Dziad i baba... Droga do Belorado

Na jakubowym szlaku. Na zdjęciu jedno ze schronisk dla pielgrzymów w Belorado (fot. anfearglas / flickr.com)
Jolanta Watson / artykuł nadesłany

Deszcz. Batmanki na służbę. Idzie się dobrze. Raczej się nie zatrzymujemy, gdyż wyplątywanie się z tych płacht, zdejmowanie plecaków i cała operacja powrotna nie jest warta świeczki. Wielka tablica obwieszcza granice następnego na Camino regionu Junta de Castylia y Leon.

"Dziad i baba na Camino"

Część pierwsza - z Saint-Jean-Pied-de-Port do Burgos

Zbliżamy się do wioski Granon. Według przewodnika nie ma tam baru, szkoda. A jednak, z daleka widzimy koncentrację pielgrzymów przy kilku plastikowych stolikach, co może oznaczać tylko jedno - bar. W deszczowy dzień miła przerwa na cafe con leche i okazja do skorzystania z WC.

Przybyliśmy w samą porę, aby zająć dwa ostatnie miejsca wewnątrz, aczkolwiek manewr uwolnienia się z batmanek i plecaków musieliśmy wykonać w wejściu, ze względu na ciasnotę w środku. Właściciele baru, starsza para, najwyraźniej rozwineli interes we własnym, małym domku, tylko nieco przystosowanym. I chwała im za to. Duży dzisiaj ruch. Pani wnosi coraz to nowe ciasta domowego wypieku i wszystko schodzi na pniu. Nawet ja, nie bacząc na zalecenia Montignaca, spożyłam kawałek pysznego placka.

Założyliśmy dzisiaj niedługi odcinek, dziewiętnaście kilometrów do Vilamayor del Rio.

Przybyliśmy dosyć wcześnie. Dzeszcz ustał gdzieś po drodze i zrobiło się bardzo przyjemnie.

Strzałki kierują w bok, do albergi. Zamknięta na cztery spusty. Nawet na podwórko nie można się dostać. Tylko jakiś pies nas oszczekał. Nie podoba mi się tutaj, nie ma gdzie rozwinać izomaty, nie czekamy na otwarcie, idziemy dalej, do Belorado jest tylko pięć kilometrów.

Wracamy na szlak, mijamy przystanek autobusowy i kogo tam widzimy siedzącego na ławce? Berlinczyków. Acha! Tacy młodzi i wysportowani i proszę, czekają na autobus i uśmiechają się niepysznie... Droga prowadzi teraz pomiędzy ruchliwą autostradą i miedzą, za którą rozciagają się pola. Miedza porośnięta kolczastymi chwastami. Droga, po deszczu, to pas lepkiej mazi z wielkimi okami kaluż. Jestem głodna i zmęczona, ale na odpoczynek nie ma szans, trzeba iść dalej, aż coś się zmieni. Wreszcie wypatrzyłam kawałek betonu. To umocnienie potoku przepływającego pod drogą.

Tyle miejsca, aby usiąść i postawić obok siebie plecak. Szczęśliwa siadam i konsumuję kawałek chleba z serem. Ed siedzi po drugiej stronie drogi na identycznym murku. Musimy wyglądać dość żalośnie wśród tego błota. Mijają nas pielgrzymi, "Buen Camino", "Buen camino". Mijają nas Berlińczycy. Niedoczekali się autobusu? Może tylko chcieli odpocząć na ławce, wiedząc, że potem nie będzie gdzie.

Belorado to następne urocze miasteczko. Chyba więcej tu pielgrzymów niż mieszkanców. Znajdujemy miejsce w wybranej alberdze. Warunki wyśmienite za jedyne osiem euro. Jest wszystko, tylko nie ma gdzie umyć butów. A buty wymagają oczyszczenia z kilogramów gliny, aby mogły wyschnąć do jutra.

To dziwne, ale tylko w jednej alberdze, w Roncesvalles, widziałam kratkę sciekową obok studzienki i szczotki ryżowe do mycia butów. Do tej pory nie były nam potrzebne, ale dziś coś trzeba wymyślić. Najpierw znalazłam stare gazety w szafce w łazience. Super! Potem poszłam na zwiady, jak sobie radzą inni. Inni grzecznie ustawili ubłocone buty na półkach w pomieszczeniu do tego przeznaczonym. Wyszłam do ogrodu. Są sznury na pranie, krzesła i stoły. Jak wszędzie. W przewodniku stało, że jest tu mały basenik. Rzeczywiście, trzeba przejść przez bramkę, a tam jest jakby drugi mały teren rekreacyjny z basenikiem, chyba aktualnie nieczynnym. A tuż za bramką wąż gumowy podłączony do kranu. Chyba do podlewania trawnika.

Czy coś by się stało, gdybyśmy spłukali błoto z butów tym wężem? Zrobiliśmy to szybko, starając się zatrzeć wszelkie ślady. Potem wypchaliśmy buty gazetami i wystawili w kącie ogrodu. Gdy wróciliśmy z praniem stało tam już kilka par butów.

No, pora pójść na zakupy. Pytamy hostalero, gdzie tu jest jakiś sklep. Sklep jest, ale zamknięty, dziś jest niedziela. O rany! Kompletnie zapomnieliśmy, że dziś niedziela. Nie słuchamy radia, nie czytamy prasy, codziennie chodzimy do kościoła, kto myśli o tym, jaki jest dzień. W takim razie zjemy dzisiaj menu pelegrino.

Wieczorna msza św. była bardziej uroczysta. Błogoslawieństwo dla pielgrzymów poprzedzone mową ,której myśl przewodnia dotyczyła oczywiście sensu Camino. Święty Jakub z pola gwiazd, gwiazdy to pielgrzymi, gwiazdy oddają światło.

Podczas pielgrzymki do Częstochowy słyszałam podobną myśl - iść to nic, dojść to mało, najważniejsze zaczyna się potem...

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziad i baba... Droga do Belorado
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.