"Właśnie dlatego nigdy nie zwiążę się z niewierzącym"

(fot. shutterstock.com)
Monika Chrzanowska

Miłość polega między innymi na szacunku i akceptacji poglądów drugiego człowieka. Stąd wynika, że w związku nie możemy starać się zmienić kogoś wedle swoich upodobań.

Dobierając się w pary, zwracamy uwagę na zainteresowania, wykonywaną pracę, wygląd, a przede wszystkim na system wartości moralnych.

Nie ma dwóch identycznych osób. Wszyscy w pewnym stopniu się od siebie różnimy. Według mnie - dwudziestoletniej studentki - związek z ateistą nie miałby dla mnie przyszłości.

Dlaczego tak otwarcie o tym mówię? Oto pięć powodów:

1. Bo... jest ateistą

Dla mnie wiara = życie. Nie wyobrażam sobie dnia bez modlitwy. Dnia, w którym nie miałabym z kim porozmawiać o Bogu i tego, jak wciąż odkrywam swoją wiarę. Miałam kiedyś bardzo dobrego przyjaciela. Rozumieliśmy się pod każdym względem. Był dla mnie jak brat, ale nie jak potencjalny kandydat na drugą połówkę. Dlaczego? Poróżniło nas zdanie na temat wiary. Po roku znajomości on powiedział mi, że jest osobą niewierzącą. To był dla mnie niemały szok.

Osoba, która jest bliżej niż którykolwiek z moich znajomych, nagle mówi mi, że według niego Bóg nie istnieje. To było równoznaczne z tym, że w momencie, gdy dzielę się z nim doświadczeniami z ostatniego spotkania we wspólnocie - on wcale mnie nie rozumie i, co gorsza, nie chce mnie zrozumieć? Z czasem przygotowania do Światowych Dni Młodzieży nabierały w siłę. Żyłam tym. Wtedy on zaczął oddalać się ode mnie. Wciąż poświęcałam mu większość swojego wolnego czasu, jednak nie było dla niego zrozumiałe to, że przygotowuję się do przyjazdu papieża.

To doświadczenie uświadomiło mi, że związek z nim jest dla mnie nierealny. Owszem dzielenie się swoim świadectwem wiary to piękna forma ewangelizacji. Jednak w momencie, gdy rozpoczynałam temat wiary widziałam, że on "wyłącza się". Mimo wielu prób i sposobów dotarcia do niego, straciłam nadzieję, że on cokolwiek z tego rozumie.

Ale czy należy uogólniać? Czy związek z jakąkolwiek osobą niewierzącą będzie dla mnie niemożliwy? Gdy myślisz o tym, warto sobie przypomnieć, że przecież nasze życie to nie tylko wiara! Przecież tematów do rozmowy są miliony. W dialogu z drugim człowiekiem nie możemy zamykać się tylko i wyłącznie na tematy związane z życiem duchowym i od tego życia uzależniać, czy będziemy w stanie z kimś być czy nie. Taka relacja, która opiera się wyłącznie na związku duchowym, może szybko wyjść spoza kontroli i przez to stać się toksyczna. Będąc w związku, na nowo odkrywamy swoje zainteresowania i tak samo może być z wiarą. Jeden może ją odkrywać, a drugi po prostu nie odczuwa takiej potrzeby. Tak naprawdę kluczem jest szacunek względem drugiej osoby, jej przekonań i tego, co dla niej ważne. Jeśli jesteś katoliczką, ale nie szanujesz tego, że ktoś jest niewierzący (np. na siłę ciągnąc swojego wybranka do Kościoła lub zmuszając do odmawiania nieszporów), to nie ma sensu próbować związku z ateistą. Ale... to tak naprawdę twój problem z pojmowaniem "przywiązania do wiary", nie jego.

