Zadanie i wezwanie: świat chrześcijański!
W obliczu ataku na wartości chrześcijańskie starajmy się, by była między nami jedność, nie można dać się sprowokować. Warto szukać jedności we wszystkim, co jest katolickie: od "Tygodnika Powszechnego" do Radia Maryja. - przekonuje, w rozmowie Izą Murzyn, ks. Ignacy Soler.
Iza Murzyn: Czym jest Opus Dei?
Ks. Ignacy Soler: Kościół Chrystusa jest hierarchiczny i charyzmatyczny. Wiemy, że hierarchia to władza powołana po to, by służyć innym, a władza w kościele jest przekazywana przez sakrament kapłaństwa, w najwyższym stopniu mają ją biskupi. Kościół Chrystusa jest charyzmatyczny, ponieważ kierowany jest przez Ducha Świętego, który udziela swoich charyzmatów, by Kościół zawsze był wierny swojemu Założycielowi, Jezusowi Chrystusowi. Charyzmaty powinny być uznane przez hierarchię, przez Papieża i kolegium biskupów, by wszystko było w porządku.
Od początku podkreślamy, że Opus Dei należy do Kościoła Katolickiego. Z punktu widzenia prawa kanonicznego jest prałaturą personalną Kościoła katolickiego, czyli instytucją należącą do organizacji hierarchicznej kościoła. Założył je w 1928 r. św. Josemaría Escrivá (kanonizowany przez bł. Jana Pawła II w 2002r.). Otrzymał on od Pana Boga charyzmat czyli łaskę, polegającą na przekazywaniu innym, że praca i zwykłe okoliczności są okazją do spotkania z Bogiem, do służenia innym i do relacji społecznych. Równocześnie, młody kapłan wówczas, wiedział, że musi założyć konkretną organizację w Kościele. Hierarchia Kościoła potwierdziła to definitywny erygując Dzieło jako pierwszą prałaturą personalną w 1982 r. już po śmierci założyciela.
Dlaczego Dzieło budzi (nawet dzisiaj) tyle kontrowersji?
Szczerze mówiąc do końca nie wiem, mimo że już jestem ponad czterdzieści lat w Dziele i ponad trzydzieści lat kapłanem inkardynowanym w Prałaturze Opus Dei (inkardynacja - przypisanie duchownego do konkretnej diecezji lub zgromadzenia zakonnego - red.). Przepuszczam, że kiedy proponuje się katolikom świeckim duchowość wymagającą i w gruncie rzeczy bardzo radykalną (tak jak u początków chrześcijaństwa) to może być przyczyną różnych reakcji. Jedno jest pewne: Opus Dei ma charakter boski. Zostało założone z natchnienia Boga. Równocześnie jest ono instytucją tworzoną przez ludzi, a tam gdzie są ludzie są i błędy. Rzeczy nie do końca jasne, słabości właściwe dla każdego człowieka…
O błędach i słabościach mówimy niechętnie… jednak ciężko tylko w nich widzieć źródło złej opinii.
Zdarzały się sytuacje, w których ktoś kto odchodził z Dzieła usłyszał od dyrektora ośrodka: "zastanów się, co robisz, ponieważ w zagrożeniu jest twoje wieczne zbawienie". Oczywiście, że takie rozumowanie jest nie do przyjęcia: człowiek z całą wolnością wstępuje do Dzieła i trwa w nim cały czas dzięki tej samej wolności. Nie można nikogo zmuszać do trwania w Opus Dei, sugerując, że może pójść do piekła. Rzeczywiście to był błąd tego konkretnego człowieka , który bez wątpienia intencję miał dobrą. Chciał, by osoba trwała przy swojej pierwszej decyzji.
Opus Dei stało się inspiracją dla reżyserów, pisarzy. Jednak nie zawsze pokazywali oni Dzieło w dobrym świetle - w przeciwieństwie do “There Be Dragons". Nowy film Roland Joffé to koniec czarnej legendy?
Każda instytucja kościelna, tak samo jak sam Kościół, jeżeli jest wierna swojemu charyzmatowi, będzie prześladowana. Chrystus cierpiał, więc Jego uczniowie muszą naśladować Mistrza. W “There Be Dragons" Opus Dei jest pokazane w niewielkiej części filmu, ale bez wątpienia pierwszy raz w dobrym świetle. Myślę, że większe znaczenie miał film i książka "Kod da Vinci". Tam wypaczenie obrazu Chrystusa idzie w parze w wypaczeniem Dzieła. "Kod da Vinci" sprowokował więcej otwartości, ze strony Dzieła, w swoim działaniu, w swoich ośrodkach, w życiu swoich członków. Nie mamy, przecież nic do ukrycia, nie mamy żadnych tajemnic. To tylko dyskrecja właściwa każdemu domu rodzinnemu.
Wróćmy jednak do obrazu Joffé. "To film w 100 procentach o humanizmie. Pokazywaliśmy go ludziom wierzącym, ateistom, Azjatom, Amerykanom, Afrykanom i Europejczykom. Dotknął serca wszystkich ludzi - powiedział producent filmu Ignacio Gómez Sancha. Jakie emocje w Księdzu wywołał “There Be Dragons"?
