Kryzys powołań? Powołania na trudne czasy?

artykuł użytkownika / dziennikarstwo obywatelskie

Kryzys powołań? Powołania na trudne czasy?

Wyczytałem niedawno, że 30 czerwca w Krakowie, w Wyższej Szkole Pedagogiczno-Filozoficznej Ignatianum, odbyło się posiedzenie Szkoły Formatorów, na którym próbowano odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak wielu kapłanów porzuca stan kapłański.

Wynika z tego prawda prosta i dobrze wszystkim znana: jeżeli ksiądz chce być księdzem z prawdziwego zdarzenia, musi być człowiekiem modlitwy. Mam na myśli nie tylko odmawianie modlitw brewiarzowych czy różańca, bo może się i tak zdarzyć, że to już nie jest modlitwa. Ksiądz jako człowiek modlitwy powinien umieć z Panem Bogiem gaworzyć o wszystkim, nawet o tym, że mu się już naprawdę nic robić nie chce i że całkiem nie wie, dlaczego tak jest. Jest to warunek tak niezbędny, że jeżeli go kapłan nie spełni, stanie się w najlepszym razie poprawnym urzędnikiem pozornie dla Pana Boga, a w rzeczywistości dla siebie samego, chociaż sam też z tego nie będzie miał żadnych konkretnych korzyści, i to nawet na tym świecie. A stąd prosta droga ucieczki się otwiera, bo albo stanowisko urzędnika przestaje się podobać, a nawet się nudzi, jeżeli się nie ma nadziei na jakiś konkretny awans, a tak najczęściej przecież bywa; albo w urzędzie pojawi się jakieś urocze długowłose stworzenie, z którym można by przecież pięknie dzielić resztę życia, albo wreszcie lepiej uciekać przed biskupem, który jest albo wydaje się być satrapą, a nie dobrym ojcem lub przynajmniej przyzwoitym wujkiem.

Reszta jest już jasna. Zaginął w tym wszystkim i przestał się już wyraźnie jawić w życiu kapłana Ktoś, kto jest w kapłaństwie naprawdę Istotny, Jeden Jedyny i Niezawodny przestał być dla życia swego sługi oparciem albo – jak pięknie pisze Psalmista – bezpieczną Skałą Schronienia. Dlaczego? W tym roku minęło pięćdziesiąt lat mojego kapłaństwa i tę rocznicę uroczyście obchodziłem w mojej rodzinnej, wiejskiej zresztą, parafii. Przygotowałem na tę uroczystość okolicznościowe obrazki z napisem, który - na szczęście jeszcze przed Mszą świętą jubileuszową - wywołał szczere zdumienie kilku moich kolegów-kapłanów wywodzących się także z tamtej parafii: Zabrałem cię z pastwiska. Pod koniec Mszy świętej zabrałem głos, bo wypadało podziękować, a przy sposobności wyjaśniłem, co miałem na myśli, kiedy wybierałem ten napis: To prawda, że wyszedłem spośród was, nie oznacza ona jednak, że mnie wśród was już nie ma; ponieważ wyrosłem wśród was, jestem dokładnie taki sam jak wy, takie same mam wady i dokładnie takie same zalety, jakie mieli wasi ojcowie, dziadowie i jakie macie wy wszyscy.

DEON.PL POLECA

Wydaje mi się, że w tej chwili – zwłaszcza w Roku Kapłańskim – warto na to zwrócić szczególną uwagę, że kapłan najczęściej będzie taki, jakie było środowisko, w którym spędził dzieciństwo i wczesną młodość, czyli jego rodzina przede wszystkim i najbliższe otoczenie.