2. Bo ma inny system wartości

Żeby było jasne - nie jestem typem katoliczki, która chodzi w golfie i spódnicach po kostki, w ogóle się nie maluje itp.. Jestem po prostu kobietą, która zna swoją wartość. Jak już wcześniej wspomniałam, w życiu kieruję się wiarą, stąd też wynika mój system wartości. Zaraz po trwaniu przy Bogu stawiam szacunek do drugiego człowieka, uczciwość, odpowiedzialność, samodyscyplinę, sprawiedliwość i poczucie humoru. Dlatego wybierając mężczyznę, z którym chciałabym spędzić resztę życia, kieruję się właśnie tymi wartościami. Tak samo, jeśli chodzi o kwestię czystości przedmałżeńskiej. Jest to dla mnie bardzo ważna kwestia, stąd też jestem przekonana, że wierzący mężczyzna prawdopodobnie prędzej uszanuje moje zdanie niż ktoś, kto nie znajduje w tym żadnej wartości.

Jedni wyżej stawiają sobie samodyscyplinę, a innych podziwiamy za niebywałą wrażliwość i wyrozumiałość. Różnimy się od siebie, ale... to jest właśnie piękne. Przecież gdybyśmy byli identyczni, to świat umarłby z nudów. Nikt nigdy nie będzie w związku z identyczną osobą i choć będziecie zgodni co do najważniejszych spraw, to już po paru tygodniach razem pojawią się kwestie, które was podzielą. I to nawet jeśli jesteście katolikami z tej samej parafii. Od was zależy co zrobicie z tym, co was dzieli - czy uda wam się ominąć pułapki egoizmu i znaleźć drogę do porozumienia czy nie. Niewiara nie ma tu nic do rzeczy.

A co do kwestii czystości - niewierzący też szanuje swoje ciało. Tu zbyt wielu katolików błądzi - uważają, że tylko oni wiedzą o tym, że szacunek do ciała wpływa na naszą psychikę, że tylko oni wiedzą, jak ważna jest czystość przedmałżeńska. To nie jest odkrycie przeznaczone tylko i wyłącznie wierzących.

3. Bo nie pójdzie ze mną na mszę

Niedziela, to dla mnie dzień wyciszenia. Zaczynam ją od Mszy Świętej, później jem obiad w rodzinnym gronie, a później po prostu spędzam czas z najbliższymi. Innymi słowy: tak jak w większości polskich rodzin. Będąc we wspólnocie młodzieżowej, bardzo ceniłam sobie wspólne Msze. Moment, w którym wszyscy dziękowaliśmy Bogu za sakrament komunii, zawsze powodował we mnie wzruszenie. To jest coś, czego chciałabym doświadczać jak najczęściej. Tak, również ze swoim mężem, narzeczonym i chłopakiem. Znam pary, w których mężczyzna jest ateistą, ale chodzi ze swoją wybranką do kościoła. Jednak jego przebywanie tam jest wyłącznie aktem poświęcenia się dla niej. Ona w tym momencie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dla niego to tylko (ewentualnie) podziwianie fresków i obserwowanie ludzi. Przez to oboje mogą pewnie odczuwać niemały dyskomfort.

Ale czy jest to powód, by zrezygnować z chodzenia lub małżeństwa z kimś niewierzącym? Podobnie jak w przypadku wartości i religii, w które wierzycie, temat niedzielnej Mszy czy codziennej modlitwy będziecie musieli ze sobą przegadać, przynajmniej jeśli poważnie podchodzicie do swojego związku. Jeśli dla niewierzącego chłopaka równie ważne będzie co tygodniowe wychodzenie na mecz lub na "siłkę", to być może też dam się przekonać i będę chciała mu towarzyszyć (choć oglądanie meczu piłki nożnej nie przynosi mi radości).

