Wiara została sprowadzona do moralności i do wypełniania przykazań

Fot. sliper84/depositphotos.com

"Nie wszystko, co człowiek w życiu robi, jest moralnie czyste - wszyscy jesteśmy grzeszni i upadamy, ale nie zawsze to, co było złe, okazuje się złe w swoich skutkach. Czasem Bóg dopuszcza upadek" - pisał Włodzimierz Zatorski OSB w książce "Droga człowieka".

Wiara czy moralność?

Religijność zazwyczaj kojarzona jest z moralnością, to znaczy z właściwym postępowaniem. Niewątpliwie chrześcijaństwo jest religią miłości, czyli żywej relacji osobowej. Właściwie jedyne przykazanie, jakie nam pozostawił Pan Jezus, to przykazania miłości Boga i bliźniego. Miłość natomiast musi się wyrazić czynem, właściwym postępowaniem w odniesieniu do Boga i do bliźniego i na tym opiera się moralność zajmująca się ludzkim postępowaniem. Mówi ona jak postępować, określa, co jest dobre a co złe w ludzkim działaniu.

Kiedy jednak akcent zostaje postawiony na samych zasadach postępowania, z zapomnieniem, że chodzi w nich o realizację miłości, więzi osobowej, która nie redukuje się do właściwego zachowania, ale prowadzi do pełnej komunii osób, sama moralność zaczyna ciążyć i traci swój sens. Wydaje się, że w naszym Kościele zachodnim od czasów średniowiecza położono akcent właśnie na moralności z jednoczesnym zaniedbaniem wprowadzania człowieka w misterium Boga obecnego w życiu, szczególnie w sakramentach.

Starożytna katecheza poza zapoznaniem katechumenów z podstawowymi prawdami wiary i zasadami życia moralnego, prowadziła tak zwaną katechezę mistagogiczną. Miała ona wprowadzać nowo ochrzczonych w życie sakramentalne w całej świadomości tego, co ono oznaczało. Niestety później katecheza mistagogiczna została zaniechana i katecheza została sprowadzona do przekazania najbardziej podstawowych prawd wiary i zasad życia moralnego. Od tego czasu zasadniczy nacisk w życiu religijnym położono na wypełnianie przykazań, starając się je bardzo precyzyjnie interpretować. W ten sposób religia została w potocznym odbiorze sprowadzona do moralności.

DEON.PL POLECA

Największa współczesna herezja

W okresie oświecenia wystarczyło wyeliminować z tak przeżywanej wiary „zbędne założenie istnienia Boga”, jako podstawy moralności, aby powstał w ten sposób humanizm oświeceniowy. Wydaje się, że ten humanizm stanowi największą współczesną herezję. Najgroźniejsze w niej jest to, że koncentrując się na samym czynie i jego ocenie, nie uwzględnia całej historii zbawienia konkretnego człowieka.

Nie wszystko, co człowiek w życiu robi, jest moralnie czyste – wszyscy jesteśmy grzeszni i upadamy, ale nie zawsze to, co było złe, okazuje się złe w swoich skutkach. Czasem Bóg dopuszcza upadek, bo jedynie w ten sposób może człowiekowi pyszniącemu się swoją porządnością uświadomić jego grzeszność i potrzebę Bożej łaski. Człowiek pokonany przez własną słabość uczy się pokornego przyjmowania pomocy. Bywa, że jedynie w ten sposób człowiek jest w stanie otworzyć się na Boga żywego. Tak właśnie było z synem marnotrawnym. Faryzeizm, czyli pragnienie osiągnięcia zbawienia przez własne „dobre” czyny, stale pozostaje największym zagrożeniem dla religii i to nie tylko żydowskiej, ale i chrześcijaństwa. Pan Jezus, przychodząc na świat, mówi o sobie, że jest lekarzem i przychodzi do tych, którzy się źle mają:

Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników (Mk 2,17).

Skoncentrowanie na moralności wiąże się z potrzebą precyzyjnego określenia wartości moralnej czynu. Bóg nie dał nam takiego precyzyjnego kodeksu prawnego. Trzeba więc go samemu tworzyć. Robili to faryzeusze, z którymi się spotykał Pan Jezus. Starali się oni wciągnąć Go nawet w dyskusje na temat właściwych ocen poszczególnych przykazań i ich wzajemnych relacji. Pan Jezus nie wchodził w te dyskusje, pozostawiając nam tylko jedną wypowiedź w tej materii. Na pytanie o największe Boże przykazanie odpowiedział:

Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy (Mt 22,37–40).