A jakie jest to środowisko teraz w świecie, a także w Polsce? Prawie czterdzieści lat temu chodziłem po kolędzie po parafii, w której obecnie pracuję (lub – jeżeli ktoś tak woli – mieszkam). W którymś mieszkaniu zaskoczeni parafianie zaczęli szukać krzyża, no bo przecież jakże to ksiądz po kolędzie, a krzyża nie ma? Dość długo czekałem na odnalezienie zguby, ale po kilku minutach się znalazła: krzyż był w najniższej szufladzie bieliźniarki przykryty brudną bielizną.

I wtedy właśnie wpadła mi do głowy myśl, która mnie do dzisiejszego dnia jeszcze prześladuje: jeżeli krzyż jest w najniższej szufladzie mojej bieliźniarki, to gdzie jest Pan Bóg w moim osobistym życiu? I kiedy z czasem zacząłem się osobiście spotykać z problemami, jakie przeżywa wielu kapłanów - przede wszystkim młodszych ode mnie – to sobie uświadomiłem tę smutną prawdę, że to, co się w psychologii nazywa niedojrzałością psychiczną, trzeba w tej sprawie odłożyć na bardzo daleki plan, chociaż taka dojrzałość jest niesłychanie ważna. Trzeba mówić, że już nasze katolickie niby rodziny są całkowicie niedojrzałe religijnie, bywa nawet tak, że ta ich niedojrzałość jest niedojrzałością niemowlęcia w kilka chwil po urodzeniu: to rodzice niemowlęcia coś tam o Panu Bogu wiedzą, a samo niemowlę zdaje sobie pewnie sprawę tylko z tego, że tuż obok niego jest ktoś bardzo mu bliski i bardzo je kochający. Otóż trzeba nam sobie zdawać sprawę z tego, że obecnie zazwyczaj z takich właśnie niedojrzałych religijnie rodzin, w których krzyż się znajduje w bieliźniarce, a Pan Bóg stoi cierpliwie daleko, daleko na marginesie, wywodzą się współcześni kandydaci do kapłaństwa.

I żeby było weselej, najczęściej są to powołania naprawdę prawdziwe, a marnieją nie dlatego, że ci chłopcy są lub nie są dojrzali psychicznie, bo w darze powołania Pan Bóg ich niedojrzałość zawsze może sobą samym wypełnić, byle by tylko otwarli serca na to wypełnienie; nie dlatego też, że przełożony jest taki lub inny, bo on też jest człowiekiem i niejako ma prawo być inny; nie dlatego też, że jest rozdźwięk między tym, czego młody człowiek oczekiwał po swoim kapłaństwie, a tym, co odnalazł, bo to już Apostołowie przeżywali i jeden z nich chyba także dlatego odszedł; nie dlatego wreszcie, że jak to oględnie nieco wyżej powiedziałem pojawiło się w jego życiu jakieś urocze długowłose stworzenie, bo świat zawsze się składał z mężczyzn i kobiet, a małżeństwo także dla księdza jest nie tylko dobrem, ale i świętością, bo przecież on sam życie zazwyczaj zawdzięcza temu, że jego rodzice związali się tym sakramentem.

Jeżeli tak, to dlaczego te powołania tak marnieją? Moim zdaniem prawdziwy powód jest tylko jeden: tym chłopcom najczęściej bez ich winy niedojrzałym religijnie, bo tak niedojrzałe były już ich rodziny, nikt nie podpowiedział, że powinni nieustannie patrzeć tam, gdzie patrzą wszyscy dobrzy ludzie: na Krzyż na Golgocie, na którym wisi Jezus z Nazaretu żywy jeszcze i cierpiący straszliwe męki konania. Już nic nie mówi, bo powiedział wszystko, już się nie uśmiecha, bo na uśmiech ból Mu nie pozwala, spogląda tylko na równie cierpiącego powołanego przez siebie kapłana z taką życzliwością, że kto odczuł na sobie to Jego spojrzenie, już go zapomnieć nie zdoła. Czy uda się wtedy zapomnieć o swoich kłopotach i cierpieniach wewnętrznych, a także o rozterkach duchowych? Chyba nie, ale znieść je łatwiej można i rozwiązać. Czy da się żyć bez grzechu? Z pewnością też nie, ale w Jego obmytych łzami cierpienia oczach można łatwo znaleźć przebaczenie i siły do powrotu.