Obejrzałem film i kiedy projekcja się skończyła, powiedziałem cicho, jakby tylko dla siebie: mama mia, jaki ciężki film! Może osobiście oczekiwałem więcej od reżysera "Misji". Akcja, muzyka, zdjęcia nie są zawsze, według mojej opinii, na wysokim poziomie. Natomiast postać założyciela zafascynowała mnie. Wydaje mi się, że taki właściwie był: radosny, normalny. Człowiek modlitwy i akcji. Bardzo mi się podobała kreacja Charliego Cox'a. Również postacie ludzi blisko związanych z założycielem były bardzo dobre. Natomiast wprowadzenie fikcyjnej postaci Manolo i kobiety pomagającej przy wojsku republikańskim wydawało mi się zbędnym zabiegiem. Więc, uczucia mieszane. Chciałbym, by film był wielki, podobny do "Misji" i miał sukces również kasowy. Warto go obejrzeć. Postać księdza katolickiego jest bardzo dobrze ujęta. Mam nadzieję, że uda się przynajmniej pokryć koszty realizacji… może to będzie taki mały cud św. Josemaríí - za to że bardzo dobrze w nim wypadł.
Od 1994 roku mieszka Ksiądz w Polsce, patrzy na nią, apostołuje, rozmawia z ludźmi i spowiada. Jak nasz kraj wygląda w oczach hiszpańskiego Kapłana?
W 1991 r. zaproponowano mi wyjazd do Japonii, Polski lub Nigerii. Odpowiedziałem wówczas, że oczywiście jestem dyspozycyjne, ale wolałbym zostać w Madrycie. Miesiąc później troje kapłanów z Dzieła, pracujących w Hiszpańskiej stolicy, pojechali do tych krajów. Ucieszyłem się, że to nie byłem ja, jednak w lutym 1994 roku padła konkretna propozycja, by pojechać do Polski. Zacząłem zastanawiać się nad tym jeszcze raz. To, co mnie przekonało, to perspektywa wyjazdu do ojczyzny Jana Pawła II. Z całkowitą wolnością zdecydowałem się. Teraz codziennie dziękuję Panu Bogu, że mam możliwość prowadzić pracę duszpasterską w Polsce.
Polska nauczyła mnie wielu rzeczy. Mimo że w momencie przyjazdu miałem duże doświadczenie duszpasterskie. Nie oszukujmy się: polskie realia, chociaż trochę podobne do Hiszpańskich, są inne. W każdym miejscu trzeba starać się żyć modlitwą, umartwieniem. Nie można pozwolić, by rutyna wkradła się w służbę Bogu i ludziom.
To, co najbardziej zwróciło moją uwagę w tym kraju, to aktywne duszpasterstwo prowadzone w parafiach. Kościół w Polsce ma zawsze coś do ofiarowania wiernym: Kolenda, rekolekcje adwentowe i wielkopostne, gorzkie żale i piękna liturgia wielkiego tygodnia. Nabożeństwo majowe, do serca Jezusa w czerwcu i różańcowe w październiku. Pielgrzymki do Częstochowy w sierpniu. Odpusty z możliwością spowiedzi. Kolejki do spowiedzi, tak jak kałuże na ulicy, przypominają mi moje dzieciństwo! Zamknięte rekolekcje. Kult dla zmarłych i zwiedzanie cmentarzy w listopadzie. Piękna Liturgia, dobre śpiewy, ogromna praca z młodzieżą. Podczas mojego sześcioletniego pobytu w Krakowie byłem pod wrażeniem pracy apostolskiej prowadzonej przez zakonników, szczególnie przez dominikanów, franciszkanów i jezuitów. Seminaria pełne kleryków z bardzo dobrą formacją duchową i intelektualną. Jednym słowem, Kościół w Polsce nie czeka spokojnie, by ludzi przyszli do niego, ale wychodzi na spotkanie z konkretnym człowiekiem.
Kilka miesięcy temu na łamach Rzeczpospolitej wyraził Ksiądz swój podziw "nad siłą oraz żywotnością polskiego Kościoła". Czy rzeczywiście nie grozi nam laicyzacja? W kontekście wyroku gdyńskiego sądu w sprawie Nergala i decyzji warszawskiego sądu, że szydzenie z krzyża przez dziennikarzy Wojewódzkiego i Figurskiego było "kreacją artystyczną" laicyzacja wydaje się faktem, nawet nie zagrożeniem.
Jestem przekonany, że siła Kościoła w polskim społeczeństwie ciągle rośnie. Nie mam na myśli tutaj porównania z innymi krajami europejskimi. Wystarczy czytać gazety, oglądać wiadomości w telewizji publicznej czy prywatnej, zerkać do najważniejszych portali internetowych, a ciągle tematy związane z Kościołem Katolickim są na pierwszym planie. Nie oszukujmy się, najgorsza rzecz to obojętność, to brak informacji o tematach pozytywnych czy negatywnych. Wiadomości związanych z wiarą katolicką. Wiara ciągle formuje życie w polskim społeczeństwie.
