Małżeństwo według Biblii

(fot. Digital Sublime / Foter / CC BY-NC-ND)
Marcin Wojnarski / Materiały nadesłane/nt

Obraz małżeństwa ukazany w Piśmie Świętym drastycznie odbiega od obrazu przyjętego we współczesnej kulturze i prawodawstwie, zarówno cywilnym jak i kościelnym. Według Biblii, małżeństwo to relacja, nie instytucja; relacja inicjowana przez Boga, nie przez ludzi; rzeczywistość duchowa, nie prawno-urzędowa. Te różnice mają kluczowe znaczenie dla całej etyki małżeństwa.

Dlatego to mężczyzna opuszcza swego ojca i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem.

(Rdz 2, 24)

Wstęp

DEON.PL POLECA


Piszę ten artykuł dla moich przyjaciół i braci w wierze, aby mogli zrozumieć moje spojrzenie na etykę małżeńską. Choć nie jestem teologiem, to jako chrześcijanin mam obowiązek szukać woli Boga poprzez lekturę Słowa Bożego - bo Szczęśliwy mąż, który (...) ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą (Ps 1, 1-2). W przeciwieństwie do 99% teologów zajmujących się etyką małżeńską na przestrzeni wieków, nie jestem celibatariuszem. Wypowiadam się więc jako praktyk, a nie teoretyk małżeństwa, i piszę o zagadnieniach, które są częścią mojego własnego życia - może nawet najważniejszą częścią - a nie tylko prawno-teologiczną spekulacją, która dotyczy wielu innych osób, ale nie mnie samego.

Liczba rozwodów cywilnych w Polsce to już 25% liczby nowozawartych małżeństw, a w krajach zachodnich nawet ponad 50%. Jedynie Kościół katolicki, i niektóre inne Kościoły chrześcijańskie, próbują stawiać opór mentalności pro-rozwodowej, która szerzy się coraz bardziej w kulturze zachodniej. Sam Kościół nie jest jednak konsekwentny w swoim sprzeciwie wobec rozwodów, dopuszczając tzw. "stwierdzenie nieważności" małżeństwa, które w praktyce zastępuje rozwód, a może być wydane przez sąd biskupi z zupełnie błahych powodów, nawet dla małżeństw z wieloletnim stażem i posiadających wspólne potomstwo. Co roku w Polsce wpływa do sądów biskupich ok. 5 tysięcy wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Ponad 80% spraw kończy się orzeczeniem nieważności[1]. Sam papież Franciszek stwierdził w wywiadzie[2] z lipca 2013, że połowa małżeństw sakramentalnych może być nieważna w świetle prawa kanonicznego:

Jesteśmy na drodze prowadzącej do bardziej pogłębionego duszpasterstwa małżeństw. To jest problem wszystkich, ponieważ jest [ich] wielu, prawda? Dla przykładu, podam tylko jeden: mój poprzednik [w Buenos Aires - przyp. gosc.pl], kardynał Quarracino, mówił, że według niego połowa małżeństw jest nieważna. [podkr. MW]

Dlaczego tak mówił? Ponieważ pobierają się bez dojrzałości, pobierają się nie dostrzegając, że to jest na całe życie albo biorą ślub dlatego, że z racji społecznych powinni się pobrać. (...) Problem duszpasterstwa małżeństw jest złożony.

Trudno przejść obojętnie wobec tak zatrważającej statystyki, mówiącej przecież o sprawach najistotniejszych: o małżeństwie i rodzinie, które wypełniają zasadniczą część życia każdego z nas. Statystyka ta każe postawić pytania nie tyle o te nieważne małżeństwa, co o prawo, według którego owe małżeństwa były zawierane, bo jeśli aż 50-80% małżonków, mimo dobrej woli, nie jest w stanie wypełnić przepisów prawa i w świetle tegoż prawa żyje w związku pozamałżeńskim, czyli potencjalnie w cudzołóstwie, a na dodatek jest nieświadoma takiego stanu rzeczy, to ten fakt mówi więcej o jakości prawa, niż o tych osobach.

Ja sam od 11 lat jestem w małżeństwie sakramentalnym zawartym w Kościele katolickim, a od 6 lat w separacji, która nastąpiła wbrew mojej woli i bez mojej winy. Idąc za nauczaniem Kościoła, cały okres separacji przeżyłem w uczciwym, choć mimowolnym, celibacie. Kiedy prosiłem Boga o pomoc i uleczenie mojej sytuacji rodzinnej, Bóg zachęcił mnie do tego, abym przyjrzał się bliżej biblijnej - czyli Bożej - koncepcji małżeństwa i skonfrontował ją z wizją katolicką. Z dużym zaskoczeniem odkryłem, że są to dwie zupełnie różne koncepcje.

Punktem wyjścia do poniższej analizy jest przekonanie, że Słowo Boga przekazane nam w Piśmie Świętym jest prawdziwe i żywe, tzn. jest źródłem prawdy moralnej o życiu każdego człowieka (Na początku było Słowo; J 1,1), w każdej epoce, i Bóg wciąż - tak jak 2000 lat temu - chce mówić do chrześcijan i do Kościoła poprzez słowa Pisma Świętego (Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą; Łk 21,33).

Jeśli nie zgadzasz się z poniższą analizą, zapraszam do merytorycznej dyskusji w komentarzach pod artykułem.

Małżeństwo, czyli...

W powszechnym rozumieniu, "małżeństwem" nazywamy związek mężczyzny i kobiety zawarty poprzez ślub: cywilny, kościelny, lub - w innych kulturach - zwyczajowy. Ślub taki musi mieć odpowiednią formę, np. liturgiczną, zwykle ze złożeniem przysięgi, inaczej jest nieważny; muszą mu towarzyszyć odpowiednie procedury, jak np. obecność świadków czy wpis w księdze parafialnej lub w księdze stanu cywilnego; od nowożeńców wymagane jest spełnienie dodatkowych warunków, na przykład, posiadanie pełnej świadomości podejmowanych zobowiązań, wewnętrzna zgoda na małżeństwo, ujawnienie współmałżonkowi faktów które mogą rzutować na ich przyszły związek itp. - bez spełnienia tych warunków małżeństwo, choćby zawarte, staje się nieważne i może zostać anulowane lub rozwiązane przez odpowiedni sąd.

A zatem, małżeństwo w potocznym rozumieniu to instytucja, której elementem centralnym jest akt zaślubin, stwarzający nowy związek małżeński jako byt prawny. Instytucja ta jest regulowana odrębnymi przepisami, obwarowana licznymi nakazami i zakazami, i uzależniona od prawodawcy, który posiada głos decydujący w stwierdzaniu, który związek jest małżeństwem, a który nie. Kościół dodaje, że zawarcie małżeństwa (sakramentalnego) daje początek istnieniu węzła małżeńskiego, będącego prawnym zobowiązaniem współmałżonków wobec siebie nawzajem, zobowiązaniem o wieczystym charakterze.

Czy Bóg tak samo rozumie pojęcie "małżeństwa"? Czy On również uważa, że małżeństwo to byt prawny, powstający poprzez zaślubiny, przeprowadzone z zachowaniem odpowiedniej formy i z wypełnieniem wszystkich wymaganych prawem warunków?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Wystarczy zajrzeć do Księgi Rodzaju i sprawdzić, czym było pierwsze małżeństwo: naszych pra-rodziców, Adama i Ewy. Czy ich małżeństwo było aktem prawnym? Czy składali sobie przyrzeczenie? Czy byli rejestrowani w księgach metrykalnych? Czy świadkowie złożyli swoje podpisy na dokumencie?... Ich ślub był cywilny? kościelny? zwyczajowy?...

Otóż, Adam i Ewa nie mieli ślubu: ani kościelnego, ani cywilnego, ani żadnego innego; nie składali sobie przysięgi; nie byli rejestrowani w urzędzie; nie towarzyszyli im świadkowie; nie otrzymali błogosławieństwa prezbitera... a jednak Pismo mówi, że byli dla siebie "mężem" i "żoną" (Rdz 2,25; 3,16), czyli stanowili małżeństwo. Zatem w oczach Boga to nie akt zaślubin - ani żadna inna prawnie regulowana forma zawarcia związku - jest czynnikiem decydującym o zaistnieniu małżeństwa.

Małżeństwo jako relacja

Relacja małżeńska została stworzona przez Boga na samym początku, przy stworzeniu świata i człowieka, jest więc ona integralną częścią planu Bożego wobec człowieka: bo Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam (Rdz 2,18). Księga Rodzaju, opisując to wydarzenie, podaje charakterystykę małżeństwa:

Dlatego to mężczyzna opuszcza swego ojca i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. (Rdz 2, 24)

Jest to najbardziej dosłowna i jednoznaczna charakterystyka małżeństwa zawarta w Piśmie Świętym, występująca w bardzo szczególnym miejscu, bo w samym opisie stworzenia człowieka. Jezus, mówiąc o małżeństwach, powoływał się właśnie na ten - i żaden inny - fragment Starego Testamentu, dlatego werset ten należy - za Jezusem - traktować jako biblijną definicję. Według tej definicji:

● Małżeństwo to relacja mężczyzny i kobiety, w której stają się oni "jednym ciałem".

Pod pojęciem "jednego ciała" należy rozumieć nie tylko współżycie seksualne, ale też wspólnotę życia, tworzenie wspólnego organizmu rodzinnego - inaczej biblijna definicja traci sens logiczny, gdyż małżonkowie nie mogą trwać bezustannie we współżyciu seksualnym. Takie rozumienie pojęcia "ciało" jest uprawnione, bo podobnie św. Paweł mówi o wspólnocie Kościoła, że jest "Ciałem Chrystusa" (1Kor 12,27). Również słowa Jezusa o tym, że porzucenie żony jest rozdzielaniem "ciała" (Mt 19,6), wskazują jednoznacznie na to, że "ciało" w rozumieniu Księgi Rodzaju oznacza nie tylko współżycie, ale też wspólnotę rodzinną, w jakiej żyją mąż i żona.

● Głową ciała małżeńskiego jest (lub powinien być) mąż, bo to on podejmuje inicjatywę połączenia się z kobietą i w tym celu opuszcza ojca i matkę, czyli rezygnuje z ich opieki, żeby stać się opiekunem dla swojej żony (por. 1Kor 11, 3).

● W zamyśle małżonków ich związek powinien być trwały, bo na to wskazuje fakt opuszczenia ojca i matki. A więc małżeństwa nie tworzy z pewnością "przygodny seks", współżycie z prostytutką, krótki romans z kochanką itp., bo nie są to z założenia trwałe związki i nikt z ich powodu nie opuściłby ojca i matki.

Termin "ciało" wskazuje na błogosławieństwo, jakie w planie Bożym towarzyszy życiu w małżeństwie. Tak jak w ciele biologicznym poszczególne członki uzupełniają się i wzajemnie wspierają, a pojedynczy członek wyjęty z ciała umiera, tak w ciele małżeńskim małżonkowie wspierają się nawzajem i dzięki małżeństwu żyją pełniej, a "wyjęci" z małżeństwa, np. przez rozwód, w pewnym sensie umierają. Termin "jedno ciało" wskazuje więc na pozytywny aspekt małżeństwa, będącego dla małżonków źródłem i warunkiem życia. (Por. 1Kor 12, 12-28)

Inaczej jest w przypadku pojęcia "węzła małżeńskiego", stosowanego w katolickiej etyce małżeńskiej jako alternatywne określenie natury małżeństwa, szczególnie w kontekście nierozerwalności (np. KPK 1134). Pojęcie to wskazuje nie na błogosławiony i Boży charakter małżeństwa, ale na przekleństwo mające towarzyszyć małżeństwu: poprzez związanie ("węzeł"), ograniczenie, zniewolenie, podporządkowanie... wynikające ponoć ze wspólnego życia. Współczesna kultura szczególnie chętnie przyjmuje tę właśnie perspektywę patrzenia na małżeństwo: jako na przekleństwo, a nie błogosławieństwo.

Relacja vs. instytucja

Aby zrozumieć w pełni naturę małżeństwa ukazanego w Biblii, trzeba odnotować kilka kolejnych faktów.

1. Księga Rodzaju - ani w opisie relacji małżeńskiej, ani w żadnym innym miejscu - nie używa terminu "małżeństwo", choć mówi o tym, że Ewa była "żoną" Adama (Rdz 2,25), a on jej "mężem" (Rdz 3,16). Podobnie w pozostałych księgach biblijnych: Pismo Święte wielokrotnie mówi o "mężach" i "żonach" - przykładowo termin "żona" występuje blisko 600 razy (!) - prawie nigdy jednak nie używa pojęcia "małżeństwo": w sumie jedynie 10 razy, z czego 6 w Nowym Testamencie (BT V, 1999). Ta ogromna dysproporcja sugeruje, że to nie samo "małżeństwo" jako abstrakcyjny byt prawny jest ważne, ale materialny fakt "bycia mężem" lub "bycia żoną" - w "jednym ciele" - dla drugiej osoby.

2. Sporadycznie Biblia używa terminów "zaślubiny", "poślubić", "być poślubioną", czy "wesele" (w kontekście zaślubin), nigdy jednak nie opisuje samej ceremonii zaślubin i nie podaje szczegółów, dotyczących np. składanej przysięgi czy warunków formalnych, jakie musieli spełnić nowożeńcy.

3. Również Prawo Mojżeszowe - nadane przez Boga i regulujące życie społeczności Izraela niemal od samego jej początku, przez cały okres Starego Testamentu - choć zawiera liczne szczegółowe przepisy, odnoszące się także do małżeństw, to - podobnie jak Księga Rodzaju - nie wprowadza żadnej prawno-instytucjonalnej definicji małżeństwa.

Wszystkie powyższe fakty: tak rzadkie użycie terminu "małżeństwo", pomimo wielokrotnych nawiązań do relacji małżeńskiej; mała waga przywiązywana w Biblii do zaślubin; brak własnej definicji małżeństwa w Prawie Mojżeszowym; oraz - przede wszystkim - charakterystyka z Księgi Rodzaju określająca małżeństwo jako relację bycia "jednym ciałem" - wskazują, że dla Boga istotny jest materialny fakt "bycia jednym ciałem" i przez to "bycia mężem i żoną" dla siebie nawzajem, a nie prawny fakt "bycia w małżeństwie" wynikający z czynności prawnej "zawarcia małżeństwa". Najpierw mężczyzna i kobieta są dla siebie nawzajem - jako jedno ciało - mężem i żoną, a dopiero potem można o nich powiedzieć, że są małżeństwem. Małżeństwo to relacja między dwojgiem ludzi, istniejąca niezależnie od spełnienia prawnych wymogów. Ślub pełni jedynie rolę społeczną - jako wyraz akceptacji małżeństwa przez środowisko, w którym żyją małżonkowie - a nie konstytutywną.