Toteż w Roku Kapłańskim modlić się powinniśmy nie tylko o dobre powołania kapłańskie i zakonne, ale także o to, by wszyscy powołani zrozumieli, że dojrzewa się wewnętrznie przez całe życie pod warunkiem, że się ciągle stoi w zasięgu spojrzenia Jezusa umierającego na Krzyżu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kryzys powołań? Powołania na trudne czasy?
Komentarze (18)
JR
~Justyna Ryll
15 stycznia 2021, 16:40
Myślę że kryzys powołań ma jednak przede wszystkim zupełnie inne podłoże i realne, racjonalne przyczyny. Jedna jest ogólny klimat dominujących potrzeb bardzo silnych większości ludzi ze współczesnego społeczeństwa polskiego. Mówię tu o bardzo ważnej i kluczowej potrzebie niezależności duchowej i wewnętrznej, potrzebie bycia samemu kowalem swojego losu, jak artysta swobodny w swojej twórczości. Jesteśmy społeczeństwem post-totalitarnym, więc ta właśnie naturalna potrzebą ludzką była bardzo niszczona przez lata. W chwili poluzowania władzy, ucieczka od kolejnych jakichkolwiek form życia pod jakąkolwiek nieustającą kontrolą, jest jak najbardziej naturalnym odruchem większości społeczeństwa. Co prawda praca zawodową nigdy również nie jest wolna od kontroli, jednak przynajmniej życie osobiste, domowe, towarzyskie daje ludziom więcej swobody, oraz możliwości dostosowywania działań w tym zakresie do swoich aktualnych potrzeb.
P
powołana
7 kwietnia 2010, 13:50
Zastanawiam się, dlaczego Autor przeciwstawia to, co ludzkie, temu co boże i zwie się wiarą? Przecież to diwe strony tego samego "medalu"... Będę żyć powołaniem, jeśli będę dobrym człowiekiem. To jest podstawa. Nie słuszne więc wydaje mi się rzucanie kamieni w stronę sesji Szkoły Formatorów, na której nie ujmowano niczego z wartości więzi z Bogiem. Jeśli zależy nam na więzi z Bogiem, będziemy się troszczyć o więzi także z ludźmi. A tu koniecznością okazuje się dojrzałość także ludzka. Więż z Bogiem i więź z człowiekiem to jak naczynka połączone. Im więcej we mnie dojrzałości ludzkiej, tym więcej Boga. I odwrotnie...
T
tad
1 kwietnia 2010, 10:26
Gdybyż to było takie proste – dobrze się modlić, zawsze z takim samym oddaniem patrzyć na krzyż, życie byłoby takie proste. A jeszcze prostsze tylko na opak byłoby gdyby za wszystko udało się winić innych ( rodziców, sąsiadów, szkołę, brak pieniędzy itd) oprócz siebie. Niestety to my odpowiadamy za nasze zdrady, to my jesteśmy podmiotem wybierającym, któremu dano ,na jego nieszczęście, wolność, a nie miotanym przez przypadki przedmiotem.
L
lok
31 marca 2010, 21:34
bardzo dobry artykuł:)
M
muhammed
7 grudnia 2009, 10:10
i kropka... po dyskusji!
Jurek
6 grudnia 2009, 22:27
muhammed, skoro publicznie wyrażasz swoje rozczarowanie to trudno się do tego nie odnieść. Ja podobnie jak siostra odczytałem, że dokonałeś konkretnego wyboru. My wybraliśmy Chrystusa i Jego Kościół i o tym pisze siostra. Zrobiłeś wcześniej przytyk do przełożonych siostry Faustyny. Gdybyś poczytał życiorys siostry Faustyne, jej dzienniczek to przekonałbyś się jak wielkim darem były dla niej współsiostry i przełozone.