4. Bo nie będzie ślubu w kościele

Ślub to dzień niezwykły zarówno dla kobiety, jak i dla mężczyzny. To dzień, w którym młodzi przyrzekają sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską aż do końca swojego życia. Co w momencie, gdy jedna ze stron jest niewierząca? Można żyć tylko ze ślubem cywilnym, ale osoba wierząca będzie przez długi czas odczuwała pustkę, którą wypełnić może tylko Bóg. Wiadomo, nikogo nie zmusimy do ślubu kościelnego, bo to naruszenie jego wolności. Z drugiej strony pojawia się kwestia, czy faktycznie to on nie narusza mojego wyznania. W życiu katolika wiara powinna być obecna na wielu płaszczyznach życia, także tego małżeńskiego. Czy będę mogła żyć w pełni tą wiarą z osobą niewierzącą?

I znów, wszystko zależy od głębi waszej relacji. Od tego, jak naprawdę ty i twój partner pojmujecie swoją wiarę lub niewiarę. W miłości chodzi przecież o to, by przekraczać siebie w wychodzeniu do drugiego człowieka, wyrzekać się swojego egoizmu i - wzorem Jezusa - ofiarowywać siebie. Małżeństwo nie polega tylko na wspólnym wychodzeniu z sobą do kościoła. Co do ślubu - możecie wziąć ślub w kościele, nawet jeśli jedno z was nie jest katolikiem, choć jest z tym trochę formalności.

5. Święta - dzień dawania sobie prezentów czy wspomnienie narodzin Jezusa?

Ze świętami Bożego Narodzenia nie mam za dobrych wspomnień. Kojarzą mi się głównie z wymuszonym składaniem sobie życzeń i zmienianiem słów kolęd tylko po to, by kogoś ośmieszyć. Właśnie tego obawiam się wchodząc w relację z ateistą. Boję się, że on będzie lekceważył moje chodzenie na pasterkę czy czynne uczestniczenie w Triduum Paschalnym. Ta sytuacja może odnosić się również do życia w jednym domu. Krzyżyk na ścianie, czy obrazek świętej rodziny może szczególnie przeszkadzać osobie niewierzącej, ja jednak nie wyobrażam sobie mieszkania bez wizerunku Chrystusa w domu.

Jak już wcześniej wspominałam - różnimy się od siebie. Tak więc są osoby niewierzące, ale szanujące wyznanie innych. Nie zapominajmy o tym! Tak samo katolicy są tolerancyjni względem innych wyznań. Nie możemy wychodzić z założenia, że skoro ktoś jest niewierzący, to na pewno lekceważy innych. Takie myślenie może prowadzić nas do zguby i mówi raczej o tym, że mamy problem z własną wiarą.