W ten sposób właściwie zostawił nam jedynie te dwa przykazania, a właściwie mówiąc, jedno przykazanie o dwóch wymiarach. W ich świetle poleca odczytywać wszystkie inne, jakie znamy z Pisma Świętego.

Kiedy od spotkania z Bogiem ważniejsza staje się wykładnia prawdy wiary i moralności

Nieodparta chęć precyzowania wartości moralnej rozmaitych czynów ostatecznie powoduje, że człowiek sam zaczyna orzekać, co dobre a co złe i w jakim stopniu. Prowadzi to do różnic w ocenach, a to pociąga za sobą nieustanne dyskusje, które w efekcie grożą relatywizmem. W odpowiedzi na rozbudzone dyskusje powstałe po Drugim Soborze Watykańskim odnośnie do całej teologii, w tym teologii moralnej, pojawia się tendencja do kurczowego trzymania się dawnych zwyczajów i sposobów oceny i nadawania im w ten sposób wartości quasi-sakralnej. W takim podejściu od żywego spotkania z Bogiem i człowiekiem ważniejsza staje się wykładnia prawdy wiary i moralności. Zapomina się o podstawowej metafizycznej zasadzie: agere sequitur esse, to znaczy, że działanie, czyn wyrasta z istnienia, z głębi tego, kim jest ten, który działa. Skoncentrowanie się na samym działaniu prowadzi do zagubienia własnej tożsamości, a często jest wyrazem ucieczki w aktywizm i chęci zasłużenia sobie na zbawienie na zasadzie: „coś za coś”. Nadmierny aktywizm wydaje się przyczyną największego dzisiejszego kryzysu w chrześcijaństwie zachodnim. Jest wielu ludzi znakomicie pracujących na rzecz Kościoła i biednych, wielu działaczy, ale niewielu ludzi prawdziwie zakorzenionych w Bogu, którzy mogliby prowadzić innych do żywego spotkania się z Nim.

Na szczęście we współczesnej teologii moralnej dostrzega się konieczność wyjścia od uświadomienia prawdziwej tożsamości chrześcijanina. Szczególną drogą do jej odkrycia i jednocześnie do spotkania Boga żywego są sakramenty, które są misterium budowania swojej tożsamości w najgłębszym sensie, przez zakorzenienie w samym Bogu.

Fragment książki „Droga człowieka”