Jest to odwrotne spojrzenie od tego, które funkcjonuje w naszej kulturze, gdzie najpierw trzeba wziąć ślub, żeby w ten sposób zawrzeć małżeństwo i - dopiero potem, w konsekwencji - być dla siebie nawzajem mężem i żoną. Zarówno katolicka doktryna małżeństwa, jak i laicka kultura i świeckie prawodawstwo, dają pierwszeństwo "małżeństwu" jako samodzielnej instytucji, bytowi prawnemu samemu w sobie, istniejącemu w oderwaniu od faktycznej relacji między danymi osobami, zależnemu niemal wyłącznie od spełnienia wymogów formalnych (ślub, przysięga) i dopełnienia odpowiednich procedur czy zachowania odpowiedniej formy liturgicznej.

Ta różnica ma fundamentalne znaczenie dla etyki i teologii małżeństwa. Relacja może istnieć bez instytucji, podobnie instytucja bez relacji. Mówiąc językiem Biblii, która kładzie nacisk na relację ("mąż" i "żona"), a nie na instytucję ("małżeństwo"):

● w prawie kanonicznym i cywilnym, mężem i żoną są osoby, które wzięły ze sobą ślub;

● w Biblii, mężem i żoną są mężczyzna i kobieta, którzy żyją ze sobą jako "jedno ciało" ...

... dwie zupełnie różne definicje, dwie zupełnie różne etyki małżeństwa.

Przykładowo, porównując te definicje łatwo zauważyć, że pierwsza z nich - zależna od prawnie definiowanego pojęcia "ślubu", a nie od faktu duchowego jakim jest "jedno ciało" - pozwala na arbitralne ustalanie kto i pod jakimi warunkami może wziąć ślub, czyli kto może być "małżeństwem". To otwiera furtkę dla takich zjawisk jak legalizacja tzw. "małżeństw homoseksualnych". Nawet jeśli to akurat zjawisko dotyczy jedynie prawa cywilnego, a nie kościelnego, to jednak utrzymywanie i propagowanie przez Kościół instytucjonalnego obrazu małżeństwa odbiera Kościołowi możliwość skutecznej walki o prawdziwą wizję małżeństwa: bo jeśli Kościół ma prawo przedefiniować małżeństwo według swojego uznania, to dlaczego cywilny prawodawca nie mógłby tego zrobić, tyle że według jego - ateistycznego - uznania? Jeśli Kościół naucza publicznie, że istotą małżeństwa jest ślub, czyli czynność prawna zależna od urzędników, a nie od Boga (nawet jeśli są to urzędnicy kościelni), to dlaczego cywilny prawodawca - który dysponuje znacznie lepiej rozwiniętym aparatem administracyjnym i większym wpływem społecznym niż Kościół - nie może stworzyć swoich własnych ślubów, udzielanych na własnych warunkach i według własnych zasad? Może, i robi to, a Kościołowi, który sam sprowadził małżeństwo do czynności administracyjnej i oddał je w ręce urzędników i prawników, pozostaje tylko biernie przyglądać się, jak pojęcie małżeństwa jest coraz bardziej zawłaszczane i deformowane przez cywilnego prawodawcę, działającego pod naciskiem mediów i opinii publicznej.

Inne - jeszcze istotniejsze - różnice w zakresie etyki małżeńskiej dotyczą rozwodów i stwierdzeń nieważności. Będę o nich mówił w dalszych rozdziałach.

Instytucjonalizacja małżeństwa

Definiowanie małżeństwa jako instytucji i jego prawne regulowanie licznymi przepisami nie jest w Kościele katolickim rzeczą naturalną. Na początku tak nie było. (Mt 19,8)

Przez większą część swojej historii, aż do Soboru Trydenckiego, Kościół uznawał małżeństwa zwyczajowe: zawarte bądź przez ślub zwyczajowy, bądź przez samo tylko faktyczne pożycie. Innymi słowy, Kościół nie uzależniał uznania małżeństwa od spełnienia jakichkolwiek formalnych wymogów, nawet jeśli pewna oficjalna forma była zalecana. Dopiero Sobór Trydencki, dekretem Tametsi (1563), wprowadził obowiązek zawierania małżeństwa w obecności władzy duchownej, pod rygorem jego nieważności w oczach Kościoła. Ale nawet ten dekret nie został w pełni wprowadzony, bo do jego uprawomocnienia konieczne było ogłoszenie go w danej parafii, co np. na terenie Polski nie wszędzie miało miejsce. Dlatego aż do początku XX wieku, w wielu parafiach można było zawrzeć małżeństwo w sposób dowolny - oficjalny lub nieoficjalny, liturgiczny lub nie - i było ono uznawane przez Kościół. Wprowadzenie pełnej instytucjonalizacji małżeństwa, w całym Kościele, nastąpiło dopiero w 1907 roku, wraz z dekretem Ne temere, który rozszerzył zakres prawny dekretu Tametsi (np. wymóg czynnej a nie tylko biernej obecności kapłana) i który od początku zaczął obowiązywać w całym Kościele.[3]

Zatem dopiero od stu lat Kościół w sposób jednoznaczny twierdzi, że małżeństwo między katolikami jest ważne tylko wtedy, gdy zostało zawarte z zachowaniem oficjalnej formy kanonicznej i z dopełnieniem licznych szczegółowych wymogów prawnych. Czy takie stanowisko jest zgodne z duchem Ewangelii? Czy pomaga wspólnocie Kościoła wzrastać w wierze? Nasilający się kryzys małżeństwa i rodziny, którego Kościół nie potrafi w żaden sposób zatrzymać, każe mieć co do tego wątpliwości.

Aby zrozumieć historyczną ewolucję doktryny małżeństwa należy zwrócić uwagę na fakt, że Kościół jako instytucja rodził się na gruzach cesarstwa rzymskiego i rozwój teologii oraz kanonistyki pozostawał tradycyjnie, przez wiele wieków, pod dużym wpływem rzymskiej filozofii prawa. Choć cesarstwo upadło, to duch rzymskiego legalizmu nie umarł, lecz przeszedł na rodzącą się w tym czasie instytucję Kościoła. Widać to szczególnie dobrze na przykładzie doktryny małżeństwa.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa Kościół nie tworzył własnego prawa dot. małżeństw, lecz akceptował autorytet prawa rzymskiego w tym zakresie. Od VI wieku zaczął stopniowo wprowadzać zakazy zawierania małżeństw w pewnych sytuacjach, np. między krewnymi. Wraz z rozwojem tego prawodawstwa w kolejnych wiekach, a więc też koniecznością rozstrzygania spraw spornych trafiających przed trybunały kościelne, Kościół w X i XI wieku zaczął stawiać sobie pytanie, od czego zależy ważność małżeństwa? - co prowadziło bezpośrednio do pytania o naturę małżeństwa.

Szukając odpowiedzi na to pytanie, Kościół w XI wieku odkrył na nowo klasyczną definicję rzymskiego prawnika Ulpiana[4], że małżeństwa nie tworzy współżycie, ale wzajemna zgoda stron (Nuptias non concubitus, sed consensus facit), czyli że małżeństwo jest bytem prawnym, formą umowy między dwiema osobami, które zgodnie podejmują decyzję o rozpoczęciu wspólnego życia. W wieku XII toczył się w Kościele spór między tym poglądem a konkurencyjną koncepcją, mówiącą, że o zaistnieniu małżeństwa decyduje współżycie płciowe, a nie umowa. W XIII wieku spór ten został rozstrzygnięty na korzyść teorii zgody, między innymi pod wpływem powszechnego w średniowieczu poglądu, jakoby współżycie seksualne było ze swej natury grzeszne - który to pogląd jest sprzeczny z Księgą Rodzaju i został przez Kościół odrzucony w kolejnych wiekach, jednak bez przeprowadzenia powtórnej refleksji nad naturą małżeństwa.

O rzymskich i jurystycznych korzeniach katolickiej doktryny małżeńskiej mówi ks. Piotr-Mieczysław Gajda w "Prawie małżeńskim Kościoła Katolickiego":

Modestinus, wybitny prawnik rzymski z III w. po Chr. określił małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety, będący zespoleniem na całe życie, powodujący współudział w prawach boskich i ludzkich. Według Instytucji cesarza Justyniana (VI w.) małżeństwo jest związkiem mężczyzny i kobiety obejmującym niepodzielną wspólnotę życia. Z tych określeń wynika, że małżeństwo u Rzymian było pojmowane jako trwały związek jednego mężczyzny z jedną kobietą, zobowiązujący do pełnej wspólnoty życia i powodujący określone skutki prawne. Przyczyną sprawczą małżeństwa była zgoda małżeńska. Takie określenie małżeństwa upowszechniło się w średniowiecznej nauce prawa kanonicznego.[5] [podkr. MW]

W ten sposób świecka teoria prawnicza - pochodząca nie od Jezusa, lecz od "wybitnych prawników rzymskich" - przeszła do Kościoła. W kolejnych wiekach wymusiła ona stopniową, coraz głębszą, instytucjonalizację małżeństwa, bo jeśli ustanowienie małżeństwa zostaje sprowadzone do czynności prawnej (wyrażenie zgody), to pojawia się naturalna potrzeba uregulowania zasad: jak, kiedy, kto, pod jakimi warunkami ... może takiej czynności dokonać; kiedy jest ona ważna, a kiedy nie; itd. itp. Powstanie licznych szczegółowych przepisów, a także sądów i trybunałów do rozstrzygania spraw spornych, było tylko kwestią czasu.

I tak na przykład, kiedy Biblia mówi po prostu o "mężu" i "żonie" lub sporadycznie o "małżeństwie" (bez przymiotników), to Kościół rozróżnia znacznie więcej rodzajów "małżeństw", na przykład: "ważne", "nieważne", "uważnione", "prawdziwe", "rzeczywiste", "domniemane", "godziwe", "niegodziwe", "usiłowane", "prawne", "sakramentalne", "zawarte", "tylko zawarte", "dopełnione", "niedopełnione", "skonsumowane", "publiczne", "tajne", "ślubne", "nieślubne", "cywilne", "religijne", "kościelne", "kanoniczne", "mieszane", itd.[6] Jak widać, sprawy proste u Boga, w doktrynie Kościoła nieco się skomplikowały.

Nie lepiej jest w kwestii rozstrzygania o istnieniu małżeństwa. W Biblii decyduje o tym prosty fakt bycia "jednym ciałem", opisany w krótkim fragmencie Księgi Rodzaju - i to Bogu wystarcza. W Kodeksie Prawa Kanonicznego natomiast, doktryna małżeństwa jest rozpisana na 10 rozdziałów i 111 kanonów, wymieniających liczne "warunki", "przeszkody", "wady", "przyczyny", "skutki", "czynności", "prawa", "obowiązki", "dokumenty", "zezwolenia" itd., rozstrzygające o ważności małżeństwa w oczach Kościoła.

Teoria "zgody stron" pozostaje do dziś podstawą katolickiej doktryny i w obszarze całej dyscypliny prawa małżeńskiego stanowi jej fundament [7] (ks. Marcin Królik), bo jak mówi Kodeks Prawa Kanonicznego w pierwszych kanonach prawa małżeńskiego: Małżeństwo stwarza zgoda stron (KPK 1057 §1) - jest to więc dosłowne przeniesienie teorii Ulpiana. Nadto, zgoda ta musi być wyrażona zgodnie z prawem (1057 §1). Z kolei w kanonie 1055 pada wprost określenie umowy małżeńskiej ... W Biblii takich słów nie znajdziemy. Katolicka koncepcja małżeństwa nie wypływa więc z nauczania Pisma Świętego, ale swoimi korzeniami sięga świeckiej teorii prawa, wywodzącej się z pogańskiej kultury imperium rzymskiego.

O pokładaniu ufności w Prawie św. Paweł - sam obywatel Rzymu i znawca prawa - pisał w następujący, dosadny, sposób:

O, nierozumni Galaci! (...) czy Ducha otrzymaliście dzięki uczynkom wymaganym przez Prawo, czy z powodu posłuszeństwa wierze? Czyż jesteście aż tak nierozumni, że zacząwszy duchem, chcecie teraz kończyć ciałem? (...) Czy Ten, który udziela wam Ducha i działa cuda wśród was, [czyni to] dzięki uczynkom wymaganym przez Prawo, czy też z powodu posłuszeństwa wierze? (...) ci, którzy żyją dzięki wierze, mają uczestnictwo w błogosławieństwie wraz z Abrahamem (...). Natomiast na tych wszystkich, którzy polegają na uczynkach wymaganych przez Prawo, ciąży przekleństwo. (Gal 3, 1-10)

Wola Boga. Wola człowieka

Teoria "zgody stron" jest nie tylko niebiblijna, ale wprost sprzeczna ze słowami Pisma Świętego. Jezus mówi w Ewangelii bardzo wyraźnie i jednoznacznie, że to Bóg, nie człowiek, łączy małżeństwa: A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. (Mt 19, 6). Zatem to wola Boga - a nie człowieka - odgrywa decydującą rolę w procesie powstawania każdego małżeństwa. Nie "zgoda stron"; nie "umowa" ani przysięga między nowożeńcami; nie błogosławieństwo prezbitera; nie forma liturgiczna; nie wpis w księdze parafialnej - ale wola Boga stwarza małżeństwo. Wola Boga skutkująca "złączeniem" małżonków w "jedno ciało", a nie zawiązaniem abstrakcyjnego bytu prawnego w rodzaju "węzła małżeńskiego" (który to termin, notabene, nie występuje nigdzie w Piśmie Świętym, ani tym bardziej w wypowiedziach Jezusa).

W jaki konkretnie sposób wola Boga może się realizować? Choćby przez fakt zakochania, który jest czynnikiem niezależnym od woli człowieka, a więc w największym stopniu zależnym autonomicznie od woli Boga - bo nikt nie może samodzielnie zdecydować o tym, że teraz się zakocha w tej czy innej osobie. Lub przez zewnętrzny wpływ innych ludzi, np. krewnych doradzających wzięcie ślubu. Czy przez niespodziewane wydarzenia, takie jak zajście w ciążę... Wola Boga może się realizować przez wszystkie te niezliczone czynniki, które mają wpływ na podjęcie decyzji o wspólnym życiu, a nad którymi potencjalni małżonkowie nie posiadają pełnej kontroli.

