Księdza Jana słowa ostatnie

Zobacz galerię
AlexanderDegrejt / artykuł nadesłany

Wspomnienie bohaterskiego kapłana, który szedł drogą Chrystusa aż do końca.

„Kochani Rodzice i Rodzeństwo!
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Jest to mój ostatni list. Za cztery godziny wyrok będzie wykonany. Kiedy więc ten list będziecie czytać mnie nie będzie już między żyjącymi. Zostańcie z Bogiem! Przebaczcie mi wszystko! Idę do Wszechmogącego Sędziego, który mnie teraz osądzi. Mam nadzieję, że mnie przyjmie. Moim życzeniem było pracować dla Niego, ale nie było mi to dane...”

Te słowa napisał w swoim ostatnim liście młody, dwudziestosześcioletni, chorzowski kapłan – Jan Macha. Kilka godzin później, w nocy z 2 na 3 grudnia 1942 roku został stracony na gilotynie w katowickim więzieniu przy ul. Mikołowskiej. Jak sam pisze, chciał pracować dla Boga, nie było mu to jednak dane. Ktoś mógłby pomyśleć, że urodził się w złym miejscu i w złym czasie. Czy jednak na pewno? Kiedy zastanawiam się nad jego losem przychodzą mi na myśl słowa „Bóg nigdy nie daje człowiekowi krzyża tak ciężkiego, by nie mógł go unieść”. Ksiądz Jan swój krzyż uniósł i dotarł z nim na Golgotę, by ustawić go obok tego, który ukochał i któremu pragnął służyć.

DEON.PL POLECA

Jan Macha urodził się 18 stycznia 1914 roku w rodzinie mistrza ślusarskiego Pawła Machy. Ukończył gimnazjum klasyczne w Królewskiej Hucie po czym podjął studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Szybko jednak odkrył, że kariera prawnika nie jest jego powołaniem. W roku 1934 rozpoczął naukę w krakowskim Śląskim Seminarium Duchownym na wydziale teologicznym. Święcenia kapłańskie przyjął 25 czerwca 1939-go roku w Archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach z rąk biskupa Stanisława Adamskiego. Został wikarym w swojej rodzinnej parafii św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym a następnie w parafii św. Józefa w Rudzie Śląskiej.

Kiedy wybuchła wojna nie ukrył się pod duchowną sukienką na ciepłej plebanii. Już w październiku 1939 roku był jednym z założycieli Polskiej Organizacji Zbrojnnej by wkrótce zostać jej przywódcą. Weszła ona w skład Związku Walki Zbrojnej i zajmowała się głównie pomocą represjonowanym przez okupanta polakom, drukiem i kolportażem podziemnych wydawnictw oraz wywiadem. Ks. Jan z narażeniem życia pomagał tak materialnie jak i duchowo swoim parafianom dotkniętym przez wybuch wojny, wszystko co miał oddał potrzebującym.

Niestety, zdrada czai się wszędzie. 6 września 1941-go roku ks. Jan Macha, zadenuncjowany przez jednego ze swoich współpracowników, trafia w ręce gestapo. Aresztowano go na katowickim dworcu, kiedy kupował bilet by z konspiracyjnego spotkania powrócić do Rudy Śląskiej. Przetrzymywany najpierw w Mysłowicach, a potem w Katowicach wyrokiem niemieckiego Sądu Okręgowego skazany na śmierć...

„Pogrzebu nie będę mógł mieć, ale zróbcie mi na cmentarzu cichy zakątek, żeby ktoś od czasu do czasu sobie mnie przypomniał i zmówił Ojcze Nasz...” - pisał ksiądz Jan tuż przed śmiercią. I nie miał pogrzebu, nie ma też grobu. Jego ciało po egzekucji zostało wywiezione od Oświęcimia i spalone w piecu krematoryjnym. Ale zgodnie z jego wolą na parafialnym cmentarzu przy kościele św. Marii Magdaleny jest jego cichy zakątek, gdzie każdy może przystanąć, zadumać się i zmówić Ojcze Nasz za spokój duszy niezłomnego kapłana...

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Księdza Jana słowa ostatnie
Komentarze (5)
PK
Piotr Kozak
22 stycznia 2012, 03:19
Szanowni Państwo, jestem, mam ten niesamowity zaszczyt, byc krewnym Ks. Jana Machy, to Mój czcigodny Wujek, brat mojej śp. Babci, jako najstarszy wnuk Róży, wiele opowieści było mi danym usłyszec o księże Janie... Dagmara Drzazga w filmie, "Bez jednego drzewa las lasem zostanie..." w przepiekny sposób opowiedziałą tę pięknkną historię, tak młodego i pięknego życia... gdyby Ktoś z Państwa chciał skontaktowac się z rodziną ks. Jana Machy, podaję swój nr tel. obicuję się odezwac, tylko proszę się nagrac na pocztę, gdyż czasem nie mogę odebrac, Piotr Kozak, 602 782 115
.
...
9 maja 2011, 23:31
Jakich niewinnych ludzi? Przecież on mówił o donosicielach, a nie porządnych Polakach.
D
DNA
9 maja 2011, 14:46
"W wywiadzie dla niemieckiego “Die Welt” Władysław Bartoszewski zapytany, czy w czasie okupacji obawiał się swoich sąsiadów, odpowiedział: “Mieszkałem w domu pełnym inteligencji, przy ul. Mickiewicza 37, piętro drugie. Ale jeśli ktoś się bał, to nie Niemców. Jeżeli funkcjonariusz zobaczył mnie na ulicy i nie było polecenia aresztowania, nie miałem się czego bać. Ale gdy sąsiad Polak zauważył, że kupiłem więcej chleba niż normalnie, wtedy musiałem się bać”. Wypowiedź Władysława Bartoszewskiego oburzyła bardzo wiele osób, między innymi panią Marię Konopkę-Klein, która od urodzenia aż do zakończenia Powstania Warszawskiego mieszkała w Warszawie na Żoliborzu Oficerskim przy pl. Inwalidów. - proszę nie usprawiedliwiać chamstwa pana Bartoszewskiego. Z wojny wyszedł zywy i żyje do tej pory. Może należy zacząć sie bać Bartoszewskiego, który robi takie głupie uogólnienia niczym nie poparte i jednoczesnie krzywdzące niewinnych ludzi, Polaków.
T
TSJ
9 maja 2011, 14:29
Niestety, zdrada czai się wszędzie. 6 września 1941-go roku ks. Jan Macha, zadenuncjowany przez jednego ze swoich współpracowników, trafia w ręce gestapo. Zapewne groźbę donosicielstwa i zdrady miał na myśli W. Bartoszewski mówiąc, że bardziej się bał Polaków - przed którymi łatwiej było się otworzyć, wygadać jako potencjalnymi przyjaciółmi - niż Niemców - których traktowało się z dystansem i ostrożnością jako potencjalnych wrogów.
STANISŁAW SZCZEPANEK
8 maja 2011, 23:28
Piękny przykład... Jan Paweł II prosił o ocalenie przed zapomnieniem męczenników XX w. Czy rozpoczęto jego proces beatyfikacyjny?