Włodzimierz Zatorski OSB – urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Do klasztoru wstąpił w roku 1980 po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pierwsze śluby złożył w 1981 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Założyciel i do roku 2007 dyrektor wydawnictwa Tyniec. W latach 2005–2009 przeor klasztoru, od roku 2002 prefekt oblatów świeckich przy opactwie. Autor książek o tematyce duchowej, między innymi: “Przebaczenie”, “Otworzyć serce”, “Dar sumienia”, “Milczeć, aby usłyszeć”, “Droga człowieka”, “Osiem duchów zła”, “Po owocach poznacie”. Od kwietnia 2009 do kwietnia 2010 przebywał w pustelni na Mazurach oraz w klasztorze benedyktyńskim Dormitio w Jerozolimie. Od 2010 do 2013 był mistrzem nowicjatu w Tyńcu. W latach 2013-2015 podprzeor. Pełnił funkcję asystenta Fundacji Opcja Benedykta. Zmarł 28 grudnia 2020 r.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wiara została sprowadzona do moralności i do wypełniania przykazań
Komentarze (6)
AK
~Andrzej K
30 grudnia 2021, 07:56
całkowicie zgadzam się z autorem. W niebie jest tylko miłość a nie zasługi. Nie jest dobrze kiedy wykonujemy dobre uczynki z zaciśniętymi ze złości zębami (bo tak mi kazali) .
SB
~stan BB.
30 grudnia 2021, 16:08
skąd autor jest przekonany, że w niebie jest tylko miłość, a nie zasługi? skąd takie objawienie? a kwestia, samej etyki, jej ważności, a potem ofiary, męczeństwa, świętości, chórów anielskich, a z drugiej strony patrząc, kwestia potępionych i piekła, to wszystko się nie zgadza z tezą Andrzeja K. - moim zdaniem. Taka teza jak wyżej, to protestantyzm. Jeśli rozmawiam z protestantem, to rozumiem. ps. dobrych uczynków - co do ich istoty, nie można wykonać z zaciśniętymi pięściami, zatem co to za teza autora, że ktoś tak tutaj twierdzi, że można? Nikt tego tu nie powiedział, zatem zarzut chybiony, pozdr
SN
Stanibor Nowak
31 grudnia 2021, 18:13
Dobrych uczynków nie można wykonywać z zaciśniętymi pięściami? Ewangeliczny Jezus raczej mocno trzymał biczyk w dłoni atakując straganiarzy. Stary Testament pełny jest okrucieństwa i wykonywania przerażających poleceń rzekomo pochodzących od Jahwe. Mamy okres świąteczny. Raczej legendarny, a nie historyczny żyjący w starożytności św. Mikołaj zasłynął z uderzenia heretyka Ariusza na soborze. Znany, ale niekoniecznie lubiany Prałat Kneblewski na youtube wręcz tłumaczy, że uderzenie heretyka pięścią było aktem ... nadstawiania drugiego policzka. Historia KK pełna jest przemocy, getto i anatema - mury i klątwy były podstawowymi narzędziami funkcjonowania przez stulecia.
SN
Stanibor Nowak
29 grudnia 2021, 23:37
Nie tyle wiara co religia. Zakładam, że czasami redaktorzy-księża czytają komentarze. Jestem ciekawy czy osobiście przestrzegają zasad swojej religii, a w przypadku odstępstwa od nich szczerze żałują, pokutują i zmieniają swój styl życia na "właściwy". A może raczej trwają przyklejeni do KK i zakonu siłą przyzwyczajenia. Jezus ewangeliczny dał nam 1 przykazanie? Sam mówił, że nie należy zmieniać prawa mojżeszowego co wskazuje, że był gorliwym wyznawcą starotestamentowego judaizmu bliskim Faryzeuszom (niesłusznie ukazywanym w Nowym Testamencie jako symbol zakłamania). To co KK rozumie pod pojęciem "miłości bliźniego" jest czymś zupełnie innym co ludzie instynktownie, intuicyjnie odbierają jako miłość. Język eklezjalny jest wrogi językowi naszej cywilizacji, często zachodzą sprzeczności już na poziomie podstawowych pojęć, mówił i pisał o tym m.in. Tomasz Polak.
GD
~Gisela Dec
31 grudnia 2021, 10:43
Zgodzę się z S.N. Podam 1 przykład, choćby Józefa - MĘŻA Maryi. NT mówi o nim MĄŻ Maryi, ale kler używa określenia "oblubieniec" Maryi , co nie jest zgodne z prawdą. Przecież MĄŻ to nie to samo co oblubieniec. W ten sposób mącą ludziom w głowach. Ale nikt się nawet nad tym nie zastanawia. Wszyscy powtarzają to samo jak bezmózgie roboty. A wystarczy się trochę zastanowić..
SB
~stan BB.
29 grudnia 2021, 07:45
nie zgadzam sie z tezami autora, to błędne modernistyczne - moim zdaniem podejście, uderzające w tradycję Kościoła katolickiego. bowiem: Chr. Pan ciągle ganił faryzeuszy i uczonych w prawie, chociaż z nimi też często miał do czynienia na ucztach i w świątyni.., czyli spotykał się..., o czym chce mówić i suponować autor, że dziś o tym zapominamy, tj. o spotkaniu z samym Chrystusem (wiara, miłość). Miłość to też uczynek, odpowiedź na miłość objawienia się Boga. Zatem ich grzech największy Chr. Pan widział w oddzielaniu religii, i kultu od moralności... (oszukiwanie i zarabianie na kulcie świątynnym), dziś nam proponuje się tu to z czym walczył sam Chr. jako grzechem w Ewangelii, tj. co do zasady - oczywiście. i to moim zdaniem wielki błąd!. pozdr.