Wyłączenie woli Boga z procesu powstawania małżeństwa skutkuje przerzuceniem pełnej odpowiedzialności za ten proces na samych małżonków. Teraz to oni muszą być w 100% pewni, że chcą zawrzeć małżeństwo - ze szlachetnych pobudek, bez skażenia jakimkolwiek zewnętrznym naciskiem czy wpływem; muszą być w 100% świadomi, jakie obowiązki będą ciążyć na nich jako na współmałżonkach; muszą w 100% zgadzać się wewnętrznie na podjęcie tych obowiązków; muszą też być w 100% zdolni psychicznie do ich podjęcia... Jeżeli którekolwiek z nowożeńców uchybi któremukolwiek z tych warunków - a statystyki stwierdzeń nieważności w sądach kościelnych wskazują, że mało kto potrafi te wymagania spełnić - małżeństwo staje się kanonicznie nieważne i w świetle katolickiej etyki małżeńskiej osoby te nie mają prawa żyć ze sobą, bo byłoby to cudzołóstwo, powinni się zatem rozejść.

Jednocześnie, w świetle Biblii, te same osoby "już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem" (Mt 19, 6), a więc w oczach Boga pełnoprawnym małżeństwem, którego "człowiek niech nie rozdziela" - czyli właśnie ich rozejście się, do którego namawia Kodeks Prawa Kanonicznego, byłoby grzechem cudzołóstwa! (Mt 19, 9; "Kto oddala żonę (...) popełnia cudzołóstwo"). Widać tu ewidentną niespójność katolickiej etyki małżeńskiej z Ewangelią i nauczaniem Jezusa. Niespójność, która prowadzi do rozbijania małżeństw i tragedii wielu rodzin.

Cudzołóstwo jest grzechem. Nie bez powodu jest ono wymienione w Dekalogu między zabójstwem i kradzieżą, gdyż w swojej naturze i skutkach jest podobne do obydwu tych grzechów: do kradzieży, bo odbiera drugiej osobie współmałżonka; i do zabójstwa, bo niszczy "jedno ciało" małżeńskie. Słusznie więc Kościół ostrzega przed cudzołóstwem, tyle że czasami błędnie definiuje samo to pojęcie, w konsekwencji nierzadko nakłaniając do cudzołóstwa zamiast przed nim chronić.

Rozwody

Sprawą wzbudzającą najwięcej społecznych kontrowersji są rozwody. Kościół - inspirowany słowami Jezusa o zakazie dzielenia "jednego ciała" lub porzucania żony/męża - stawia wysokie wymagania co do nierozerwalności małżeństwa, nauczając nie tylko tego, że człowiek nie ma prawa rozbijać małżeństwa, ale wręcz, że nie ma takiej fizycznej możliwości, bo prawo kanoniczne tego nie przewiduje, czyli małżeństwo sakramentalne jako byt prawny ("węzeł") jest nierozerwalne. Przyjmowanie tak restrykcyjnej interpretacji słów Jezusa jest z kilku powodów nieuzasadnione.

Po pierwsze, z samej logicznej konstrukcji wypowiedzi Jezusa wynika, że małżeństwo, owszem, można rozbić. Wprawdzie doprowadzenie do rozwodu jest grzechem, ale możliwym do popełnienia, i nie ma żadnych fizycznych przeszkód, które by to uniemożliwiały. Bo jeżeli Jezus mówi: "niech człowiek nie rozdziela" - to znaczy, że człowiek jeśli chce, może rozdzielić! Rozdzielić, czyli doprowadzić do sytuacji, w której "jedno ciało", a więc małżeństwo, przestaje istnieć. Jezus nie mówiłby o czymś, czego w ogóle nie da się zrobić. Zatem gdy Kościół mówi, że rozwody nie istnieją, Jezus mówi, że owszem istnieją i są grzechem.

Co więcej, Jezus sam mówi, że po rozwodzie jest możliwe wejście w nową relację małżeńską. W pewnych sytuacjach jest to grzech, niemniej jednak nowa relacja jest w kategoriach biblijnych pełnoprawnym małżeństwem. Jezus mówi na przykład: kto by oddaloną wziął za żonę (Mt 5, 32; podobnie w Mt 19, 9), co oznacza, że kobieta po rozwodzie może być żoną w nowym związku! Lub w innym miejscu: Kto oddala swoją żonę, a bierze inną [żonę] (...) I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego [męża] (Mk 10, 12) - co wskazuje jednoznacznie na to, że w nowej relacji można być mężem lub żoną, czyli tworzyć małżeństwo, i to niezależnie od tego kto doprowadził do rozwodu. Kwestia zaistnienia małżeństwa jest więc oddzielna od kwestii związanego z tym w pewnych sytuacjach grzechu.

Po drugie, jak zostało to przedstawione w poprzednim rozdziale, Kościół de facto nie uznaje sprawczej roli Boga w tworzeniu małżeństwa - przynajmniej na płaszczyźnie regulacji prawnych i orzecznictwa, które są najistotniejsze, bo nawet jeśli w sferze retoryki (homilie, katechezy itp.) Kościół mówi dużo o roli Boga, to w praktyce, w przypadkach konkretnych małżeństw i konkretnych decyzji wpływających na życie osób (sądowe orzeczenia nieważności, małżeństwa niesakramentalne itd.), już tej roli nie dostrzega. Tak więc, z zacytowanej wcześniej wypowiedzi Jezusa (Mt 19, 6), Kościół przyjmuje tylko wniosek ("niech człowiek nie rodziela"), ale odrzuca przesłankę ("Bóg złączył"), z której ten wniosek wypływał. Jest to logicznie niespójne. Jeśli odrzucamy przesłankę, to dlaczego przyjmujemy wniosek? Nie ma żadnej innej, oprócz roli Boga - ani teologicznej, ani prawnej - podstawy do tego, aby wprowadzać zakaz rozwodów. Jedynie fakt, że to "Bóg złączył" małżonków, stanowi argument za tym, że małżeństwa nie wolno rozdzielić.

Wprowadzając tego rodzaju logiczną niespójność, Kościół staje w prawno-teologicznym rozkroku, jedną nogą opierając się na tradycji ludzkiej (to zgoda stron, a nie Bóg, stwarza małżeństwo), a drugą na biblijnej (zakaz rozwodów). W ten sposób sam otwiera szerokie pole do kwestionowania jego etyki małżeńskiej i do ataków ze strony opinii publicznej, która dostrzega to, że przy zawieraniu małżeństwa najważniejszą rolę do odegrania ma wcale nie Bóg, tylko instytucja Kościoła, rezerwująca sobie wyłączne prawo do rozstrzygania, który związek jest małżeństwem, a który nie; i nakładająca liczne obowiązki formalne na nowożeńców (katechezy przedślubne, zapowiedzi, świadectwo bierzmowania, wpis do księgi parafialnej, forma liturgiczna ślubu itd.). Zatem, w odbiorze społecznym to nie Bóg tworzy małżeństwo, tylko Kościół swoimi procedurami, dlaczego więc Kościół nie mógłby zliberalizować zakazu rozwodów? Jeśli ma taką władzę, aby dowolnie ustalać i zmieniać warunki zawarcia małżeństwa, to dlaczego nie mógłby dowolnie ustalić również warunków rozwodu? Jest to nielogiczne.

W wyniku tej niekonsekwencji doktrynalnej, Kościół jest postrzegany jak faryzeusze w czasach Jezusa, którzy usuwali prawo Boże (tak jak Kościół usunął z doktryny małżeństwa wolę Boga i Bożą zasadę "jednego ciała"), a zmuszali do przestrzegania tradycji ludzkich (111 kanonów prawa małżeńskiego, których korzenie sięgają tradycji rzymskich); i którzy nakładali ciężary na innych (zakaz rozwodów i ponownych związków, nieuzasadniony jeśli to tylko "zgoda stron" stwarza małżeństwo), a sami ich nie dźwigali - bo Kościół instytucjonalny żyje za murami celibatu, poza zasięgiem prawa małżeńskiego, więc nie doświadcza na własnej skórze problemów, którymi żyje pozostałe 99% społeczeństwa - a większość z tych problemów ociera się o etykę małżeńską i seksualną.

Wtedy odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie: Nauczycielu, słowami tymi także nam ubliżasz. On odparł: I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo nakładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami nawet jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie. (Łk 11, 45-46)

Rzecz jasna, typowym oczekiwaniem opinii publicznej jest odrzucenie wszelkich zasad moralnych i milcząca akceptacja cudzołóstwa, a potem również seksualnych dewiacji. Niespójność etyki małżeńskiej Kościoła stwarza możliwość, aby takie postulaty były formułowane w sposób otwarty i agresywny, za społecznym przyzwoleniem.

Stwierdzenia nieważności

Ulegając presji społecznej i próbując rozwiązać kwadraturę koła, jaką stanowi w doktrynie małżeństwa wyłączanie woli Boga przy jednoczesnym zatrzymywaniu zakazu rozwodów, Kościół poszedł po linii Prawa i rozszerzył instytucję rozwodu kościelnego, ukrytego pod nazwą "stwierdzenia nieważności małżeństwa".

Obecna epidemia stwierdzeń nieważności została zapoczątkowana w 1983 roku, wraz ze zmianą Kodeksu Prawa Kanonicznego i wprowadzeniem w kanonie 1095 kryterium psychologicznego jako warunku ważności małżeństwa: Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich (KPK 1095 § 3). Ani w tym kanonie, ani w żadnym innym, KPK nie wyjaśnia, na czym polegają "istotne obowiązki małżeńskie", lub o jakie konkretnie "przyczyny natury psychicznej" chodzi[8]. Interpretacja została więc oddana całkowicie w ręce składów orzekających oraz biegłych psychologów i psychiatrów, którzy pod naciskiem adwokatów stron lub pod wpływem własnego pro-rozwodowego światopoglądu, mogą traktować ten przepis jako furtkę do unieważnienia praktycznie każdego małżeństwa - unieważnienia, które w rzeczywistości jest prawnym odpowiednikiem eutanazji, bo nie leczy problemu, tylko go zabija: nie pomaga wyjaśnić nieporozumień i załagodzić konfliktów między małżonkami, ale rozbija ich małżeństwo (w sensie biblijnym), rozdziela "jedno ciało", i twierdzi, że w ten sposób problem zniknął. Nie tylko, że problem nie zniknął, ale pojawił się kolejny: problem rozbitej rodziny, porzuconych dzieci, samotnego współmałżonka itd.

Statystyki pokazują, że praktyka masowego unieważniania małżeństw rzeczywiście ma miejsce: liczba orzeczeń nieważności kształtuje się na bardzo wysokim poziomie ponad 80% rozpatrywanych spraw. Na przykład, w 2007 roku, na 2171 spraw zakończonych wyrokiem orzekającym, w 1913 przypadkach (88%) zarówno sąd I jak i II instancji orzekł nieważność małżeństwa[9]. Podstawą prawną wykorzystywaną najczęściej jest przepis KPK 1095 §3.

Warto w tym miejscu podkreślić, że podobnie jak pojęcie "węzła małżeńskiego", również koncepcja małżeństwa "nieważnego" w ogóle w Biblii nie występuje. W Piśmie Świętym małżeństwo po prostu jest albo go nie ma: istnienie małżeństwa jest oczywistym i bezspornym faktem, który nie podlega "unieważnieniu" ani "stwierdzeniu nieważności".

Nieważność czy rozwód?

Kościół zdecydowanie odcina się od nazywania stwierdzeń nieważności rozwodami, jednak ich natura jest w pełni zbieżna z naturą rozwodów, i - chcąc być w zgodzie z nakazem Jezusa, aby wasza mowa była: Tak tak; nie nie (Mt 5,37) - należy o nich mówić właśnie jako o rozwodach.

Bo, na przykład, czy krzywda dzieci pozbawionych ojca jest mniejsza, gdy ich mama dostanie z sądu orzeczenie, że małżeństwa nigdy nie było i w sensie kanonicznym sytuacja jest prawidłowa? Czy łatwiej jej będzie przez to zapewnić dzieciom utrzymanie? Czy dla dzieci wyrok sądu będzie pociechą w tęsknocie za tatą? Wątpliwe.

A czy krzywda zdradzonego małżonka jest mniejsza, gdy najpierw przed sądem zostanie mu "udowodnione" - nierzadko na podstawie fałszywych zeznań świadków - że nigdy nie nadawał się do roli męża, a potem otrzyma zaświadczenie, że wobec tego małżeństwa nigdy nie było, więc zdrady też nie? Czy w porządku jest to, że został oszukany nie raz, ale dwa: bo najpierw przez niewierną żonę, która go porzuciła, a potem przez Kościół, od którego spodziewał się pomocy, a dostał drugi raz w policzek? Może dla spokoju własnego sumienia Kościoła, który w ten sposób "umywa ręce" i mówi: wasze kłopoty małżeńskie to nie nasz problem - rzeczywiście jest to w porządku, ale dla dobra milionów katolickich rodzin to wcale nie jest w porządku i z pewnością nie tak Chrystus rozumiał zakaz rozwodów.

Każdy związek, który stał się "jednym ciałem", jest w oczach Boga pełnoprawnym małżeństwem - bez względu na to, czy jest to małżeństwo sakramentalne czy niesakramentalne, kanonicznie ważne czy nie. Jeżeli Kościół, w oparciu o swoje własne ludzkie przepisy, orzeka coś przeciwnego, to znosi przykazanie Jezusa, aby nie rozdzielać "jednego ciała"; dopomaga w rozbijaniu rodzin; tworzy klimat przyzwolenia na rozwody i daje gwarancję bezkarności dla tych, którzy w sposób cyniczny zdradzają współmałżonka, bo wiedzą, że prawo kanoniczne stoi po ich stronie. Orzeczenie nieważności małżeństwa daje przepustkę do rozłączenia tego, co złączył Bóg, a jednocześnie wystawia certyfikat moralności temu, kto do rozłączenia doprowadził. Trudno o większy poziom hipokryzji.