M
muhammed
6 grudnia 2009, 20:21
No tak, a ja sie łudziłem, ze przynajmniej w chrzescijanstwie mozna na ten temat podyskutowac... prosze nie pisac o wyborach, gdy sie ich nie zna... ja sie do siostry wyborow nie odnosze, unikam osobistych nawiazan... a swiadectwo siostry jest malo przekonywujace... coz tacy sa ludzie, takie jest zycie... najgorsze jest to, ze swoje wizje przypisuja Allahowi (czyt. Bogu)... poczytam Mar Efrema, pewnie wiecej... a niewazne... 
S
Siostra
6 grudnia 2009, 19:33
Proszę Pana, Dokonal Pan wyboru... Ja wierzę w Jezusa Chrystusa.
Jurek
6 grudnia 2009, 18:28
Świetny artykuł, bo chociaż mówi o powołaniach kapłańskich czy zakonnych to jednak dotyka problemu wierności w kazdym powołaniu - w małżeństwie, w byciu przełożonym, wykonywaniu jaiegoś zawodu. Na te trudne czasy potrzebujemy świętych kapłanów, zakonników, zakonnice. Nie stracić z pola widzenia naszych oczu, serca, duszy Chrystusa na Krzyżu - przyjmuję jako swoje to co napisał o. Ożóg. I nie zapomnieć, że w Krzyż wpisane jest też Zmartwychwstanie. Także to codzienne zmartwychpowstawanie z naszych upadków i grzechów.
M
muhammed
6 grudnia 2009, 18:10
Szanowna Siostro, Bog, Allah, to wielka tajemnica; czlowiek to rownie wielka tajemnica. Tak chcialoby sie aby zostal... ale on odchodzi... i kilka razy dziennie pochyla sie ku Mekce... i modli sie... wymawia setne, nieznane nikomu imie Allaha... i dziekuje mu... pracuje ciezko ale w tym wszystkim nie ma udawania... wie, ze opuścil kaste muezinow (kapłanow) a Allah do niego mowi na rozne sposoby, choc wczesniej milczal... dziwne... teraz mowi... ale on nie pelni poslugi, nie podlega przelozonym... a Allah do niego mowi... a wczesniej milczal... albo przemawial z sila ustami mniej lub bardziej bogatych przelozonych, ktorzy przekonowali go aby zostal bo prze jego odejscie oni na tym straca...
S
Siostra
6 grudnia 2009, 17:30
Wie Pan,ze nie wiem czy nie w niebie,sa przelozeni s.Faustyny... Tez staram sie zrozumiec ludzi ,ktorzy przestali pelnic posluge,nie osadzam ich i mysle nawet...ze beda w niebie, w kazdym razie mam taka nadzieje:)) Jednak optuje za  wiernoscią wyborwi czy to kaplanskiemu,zakonnemu czy malzenskiemu...Odejscie,odejsciu nierowne dlatego nie mozna wszystkich ludzi wlozyc do jednego worka...To prawda,ze moze niektorzy powinni odejsc zamiast byc antyswidectwem ale wielu nie powinno odejsc,ale podjeli kiedys takie decyzje...  
M
muhammed
6 grudnia 2009, 16:50
Szanowna Siostro, Nie wiem na czym polega odchodzenie... bo nie wnikam w dusze ludzi, w ich serca... ale przyjmuje innych takimi jacy sa. Boje sie uogolnien i banalizacji w rodzaju gdzie w tym wszystkim byl Allah czy Bog. Czy Ci co nie pelnia poslugi nie sa juz chrzescijanami? odeszli? moze ja zle rozumie pelnienie posługi? ktos juz nie daje rady i robi cos innego. i cenie sobie takich, ktorzy zrezygnowali od tych, ktorzy trwaja dajac anyswiadectwo. a wie moze siostra gdzie sa przelozone s.Faustyny? bo chyba nie w niebie.... ;)