Czy laicyzacja grozi? Ewidentnie tak. Polska jest otoczona krajami, które bardzo oddaliły się od swoich chrześcijańskich korzeń. Uważam, że trzeba na to reagować.
W jaki sposób?
Przede wszystkim musimy dostrzegać to, co dobre i rozpowszechniać to. Na przykład, na początku października odbył się 2. Międzynarodowy Kongres Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, gdzie uczestniczyło ponad dwadzieścia tysięcy osób. To dopiero dobra wiadomość! W obliczu ataku na wartości chrześcijańskie starajmy się, by była między nami jedność, nie można dać się sprowokować. Warto szukać jedności we wszystkim, co jest katolickie: od "Tygodnika Powszechnego" do Radia Maryja. Musimy zawsze stanowczo potępiać zło i równocześnie szanować drugiego człowieka. Powinniśmy odróżniać grzech od grzesznika. Ewangeliczne polecenia "nadstawiać drugi policzek" oznacza, że nie wolno nam odpowiadać na zło złem, na obelgę obelgą.
W jaki sposób świeccy katolicy powinni bronić Kościoła w przestrzeni publicznej? Protesty wydają się nieskuteczne. Czy są w ogóle do tego powołani?
Musimy też pamiętać o tym, że w wielu sprawach to nie biskupi mają zabierać głos, ale odważni ludzie świeccy. Kiedy pod koniec lat sześćdziesiątych zespół The Beatles stwierdził, że jest bardziej znany niż Jezus Chrystus, całe amerykańskie społeczeństwo zareagowało na to bluźnierstwo. Anulowano koncerty, bojkotowano imprezy, spadła sprzedaż albumów. W efekcie członkowie zespołu zareagowali i poprosili o... przebaczenie. Funkcjonujemy w systemie demokratycznym, który nie jest doskonały, ale ma swoje zalety. Kiedy ktoś obraża uczucia religijne, trzeba reagować używając wszystkich narzędzi, które daje nam demokracja: idąc do sądu, bojkotując reklamowane produkty, itp.
W Polsce powstało sporo oddolnych inicjatyw. Myślę teraz o różnych stowarzyszeniach jak 3plus, Twoja Sprawa, Akademia Familijna, Mama i tata czy inne. Ta ostania - pod hasłem "Cała Polska broni dzieci!" - opublikowała dossier, w których bardzo wyraźnie było widać, jaka jest strategia grup homoseksualnych, jak działają przeciw prawdzie, wolności i demokracji. Trzeba rozpowszechniać prawdę o rodzinie i płciowości człowieka. Możemy czytać w tym dokumencie: "Głośna była sprawa rządowego dochodzenia w madryckim szpitalu Carlosa II w 2008 roku, które wszczęto po tym, jak można w nim było otrzymać 53-stronicowy poradnik dotyczący chorób wenerycznych zatytułowany "Młodzież i AIDS. Pytania i odpowiedzi". Broszura przytaczała fakty, ukazujące akty homoseksualne jako zagrożenie dla zdrowia. Powoływano się w niej na badania naukowe, wskazujące że "homoseksualizm i heteroseksualizm nie są porównywalne z perspektywy zdrowia. Homoseksualistów cechuje większa rozwiązłość seksualna, co skutkuje problemami emocjonalnymi i fizycznymi. Homoseksualizm częściej powiązany jest z chorobami wenerycznymi i zaburzeniami psychicznymi, takimi jak niepokój, depresja. Jest konieczne, by rozumieć i pomagać osobom w nawykach homoseksualnych. W zakresie w jakim to jest możliwe należy pomagać im w leczeniu zaburzeń zachowania".
Wierni świeccy powinny bardzo aktywnie i pozytywnie działać. Nie mogą ograniczać się tylko do protestów. Chcąc bronić w społeczeństwie polskim korzeni chrześcijańskich, należy przede wszystkim dbać o rodzinę, o jedność małżeństwa, o wychowanie dzieci i młodzieży w domu i w szkole. Trzeba walczyć w parlamencie, by ustawodawstwo było sprawiedliwe i broniło życia, w mediach by wartości ludzkie i chrześcijańskie zawsze miały głos, w świecie ekonomii i handlu by nie tylko zysk był jedynym kryterium postępowania. Podobne postawy muszą być obecne we wszystkich innych środowiskach. To jest dopiero zadanie i wezwanie: świat chrześcijański!
Ks. dr Ignacy Soler - pochodzi z Alcañiz, w Hiszpanii. Ukończył studia matematyczne na Uniwersytecie Complutense w Madrycie. Stopień naukowy doktora nauk teologicznych uzyskał w 1983 na Uniwersytecie Navarry w Pamplonie. W 1981 został wyświęcony na kapłana prałatury personalnej Opus Dei. Od 1994 mieszka i prowadzi działalność duszpasterską w Polsce.
Skomentuj artykuł