O bliźniaczo podobnej sytuacji, tyle że w relacji dziecko-rodzice, mówi Jezus w Ewangelii, bezkompromisowo piętnując grzech przywódców religijnych, przywiązanych do "tradycji starszych" bardziej niż do Słowa Bożego i zezwalających de facto na porzucanie rodziców:

Wtedy przyszli do Jezusa faryzeusze i uczeni w Piśmie z Jerozolimy z zapytaniem: Dlaczego Twoi uczniowie postępują wbrew tradycji starszych? (...) On im odpowiedział: Dlaczego i wy przekraczacie przykazanie Boże z powodu waszej tradycji? Bóg przecież powiedział: "Czcij ojca i matkę" oraz: "Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmierć poniesie". Wy zaś mówicie: "Kto by oświadczył ojcu lub matce: Darem [złożonym w ofierze] jest to, co miało być ode mnie wsparciem dla ciebie, ten nie potrzebuje czcić swego ojca ani matki". I tak ze względu na waszą tradycję znieśliście przykazanie Boże. Obłudnicy, dobrze powiedział o was prorok Izajasz: "Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi". (Mt 15, 1-9)

Dzisiaj Kościół mówi podobnie o małżeństwach, na podstawie tradycji i zasad podanych przez ludzi zezwalając na porzucenie współmałżonka, i twierdząc, że jeśli tylko małżeństwo zostało uznane za kanonicznie nieważne, to współmałżonek już nie musi - a nawet nie powinien! - być wierny swojej żonie czy mężowi.

Istnieje ogromna dysproporcja między zakresem władzy, jaką Kościół przyznał sobie w odniesieniu do małżeństw, a zakresem pomocy, jakiej jest w stanie udzielić w przypadku problemów małżeńskich. Z jednej strony, Kościół zastrzega sobie pełny monopol na małżeństwo, bo za prawomocne uznaje jedynie małżeństwa sakramentalne, pozostające pod jego całkowitą jurysdykcją. Z drugiej strony, kiedy jedno z małżonków zostaje zdradzone przez drugiego, Kościół jest bezradny i jedyne co może zaoferować małżonkowi szukającemu pomocy, to "eutanazję" ich małżeństwa poprzez stwierdzenie jego nieważności.

Praktyka orzecznictwa

Aby dobrze zrozumieć praktyczne implikacje przepisów małżeńskich Kodeksu Prawa Kanonicznego, warto przyjrzeć się konkretnym przypadkom, w których sądy biskupie uznają małżeństwo sakramentalne za niebyłe. Wszystkie podane niżej przykłady pochodzą z literatury przedmiotu, są opisywane przez prawników kanonistów specjalizujących się w prawie małżeńskim i bazują na faktycznych orzeczeniach sądów.

Ciąża

Jeśli kobieta zajdzie w ciążę przed ślubem i ten fakt będzie miał istotny wpływ na jej decyzję o ślubie, to taka okoliczność może być traktowana jako symulacja zgody (zgodziła się werbalnie, lecz bez wewnętrznej akceptacji; KPK 1101 §2) lub jako zewnętrzny przymus (przymus moralny, np. poprzez nacisk rodziny; lub ciężka bojaźń z zewnątrz; KPK 1103), ograniczający wolną wolę kobiety (brak autonomii w decyzjach), a przez to czyniący jej akt zgody małżeńskiej - i samo małżeństwo - kanonicznie nieważnym (wada zgody). Zważywszy na to, że ciąża przed ślubem jest prawie zawsze czynnikiem, który wpływa w zasadniczy sposób na decyzję o ślubie, to praktycznie każde małżeństwo zawarte w takich okolicznościach może być zakwestionowane, czyli w świetle prawa kanonicznego i praktyki sądów biskupich takie małżeństwo jest - już teraz! - nieważne[10].

Co więcej, logiczną konsekwencją takiego stanu prawnego jest rekomendowanie kobietom w ciąży, aby nie zawierały małżeństwa, z obawy przed kanoniczną nieważnością. Jest to całkowicie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, który podpowiada, że jeśli młodzi nie pobrali się przed rozpoczęciem współżycia i poczęciem dziecka, to powinni to zrobić jak najszybciej, przynajmniej przed porodem. Jest to też sprzeczne z dobrem kobiety i jej dziecka, bo ryzykuje ona, że odwlekając ślub może już wcale nie wyjść za mąż.

Należy dodać, że ten sam argument, który stosuje się wobec kobiety w ciąży, można odnieść do kobiety z małym - np. kilkuletnim - dzieckiem, i podobnie argumentować, że jeśli wyszła za mąż, to zapewne głównym motywem był przymus związany z potrzebą znalezienia ojca (ojczyma) dla dziecka, a nie szczera chęć życia z danym mężczyzną. A zatem, w świetle prawa kanonicznego, kobieta w ciąży nie tylko, że nie powinna brać ślubu teraz, ale nie powinna go brać również w przyszłości, przez kolejne lata, bo każde małżeństwo zawarte w tym czasie może być kwestionowane. Innymi słowy, idąc ściśle za literą prawa kościelnego, od momentu zajścia w ciążę kobieta jest praktycznie skazana na samotność, bo nawet jeśli weźmie ślub, to najprawdopodobniej będzie on kanonicznie nieważny.

Oczywiście, ciąża nie jest jedynym przypadkiem kwalifikowanym jako "przymus", "bojaźń" lub "symulacja zgody". Każde małżeństwo sakramentalne, do którego zawarcia istotnym czynnikiem było, na przykład: uleganie modzie, zwyczajom, oczekiwaniom rodziców, namowom przyjaciółki, namowom przyszłego męża / żony itp. itd. - jest kanonicznie nieważne. Takie małżeństwo, jako sakramentalne, po prostu nie istnieje. O takich między innymi przypadkach mówił papież w cytowanej na wstępie wypowiedzi.

Niezdolność psychiczna

Przepisem najczęściej wykorzystywanym do zakwestionowania ważności małżeństwa[11] jest przywołany wcześniej kanon 1095 § 3. Stanowi on, iż małżeństwo jest nieważne, gdy jedno z małżonków jest "z przyczyn natury psychicznej" niezdolne podjąć "istotnych obowiązków małżeńskich". Brak szczegółowych definicji pojęć użytych w tym przepisie sprawia, że można je interpretować dowolnie szeroko, więc jest to worek, do którego można wrzucić praktycznie każde małżeństwo.

Tak na przykład, o nieważności małżeństwa może przesądzać wszelkiego rodzaju "niedojrzałość", objawiająca się poprzez cechy takie, jak:

brak pogłębiania relacji uczuciowych, brak chęci w wypełnianiu wspólnych obowiązków, niemożność lub niezdolność emocjonalna w zbudowaniu autentycznej wspólnoty życia małżeńskiego... egoizm, szukanie siebie, tendencje do panowania i rządzenia... Ponieważ... małżeństwo wymaga zdolności do oddania się drugiej osobie, do przezwyciężania własnego egoizmu i do dostrzegania własnych niedostatków; do wyjścia poza swój własny świat... oddanie się bez reszty i ofiarne współdziałanie dla wzajemnego dobra. Tego wszystkiego małżonkowie mają prawo wzajemnie oczekiwać od siebie.[12] [Rafał Kornat, adwokat kościelny]

subiektywizacja wartości, brak wrażliwości na wartości moralne, egoizm i egocentryzm w relacjach z innymi osobami, zmienność emocjonalna, brak odporności na stres, ciągły niepokój, prymitywne albo wyrachowane podejście do sfery moralnej, kłótliwość, brak społecznej odpowiedzialności, błędna hierarchia potrzeb, infantylny egocentryzm; młody wiek[13] [ks. Krzysztof Pokorski, kanonista]

zaburzenia nastroju, jak np. depresja, dystymia, cyklotymia, maniactwo, niepokój, lęk itp. (przejawy niedojrzałości afektywnej)[14]... egocentryzm, stan nerwicy typu narcystyczno-ekshibicjonistycznego, nawet jeśli ten stan nie jest poważny[15] [ks. infułat prof. dr hab. Wojciech Góralski, kierownik I Katedry Kościelnego Prawa Małżeńskiego i Rodzinnego UKSW]

niezdolność podporządkowania uczuć i popędów rozumowi i woli albo przezwyciężenia - wskutek niepokoju - wewnętrznych konfliktów; nieodpowiedzialność w przyjmowaniu i wypełnianiu istotnych obowiązków małżeńskich[16],

● i wiele innych... tę listę można ciągnąć w nieskończoność.

Ale niezdolność psychiczna to nie tylko niedojrzałość. Pojęcie niezdolności jest znacznie szersze i mieszczą się w nim też takie zaburzenia, jak:

● Osobowość obsesyjno-kompulsywna. Te osoby... są cennymi pracownikami, często osiągają na tym polu niemałe sukcesy, są jednakże aż nadto sumienne, dążące do doskonałości, wymagają perfekcji, tak od siebie, jak i innych, nadają się do prac, w których wymaga się dokładności, dążą do czystości, są nadmiernie pedantyczne i skrupulatne, pracowite... Ten typ osoby... będzie świetnym pracownikiem, ale już nie małżonkiem czy rodzicem. On nie będzie w stanie podjąć takich obowiązków, jak dobro małżeństwa czy potomstwa. W praktyce będzie wyglądało to tak, iż od członków rodziny będzie wymagał tyle samo co od siebie, czyli w nadmiarze. On sam nie będzie też w stanie funkcjonować perfekcyjnie, a zatem tak jak tego chce, i w życiu zawodowym, i rodzinnym, to doprowadzi do jeszcze większej frustracji, co będzie miało przełożenie na rodzinne relacje... kładąc nacisk na zadania, produktywność, pomijają sferę emocjonalną, ona staje się zracjonalizowana. Paradoksalnie więc widać, iż nawet to, co pozytywne, może przybrać inny charakter, stąd trzeba pamiętać ciągle o tzw. złotym środku. [dr Aletta Bolesta, adwokat kościelny][17]

● Pracoholizm... brak czasu dla najbliższych, oderwanie od problemów życia codziennego... skupienie na pracy nie pozwala na wzajemną pomoc małżeńską, wzajemne wzrastanie i doskonalenie się oraz na wspólne rozwiązywanie spraw życiowych.[18] [ks. dr Krzysztof Mierzejewski, sędzia w Gdańskim Trybunale Metropolitalnym]

● Anoreksja: implikuje niezdolność lub niechęć do posiadania dzieci. Osoby takie postrzegają siebie jako te, które winny ciągle mniej ważyć. Ciąża, związane z nią w prosty sposób przytycie, będzie utrudniało nie tyle zajście w ciążę z punktu widzenia medycznego, co przy początkowym stadium tej choroby, a zatem kiedy fizycznie kobieta jest w stanie zajść w ciążę, będzie powodowało jej unikanie.[19] [dr Aletta Bolesta, adwokat kościelny]

Epilepsja, schizofrenia, nerwica, stwardnienie rozsiane, awersja do zrodzenia dziecka, nimfomania, satyryzm, narcyzm, Alzheimer, Parkinson, socjopatia.[20] [Michał Poczmański, prawnik kanonista]

Również niepełnosprawność lub ułomność fizyczna może decydować o niezdolności psychicznej do małżeństwa... skrzywienie kręgosłupa, zwichnięcie stawu biodrowego, wady serca, warga zajęcza, ślepota lub niedowidzenie, głuchota lub niedosłyszenie, ale także widoczne niedoskonałości urody niezwiązane z chorobą (wrodzone albo nabyte w wyniku wypadku, oparzeń) oraz nabyte kalectwo (np. po amputacji kończyn)... Tego typu ułomności fizyczne mogą prowadzić do... zakłócenia relacji między jednostką a otoczeniem - tzw. homilopatii - a wtedy uwydatnia się negatywnie rozumiany indywidualizm, który uniemożliwia zachowania oparte na empatii, altruizmie i dialogu, co uniemożliwia realizację istotnego obowiązku, głównie w odniesieniu do dobra współmałżonka.[21] [ks. dr Edward Sitnik, KUL]

Rzecz jasna, wymienione powyżej zaburzenia i niezdolności są podane jedynie w charakterze przykładów, a pełna lista byłaby o wiele dłuższa, jeśli w ogóle dałoby się ją skompletować.

Warto zauważyć, że wiele spośród wymienionych zaburzeń, tak fizycznych jak i psychicznych, ma charakter trwały lub nieuleczalny, a więc osoba z takim zaburzeniem nie będzie mogła zawrzeć ważnego kanonicznie małżeństwa do końca życia. Oczywiście, może jej się udać wziąć ślub kościelny, ale w świetle prawa ten związek i tak będzie nieważny, więc w przypadku jakichkolwiek nieporozumień małżeńskich sprawa może trafić do sądu, gdzie zostanie stwierdzona nieważność małżeństwa od samego początku i współmałżonek będzie mógł legalnie, za przyzwoleniem Kościoła, tę osobę porzucić. W ten sposób małżeństwo sakramentalne okazuje się być zarezerwowane wyłącznie dla wąskiej grupy katolików "doskonałych" (w sensie psychicznym i fizycznym), a wszyscy "ułomni" są z małżeństwa wykluczeni. Skojarzenia z haniebnymi praktykami eugeniki nasuwają się same.

Co więcej, przyglądając się powyższym przykładom można zauważyć, że wiele z wymienionych cech jest bardzo powszechnych i prozaicznych, jak choćby egocentryzm, nerwica, pracoholizm, perfekcjonizm, depresja, zmienność emocjonalna, lęki itd. Każda z tych cech może dać podstawę do unieważnienia małżeństwa. Nasuwa się więc naturalne pytanie, czy w ogóle ktokolwiek - w myśl kanonu 1095 - jest zdolny do małżeństwa? Można mieć co do tego poważne wątpliwości, a statystyki sądów biskupich, mówiące o ponad 80% spraw kończących się stwierdzeniem nieważności, pokazują, że te wątpliwości są w pełni uzasadnione. Dlatego, zamiast mówić o małżeństwach sakramentalnych "ważnych" i "nieważnych", należałoby raczej mówić o małżeństwach:

● nieważnych, których sąd jeszcze nie przebadał;

● nieważnych, które sąd badał i orzekł o ich nieważności; oraz...

● nieważnych, które jedynie przez brak materialnych dowodów lub niekompetencję adwokata uzyskały orzeczenie o ważności.

Prawdopodobnie nie ma takiego małżeństwa, na które nie znalazłby się odpowiedni paragraf w KPK. A gdyby się jednak trafili, taki super-mąż i super-żona, którzy bez cienia wątpliwości spełniają warunki kanonu 1095 i wszystkich pozostałych, to powinni zostać z miejsca kanonizowani.

Podsumowanie

Obraz małżeństwa ukazany w Piśmie Świętym drastycznie odbiega od obrazu przyjętego we współczesnej kulturze i prawodawstwie, zarówno cywilnym jak i kościelnym. Według Biblii, małżeństwo to relacja, nie instytucja; relacja inicjowana przez Boga, nie przez ludzi; rzeczywistość duchowa, nie prawno-urzędowa. Te różnice mają kluczowe znaczenie dla całej etyki małżeństwa.

