Jestem silna, jestem szczęśliwa, a mimo to kocham Jezusa
Napisałam artykuł kompletnie nie na czasie, bo nie o kryzysie, ale o czymś, a raczej o kimś, kto jest pomijany, przeciętny, ale ważny. Nie wiem, czy przemawia przez mnie pycha, czy raczej pochwała stworzenia, osądźcie sami.
Kiedy zaczęłam studia, bardzo chciałam należeć do jakiejś wspólnoty religijnej. Miałam ogromne pragnienie dzielenia się wiarą i moim doświadczeniem Jezusa. I znalazłam pewną wspólnotę... Wytrzymałam tam trzy tygodnie.
Będąc tam, miałam wrażenie, że utworzyli oni grupkę wsparcia i zamiast dzielić się wiarą i adorować Jezusa, adorują sami siebie i podnoszą wzajemnie swoją wartość.
Nie neguję tego, jeśli tego im potrzeba, to niech w tym trwają. Ale ja przestałam czuć się dobrze w Kościele. Pomyślałam sobie, że Jezus przygarnia ludzi słabych, ludzi, którym nie wyszło.
Zaczęłam zastanawiać się, czy ze mną też jest coś nie tak? Czy mi też nie wychodzi w życiu, że szukam Jezusa? Czy Bóg jest tylko moją ucieczką? Ogromna było to walka, ogromny cios w moją wiarę. Dlaczego o tym dziś piszę? Ja przetrwałam mój "kryzys", ale nadal nie podoba mi się to "przygarnianie słabych". Ciągle słychać w Kościele o problemach, o upadkach. Mówi się dużo o pokorze jako wielkiej cnocie. O co tu chodzi? Czy Kościół to miejsce dla nieudaczników? Chyba nie. Kościół to miejsce ludzi silnych, ludzi szczęśliwych! Jesteśmy DZIEĆMI BOGA! Jesteśmy cudowni.
Jakże mogę się smucić, jakże mogę się umniejszać, skoro jestem Stworzona przez doskonałego Boga? On stworzył nas i wiedział, że jesteśmy bardzo dobrzy! Jesteśmy na piątkę! Na szóstkę nie, bo jednak jesteśmy grzeszni. Nie mówmy ciągle w Kościele o grzechu, o słabości, mówmy o sile. Jesteśmy "wojownikami Pana", co to za armia, która się zadręcza swoją beznadziejnością? Nie szukajmy Boga tylko w upadku, ale szukajmy Go w naszych zaletach, naszych cnotach i wielbijmy Go! W Nim nasza siła.
Tak często podejmowana jest refleksja, że nie chodzi o upadek, ale o to, aby się z niego podnieść i co dalej? Jak stoję, to już nie ma dla mnie miejsca i zadania kolejnego? Ja wiem, że w życiu wielu osób dzieją się tragedie (pracuję z takimi osobami na co dzień), potrzeba jest ogromna siła, aby nieść im pomoc i nadzieję, ale pamiętacie, jak było w szkole? Zauważało się tylko tych, którzy byli albo wybitnie uzdolnieni, albo bardzo niegrzeczni, przeciętnych nikt nie dostrzegał. Tak bardzo chciałabym zostać dostrzeżona w Kościele.
Mimo że jestem silna, że jestem szczęśliwa, kocham Jezusa!
Skomentuj artykuł