Uważam, że ustalenie pewnych zasad i umiejętność podejmowania kompromisu to uniwersalny przepis na stworzenie zgodnego związku. Owszem, problemy zawsze będą się pojawiać, bo związek idealny po prostu nie istnieje. Sęk tkwi w tym, by wspólnie i odpowiednio je rozwiązywać.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Właśnie dlatego nigdy nie zwiążę się z niewierzącym"
Komentarze (17)
MZ
~Marta Zajączkowska
13 listopada 2022, 19:08
Wszystko zależy od ludzi co jest dla nich ważne i w jakim stopniu są gotowi na kompromisy. Ja jako niekoscielna nie miałabym problemu ze ślubem i chrztem dziecka pod warunkiem że wierząca połówka bierze religijność dziecka na siebie a ja mam tylko nie przeszkadzać. Z drugiej strony nie chciałabym żeby moje nastoletnie dziecko było zmuszane do praktyk religijnych jeśli tego nie chce. Co do kościoła mogłabym czasem pójść. Ale też nie rozumiem dlaczego wierząca połówka chce iść koniecznie że współmałżonkiem a nie samemu. Jest jedna rzecz której bym nie przełknęła - zakaz antykoncepcji. To dla mnie nie do przejścia
MN
~Magdalia N.
7 maja 2021, 10:36
Artykuł pisany z perspektywy dziecka lub nastolatka (w moim odczuciu). Czytając odnosiłam wrażenie, że autor oczekuje od współmałżonka potwierdzania jego wizji świata, życia, rozumienia, wspólnego doświadczenia. Są to żądania wobec drugiej strony nieuzasadnione i zbyt obciążające, bo dlaczego ktoś ma być dla nas lustrem? Dojrzała emocjonalnie osoba nie potrzebuje tych rzeczy i nadal czerpie ogromną radość z relacji.
AL
Alberto LN
14 lutego 2019, 09:21
Jeszcze to, trochę wczesniej: Pozostałym zaś mówię ja, nie Pan: Jeśli któryś z braci ma żonę niewierzącą i ta chce razem z nim mieszkać, niech jej nie oddala!  Podobnie jeśli jakaś żona ma niewierzącego męża i ten chce razem z nią mieszkać, niech się z nim nie rozstaje! Ale tu raczej mowa o tych, który już są w związku.
AL
Alberto LN
14 lutego 2019, 09:16
Sprawa nie jest tak jednoznaczna. Jeżeli chodzy o Piśmo Swięty, też mamy I list do Korintian: Uświęca się bowiem mąż niewierzący dzięki swej żonie, podobnie jak świętość osiągnie niewierząca żona przez "brata". W przeciwnym wypadku dzieci wasze byłyby nieczyste, teraz zaś są święte. Lecz jeśliby strona niewierząca chciała odejść, niech odejdzie! Nie jest skrępowany ani "brat", ani "siostra" w tym wypadku. Albowiem do życia w pokoju powołał nas Bóg. A skądże zresztą możesz wiedzieć, żono, że zbawisz twego męża? Albo czy jesteś pewien, mężu, że zbawisz twoją żonę? Więc, powiedziałbym, że nie ma nic złego w związku z niewierzączych, o ile są realny szansy nawrócenia drugiej osoby. Jeżeli nie, to lepiej zostawić sprawę...
12 lutego 2018, 09:51
Dywagacje, dywagacje... a co mówi Pismo św. ?: "Nie wsprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Cóż bowiem ma wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światłość z ciemnością? Albo jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym" (2Kor 6,15) Słowo Boże nas przestrzega przed takimi związkami. Niestety człowiek w swojej zatwardziałości potrafi wybierać inaczej i później ma żal nawet do Boga, że ma cierpienie w życiu, bo jednak nie układa się z ateistą..
TB
Tru Badur
12 lutego 2018, 14:18