W dzisiejszym postmodernistycznym społeczeństwie, zdominowanym przez relatywizm moralny, Kościół jest ostatnią instytucją, która może jeszcze przypomnieć ten prawdziwy - Boży - obraz małżeństwa, i zatrzymać społeczną degradację małżeństwa i rozpad rodzin. Ale żeby Kościół mógł to zrobić, najpierw musi sam dogłębnie zweryfikować swoją doktrynę, która na przestrzeni ostatnich wieków i dekad oddaliła się bardzo od biblijnego pierwowzoru, przez co "utraciła swój smak" (Mt 5,13) i stała się w oczach społeczeństwa pustym moralizatorstwem, niczym więcej jak tylko kolejną regulacją prawną stworzoną przez ludzi, którą można według uznania przyjąć lub odrzucić.

Kościół musi na nowo ukazać duchową i biblijną - a nie legalistyczną - naturę małżeństwa, oraz kluczową rolę Boga w łączeniu małżonków. Ukazać nie tylko na płaszczyźnie retoryki, ale przede wszystkim na płaszczyźnie praktyki duszpasterskiej i konkretnych regulacji prawa kanonicznego - bo to te sfery dotykają bezpośrednio życia milionów rodzin. Jeśli Kościół dokona takiej krytycznej refleksji, to będzie też mógł na nowo ukazać błogosławieństwo płynące z życia w małżeństwie - to o którym mówi biblijna wizja "jednego ciała", będącego dla członków-współmałżonków oparciem i źródłem życia.

Jeśli natomiast Kościół będzie trwał przy obecnej doktrynie, ukazującej nie błogosławieństwo, ale przekleństwo Prawa (Gal 3, 10; 1Kor 15, 56) - tego, które wiąże małżonków i ogranicza ich wolę poprzez liczne nakazy i zakazy, ale w sytuacji kryzysu lub rozpadu nie potrafi w żaden sposób pomóc - to odpływ wiernych spowoduje społeczną marginalizację małżeństwa sakramentalnego, a regułą stanie się życie w wolnym związku lub w oparciu o prawo cywilne, gdzie żadne zasady moralne już nie obowiązują. Takie właśnie zjawisko ma miejsce w krajach zachodnich i stopniowo coraz bardziej w Polsce.

Posłowie

We wstępie napisałem, że od 11 lat jestem w małżeństwie sakramentalnym. Nie jest to do końca prawda...

11 lat temu zacząłem żyć w małżeństwiem faktycznym ("jedno ciało"), czyli po prostu w małżeństwie - takim, o jakim mówi Biblia i jakim widzi je Bóg. Wiem bez żadnych wątpliwości, że zostało ono zaaranżowane przez Boga. Małżeństwo to zostało jednak zerwane 6 lat temu przez żonę, która odeszła ode mnie, i która czuje się w swoim postępowaniu usprawiedliwiona przez pro-unieważnieniowe praktyki Kościoła. Zatem od 6 lat w małżeństwie (faktycznym) już nie jestem.

Również 11 lat temu zawarłem małżeństwo cywilne. W ostatnim czasie, na wniosek żony, zostało ono rozwiązane przez rozwód cywilny. Za zdradę, rozbicie rodziny i odłączenie dzieci od ojca, sąd przyznał żonie alimenty i opiekę nad dziećmi.

Nigdy natomiast nie byłem w małżeństwie sakramentalnym - jedynym uznawanym przez Kościół - bo pomimo, że braliśmy ślub kościelny, to ani ja, ani moja żona, nie spełnialiśmy w 100% warunków, o których mówi Kodeks Prawa Kanonicznego, szczególnie kanon 1095 p. 3.

* * * * *

Artykuł ten jest udostępniony na licencji otwartej CC BY-ND 3.0 PL. Rozpowszechnianie utworów zależnych możliwe po uprzednim uzyskaniu zgody autora. W treści artykułu zostały wykorzystane grafiki Wedding i Divorce autorstwa Luis Prado, CC BY 3.0.


[1] Orzeczenie nieważności małżeństwa w liczbach, Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, http://www.iskk.pl/kosciolnaswiecie/78-malzenstwa.html

[2] Co powiedział papież o rozwodach?, tłum. A. Wuwer, gosc.pl, 31.07.2013, http://gosc.pl/doc/1647917.Co-powiedzial-papiez-o-rozwodach

[3] A. Sarmiento, Małżeństwo chrześcijańskie. Podręcznik teologii małżeństwa i rodziny, Kraków 2002.

[3] P.-M. Gajda, Prawo małżeńskie Kościoła Katolickiego, Tarnów 2000.

[4] A. Sobczak, Sakrament małżeństwa - krótki rys historyczny, Mateusz, http://mateusz.pl/rodzina/as-malzenstwo.htm (dostęp 29.10.2013).

[5] P.-M. Gajda, op. cit., rozdz. 1.1.

[6] P.-M. Gajda, op. cit., rozdz. 4.

[7] M. Królik, Prawda o małżeństwie w interesie Kościoła, Człowiek-Rodzina-Prawo nr 1/2012, Lublin.

[8] M. Góral, Psychiczna niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich, Infor.pl, 2012, http://www.infor.pl/prawo/rozwody/rozwod-koscielny/304936,Psychiczna-niezdolnosc-do-podjecia-istotnych-obowiazkow-malzenskich.html

[9] Orzeczenie nieważności małżeństwa w liczbach, op. cit.

[10] M. Kołbuc, Orzeczenie nieważności małżeństwa z tytułu przymusu moralnego kan. 1103 KPK 1983, Człowiek-Rodzina-Prawo nr 9/2012, Lublin.

[10] K. Pokorski, Niedojrzałość emocjonalna jako przyczyna nieważności małżeństwa w orzecznictwie sądów kościelnych, Człowiek-Rodzina-Prawo nr 9/2012, Lublin.

[10] R. Kornat, Małżeństwo z przymusu a proces kościelny, Infor.pl, 2011,

[10] http://www.infor.pl/prawo/rozwody/rozwod-koscielny/265819,Malzenstwo-z-przymusu-a-proces-koscielny.html

[11] A. Bolesta, Niezdolność natury psychicznej do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich - przykłady, Infor.pl, 2013, http://www.infor.pl/prawo/rozwody/rozwod-koscielny/316226,Niezdolnosc-natury-psychicznej-do-podjecia-istotnych-obowiazkow-malzenskich-przyklady.html

[12] R. Kornat, Niezdolność natury psychicznej - "unieważnienie małżeństwa", Infor.pl, 2011, http://www.infor.pl/prawo/rozwody/rozwod-koscielny/291713,Niezdolnosc-natury-psychicznej-uniewaznienie-malzenstwa.html

[13] K. Pokorski, op. cit.

[14] W. Góralski, Błąd co do przymiotu osoby (kan. 1097 § 2 Kpk ), brak rozeznania oceniającego (kan. 1095, N. 2) i niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich (kan. 1095, N. 3 Kpk ) w świetle wyroku Roty Rzymskiej c. De Angelis z 16 czerwca 2006 roku, Ius Ma