MZ
małżeństwo z Borów
6 grudnia 2009, 12:33
Diagnoza Ojca odnośnie odejść kapłanów wydaje nam się jak najbardziej trafna. Przecież brak relacji i kontaktu z Bogiem Żywym i Prawdziwym jest powodem odejść świeckich od Kościoła, wiary, Boga. Powstaje tylko pytanie o formację seminaryjną! Wszak i konwertyta może być powołany do kapłaństwa. Przez sześć lat, można nie tylko powiedzieć klerykon, że modlitwa jest najlepszym lekarstwem, ale i nauczyć ich patrzeć w Miłujące oczy Boga! Zawsze najskuteczniejsze jest świadectwo autentycznych świadków takich spotkań. Czyżby brakowało takich świadków w seminariach? Czy problem tkwi w brakach programowych?  Módlmy się o właściwą formację kleryków, patrząc w Zatroskane i Miłujące Oczy Boga.
A
anny
6 grudnia 2009, 11:01
A kto siostry zdaniem oddaje życie Bogu walcząc?
S
siostra
6 grudnia 2009, 10:34
Szanowny Panie  Muhammedzie:), z reguly starm sie myslec... jednak co do odejść... sluzymy nie biskupowi , nie zakonowi, a Chrystusowi jesli decydujemy sie na  takie zycie...Owszem istnieja rozne okolicznosci zewnetrzne malo sprzyjajce delikatnie mowic...Ale nasza decyzja jest ,co z nimi zrobimy , co zrobimy z soba w tych oklicznosciach jest istotne ...Odchodzenie to nie jest sprawa miesiaca, tygodnia ale lat niejednokrotnie..pewnych wyborow , ktore podejmujemy nie raz ale wielkokrotnie...Poza tym Prosze Pana,warto ddac zycie Bogu  sluząc, mu nie walczac.... 
M
muhammed
6 grudnia 2009, 08:46
do siostry... widziala siostra jak sie mahometanie poswiecaja dla Boga? nawet w powietrze sie wysadzaja... czego dla Niego nie robia... a moze gdy jakis ksiadz przestawal pelnic posluge... to Bog pomagal ks. biskupowi wybierac nowa limuzyne? nie pomyslala siostra o tym?
J
joan
5 grudnia 2009, 22:24
W wielu rodzinach krzyż wisi na ścianie, a w życiu też jest różnie. Nie przeceniałabym aż tak wpływu otoczenia z dzieciństwa- przecież sami jesteśmy za siebie odpowiedzialni, ciągle się rozwijami i pracujemy nd sobą.  A może to tylko ja zupełnie nie czuję wpływu rodzinnego domu i środowiska na rozwój mojej wiary? No i cóż to jest "urocze, długowłose stworzenie"? Może chodziło po prostu o bratnią duszę- a czy urocza czy długowłosa... Módlmy się za kapłanów w Roku Kapłańskim. Widzę, jak bardzo tego potrzebują, a i my tym samym.
S
siostra
5 grudnia 2009, 20:44
Na sesji Szkoły Formatrów padło stwierdzenie,ze dla Ojczyzny ,mozemy poswiecic zycie, dla kobiety, a dlaczego nie mozemy dla Pana Boga?Zadano rowniez pytanie,kaplanom ktorzy porzucili ten satn, gdzie byl Pan Bog w tym wszystkim... Sesja byla bardzo dobra i wnioski byly takie jak w Ojca artykule...Nie sądze ,zeby tym chlopcom nie mowiono o krzyzu i cierpiacym Panu Jezusie a odejscia to bardziej zlozony proces,tak jak sam czlowiek,ktory zawsze moze wybrac...I to zrozumialm na tej sesji.Zaznaczam ,ze nie konczylam Szkoly Formatorow ani nie jestem nią zaintersowana.