"Jeśli któryś z braci ma żonę niewierzącą i ta chce razem z nim mieszkać, niech jej nie oddala! 13 Podobnie jeśli jakaś żona ma niewierzącego męża i ten chce razem z nią mieszkać, niech się z nim nie rozstaje! 14 Uświęca się bowiem mąż niewierzący dzięki swej żonie, podobnie jak świętość osiągnie niewierząca żona przez "brata"3. W przeciwnym wypadku dzieci wasze byłyby nieczyste, teraz zaś są święte3. 15 Lecz jeśliby strona niewierząca chciała odejść, niech odejdzie! Nie jest skrępowany ani "brat", ani "siostra" w tym wypadku4. Albowiem do życia w pokoju powołał nas Bóg. 16 A skądże zresztą możesz wiedzieć, żono, że zbawisz twego męża? Albo czy jesteś pewien, mężu, że zbawisz twoją żonę? (1Kor. 7, 12-16.)
KJ
k jar
12 lutego 2018, 19:23
Przywilej pawłowy, z którego skorzystał m.in. Roman Brandstaetter, nie dotyczy zawierania małzeństwa przez osobę wierzącą z niewierzącą, ale sytuacji niewierzących, z których jedna przyjmuje chrzest.Kościół odradza związki z osobami niewierzącymi, bo z samej istoty nie są sakramentalne (tylko jedna strona może sakrament zawrzeć), a jedynie naturalne.Trudno takim małżeństwo zbudować jedność duchową, jest tylko seksualna i emocjonalna. Trudno też zorganizować życie rodzinne. W moim otoczeniu nie ma ani jednego udanego takiego związku: wiekszość to małżeństwa rozbite lub niepraktykujące obustronnie.
TB
Tru Badur
12 lutego 2018, 21:40
Kościół odradza zwiazki z osobami niewierzącymi ale na nie zezwala. Piszesz, że trudno takim małżeństwom zbudować jedność duchową... To, że coś jest trudne, to nie znaczy, że jest niemożliwe. Piszesz, że jest w tych związkach tylko jedność seksualna i emocjonalna. Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Znasz wszystkie takie związki i wszystko o nich wiesz? W wielu małżeństwach sakramentalnych nawet takiej jedności nie ma. W twoim otoczeniu nie ma ani jednego takiego udanego związku? No i co z tego. Na twoim otoczeniu świat się nie kończy. Zakładasz, że coś takiego jak "nawrócenie" nie istnieje? A w moim otoczeniu jest taki związek. Mąż po 30 latach małżeństwa się nawrócił. Przystąpił do spowiedzi i komunii św. Zaczął praktykować, razem wzięli udział w rekolekcjach ewangelizacyjnych, itp., itd. Żona przez te 30 lat modliła sie za niego. Może w twoim otoczeniu brakuje dobrego przykładu małżeństw sakramentalnych?
KJ
k jar
13 lutego 2018, 00:27
Przecież tylko potwierdzasz moje słowa:żona 30 lat modliła się za męża,czyli wyrażała pragnienie,aby doszło do jedności w wymiarze metafizycznym i transcendentnym,gdyż tego brakowało. Doświadczenie wiary,która przyszła na męża dopiero otwarło to małżeństwo na sakramentalną więź.Ich małżeństwo sakramentalne dopiero wtedy się zaczęło.Nie można zbudować jedności duchowej, bo ja chcę lub chce tego niewierzący mąż.Pragnienia są istotne,ale nie one budują sakrament tylko działanie Boga.Mówimy, "co Bóg złączył", czyli to z jego strony jest inicjatywa, a my jedynie na nią odpowiadamy.Wiele ludzie nie czeka na tę decyzję Boga,nie modli się o  zgodnego z wolą Bożą męża i żonę.Ludzie sami chcą decydować,bo wydaje im się,że sami wiedzą najlepiej,kto lub co im pasuje.A nasze życie naturalne, nasze emocje i nasze seksualne pragnienia tu się kończą na ziemi.Na drugi świat przenosimy tylko to, co z tego drugiego świata do nas przyszło.Oddajemy Bogu tylko to,co do niego należy. Nic innego!
TB
Tru Badur
13 lutego 2018, 09:56