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Małżeństwo według Biblii
Komentarze (108)
AK
~Adam Kos
9 kwietnia 2023, 03:09
hehe . Po pierwsze, to nie nalezało zawierac tzw małżeństwa cywilnego-wówczas nie było by tzw rozwodu cywilnego. Kazdy kto pokłada nadzieję w państwie swieckim - podlega działaniom nieidealnego państwa ludzkiego. Nie mozna ufac Bogu i jakies dyktaturze ludzkiej , na przykłąd demokratycznej. Po drugie -każdy małzonek ma jednak wolna wolę - więc może sobie nagle odejsc , oczywiscie raniąc tym czyem druga osobę. Porzucomy wspólmałżonek musi wówczas nieść ten krzyż, autor jak czytam za bardzo tego krzyża nie chce niesc. Ale ciekawe jest że sąd cywilny uznał iż autor jest winien zdrady. Warto by cos o tym napisać, bo zdrada to jakby zakończenie, jakby wypowiedzenie umowy małżeństwa-wspomina o tym sam Chrystus - jest to jedyny powód do legalnego rozejscia się jednej ze stron ! To jakby zakoczenie małżeństwa koscielnego, jesli druga strona sobie tego życzy ! Ogólnie oceniam autora za osobę nie mowiącą całej prawdy a więc za osobe nieuczciwą.
TG
~Ten Gosć
5 kwietnia 2023, 13:42
Bardzo dziekuję za ten artykuł.Bardzo doceniam wysiłek i odwagę autora,zeby podzielić się swoimi przemyśleniami,dać pole do rozmyślańi dyskusji.Sam z różnymi dylematami w swoim sercu sie borykam,gdy próbuję rozpoznac wole Boga.
AJ
Andrzej Jaszczyński
16 maja 2021, 12:41
Bardzo ciekawe spojrzenie! Zabrakło mi pochylenia się nad aspektem oddalenie „w wypadku nierządu” (Mt 19,9). Chodzi o realny status każdego z małżonków w taki przypadku.
Danuta Hejduk
25 sierpnia 2020, 11:30
Małżeństwo jest Bożą tajemnicą , której nie da się nawet przelać na papier, bo Duch Święty który jest "odpowiedzialny"za łączenie a nie dzielenie, prowadzi dwoje ludzi przez przedziwne doświadczenia by wzrastali w miłości do Boga , siebie, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu.Nasuwa się konkluzja, że Kościół Święty nie powinien wchodzić prawnie w tajemnicę tak wielkiej intymności , tak różnej bo każde z nas to oddzielny świat. Połączyć więc dwa światy kobiety i mężczyzny jest wielkim wyzwaniem , któremu tylko może sprostać Bóg.A tak to odeszliśmy od Jezusa Chrystusa, który nauczał i pokazał a my pobłądziliśmy. W kwestii zawieranych małżeństw mamy chaos, kłótnie, obmowy, skandale i pytanie czy to pochodzi od Boga ?Szczęść Boże.
Danuta Hejduk
25 sierpnia 2020, 11:28
Bardzo wnikliwa analiza pod którą bym się podpisała w 100%. Czytałam to w przeszłości na wiara.pl. Dzisiaj jestem już wdową po 38 latach trwania mojego małżeństwa. To co Pan doświadczył ja też to odczuwam. Najpierw nas odrzucono od przyjęcia sakramentu małżeństwa  z powodu mojej ciąży. Bardzo to przeżyłam i po urodzeniu martwego dziecka już miałam silną traumę, by wejść w sakrament małżeństwa. Mąż nie odpuszczał, był na tyle trzeźwy, że dążył do legalizacji. A ja szczerze mówiąc byłam do końca w pytaniach czy to małżeństwo jest prawdziwe?  Całe życie byłam kuszona aby odstąpić , kiedy mąż wykazywał jak każdy człowiek słabości. Bardzo go kochałam i nadal go kocham. Dlatego ma Pan w każdym zdaniu napisanym i przeżytym, rację.
PA
~Pati Abcdef
15 sierpnia 2020, 00:01
Co jeśli żyłam przez kilka lat z mężczyzna, mieszkaliśmy też razem. Dwa razy mi się oświadczył ale do ślubu nie doszło. Ale wtedy nie mialam żadnej relacji z Bogiem i zaprzeczalam istnieniu Jezusa. Rozstalismy się. Później poznałam chłopaka który był wierzący, zabrał mnie na alfe i tam poznałam żywego Boga. Wzięliśmy ślub, jakiś czas po ślubie zaczelam nabierać i rozwijać relację z Bogiem. Kto w oczach Boga jest moim mężem?
JM
~Jan Markowski
5 lipca 2020, 20:47
Zachowuje się pan jakby miał pan ciągle pretensje do Kościoła. Z tego co zrozumiałem, macie stwierdzoną nieważność małżeństwa więc w czym problem? Trzeba było przed sądem biskupim wykazać że małżeństwo było jednak zawarte ważnie. Jeśli pan tego nie umiał wykazać (lub np. nie pojechał do sądu żeby się bronić) to chyba nie jest to wina Kościoła. Tak samo w sądzie świeckim, trzeba umieć się bronić, czasami wziąć dobrego adwokata jeśli się nie czuje na siłach. Ja co najmniej kilka razy się broniłem przed sądem, zawsze solidnie się przygotowywałem.
DF
~dsffdfd fddg
5 lipca 2020, 20:16
Przypominałoby to brane za dzieciaka "śluby" na koloniach. Wystarczy że dwoje by sobie powiedziało "jesteśmy jednym ciałem, jesteśmy małżeństwem i koniec". A później mogliby sobie powiedzieć "źle się nam układa, nie pasujemy do siebie to się rozdzielamy bo przecież to jest możliwe". Nawet w prawie świeckim trzeba iść z tym do sądu bo nie wystarczy sobie tylko "powiedzieć". Prawo kanoniczne również dba o to, żeby małżeństwo nie wyglądało jak "fast-food". Jeśli ktoś decyduje się na podjęcie tak poważnej decyzji to powinien mieć tego świadomość że to nie są żarty i małżeństwo powinno być zawierane na całe życie. Chyba że istniały istotne przeszkody, wtedy mówi się że małżeństwo zostało zawarte nieważnie, czyli że de facto nigdy nie istniało. Udowodnienie tego faktu przed sądem biskupim nie jest prostą sprawą więc to nie jest tak jak pan pisze.
DF
~dsffdfd fddg
5 lipca 2020, 20:15
Gdyby tak była jak pan pisze, to ludzie by sobie dowolnie zawierali małżeństwa bez jakichkolwiek procedur kościelnych i wszyscy by byli czyści w dowolnym momencie. Wystarczy żeby sobie pomyśleli że "jesteśmy od teraz małżeństwem". Tak samo mogliby się rozstać kiedy chcą. Porównywanie dzisiejszych czasów do czasów Adama i Ewy nie ma sensu, ponieważ wtedy nie istniało pojęcie religii i praw religijno-kanonicznych. Bez sensu. Tak to możemy też sobie porównywać najnowszy model BMW do Syrenki i zawsze nam wyjdzie inaczej. Proszę zwrócić uwagę na to, że Kościół stoi na stanowisku, że wszystko powinno być uporządkowane. Nie można sobie tak po prostu dowolnie brać ślubu a później rozdzielić kiedy się komu podoba. W ten sposób mielibyśmy miliony "czystych" małżeństw i tak samo miliony rozwodów (rozdzieleń) - w dowolnym czasie i po dowolnym stażu. Małżeństwo sakramentalne to poważna sprawa więc nie można sobie tego traktować po prostu jako "zabawę".
AK
~Anna Kocul
3 lipca 2020, 20:46
Wogóle nie zgadzam się z tym nadmiernie długim artykułem. Co znaczy, że małżeństwo wg biblii nie jest związkiem prawnym, ale duchowym czy cielesnym. Małżonkowie, którzy legalizują ślub, robi to, bo duchowo chcą być mężem i żoną i jest między nimi taka więź i taka potrzeba. Ślub jest do tego dodatkiem i formalnym pokazaniem przed społeczeństwem, że tych dwoje tworzy już małżeństwo. Wywody że biblia czy Jezus wskazują że cudzołóstwo czy ślub z zamężną/rozwiedzioną kobietą jest możliwe (technicznie). No nie, to są wywody typu czy jest możliwe zabicie kogoś, mimo że jest to uważane za zło. Po co wogóle rozważać i tracić tyle energii nad rozważaniem czy technicznie jest możliwe zamieszkanie z zamężną kobietą/mężczyzną. No jeżeli ktoś chce zamieszkać z krową pod jednym dachem, to też może. Jeżeli Jezus mówi nie bierz kobiety zamężnej to znaczy nie rób tego bo to jest grzechem.
JK
~J K
11 stycznia 2020, 10:21
Czyli mam rozumieć, że ślub kościelny był tylko formalnoscią? Dobra czaję. Zatem prawdziwym związkiem było podłączanie się z pierwszą żoną duchowo, cieleśnie, rodzinnie itd. Czyli stworzyliscie związek małżeński zarówno formalnie jak i w oczach Boga, a następnie zniszczyliscie to.... I do tego uważasz, że jesteś bez winy. Nie znam Twojej sytuacji, ale wina zawsze jest po obu stronach. Może Ci się tylko wydaje, że zrobiłeś dosłownie wszystko aby ratować. Tym bardziej, że i z drugą "żoną" udowodniles, że coś jest nie tak. W każdym razie dziękuję za artykuł, w którym jest dużo prawdy, choć jak widać nie do końca przekonuje mnie Twoje postępowanie.
MG
~Marek Gie
7 listopada 2019, 14:18
A co z cudem w Kani Galilejskiej? Tam podczas wesela Jezus zamienił wodę w wino. I był starosta i był Pan młody. Czyli były wesela. Dalej nic o ślubie co prawda.
30 maja 2018, 11:29
Panie Marcinie. Wszedłem na tą stronę aby poczytać pana teorii na temat etyki małżeństwa, a nie zgodności z prawem. Warto przeinaczyć główny tytuł, gdyż nie brzmi on zbyt ogólnie. Co do komentarza pana krzyśka (Krzysiek13), kompletną bzdurą jest zakładanie rąk i nie robienie niczego, by żyło się nam nieco lepiej, chociażby duchowo, dlatego poszukiwanie sensu jest naszą naturalną potrzebą, co nie jest jednoznaczne ze skrajnością. Co do punktu widzenia autora, nie da się ukryć, że są poważne luki, ale i jest mnóstwo racji. Nie trzeba być prawnikiem, by wiedzieć jak funkcjonuje rynek. Są ludzie, którzy zarabiają na etyce, bóstwie, prawdzie i czego tam jeszcze nie wymieniłem. Ma to jednak charakter psychologiczny (jak wszystko z tego punktu widzenia) czyli instynkt przetrwania, a dopuszczenie się możliwości poprzez sposobność i realizacje. Hmmm, świat rządzi się własnymi prawami i jeśli macie ochotę kłóćcie się o najmniejszą z mniejszości, którą jest podobno słowo BÓG. Mnie jednak ciekawi w jaki sposób bóg działa na rzecz ludzi jako Swat. :) :D Gdzieś ktoś kiedyś powiedział, że najbliżej boga jest małżeństwo i do dziś jakoś nie potrafie temu zaprzeczyć. Chciałbym się temu bliżej przyjrzeć. Dziękuję, miłego dnia, dobrej nocy.
K
Krzysiek
11 grudnia 2015, 07:59
Szanowny Autorze, wydaje mi się, że z powodu osobistych przykrych doświadczeń stworzyłeś sobie własną wizję idelanego małżeństwa. To dobrze, że chcesz odkryć prawdziwy zamysł Boga, ale musisz pamiętać że wraz z rozwojem duchowym Bóg wymaga od cżłowieka więcej i więcej. To co dla Adama i Ewy nie było grzechem dla Ciebie grzechem będzie. Pra-rodzice żyli w raju nie znając dobra i zła, chodzili sobie nago po bożym ogrodzie ciesząc się sobą i światem. Gdy w serce człowieka wkradł się grzech, wtedy sprawy małżeńskie musiały ulec zinstytucjanolizmowaniu, aby możłiwość popełnienia grzechu oddalić. Stary testament to tak naprawdę epoka brązy/żelaza. Życie było wtedy zbyt trudne, aby skupiać się tak bardzo na relacji mąż/żona. Od siebie teraz wymagamy więcej, chyba możęmy sobie łatwo wyobrazić jak mężczyzna mający tak lekkie obowiązki (w porównaniu do epoki kamienia łupanego) mógłby łatwo zatracić się w w swoich licznych żonach i krzywdzić je naokrągło, gdyby wielożeństwo było nadal wskazywane jako słuszny model życia. Przez tysiące lat rozwoju cywilizacji doszliśmy w końcu do tego, że kobieta jest dla mężczyzny skarbem (i vice versa) i to nie dlatego, że ma zgrabne nogi, jest miła w dotyku i pomaga na gospodarstwie. Sakramentalizacja małżeństwa jest uświęceniem naszego codziennego życia czyli: nieprzespanych nocy z powodu dzieci, mycia garów, czy nawet troski o dzień następny. Robienie kroku wstecz jest na pewno grzechem, zwłaszcza gdy już doszła do nas świadomość żę to Jezus błogosławi ludziom w ich pięknych postanowieniach. Pięknym postanowieniem nie jest to że meżczyznaa będzie żl z kobietą, ale to że będą oni żyli z Bogiem.
29 listopada 2017, 18:47
małżeństwo jest wymysłem, i jest tylko po to aby ściągać pieniądze od ludzi. 
AK
Anna Kowalewska
8 grudnia 2015, 20:56
Ten cały artykuł dla mnie okazuje tylko tyle że autor sam sobie i innym chce wmówić że to co ślubował swojej żonie przed Bogiem wg Pisma Świętego niema żadnej wartości . Nie wiem jak autor odnosi się do tego ale ja ślubowałam przed Bogiem i nie obchodzi mnie czy Adam i Ewa mieli ślub kościelny( trudno by było gdzie kol wiek wpisywać notatkę taką skoro na ziemi była jedna para ) . Wszystko zależy do tego jak człowiek podchodzi do własnego ślubu . Proponuję po prostu unieważnić małżeństwo i nie wypisywać takich rzeczy . Od 2016 unieważnienie będzie trwało 45 dni , więc szybko pójdzie .
H
H20
2 maja 2015, 22:18
Wszystkiego najlepszego:-) [url]https://www.youtube.com/watch?v=3cnSbVjojzM[/url]
G
gng
2 maja 2015, 09:01
Słyszymy niekiedy, że życie jest Darem. Rzadziej, ale też się zdarza, że nazywamy tym słowem Dar - szczególne funkcje życiowe np: patrzenie, słuchanie, śpiewanie. Marcin Wojnarski dotarł do sedna sprawy na bardzo trudnej płaszczyźnie! Dotarł do bezpośredniego Daru jakim jest małżeństwo! I skutecznie przeciwstawił tak sformułowaną istotność - słabości regulacji  prawno-kościelnych. Powtórzę choć wcześniej to "wyparowało" , to wróciło- zasłużył na katolickiego Nobla!
2 maja 2015, 09:43
Jeżeli już to na katolickiego antynobla, ponieważ ten tekst nie ma nic wspólnego z nauką katolicką.
G
gng
2 maja 2015, 22:05
Czyżby? Czy nauka katolicka nie zajmuje się małżeństwem od tysiąca lat?
3 maja 2015, 08:38
Widać zrozumienie jednego zdania jest problemem, wiec raz jeszcze - ten tekst nie ma nic wspólnego z nauką Kościoła katolickiego. Jest to prywatnym poglad autora, który jwanie stoi w sprzeczności z tym co od wieków głosi Kościół. W dodatku autor pisze nieprawdę, bo Kościól nie tylko pokazuje czym jest małżeńśtwo, ale też jest z małżonkami cały czas, takze w kryzysie małżeńśtwa. To współczesnemu, pysznemu człowiekowi wydaje się, iż wie lepiej niż Kościół, czym jest małżeństwo. I to z tej pychy rodzi sie cheć pouczania, taka jak w tym artykule.
G
gng
4 maja 2015, 14:01
Chyba mylisz "naukę" z "doktryną" i z "pouczaniem". To pierwsze to... np. rozpoznawanie prawd metodami intelektualnymi i empirycznymi.
PK
~Paweł Kot
1 stycznia 2020, 14:44
Zajmuje się tylko zawsze miała i ma na uwadze swój interes.
G
gng
2 maja 2015, 08:22
Czy to Deon wyświetla mi "Małżeństwo wg.biblii" w dwóch wersjach? z dwoma zestawami komentarzy? Raz na >wiara i kościół/art325< a drugi na >ceremonia ślubna/art.2<? A potem nie widzę swoich ocen ani komentarzy... No cóż, spróbuje ponownie.
A
Anna
10 marca 2015, 14:53
Czy zawarcie związku małżeńskiego przez rozwodnika (mężczyzny) z kobietą (panną w ujęciu społecznym), która zachowała czystość i nadal zachowuje wstrzemiężliwość seksualną, aż do swojego ślubu, jest dopuszczalne? Proszę o podpowiedź.
P
Piotrek
27 lipca 2016, 00:36
Szukasz odpowiedzi u ludzi ?
AK
~Adam Kos
9 kwietnia 2023, 03:32
