Gadamy sobie z Panem Bogiem zupełnie szczerze, bez ściemniania

paweljurzyk.blog.deon.pl

Przecież trzeba być skończonym idiotą, żeby okłamywać Tego, który wie wszystko! (...) Do wiary przywróciła mnie moja ukochana żona.

Najbardziej lubię modlić się w kościele, może wielu wyda się to stwierdzenie truizmem i banałem, ale dla mnie tak nie jest, ponieważ odkryłem to miejsce dla siebie stosunkowo niedawno. Przez długi czas uważałem się za człowieka niewierzącego. Nie byłem wrogiem Pana Boga, czy na niego obrażonym, po prostu odszedłem z Kościoła "po angielsku", nie czułem w sobie potrzeby wiary. Budynek kościoła omijałem szerokim łukiem, a jeśli już z jakieś okazji trafiłem na Mszę, była to dla mnie godzina nudy i męki.

Do wiary przywróciła mnie moja ukochana żona. Warto to podkreślić, bo na tym przykładzie widać wyraźnie jak ważna jest w głoszeniu Dobrej Nowiny postawa świeckich, taka na co dzień, nieudawana. Do takiego człowieka jakim byłem kiedyś duchowni nie byli w stanie dotrzeć, bo najzwyczajniej w świecie tam gdzie byli oni, nie było mnie. Nie mogły mnie zachwycić ani cudowna homilia, ani przepiękne rekolekcje, ani nawet najbardziej charyzmatyczny kaznodzieja. To co przywróciło mnie do Kościoła, to świadectwo żywej wiary mojej żony. Spotkałem Jezusa w swojej żonie, dla mnie to ona była i jest cały czas tą solą, która mnie posoliła. Odkryła dla mnie Eucharystię, zacząłem pierwszy raz w życiu słuchać, poddawać się rytmowi Liturgii, czynnie uczestniczyć w nabożeństwie, a to sprawiło, że przestał to być dla mnie czas nudy, a stał się czasem wytchnienia. Teraz na Mszy świętej odpoczywam. Właśnie tak, odrywam się od codziennych trosk i zmagań, i odczuwam spokój i wytchnienie. Kiedy idziemy razem świętować Noc Paschalną w naszej kochanej parafii na poznańskim Górczynie, kilka godzin wspaniałego misterium upływa mi momentalnie, tak szybko, że zawsze jestem zdziwiony - co już koniec?

Niestety, jako człowiekowi niezwykle zabieganemu, rzadko udaje mi się być na Mszy świętej w tygodniu. Modlę się najczęściej wracając z pracy. Wtedy gadamy sobie z Panem Bogiem zupełnie szczerze, bez ściemniania. Przecież trzeba być skończonym idiotą, żeby okłamywać Tego, który wie wszystko. Oczywiście, że są chwile zwątpienia, czas, w którym moje sumienie wykrzykuje mi: nie jesteś chrześcijaninem, jesteś takim samym poganinem jak wcześniej, to co robisz, jak się zachowujesz, jaki jesteś w pracy, to czyste pogaństwo! Wtedy nie ma już miejsca na dyplomację, nie ma miejsca na : no tak ale … . W tych chwilach kryzysu nie czas na negocjacje, wtedy pozwalam sobie na bezsilność, na ukorzenie się. Wtedy już tylko wołam: Jezusie synu Dawida pomóż mi! Jezusie synu Dawida ratuj mnie, bo sam nic nie mogę. Sam nie dam rady, jestem słaby i ułomny, i bez Twoje pomocy upadnę i nie powstanę!

Kiedy powróciłem do wiary stwierdziłem z wielkim zażenowaniem, że nie znam zupełnie Pisma Świętego. Postanowiłem to więc jak najszybciej nadrobić. Dzięki temu odkryłem, że lektura Biblii może być wspaniałą modlitwą, że Pismo nie jest monologiem Boga tylko przeciwnie, jest to Jego dialog ze mną. Czytając wersety Starego i Nowego Testamentu wiem, że mi odpowiada i to konkretnie, że to nie jest jakaś tam abstrakcja tylko prawda na moje życie! Jeśli kochany bracie i siostro masz problem z modlitwą, zacznij czytać Pismo Święte, będziesz zaskoczony jego mocą, sprawdzone w praktyce!

***

#MojaModlitwa ||| Tekst pierwotnie ukazał się na blogu paweljurzyk.blog.deon.pl w ramach wspólnego projektu blogerów z platformy blog.deon.pl. Nasi blogerzy dzielą się swoim doświadczeniem modlitwy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Gadamy sobie z Panem Bogiem zupełnie szczerze, bez ściemniania
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.