Nic nie zostało potwierdzone, bo nic wcześniej nie zostało zaprzeczone. To była tylko uwaga (przydługa), że takie związki są, mogą być szczęśliwe i prowadzić do nawrócenia jednej ze stron. A związek sakramentalny niczego nie gwarantuje. Żona tego człowieka mówi, że nigdy nie żałowała swojej decyzji o ślubie, była i jest z mężem szczęśliwa i nie przypuszczała nawet, że Bóg odpowie na jej modlitwy jeszcze za życia ich obojga tu na ziemi. Bo nie modliła się, żeby zmienił cokolwiek między nimi tu na ziemi, tylko o łaskę wiary dla męża. 
KJ
k jar
13 lutego 2018, 15:01
Ale przecież w związkach sakramentalnych nie chodzi o szczęście tu na ziemi,a o zbawienie. Inaczej po co byłby potrzebny sakrament? Ludzie by wiązali się zgodnie z naturalnymi potrzebami. Dzisiaj zresztą z tego tytułu kwestionuje się małżeństwa wogóle. Po co komuś małżeństwo jak może to samo uzyskać w związku nieformalnym? Kryzys sakramentu małżeństwa na tym się osadza,że nie widzi się żadnej różnicy, a nawet podkreśla, że sakrament sam nie działa, bo zachowanie osób powiązanych więzią sakramentalną pozostaje w sprzeczności z istotą sakramentu. Niestety,ale czynienie związku sakramentalnego z osobą niewierzącą osłabia i tak wątłe możliwości zawiązania więzi sakramentalnej. Ludzie żyją w małżeństwie naturalnym i żyją może dobrze,ale co to ma do istoty sakramentu. Sakrament nie działa jak czarodziejska różdżka i nie wywołuje skutków tylko dlatego,że formalnie został zawiązany. Nie byłoby tyle unieważnień,gdyby tak się działo.Modlitwa o wiarę męża nie koniecznie dawałaby skutki dla małżeństwa naturalnego. Znam zakonnicę,która po nawróceniu wstąpiła do Karmelu. Jej mąż wierzący się zgodził na to,bo skoro się nawróciła, to powinna realizować powołanie,które jej Bóg dał,a nie zostało wybrane w spoósb naturalny.
TB
Tru Badur
13 lutego 2018, 20:58
No i ??? Przyznam, że nie rozumiem. Najpierw piszesz, że niesłusznie się twierdzi, że sakrament sam nie działa a parę zdań dalej, że sakrament nie działa, jak czarodziejska różdżka. No więc działa "sam", czy nie działa? Pytasz, co ma dobre życie do istoty sakramentu. Otóż to, że "dobre życie" widać, sakramentu nie ("niewidzialny znak"). "A po tym wszyscy poznają, że jesteście uczniami moimi, gdy miłość wzajemną mieć będziecie". Modlitwa o wiarę niekoniecznie dawałaby skutki... Ano niekoniecznie. Więc co lepiej przestać się modlić, bo skutki niewiadome? A co do tej zamężnej zakonnicy, to sprawa jej sumienia. A jakie Bóg jej dał powołanie, to tylko On wie a ona najwyżej może się domyślać. Współczuję jej mężowi, bo on tu najbardziej pokrzywdzony.
K
k.jarkiewicz.ign
14 lutego 2018, 07:34
To jak z ziarnem: jak pada na skaliste podłoże obumiera,jak pada na ziemię żyzną daje plon. Sakrament podobnie: działa Bóg, ale nie działa samym aktem "zasiania", tylko tym,czy padnie na glebę przygotowaną,czy nie, świadomą,czy nie. I nie chodzi tu o kondycję etyczną, tylko duchową.Oczywiście ludzie są łączą na drodze naturalnej z ludźmi podobnymi sobie,dobrymi,z którymi pożycie jest super,ale na tym istota sakramentu się nie zasadza.Nie zawieramy sakramentu z ludźmi dobrymi,ale tymi, których miłujemy,z osobami, które otrzymaliśmy od Boga. Człowiek niewierzący zawiera małzeństwo z osobą dobrą,sprzyjającą mu,czyniąca mu raj na ziemi, człowiek wierzący zawiera małzeństwo z osobą miłującą,czyli niekoniecznie dobrą,często trudną,kłopotliwą,pełną grzechów,która jest mu dana i zadana na drodze zbawienia.Sakrament działa nie wtedy,gdy ta osoba stanie się "do rany przyłóż",ale gdy pogłębi się jej świadomość wewnętrzna, mówimy wzrośnie