Wrażliwość i szacunek

(fot. fatmanad/flickr.com)
ks. Artur Stopka / "Przewodnik Katolicki"

"Ludzi nie obchodzi, że Nergal podarł Biblię i obraża katolików. Czy to potwierdzenie rosnącej tolerancji Polaków?" - zastanawiał się ponad miesiąc temu tygodnik, który jako pierwszy posłużył się prowokacyjnie postacią muzyka o wiele bardziej znanego wówczas ze swego związku z Dodą i poważnej choroby niż z dokonań artystycznych czy z poglądów, jakie ma.

Później było już tylko gorzej. Czasopisma zaczęły się ścigać, które bardziej urazi katolików w Polsce. Zwłaszcza na okładce. I co się okazało? Że nawet najohydniejsze nadużycie krzyża czy Eucharystii nie wywołało w kraju szerszych reakcji. Mimo nagłaśnianych w mediach wezwań do protestów nie spadła, lecz wzrosła oglądalność programu telewizyjnego z udziałem wspomnianego muzyka. Nie widać również symptomów, aby gwałtownie miała się zmniejszyć sprzedaż traktujących instrumentalnie katolickie symbole pism.

Jesteśmy tak tolerancyjni? Czy tak niewrażliwi? Wręcz pozbawieni religijnej wrażliwości? Dlaczego tysiące podpisów zdołano zebrać dopiero przeciwko obecności Nergala w publicznej telewizji, a cztery lata temu, gdy podczas koncertu niszczył Pismo Święte i wykrzykiwał obelżywości pod adresem Kościoła (co szybko zostało pokazane w internecie), dotkniętymi poczuło się zaledwie kilka osób? Czemu pod sądem, który uznał czyn muzyka za "specyficzną formę sztuki", nie zgromadziły się setki tysięcy katolików, przekonując wymiar sprawiedliwości, że ich wrażliwość religijna została masowo naruszona?

Głód religijności

Sprawa z wrażliwością lub jej brakiem wcale nie jest prosta. Sam termin jest nieostry. Spośród kilku znaczeń tego słowa do kwestii religijnych w sposób szczególny można chyba zastosować dwa. Po pierwsze, wrażliwość może oznaczać zdolność przeżywania wrażeń i emocji. Po drugie, wrażliwość można pojmować jako zdolność do reagowania na bodźce. W tym drugim rozumieniu warto pokusić się o rozróżnienie na dwa rodzaje bodźców - negatywne i pozytywne.

Benedykt XVI raz po raz alarmuje, że nieobecność Boga we współczesnym społeczeństwie staje się co najmniej uciążliwa. Ostatnio mówił o tym w czasie wrześniowej pielgrzymki do Niemiec. Ale w tym samym przemówieniu, w którym piętnował zeświecczenie świata i presję sekularyzacji, jakiej poddawani są chrześcijanie, zwracał uwagę na nową postać chrześcijaństwa, która szerzy się z ogromnym dynamizmem misyjnym, niekiedy budzącym niepokój co do swoich form. Jak zaznaczył papież, wobec niej historyczne Kościoły wyznaniowe są często bezradne. "Jest to chrześcijaństwo o znikomej zawartości instytucjonalnej, z niewielkim bagażem racjonalnym i jeszcze mniejszym bagażem dogmatycznym, a nawet o małej stabilności" - wyliczał Ojciec Święty.

To zresztą nic nowego. Już w 2005 r. "Przewodnik Katolicki" pisał: "W epoce rzekomego zeświecczenia i religijnej obojętności uderza fakt gwałtownego rozrostu sekt, wiary w paciorki, emblematy i horoskopy". I konstatował: "Powodzenie scjentologów, ekologów (kult Matki Ziemi), wróżek i różdżkarzy dowodzi niezbicie, iż głodu Boga nie da się zagłuszyć, człowiek sam siebie duchowo nakarmić nie zdoła". Inaczej mówiąc, pewnego rodzaju wrażliwości religijnej, tej polegającej na zdolności do przeżywania wrażeń i emocji, nie da się w nas, ludziach, zabić. Także w polskich katolikach.

Tolerancja i wolność słowa

A co z wrażliwością religijną będącą zdolnością do reagowania na bodźce?

Jak już wyżej odnotowałem, nie możemy się pochwalić szczególnie intensywnymi reakcjami na negatywne bodźce, polegające na nadużywaniu, a czasami wręcz profanacji symboli i treści naszej wiary. Nie tylko w Polsce. W porównaniu z przedstawicielami innych wielkich religii jako chrześcijanie, katolicy, jesteśmy tu wyjątkowo "tolerancyjni". Choć trzeba od razu zaznaczyć, że użycie tego słowa w takim kontekście raczej świadczy o jego niezrozumieniu. Brak reakcji na uderzenie w najważniejsze symbole religijne z tolerancją w jej ścisłym znaczeniu nie ma nic wspólnego. To tak, jakby powiedzieć, że ktoś jest tolerancyjny, bo nie zareagował na zgwałcenie swojej żony.

