbuję sobie wyobrazić takiego Palestyńczyka w jego nędznej sytuacji i dwa mówiące do niego duchy. Jeden dobry, który mówi: "miej nadzieję, przebaczaj nieprzyjaciołom, módl się za nich, staraj się być dobry, kochaj, przyjmuj". Drugi mówi: "walcz o swoje, broń się, nie daj się". Człowiek wie, że pierwszy jest dobry i słucha go już kilkanaście/kilkadziesiąt lat, ale z czasem słabnie. Poczucie bezwyjściowości i frustracji w nim narasta. Drugi duch staje się coraz silniejszy, bardziej racjonalny i przekonujący. I w końcu człowiek sięga po broń. To zabawne, ale z tego punktu widzenia niczym nie różnimy się od tego człowieka. W nas odzywają się te same dwa głosy i ostatecznie my także sięgamy po broń, by walczyć o swoje, bronić się i nie dać się. To jest łańcuch lęku, bólu, nienawiści, który ciągnie się od człowieka do człowieka i który może przerwać jedynie miłość.
Wiem, że dziś na nikim nie robi wrażenia słowo "bieda" czy "okupacja" i nie łudzę się, żeby przykład mojego Palestyńczyka zbytnio poruszał. Mnie też by nie poruszył. Ale kiedy się pojedzie, zobaczy to wszystko i porozmawia z tymi ludźmi, to patrzy się inaczej. Nie jestem dziennikarzem ani specjalistą od polityki, nie wnikam w szczegóły. Jestem pewien, że można znaleźć dobre reportaże na temat tej sytuacji i życia tych ludzi. Ja po prostu widzę, że tu nie chodzi o ideologię czy religię. Tu chodzi o człowieka i jego cierpienie.
Zrozumiałem, jak bardzo perwersyjna jest nasza modlitwa o pokój oraz wielkie czuwania i krucjaty modlitewne w intencji, żeby nie było wojny. Czego właściwie oczekujemy? Chcemy zdławić tego biedaka Palestyńczyka z przykładu? Żeby się zamknął, siedział cicho, cierpiał, co ma cierpieć i zapewnił nam wszystkim święty spokój? Jak można prosić o pokój, gdy ludzie cierpią potężną niesprawiedliwość i nikt z tym nic nie robi? Nie może być pokoju tam, gdzie panuje niesprawiedliwość i człowiek jest uciskany. Pokój staje się wtedy narzędziem opresji i śmierci, a my modlimy się o śmierć. Czy o to chcemy się modlić? Wszędzie tam konieczna jest wojna, wojna nie przeciw ciału i krwi, jak pisze św. Paweł, lecz przeciw mocom i zwierzchnościom, przeciw złu i niesprawiedliwości w nas. Wojna o wolność i o życie.
To jest to, co zobaczyłem na własne oczy. Mam swoje przemyślenia, część zachowuję dla siebie. Uwierzyłem w to, co wydaje mi się wiarygodne. Resztę zostawiam bez komentarza. Na koniec żart z Internetów.
Chrześcijanin, żyd, muzułmanin i ateista spotykają się w pubie… i gadają, śmieją się, piją piwo i dobrze się bawią. To nie jest żart. Tak się dzieje, jak nie jesteś dupkiem.
DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tak powstaje terroryzm
Komentarze (2)
S
Stanisław
29 sierpnia 2016, 19:26
Jakieś gwiazdki wyszły w moim poście. Chyba się domyślam o co chodzi. Nie miałem złych zamiarów. Raczej kłopoty z poprawnością językową?
S
Staku
29 sierpnia 2016, 18:00
Drogi autorze! Kto zamknął muzułmanów w gettach Brukseli czy gdzieś w Szwecji? Z tego co mi wiadomo, to sami się zamknęłi!  Al Jazeera przeprowadziła badanie, że grube dziesiątki procent popierają ISIS - także w Europie - czyżby zasiłki za małe? A to, że się mordują między sobą systemem pucharowym, to czyja wina? Niemniej, z przyjemnością usiadłbym przy grillu w kolorowym (skórą i odzieniem) towarzystwie, zatańczyłbym przy orientalnej muzyce, połamałbym sobie język i palce migając i śmiejąc się.  Ale nie zgodzę się żeby tysiącami i niedługo milionami zapraszać ludzi innej kultury, którzy jeżeli mają jakąś wdzięczność za pomoc im udzieloną, to szybko się z niej otrząchują.