jej duchowy potencjał. Łatwo to zaobserwować,ale tylko wtedy,gdy patrzymy pod kątem sakramentu,a nie zewnętrznego dobra. Ile jest małżeństw uważanych za dobre,świetnie się dogadujace,o których sie mówi wzorcowe,ale są skarłowaciałe,wypalone duchowo,nie mają żaru.Połaczyli sie więzami naturalnymi,było im dobrze ze sobą i nadal jest im dobrze ze sobą, ale jakoś tak pusto i źle, jakoś żyją bez smaku. Mówią miłość obumarła,ale trzeba się pytać,czy wogóle była.Gdy sie bada w poradnictwie takie osoby to okazuje się,że nigdy się nie kochały.Powiązały się więzami naturalnymi: seksu i uczuć,ale nie miłości,nie widzenia drugiego człowieka.Nic o sobie wewnętrznie nie wiedzą i zwykle nawet nie chcą wiedzieć.Boją sie tego.Boją się tego ciężaru,który miłość nosi każdego dnia. Kiedy chce się zawierać małzeństwo sakramentalne trzeba badać duszę, nie tylko serce.
TB
Tru Badur
14 lutego 2018, 14:31
"...niewierzący zawiera małżeństwo z osobą dobrą...wierzący z osobą miłującą". To już nie można z dobrą i miłującą?!? "Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg". Każdy ma wady i zalety. Jeśli ktoś kocha i myśli poważnie, to bierze pod uwagę jedne i drugie, i nie liczy na "raj na ziemi", chyba że jest głupi. "...patrzymy pod kątem sakramentu a nie zewnętrznego dobra" A co to ma być? A jesli zewnętrzne dobro przynosi dobro wewnetrzne i odwrotnie? "...było im dobrze ze sobą i nadal jest im dobrze ze sobą ale jakoś tak pusto i źle.." No to się w końcu zdecyduj, czy jest im dobrze, czy źle?!  Bo zaprzeczasz sama sobie. Więcej rozsądku i konkretów a mniej pustych, górnolotnych, nic nie znaczących sformułowań życzę. Bo potem takie sprzeczne z sobą "gnioty" wychodzą.
KJ
k jar
14 lutego 2018, 16:17
Przymioty naturalne nie są istotne przy zawieraniu małżeństwa sakramentalnego. Jak ktoś na takie patrzy, to niech zawiera ślub cywilny, czyli małzeństwo naturalne. Kochanie a miłowanie to nie to samo. Kocha się dlatego,że jesteśmy ludźmi, miłuje, dlatego,że jesteśmy chrześcijanami. To jest wyższa półka świadomości. Jak ktoś jej nie ma, to zawiera małżeństwo cywilne i niech sobie da spokój z sakramentem. To ze komuś dobrze w wymiarze społecznym, to nie znaczy, że w duchowym jest OK. Super to pokazał Oscar Wilde w "Portrecie Doriana Graya", gdzie prawdziwe oblicze człowieka ukrywało się na obrazie. Wiele małżeństw tak właśnie funkcjonuje: dobro iluzoryczne ich scala, choć wiedzą, że duchowe jest poza ich zasięgiem.
TB
Tru Badur
14 lutego 2018, 19:54
"Nie twórzmy bytów ponad potrzebę". ​"Dobro iluzoryczne ich scala..." Dla kogo iluzoryczne? Dla samych zainteresowanych, czy dla tych, co patrzą z boku i na tej podstawie uważają, że wiedzą lepiej, co i jak scala a co jest "poza zasięgiem"? ​"Przymioty naturalne nie są ważne przy zawieraniu..." A to ciekawe. Znowu: dla kogo nie są ważne? Bo o ile mi wiadomo nie można zawrzeć sakramentalnego małżeństwa bez niektórych "przymiotów".  ​I znowu pełno nadętych sformułowań, z powoływaniem się na utwory fabularne włącznie bez żadnych konkretów. Bez odniesień do moich poprzednich uwag i wątpliwości. Radosna twórczość o życiu w teorii.
DH
~Doriana H.
7 maja 2021, 10:31
Tru Badur dziękuję za Twoją cierpliwość i wytrwałość. Mam wrażenie, że osoba z Tobą dyskutując nie poznała małżeństw mieszanych lub w ogóle świata, gdzie można się różnić i (cytując): łączyć się z kimś emocjonalnie, fizycznie i duchowo.