Jak sobie bierzesz rozwodnika, takiego prawdziwego rozwodnika w sesie biblijnym, to mówi o tym wprost Evangelia-popełniasz grzech i nie jest dopuszczalne małżeństwo w KK. Ja jednak poleciłbym rozmowę z ksiedzem bo mozliwa jest np sytuacja że tzw rozwodnik nie jest już rozwodnikiem bo jego żona np zmarła. Jeśli ten rozwodnik się wyspowiada to jest wówczas tylko wdowcem. Jest wiele podobnych i innych sytuacji - dlatego warto porozmawiac o tym z księdzem.
J
Jowan
12 stycznia 2015, 16:34
Autorowi tego artykułu chodziło przede wszystkim o to w jaki sposób człowiek po grzechu pokomplikował sobie sprawy. Bóg nie stworzył małżeństwa, tylko relację między mężem i żoną, która ma być płodna. ( patrz. Księga Rodzaju). Po grzechu, Bóg przeklina człowieka ( mąż będzie panował nad Tobą - rodzina, które głową jest OJCIEC jest konsekwencją grzechu, nie łaski, którą Bóg obdarzył człowieka.  Dlaczego? Ponieważ Mąż, który jest jednym ciałem ze swoją żoną ( w raju to duch/dusza panowała nad ciałem a więc i duchem/duszą) są JEDNĄ ZGODNĄ W SOBIE OSOBĄ! która panuje, nie osobno, razem w relacji na wzór wewnętrznej miłości Trójcy Świętej, a zatem 3 Osoby a Jeden Bóg. 2 osoby - jeden człowiek-jedno Ciałem. 
MM
Maria M
26 maja 2014, 15:05
Polecam redakcji Deona sprawdzanie publikowanych tesktów pod względem ich zgodności z Biblią i KKK. Powyższy tekst jest subiektywnym wyborem fragmentów pisma i niezbyt logiczną, acz momentami chwytliwą ich kompilacją. 
G
gng
30 kwietnia 2015, 19:45
Widać ten subiektywizm w wielu przejaskrawieniach a i tak całość zasługuje na katolickiego nobla!
27 marca 2014, 09:13
cd... Trudno przejść obojętnie wobec tak zatrważającej statystyki, mówiącej przecież o sprawach najistotniejszych: o małżeństwie i rodzinie, które wypełniają zasadniczą część życia każdego z nas. Statystyka ta każe postawić pytania nie tyle o te nieważne małżeństwa, co o prawo, według którego owe małżeństwa były zawierane, bo jeśli aż 50-80% małżonków, mimo dobrej woli, nie jest w stanie wypełnić przepisów prawa i w świetle tegoż prawa żyje w związku pozamałżeńskim, czyli potencjalnie w cudzołóstwie, a na dodatek jest nieświadoma takiego stanu rzeczy, to ten fakt mówi więcej o jakości prawa, niż o tych osobach. Na czym tu polega manipulacja? Zastosujmy tę sama logikę. Skoro wszyscy ludzie (patrz św Paweł) nie są w stanie wypełnić przepisów prawa to świadczy to o jakości Prawa. Więc zmieńmy Prawo, zmieśmy Dziesięcioro Przekazań. A może jednak to nie Prawo jest problemem a jego odrzucenie i brak zastanowienia się nad dlaczego Bóg dał takie Prawo.
MW
Marcin Wojnarski
27 marca 2014, 23:57
Czym innym jest Prawo Boże, a czym innym prawo ludzkie. Od przekleństwa Prawa wybawił nas Jezus, który zapłacił za wszystkie nasze grzechy popełniane pod Prawem Bożym. A od prawa ludzkiego - takiego którego nie da się wypełnić - nikt nas nie wybawił i nigdy nie wybawi, dlatego takie prawo jest złe. Na szczęście prawo ludzkie można zmienić. Bóg po to dał ludziom rozum i zdolność do krytycznej autorefleksji, żebyśmy tych Bożych darów używali i zmieniali to, co jest złe na lepsze, a nie trwali w tępym uporze, udając że wszystko jest w porządku, byle tylko nie przyznać się do błędu.
28 marca 2014, 07:21
Abstrahując od innych  elementów tego wpisu. „A od prawa ludzkiego - takiego którego nie da się wypełnić - nikt nas nie wybawił i nigdy nie wybawi, dlatego takie prawo jest złe.” Skoro statystycznie ponad 98% małżeństw katolickich w Polsce wypełnia to co nazwałeś „prawem ludzkim”, to znaczy dla Ciebie, iż się go nie da wypełnić? Piszesz po prostu bzdury, nie rozumiejąc kompletnie, czym jest świadoma i dobrowolna zgoda małżeńska.
P
Piotr
28 marca 2014, 15:13
Was razem z T7HRR totalnie pogrzało. Wierzycie w to co jest napisane na paierze i dlatego bądzicie. Ludzie wymyślają prawo dla swojej wygody a chyba wiadomo nie od dzisiaj że to krzyż jest prawdziwą drogą. Prawo naturalne czyli Boże jest prawdziwe ale widać że Wy chyba nie wiecie jak go przestrzegać więc sami sobie kopiecie wieczny dołek.
28 marca 2014, 15:21
A konkretnie, coś na temat? Istota problemu jest własnie to, ze nie papier decyduje wiec posiadanie zaświadczenia z kancelarii parafialnej jest tylko potwierdzeniem że wyrażono wolę, nie jest potwierdzeniem, że uczyniono w sposób wolny, świadomy i dozgonny. Wszystko opiera sie na uczciwości człowieka - Bóg stawia tu poprzeczke bardzo wysoko. Gdyby nieco inaczej sofmulować Pana myśl, byłaby ciekawa: Ze względu na Chrystusa warto chrzescijaninowi wziąc na siebie krzyż mimo, że obiektywnie sa podstawy do ubiegania się o stwierdzenie niewaźności małżeństwa. Bardzo cenię ludzi za taka postawę.
28 marca 2014, 19:32
@Piotr - pomyliłes adresata. Dobrowolna zgoda małżeńska jest wypowiadana w pełni świadomie, uroczyście w Liturgicznej celebracji Sakramentu Małżeśstwa. O jakim więc wymyslaniu przez ludzi i jakiego prawa więc tutaj wspominasz? O ile wiem, to Sakrament Małżeństwa nie jest ludzkim wymysłem. Owszem Kościół mając pełne prawo ku temu, określił Liturgię, zresztą dokładnie tak samo, jak to zrobił dla wszystkich Sakramentów. Przy okazji, krzyż jest jedyną droga, ale zawsze wymaga pełnej, dobrowolnej i świadomej zgody.
J
jhgfds
26 maja 2014, 15:27
A czym jest świadoma i dobrowolna zgoda małżeńska??????
JM
~Jan Markowski
5 lipca 2020, 21:18
Tylko że Kościół nie reprezentuje prawa ludzkiego lecz Prawo Boże. Jezus powiedział, że Kościół jest zbudowany na św. Piotrze. W czasach Piotra pierwszy Kościół również miał ustalone różne prawa które były również Prawami Bożymi. Dzisiejszy Kościół wygląda podobnie. Papież jest sługą Bożym. Kościół reprezentuje Prawo Boże również poprzez prawo kanoniczne a biskupi, księża itp. są również ustanowieni przez Boga. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza albo z prawem kanonicznym to znaczy że nie odpowiada mu bycie katolikiem. Jeśli pana była żona twierdzi że wasze małżeństwo zostało zawarte nieważnie ale nie poszła z tym do sądu biskupiego to powinna to uczynić. Powinno to być potwierdzone przez Kościół. Nie wystarczy tylko tego powiedzieć. Jeśli tego nie zrobi to tak czy inaczej jest to jej grzech, zwłaszcza gdy żyje z inną osobą. Jak ze spowiedzią - mogę się sam wyspowiadać ale to nie wystarczy bo trzeba wyznać grzech w obecności księdza który oceni wagę grzechu i udzieli lub nie rozgrzeszenia.
27 marca 2014, 09:12
Liczba rozwodów cywilnych w Polsce to już 25% liczby nowozawartych małżeństw, a w krajach zachodnich nawet ponad 50%. Jedynie Kościół katolicki, i niektóre inne Kościoły chrześcijańskie, próbują stawiać opór mentalności pro-rozwodowej, która szerzy się coraz bardziej w kulturze zachodniej. Sam Kościół nie jest jednak konsekwentny w swoim sprzeciwie wobec rozwodów, dopuszczając tzw. "stwierdzenie nieważności" małżeństwa, które w praktyce zastępuje rozwód, a może być wydane przez sąd biskupi z zupełnie błahych powodów, nawet dla małżeństw z wieloletnim stażem i posiadających wspólne potomstwo. Co roku w Polsce wpływa do sądów biskupich ok. 5 tysięcy wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Ponad 80% spraw kończy się orzeczeniem nieważności[1]. Sam papież Franciszek stwierdził w wywiadzie[2] z lipca 2013, że połowa małżeństw sakramentalnych może być nieważna w świetle prawa kanonicznego: Jesteśmy na drodze prowadzącej do bardziej pogłębionego duszpasterstwa małżeństw. To jest problem wszystkich, ponieważ jest [ich] wielu, prawda? Dla przykładu, podam tylko jeden: mój poprzednik [w Buenos Aires - przyp. gosc.pl], kardynał Quarracino, mówił, że według niego połowa małżeństw jest nieważna. [podkr. MW] Dlaczego tak mówił? Ponieważ pobierają się bez dojrzałości, pobierają się nie dostrzegając, że to jest na całe życie albo biorą ślub dlatego, że z racji społecznych powinni się pobrać. (...) Problem duszpasterstwa małżeństw jest złożony. cdn...
27 marca 2014, 08:53
Cały powyższy tekst, pokazuje braki w podstawowej edukacji religijnej. Więc na koniec warto postawić pytanie, w ilu latach katechezy szkolnej autor uczestniczył w sposób czynny, pełny, świadomy, zaangażowany. I w jaki sposób przygotował się do swojego Sakramentu Małżeństwa, w tym czy miał świadomość, czym ten Sakrament jest. Z tego tekstu wynika, iż nie. Co lepsza, skoro autor tak tutaj neguje „ślub wg pomysłu Kościoła”, to czemu jednak go zawarł? 
27 marca 2014, 08:52
Przykład, bo dyskusja z tym tekstem nie ma sensu, bo każdy akapit zawiera tezy sprzeczne wprost z nauczaniem Kościoła i ze zwykła logiką. Teoria "zgody stron" jest nie tylko niebiblijna, ale wprost sprzeczna ze słowami Pisma Świętego. Jezus mówi w Ewangelii bardzo wyraźnie i jednoznacznie, że to Bóg, nie człowiek, łączy małżeństwa: A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. (Mt 19, 6). Zatem to wola Boga - a nie człowieka - odgrywa decydującą rolę w procesie powstawania każdego małżeństwa. Nie "zgoda stron"; nie "umowa" ani przysięga między nowożeńcami; nie błogosławieństwo prezbitera; nie forma liturgiczna; nie wpis w księdze parafialnej - ale wola Boga stwarza małżeństwo. […] W jaki konkretnie sposób wola Boga może się realizować? Choćby przez fakt zakochania,  [..] „zgoda stron nie biblijna” – wynika, iż człowiek nie jest w pełni wolny? Powstaje więc proste pytanie, czy człowiek ma prawo do podejmowania wolnych decyzji. A może małżeństwo jest w jakiś stopniu z tej wolności ludzkiej wyłączone? Dalej, czy jeżeli Bóg wskaże mi jakąś kobietę, w niej się zakocham, czy to oznacza, iż przez sam fakt zakochania do jakieś kobiety staliśmy się jednym ciałem małżeńskim? A jak ona nie będzie zakochana?  Jedno ciało, to także współżycie Skoro autor twierdzi, iż „zgoda stron” jest sprzeczna ze słowami Pisma, to wynika, iż zakochany w kobiecie może z nią współżyć bez jej zgody. A może w tym wypadku jedna potrzebna jest zgoda stron, ale wtedy byłaby sprzeczna wg autora z Pismem. Tu pojawia się brak podstawowej logiki autora. Może więc jednak istnieje zgoda stron, ale autor uważa że forma jej wyrażenia jest sprzeczna z Pismem? Jeżeli tak, to ewidentnie nie rozumie istoty „ślubu katolickiego” czyli tak naprawdę Sakramentu Małżeństwa i sprowadza go do formuły prawnej, zapisu w księdze.  Zresztą sądząc po odpowiedzi w dyskusji uważam, iż autor nie rozumie w ogóle, co to jest Sakrament.
P
Piotr
28 marca 2014, 15:22
A Wy wierzycie bezgranicznie w prawo kościoła teraźniejszego kościoła ???
26 marca 2014, 09:18
Piszę ten artykuł dla moich przyjaciół i braci w wierze, aby mogli zrozumieć moje spojrzenie na etykę małżeńską. Choć nie jestem teologiem, to jako chrześcijanin mam obowiązek szukać woli Boga poprzez lekturę Słowa Bożego - bo Szczęśliwy mąż, który (...) ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą (Ps 1, 1-2). W przeciwieństwie do 99% teologów zajmujących się etyką małżeńską na przestrzeni wieków, nie jestem celibatariuszem. Wypowiadam się więc jako praktyk, a nie teoretyk małżeństwa, i piszę o zagadnieniach, które są częścią mojego własnego życia - może nawet najważniejszą częścią - a nie tylko prawno-teologiczną spekulacją, która dotyczy wielu innych osób, ale nie mnie samego. Ten akapit to "ustawienie przeciwnika na straconej pozycji" a co ksiądz może wiedzieć o problemach małżeństwa... odpowiem tradycyjnie: A co onkolog może wiedziec o raku? Druga kwestia to stwierdzenie, ze 99% wypowiadajacych się na temat małżeństwa w oparciu o Pismo Św. to celibatariusze. Cóż wskazuje to na dwa aspekty: bardzo wyrywkowa znajmośc literatury w tej dziedzinie (ignorancja), ilość publikacji osób pozstających w związku malżęńskim jaki i małżeństw opisujących małżeństwo, w róznych jego aspektach, opisywane przez Pismo Św. i odnoszone do zycia jest znacząca. Chęć wyróżnienia się, podniesienia własnej pozycji w dyskusji. I jeszcze jedno. Z pewnością nie jest autor celibatariuszem. W ocenie sądu biskupiego nie był równiez praktykiem małżeństwa sakramentalnego i to jest główna oś sporu. Artykuł dotyczy problemów z wejściem w małżeńtwo jako sakrament i problemów z uznaniem autorytetu Kościoła. To co jest na pewno faktem to to, że artykuł jest subkektywnym opisem własnej sytuacji i wołaniem o pomoc we własnej sprawie. Do tego autor ma racje i to prawie jedyny punkt w ktorym moge się z nim zgodzić.
MW
Marcin Wojnarski
26 marca 2014, 14:30
Doktryna małżeńska Kościoła była i jest tworzona w zasadniczym stopniu przez teologów-celibatariuszy. Oczywiście, że jest wiele osób świeckich, zwł. psychologów, którzy wypowiadają się nt. małżeństwa, pisząc np. setki poradników "jak osiągnąć szczęście w małżeństwie" - ale są to wypowiedzi, które nie mają żadnego wpływu na kształtowanie doktryny Kościoła. Ciekawe porównanie: małżeństwa do nowotworu - myślisz, że małżeństwo to też dopust Boży?? Owszem, o raku onkolog może wiedzieć dużo, w sensie "technicznym", ale o tym, jak to jest samemu mieć raka i co człowiek wtedy czuje - już mniej... no chyba, że sam miał nowotwór, co też się zdarza. Ponadto, nawet jeśli onkolog sam nie ma raka, to może go mieć w przyszłości, więc uczy się i zdobywa doświadczenie także dla samego siebie. A teolog-celibatariusz, który swoimi wypowiedziami kreuje doktrynę małżeństwa, nigdy w przyszłości małżonkiem nie będzie, więc nie musi martwić się o to, że złe prawo uderzy kiedyś w niego samego. Nie wiem, na jakiej podstawie formułujesz tezy o "opisie własnej sytuacji" i "wołaniu o pomoc". Nie, artykuł nie jest "subiektywnym opisem własnej sytuacji", bo o "własnej sytuacji" mówią raptem 2 akapity: 1 na początku i 1 na końcu. Tym bardziej nie jest "wołaniem o pomoc", bo Bóg wystarczająco dużo mi pomaga i nie muszę szukać pomocy na forach internetowych. Już przy okazji innego komentarza wyjaśniałem, dlaczego powstał ten artykuł i prosiłem, żeby nie doszukiwać się teorii spiskowych.
26 marca 2014, 15:36