W internecie można znaleźć rezultaty przeprowadzonych dwa lata temu badań dotyczących między innymi kwestii wolności słowa i uczuć religijnych (civicpedia.ngo.pl). Z przeprowadzonych przez CBOS badań w ramach programu World Public Opinion wynika, że większość Polaków uważa, iż wolność słowa jest wartością nadrzędną wobec prawa do ochrony uczuć religijnych. "Badania przeprowadzone w 20 krajach pokazały duże różnice w postrzeganiu roli państwa w ochronie uczuć religijnych obywateli i prawa do wolności słowa, w tym publicznego krytykowania religii" - można przeczytać w internetowej relacji.

Wyniki skłaniają do zastanowienia. Według nich w Polsce 68 proc. obywateli uznaje, że ludzie powinni mieć prawo krytykować publicznie religię, ponieważ powinna panować wolność słowa. Tylko 22 proc. Polaków uważa, że władze powinny mieć prawo karać grzywną lub więzieniem osoby krytykujące publicznie religię, ponieważ taka krytyka może znieważać wiarę. Czy te wyniki znali polscy sędziowie wydający wyroki w sprawach Nergala lub Wojewódzkiego i Figurskiego? Bardzo możliwe.

Sacrum na co dzień

Co ciekawe, badanie wskazuje na większą wrażliwość Polaków w kwestii znieważania religii niż mieszkańców takich krajów europejskich jak Wielka Brytania (81 proc. za ważniejszą uznaje wolność słowa) czy Niemcy (76 proc.), ale nieco mniejszą niż Francuzów (66 proc.). Największą wagę do wolności słowa przywiązują mieszkańcy USA (89 proc. uznaje nadrzędność wolności słowa, a tylko 9 proc. uznaje prawo władz do karania naruszenia uczuć religijnych), Meksyku (81 proc. za wolnością słowa, w stosunku do 12 proc., którzy są za karaniem publicznej krytyki religii), Chile (82 proc. do 11 proc.), Wielkiej Brytanii (81 proc. do 13 proc.) i Hongkongu (81 proc. do 10 proc.). Natomiast dla obywateli państw, w których religią dominującą lub bardzo znaczącą jest islam, oraz dla mieszkańców Indii ważniejsza jest ochrona uczuć religijnych niż wolność słowa (w Egipcie 71 proc. badanych jest za ochroną religii przez władze państwowe łącznie z grzywną lub więzieniem, w Iraku 57 proc., na terenie Autonomii Palestyńskiej 51 proc., w Nigerii 54 proc., w Pakistanie 62 proc., w Indiach 59 proc.).

W tym kontekście konieczne jest zadanie pytania o wrażliwość religijną w reagowaniu na bodźce pozytywne. Mam tu na myśli zwłaszcza szacunek do sfery sacrum, do tego co święte. Zastanowiło mnie, że o ile instrumentalne traktowanie krzyża czy osoby papieża przynajmniej u części polskich katolików wywołało reakcję oburzenia, o tyle okładka profanująca Eucharystię przeszła niemal bez echa. Zdałem sobie sprawę, że być może ta różnica wynika z tego, jak na co dzień traktujemy w Kościele w Polsce Najświętszy Sakrament.

Warto rozmawiać

Gdy napomknąłem o tym w internecie, wskazując na jeden drobny przykład braku poszanowania dla Eucharystii i tego, co jest z nią związane (konkretnie ołtarza), wśród duchownych spotkałem się z bardzo aprobującymi moje obserwacje i sugestie reakcjami.

Myślę, że wielu wiernych świeckich mogłoby osobiście przygotować długą listę przykładów braku wrażliwości religijnej w tak podstawowych kwestiach, jak szacunek do sfery sacrum u księży. Ale w drugą stronę też to zapewne zadziała podobnie.

Jednym z moich najbardziej negatywnych przeżyć związanych z wrażliwością na obecność Chrystusa Eucharystycznego jest ogromny harmider w świątyni wywoływany przez rodziców i gości oczekujących na rozpoczęcie uroczystości Pierwszej Komunii Świętej. Wielokrotnie w życiu byłem jego świadkiem. A także świadkiem ignorowania uwag duchownych na ten temat. Zapewne księża bez trudu ułożyliby wykaz innych dowodów braku wrażliwości religijnej świeckich na tak elementarnym poziomie, jak szacunek do sakramentów i wszystkiego, co z nimi związane.

