Best of the best

(fot. blmiers2 / flickr.com / CC BY)
Marcin Kaczmarczyk / artykuł nadesłany

Istnieje wiele szczytów. Jest Mount Everest, są Rysy, jest Giewont i jest też 180-metrowa Góra Czterech Wiatrów w Mrągowie.

Podobno szczytem władzy jest wręczyć sobie samemu medal i go nie przyjąć. Podobno szczytem cierpliwości jest wrzucić cegłę do jeziora i czekać, aż wypłynie. I w końcu mój ulubiony szczyt, czyli szczyt uprzejmości - wyskoczyć z okna, zamykając je za sobą. Tu szczyt, tam szczyt, wszędzie dookoła szczyty. Na szczyty można wchodzić, można na nie wjeżdżać, a przy słabszym dniu można też z nich spadać. Zdobytym szczytem można się poszczycić, ale można też zawstydzić. Kiedy tak dywaguję o szczytach, to myślę sobie o tym, co mogłoby być szczytem bycia człowiekiem? No i na coś wpadłem.

DEON.PL POLECA


Z dzieciństwa niewiele pamiętam filmów. Bardziej utkwiły mi w głowie jakieś bajki typu "Kapitan Tsubasa", "Dragon Ball" czy też "Gumisie". Jednak wśród filmów, które zatrzymałem gdzieś w swojej głowie jest film pt. "Najlepsi z najlepszych" z 1989 roku. Tytuł obowiązujący w strefie EURO to "Best of the Best". Film raczej z gatunku kina klasy B, o średnio ciekawej historii z kopaniem z półobrotu a’la Chuck Norris. Szukających głębszych filmowych doznań raczej nie zapraszam do zasiadania w fotelu. Mimo widocznych braków, z filmu można wyciągnąć chyba najważniejszy szczyt dla bycia człowiekiem. Mianowicie przebaczenie. Jeden z głównych bohaterów filmu (w tej roli Tommy Lee) został powołany do reprezentacji USA w Karate na turniej przeciwko reprezentacji Korei. W sumie nic zaskakującego, biorąc pod uwagę fakt, że ma azjatyckie pochodzenie (jak wiadomo każdy Azjata potrafi dobrze kopać z półobrotu). Jest jedno "ale". Przeciwnik, z którym ma się zmierzyć, zabił kiedyś jego brata na podobnym turnieju. Widać, że Tommy bardzo się boi. Jednak gdzieś z tego strachu przebija się chęć zemsty i wyrównania rachunków. Gdy dochodzi do finałowej walki, pełnej dramaturgii oczywiście, pojawia się okazja zemsty za śmierć brata. Wystarczy, że Tommy dobije klęczącego już przeciwnika. Dzięki temu może wygrać turniej i zemścić się. Jednak nie robi tego. Oszczędza przeciwnika, który drwił z niego podczas walki. Oszczędza przeciwnika, który zabił jego brata. Dodatkowo przyjmuje jego przeprosiny i propozycję zostania braćmi.

Czy to szczyt?

Jak nauczyć się takiego człowieczeństwa? Jak je wytrenować? Skąd czerpać wzór? Odpowiedź jest bardzo prosta. To Jezus Chrystus. On kocha bez względu na to, kim się jest. Wybaczył tym, którzy pluli na niego. Wybaczył tym, którzy zadali mu ogromny fizyczny ból. Wybaczył tym, którzy go zdradzili. Wybaczył, bo kochał. Kochał najdoskonalej, jak potrafi kochać człowiek. Kochał bezinteresownie. Nie wymierzył kary, bo miłość, jaką miał w sobie, pozwoliła mu wybaczyć. I to On może nauczyć miłości każdego człowieka. Bez względu na to, czy jest złodziejem, prostytutką, prawnikiem, komornikiem czy pielęgniarką. Jeśli człowiek otworzy swoje serce na Chrystusa, to będzie w stanie kochać. Będzie w stanie wybaczyć.

Dużo mądrych słów powiedziano już o przebaczeniu. Wielu filozofów i naukowców ubiera to zjawisko w piękne frazesy. A przecież chodzi o trudne do wypowiedzenia, acz proste słowa: "wybaczam", "przepraszam" czy też "kocham". Z resztą zobaczcie sami: "Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby w ten sposób dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: Oddaj, coś winien! Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego, widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?" (Mt 18,21-33).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Best of the best
Komentarze (1)
T
tomek
27 sierpnia 2013, 13:00
no taaak. proste, jasne i klarowne. właśnie wróciłem z urlopu. wiadomo - to ciężki czas bycia razem z innymi. taki czas fochów, dąsów i świadomego lub nie współranienia siebie. Eh... Wczoraj nawet zamknąłem się w biurze, by mi nikt nie przeszkadzał, tak bardzo miałem dość innych ludzi i swoich rekacji na nich... Ale dzisiaj przeczytałem właśnie ten tekst i chcę wrócić do tej prostej prawdy... Merci ! Danke! Thank you! Spasiba! Cześć!