Zasady i ograniczenia. Jak na nie reagujemy, co nam pokazują i jaką prawdę odsłaniają?
"Dialogi w połowie drogi" – odcinek dziewiąty. Autorzy podcastu Ewa Skrabacz i Wojciech Ziółek SJ rozmawiają o pragnieniach wolności i o reakcjach – często bardzo gwałtownych – na to, co uważamy za próby ograniczenia tej wolności. Pytają też o to, co mówią nam te reakcje i jaką prawdę odsłaniają. W tle dokument KEP o obecności duchownych w mediach.
Larum, jakie zostało podniesione przez niektórych w związku z publikacją dokumentu określającego zasady obecności duchownych w mediach, było i jest czymś wielce zadziwiającym. Uderzanie w najwyższe tony trwogi, odsądzanie od czci i wiary biskupów i przełożonych zakonnych, przypisywanie im najniższych pobudek, poczynając od zazdrości o popularność, a kończąc na chęci kneblowania odmiennych opinii, pisanie o infantylizacji Kościoła itd. To tylko niektóre z myśli wypisywanych przez różnych publicystów drżącymi od zdenerwowania palcami.
A przecież w każdej ludzkiej społeczności – od rodziny poczynając, a na „globalnej wiosce” kończąc – istnieją zasady, które starają się jakoś uregulować życie tejże społeczności i których przestrzeganie (nigdy nie dające pełni satysfakcji wszystkim) służy dobru wspólnemu. To rama określająca zakres działania, która nie tylko nie odbiera wolności, ale wręcz zmusza do praktykowania tej wolności. Jednak tylko ode mnie zależy, jak te ogólne wskazówki i zasady będę stosował w bardzo konkretnych życiowych okolicznościach. Nikt mnie nie zmusza do przyjmowania tych zasad na klęczkach, i nikt nie zwalnia mnie z obowiązku używania rozumu i rozeznawania, co w danej sytuacji jest lepsze, bardziej odpowiednie.
Konstytucje Towarzystwa Jezusowego zawierają wiele szczegółowych rozwiązań. Jednak kiedy Ignacy skończył je pisać, zaznaczył, że Konstytucje nie obowiązują pod grzechem. Dlaczego? Bo wiedział – i pisał to po wielokroć – że Konstytucje to pewna podstawa i wskazówka, ale jej zastosowanie w konkretnych okolicznościach każdy będzie musiał rozeznać sam. Jak refren powtarzają się tam słowa: "chyba, że przełożony uzna w Panu inaczej". Zawsze trzeba rozeznawać i brać na siebie konsekwencje rozeznania oraz wypływających zeń własnych decyzji. Jakieś ogólne zasady nie przeszkadzają bynajmniej w praktykowaniu takiej dojrzałej wolności.
Dobrze jest zastanowić się nad własnymi reakcjami na takie ogólne regulacje. Jak zawsze, nasze reakcje o wiele więcej mówią o nas samych niż o tym, na kogo czy na co reagujemy. W tym przypadku również. Zanim zaczniemy krzyczeć o kneblowaniu, o zamachu na wolność i odbieraniu nam jej przez nic-nie-rozumiejących biskupów, to warto sobie szczerze odpowiedzieć na pytanie: dlaczego tak krzyczę? Czy to czasem nie jest tak, iż gardłując o tym, że biskupi traktują mnie jak dziecko, nie obnażam własnego infantylizmu, odgrywając rolę „męczennika za wolność” albo marząc o tym, by to ktoś (biskupi, przełożeni) zagwarantował mi to, co de facto tylko ja sam mogę w sobie praktykować i ocalić.
Narzekanie na brak wolności w Kościele jest naprawdę słabe. Po pierwsze dlatego, że "nikt tu nikogo pod pistoletem nie trzyma". Po drugie dlatego, że – prawdę pisze ks. Węgrzyniak – żadna inna instytucja nie pozwala na tyle wolności. A po trzecie dlatego, że jeśli narzekamy, to dobitnie pokazujemy, że to, czego nam brakuje, to nie wolność, tylko miłość. A bez miłości wszystko się zniekształca.
Skomentuj artykuł