Jest stara zasada: "Jeśli oczekujesz szacunku, szanuj się sam". Moim zdaniem znajduje ona zastosowanie w kwestii wrażliwości religijnej i szacunku dla świętych znaków oraz symboli. Chyba warto zacząć o tym rozmawiać.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wrażliwość i szacunek
Komentarze (4)
jazmig jazmig
21 października 2011, 16:41
 Czym innym jest krytykowanie religii, a czymś innym obrażanie uczuć religijnych. Gdy w dodatku pod pojęciem krytyki religii większość ludzi rozumie krytykę poczynań niektórych kapłanów, to od razu inaczej rzecz się przedstawia, niż to ksiądz napisał. Jednakże, zanim zajmiemy się stosunkiem ludzi do tych spraw, warto powiedzieć, jak się do tego odnoszą hierarchowie KK. Przecież między nimi nie ma zgody w wielu sprawach związanych chociażby z nadużyciami wobec krzyża na placu przed pałacem prezydenckim w Warszawie. Przed kim rzekomi obrońcy krzyża bronili ten krzyż? Odpowiedż jest oczywista: bronili go przed abp. Nyczem i kapłanami, którzy przyszli, aby w uroczystej procesji przenieść ten krzyż w godne miejsce, w świątyni Pańskiej. Nie przypominam sobie, aby w Gościu Niedzielnym znalazła się przynajmniej jedna notka krytykujące skandaliczne zachowania "obrońców krzyża", którzy nie bronili krzyża, lecz krzyżem chcieli wymusić budowę pomnika Lecha Kaczyńskiego w tym miejscu. Skoro ani jedna katolicka gazeta nie protestowała przeciwko tym skandalicznym zjawiskom, to czemu się ksiądz dziwi, iż wierni obojętnieją na pomiatanie krzyżem i innymi katolickimi symbolami przez bezbożników i satanistów? Ryba psuje się od głowy, zatem najpierw ksiądz w swojej gazecie, a biskupi w komunikacie KEP niech dadzą jednoznaczny wyraz w tych sprawach, a potem można oczekiwać, że i wierni zaczną postępować podobnie.
L
leszek
21 października 2011, 14:21
Dla ciekawości mogę Księdzu zadać zagadkę. Kto jest autorem słów: "Doświadczenie pokazało, jak ważne jest milczenie i rezerwa, gdyż nie było czarownic i czarów, dopóki nie zaczęto o nich mówić i pisać". I od razu rozwiązuję zagadkę: Hiszpański inkwizytor Alonso de Salazar Friar w swoim raporcie napisanym pod wpływem grozy polowania na czarownice w hiszpańskiej prowincji Nawarra w 1612 roku. Zalecam Księdzu pod rozwagę.
L
leszek
21 października 2011, 14:13
Mam wrażenie, że Ksiądz nie bardzo rozumie pojęcie "kultury masowej" i wyciąga stąd błędne wnioski. Fakt, że ludzie oglądają w telewizji program z udziałem Nergala, jest prostym skutkiem faktu, że dużo o tym pisano i komentowano. Natomiast wcale nie oznacza, że ci sami ludzie popierają "wartości" reprezentowane przed tego człowieka. Jeśli o czymś się dużo pisze i gada, to automatycznie przekłada się na wzrost zainteresowania i tzw. "oglądalność". To prawda stara jak świat i nic z tego szczególnego nie wynika. Analogicznie jak fakt, że wyborcy głosowali na partię Palikota jest skutkiem faktu, że ten człowiek jest bardzo medialny i potrafił wzbudzić zainteresowanie, wręcz fascynację mediów swoją osobą i to się przełożyło na efekt wyborczy. To sumtne, ale niestety prawdziwe i to znane nie od dzisiaj, że wygrywa nie to, co dobre i mądre, ale to co bardziej hałaśliwe i skupiające na sobie większe zainteresowanie mediów.
M
Mariusz
21 października 2011, 13:36
Witam! Według mnie na problem wrażliwości na symbole religijne, wszystko to co związane z religią i profanacja tego należy zwrócić uwagę, a nie piętnować i tworzyć nowe waśnie. Bo jeżeli będziemy na takie przykłady jak były podane w tekście artykułu odpowiadać protestami, to w dalszej kolejności może dojść do wojny, między tymi co dopuścili się profanacji, a "obrońcami symboli". A przecież nie o to chodzi, żeby tworzyć NOWE WOJNY. Biorąc przykład Nergala i podartej Biblii, według mnie dobrze się stało, że nie było większych protestów. Dobrze, że wywiązała się dyskusja. Jednak pytam się, GDZIE BYLI KSIĘŻA ? Ich zadaniem było zwrócenie uwagi na kazaniu, dlaczego ta profanacja była zła i wytłumaczenie wraz z podkreśleniem, czym jest Biblia dla katolika - TEGO ZABRAKŁO (PRAWDOPODOBNIE NIE WSZĘDZIE). Trzeba też zwrócić uwagę na ZMIENIAJĄCY SIĘ ŚWIAT. Biorąc za przykład "nasze podwórko" (nasz kraj - Polskę). Coraz więcej osób innej wiary, bądź ateistów jest w społeczeństwie i nie możemy epatować naszymi symbolami religijnymi, podobnie jak te inne grupy. Ponieważ takie epatować naszymi symbolami może ranić tamte grupy, natomiast oni używając swoich symboll ranią nasze uczucia religijne. NOWYCH KONFLIKTÓW NAM NIE TRZEBA. To jest zadanie dla księży by przyłożyli się do swojej pracy i nawracali ludzi, sprawiali, by Ci chcieli być prawdziwymi katolikami. P.S. To jest tylko mały ułamek mojego punktu widzenia w tej sprawie. Problem jest znacznie szerszy i bardziej skomplikowany.