Szanowny Panie, Cieszy mnie przeniesie przez Pana akcentu z 99% na "znaczy stopień" i proponuję by  w kolejnych publikacjach tego Pan się trzymał. Doktrynę małżęńską Kościoła współtworzyli i ksztaltowali celibatariusze i małżonkowie pozwalało to na wielostronne spojrzenie na tę sama rzeczywistość. Skutki przesunięcia ksztaltowania wyłacznie w ręce małżonków zainteresowanych dorażnie widać np. w działaniach Henryka VIII. Ozywiście intenieją poradniki oparte na Biblii ale chodziło raczej o reflekcję świeckich małonków nad ich małżeńtwem w świetle Słowa. I dwie uwagi: - do nowotworu nie powrównałem małżeństwa a problemy małżeńskie. Odnoszenie się do tego co jest napisane ułatwia komunikację. Zdecydowanie większą wage przykłada się do rad lekarzy niz chorych na raka. To właśnie chorzy na raka piszą "setki poradników jak wyzdrowieć na swoj sposób" . Lekarze poszukują lekarstwa. - jeśli przeczytał Pan to co  napisalem, to odnosze się za każdym razem do konkretnego przywołanego akapitu - że odniesienie do całości zamieściłem wcześniej. Własnie ten akapi mówi, że występuje Pan w sprawie swoich doświadczeń, stąd i moja uwaga, przy tym akapicie.
A
Agnieszka
1 lutego 2015, 14:10
O tym, że artykuł ma charakter subiektywny, autor napisał na początku - on się po prostu dzieli własną refleksją o prosi o dyskusję - nie uważa wcale, że to, co przedstawił, nie podlega dyskusji. Wręcz o tę dyskusję prosi, bo, jak sam pisze, jest osobą poszukującą prawdy bożej. Zatem nieuprzejmości i aluzje wielu odpowiadających, w tym powyższa, świadczą o braku dojrzałości, zrozumienia i chrześcijańskiej miłości. Autor artykułu nikogo nie obraził, w odpowiedziach natomiast nie brak obraźliwych, choć nieco zakamuflowanych, komentarzy. Dla mnie zaś artykuł ma bardzo ważną konkluzję - starajmy się przede wszystkim rozeznać wolę Bożą, bo to Bóg jest miłością i w nim małżeństwo ma sens, o czym niejednokrotnie, nawet biorąc ślub kościelny, zapominamy. Często prowadzi to do tragedii. Nie ze wszystkimi argumentami i tezami postawionymi w artykule się zgadzam, ale bardzo dziękuję autorowi za tę chwilę refleksji.
25 marca 2014, 12:41
Dlatego to mężczyzna opuszcza swego ojca i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Motto całego artykułu - definicja małżeństwa. Autor odrzuca całą instytucjonalną warstwę zawartą w tej definicji. Tak więc mamy opuszczenie rodziny w której się wychowało - odejście od towarzyszenia małżeństwu rodziców i przejście do własnego małżeństwa. To odbywa się przy pomocy znaków właściwych dla danej kultury a dla zaistnienia sakramentu wymaga wiary. Nowy związek jest to widziany jako zastapienie relacji rozwojowej z której się wyrasta (dziecko-rodzic) do trwałej relacji, która tworzy jeden nierozerwalny organizm (żona-mąż).
25 marca 2014, 12:29
Obraz małżeństwa ukazany w Piśmie Świętym drastycznie odbiega od obrazu przyjętego we współczesnej kulturze i prawodawstwie, zarówno cywilnym jak i kościelnym. Według Biblii, małżeństwo to relacja, nie instytucja; relacja inicjowana przez Boga, nie przez ludzi; rzeczywistość duchowa, nie prawno-urzędowa. Te różnice mają kluczowe znaczenie dla całej etyki małżeństwa. Obraz małżeństwa przedstawiony w Piśmie Świętym jest bardo bogaty i wielowarstwowy. Relacja wiążąca męża i żonę to miłość, bliskość i wzajemne wsparcie. Małżeństwo to instytucja społeczna wokół której buduje się rodzina (mąż i żona -> dzieci, wnuki). Duchowe jest to co dzieje się w małżeństwie wewnątrz, instytucjonalne to, jak odbierane jest ono z zewnątrz. Małżeństwo jest zamysłem Boga w sensie ogólnym – nie jest dobrze by był sam. Autor natomiast sugeruje tu, co następnie rozwija w teście, wizję intencjonalnego, niejako predestynacyjnego, powoływania konkretnego związku przez Boga, który skoro wydał się zaistnieć ze względu na zewnętrzne symptomy, to jest powołany przez Boga niezależnie od woli obojga .
MW
Marcin Wojnarski
25 marca 2014, 01:01
Dziękuję tym wszystkim, którzy zamieścili merytoryczne komentarze do artykułu. O ile kilka pierwszych komentarzy próbowało odnieść się do meritum analizowanego problemu, o tyle teraz zaczęło się prostackie obrzucanie błotem, w którym nie ma sensu żebym uczestniczył. Jeżeli ktoś z czytelników chciałby się podzielić wartościową, merytoryczną uwagą do artykułu, to zapraszam do komentowania na blogu, gdzie amplituda emocji, jak również poziom trollowania, są znacznie niższe: <a href="http://wojnarski.wordpress.com/2014/01/14/malzenstwo-wedlug-biblii/">wojnarski.wordpress.com/2014/01/14/malzenstwo-wedlug-biblii/</a>
I
iki
25 marca 2014, 02:29
Czyli jednak wycofanie się biorąc wszystkichw jeden wór... No cóż, liczyłem na odniesienie się, bo faktem jest że kilka kolejnych komentarzy mimo iż bardzo krytyczna to jednak jest merytoryczna i odnosi się do treści artykułu więc traktuję to jako ucieczkę od odpowiedzi ;) Na podany link zaglądać nie zamierzam bo jestem czytelnikiem tego portalu i uważam że jeśli się publikuje na portalu to i na portalu jest miejsce na polemikę (a trollowanie jeśli naprawdę uzasadnione, zawsze można zgłosić do moderacji)
25 marca 2014, 07:25
Komentowanei na prywatnych blogach jest zdecydowanei bez sensu. Jeżli pomysłem autora było jedynie zapewnienei sobie czytelników - trudno. W miarę posiadanego czasu pozwole sobie jednak tutaj kontynuowac polemikę, nie licząc juz na odpowiedzi autora tego tekstu.
MK
Mateusz Krzysiek
25 marca 2014, 11:23
Marcinie miałem się tu nie wypowiadać, bo bardzo  krótko przedstawiłem Ci już inny niż Twój punkt widzenia pod artykułem na blogu. Niestety,  ale w mojej ocenie i sadząc po emocjach i tonie wypowiedzi wielu tu osób: 'prostackim obrzucaniem błotem', o którym mowisz, jest Twój artykuł. Ogromnie się dziwię się, że widzi to tyle osób, a Ty nie. Naprawdę przykro mi, że spotkało Cię tak trudne doświadczenie życiowe. Mam nadzieję, że Bóg skłonił Cię do napisania takiego artykułu, abyś zobaczył inny punkt widzenia i spróbował zrozumieć. Choć narazie boję się, że odbierasz wypowiedzi innych jako atak na swoją osobę co nie pozwala Ci spojrzeć krytycznie na swoje poglądy.  Życzę Ci wszystkiego dobrego.
25 marca 2014, 11:43
Czyli wrzuta i ucieczka. W miare wolnego czasu pozwole sobie na komentarz akapit po akapicie. Bo tekst ze względu na poziom dokonywanych manipulacji na to zasługuje.
24 marca 2014, 22:17
@AGNES Przykre ale to racja. Tekst jest wyjatkowo manipulacyjny. Każdy akapit przypomina pytanie węża: Czy to prawda, że nie możecie jeść owoców ze wszystkich drzew ogrodu? Trochę prawdy i duże kłamstwo. Każdy akapit wymagałby sprostowania, co do faktów lub do nauczanie Kościoła w konkretnej sprawie. Co sprawia, że Redakcja decyduje się na publikację takiego tekstu? Zresztą autor sam przyznaje, że wprowadza czytelnika w błąd. Twierdzac, że jest małżonkiem sakramentalnym. Podstawą zaistnienia małżeństwa jest wolna wola dwu osób być żyć jak mąż z zoną aż do śmierci, jeśli nie ma tej decyzji dopełnienie przewidzianych formalności nie powoduje zaistnienia małżeństwa. Stwierdzaniem, tego faktu zajmują się sądy biskupie, na ile następuje tu nadużycie ze strony proszących o stiwerdzenie nieważności oraz adwokatów to już inna kwestia
25 marca 2014, 07:27
Mnie też cały czas dziwi opublikowanie tego tekstu bez redakcyjnego komentarza.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
24 marca 2014, 17:12
UWAGA!!! ARTYKUŁ WYJATKOWO SZKODLIWY ZE WZGLĘDU NA PRZEDSTAWIONE W NIM TEZY, KTÓRE SĄ UDOWADNIANE W OPARCIU O BARDZO SUBIEKTYWNĄ, WYRWANĄ Z KONTEKSTU, INTERPRETACJĘ TEKSTÓW BIBLII. ZALECAM  GRUNTOWNĄ WERYFIKACJĘ Z TEKSTAMI OFICJALNEGO (I OBOWIĄZUJĄCEGO) NAUCZANIA KOŚCIOŁA. RESPEKTOWANIE TEGO NAUCZANIA, JAK I JEGO KRYTYKA JEST AKTEM WIARY I WOLNEJ WOLI CZŁOWIEKA. JEDNAK NIE BEZ POWAŻNYCH KONSEKWENCJI. Z BIBLII WIADOMO, ŻE BĘDZIEMY ROZLICZENI Z KAŻDEGO SŁOWA.
jazmig jazmig
24 marca 2014, 18:08
Moim zdaniem ten pan jest członkiem grupy Świadków Jehowy. Jego sposób argumentacji na to wskazuje.
MB
Maciej Buchalik
13 lipca 2018, 11:18
Dokładnie zgadzam się polecam również ten <a href="http://adwokatwasilewski.pl/specjalizacje/prawo-rodzinne/">artykuł  </a>
T
tak
24 marca 2014, 12:46
Dalej tak  pisze Autor: „(Mt 19, 9; " Kto oddala żonę (...) popełnia cudzołóstwo")” a naprawdę w Ewangelii św. Mateusza jest napisane: „ Kto oddala żonę-chyba w wypadku nierządu- a bierze inną, popełnia cudzołóstwo” .  Po co Autor tak zmanipulował słowa samego Jezusa. Przecież to ciężki grzech-świadome oszustwo. Dla mnie w tym momencie stracił on wiarygodność. Zwłaszcza, że na tej podstawie stawia poważny zarzut Kościołowi: „Widać tu ewidentną niespójność katolickiej etyki małżeńskiej z Ewangelią i nauczaniem Jezusa.” Znalazłem jeszcze wiele innych mówiąc wprost „przekrętów”, kłamliwych interpretacji. Uważam ten artykuł za wyjątkowo szkodliwy ze względu na  pozór obiektywizmu, a naprawdę pełen kłamstw i przeinaczeń.
T
tak
24 marca 2014, 12:43
Pisze Autor dalej : „W jaki konkretnie sposób wola Boga może się realizować? Choćby przez fakt zakochania, który jest czynnikiem niezależnym od woli człowieka, a więc w największym stopniu zależnym autonomicznie od woli Boga - bo nikt nie może samodzielnie zdecydować o tym, że teraz się zakocha w tej czy innej osobie. Lub przez zewnętrzny wpływ innych ludzi, np. krewnych doradzających wzięcie ślubu. Czy przez niespodziewane wydarzenia, takie jak zajście w ciążę... Wola Boga może się realizować przez wszystkie te niezliczone czynniki, które mają wpływ na podjęcie decyzji o wspólnym życiu, a nad którymi potencjalni małżonkowie nie posiadają pełnej kontroli.” Wiadomo z psychologii , że istnieje zasadnicza różnica między zakochaniem a miłością i zakochanie bywa na ogół stanem chwilowym, „słomianym  ogniem”, łatwo przechodzącym. Wynikałoby z takiego rozumowania, że „stanowienie jednego ciała” z wieloma partnerami, czyli niestałość małżeństwa jest wręcz wolą i „winą” Boga skoro to On wywołuje w ans stan zakochania. Jak twierdzi Autor. Podobnie uznanie nacisków na młodych przez różne osoby  aby się pobrali jako wole Boga,  jest ogromnym nadużyciem. Przecież niejednokrotnie te naciski wynikają z niegodziwych pobudek. I to miała by być wola Boga? Jaki obraz Boga kreuje tu nam Autor? To już jest kuriozum. Taki człowiek chyba jednak nie  jest wierzący, chyba , że nie jest w stanie logicznie pokojarzyć faktów na które się powołuje.
T
tak
24 marca 2014, 12:37
Stary Testament dopuszcza wielożeństwo (Księga Powtórzonego Prawa 21,15 „Jeżeli jaki mąż będzie miał dwie żony…”, albo np.: Księga Rodzaju 6,2: „Synowie Boga widząc, że córki człowiecze są piękne brali je sobie za żony..”) . Zatem trzymając się argumentacji Autora, jego  koncepcja o „jednym ciele”: oznaczała by, że zgodnie z Biblią  jeden mężczyzna może z  wieloma kobietami tworzyć „jedno ciało”. Zatem trzymając się tego toku myślenia uważa, że Biblia ( Pismo Święte) dopuszcza wielożeństwo. Jest to niezgodne ze słowami Jezusa Chrystusa z Ewangelii. A więc cała konstrukcja artykułu oparta na Autora koncepcji  „jednego ciała” jest nic nie warta.
24 marca 2014, 10:30
Co więcej, logiczną konsekwencją takiego stanu prawnego jest rekomendowanie kobietom w ciąży, aby nie zawierały małżeństwa, z obawy przed kanoniczną nieważnością. Jest to całkowicie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, który podpowiada, że jeśli młodzi nie pobrali się przed rozpoczęciem współżycia i poczęciem dziecka, to powinni to zrobić jak najszybciej, przynajmniej przed porodem. Jest to też sprzeczne z dobrem kobiety i jej dziecka, bo ryzykuje ona, że odwlekając ślub może już wcale nie wyjść za mąż. Otóż znów błąd myślenia – nie kanoniczna ważność, ale fakt, iż dziecko nie powinno być nigdy argumentem decydującym o ślubie. Stąd czasami zaleca się, aby poczekać z małżeństwem. Pomijając już fakt zdrowy rozsądek podpowiada, aby nie współżyć przed ślubem. Stąd odwoływanie się do zdrowego rozsądku jest co najmniej śmieszne. Troską o dobro kobiety jest powstrzymanei sie od pojęcia współżycia, bo inaczej naraża sie ona, lub jest narażona na poważne konsekwencje - czyli wychowyanie dziecka bez ojca. Ale jak juz pisałem wieloktnie - trzeba pojąć całość choćby nauki moralnej Kościoła, a nie wyciagać sobie wybrane fragmenty.  I to by było na tyle na dziś.
24 marca 2014, 11:13
@Marcin Wojarski Gubi się Pan w rozważaniach legalistycznych... Małżeństwo ma powstać w związku z dobrowolnie podjętą relacją dwu osób ergo wpływ osoby trzeciej nie może decydować o powstaniu małżeństwa. Czy zgodzi Pan się z takim stanowiskiem? Jest natomisat roztropne by w przypadku gdy ślub wyznaczony jest na wrzesień a okazuje się, że poród będzie wcześniej po ludzku warto rozważyć przyspieszenie terminu... Natomiast "przygodny seks", współżycie z prostytutką, krótki romans z kochanką itp niezależnie od płodności odbytych stosunków nie moga automatycznie skutkować zawarciem malżęństwa. Chcialem zauważyć, że równiez poślubienie po urodzeniu dziecka, może byc dokonane bez pełni wolnej woli.
24 marca 2014, 10:30
Jeszcze drobne dopowiedzenia W jaki konkretnie sposób wola Boga może się realizować? Choćby przez fakt zakochania, […]  Lub przez zewnętrzny wpływ innych ludzi, np. krewnych doradzających wzięcie ślubu. Czy przez niespodziewane wydarzenia, takie jak zajście w ciążę... Niespodziewane zajście w ciąże – to pisze dorosły człowiek. Otóż konsekwencją praktycznie każdego stosunku seksualnego pomiędzy kobietą, a mężczyzną może być ciąża. Niespodziewany, czyli zapewne z wykorzystaniem antykoncepcji. Skoro ma prowadzić do ślubu, czyli cudzołóstwo. Mam nadzieję, ze się mylę, ale wychodzi mi, iż cudzołóstwo jest wolą Boga? Jeśli kobieta zajdzie w ciążę przed ślubem i ten fakt będzie miał istotny wpływ na jej decyzję o ślubie, to taka okoliczność może być traktowana jako symulacja zgody  lub jako zewnętrzny przymus, ograniczający wolną wolę , Tak a przez to czyniący jej akt zgody małżeńskiej - i samo małżeństwo - kanonicznie nieważnym (wada zgody). Nie. Kanon 1101.1 Zważywszy na to, że ciąża przed ślubem jest prawie zawsze czynnikiem, który wpływa w zasadniczy sposób na decyzję o ślubie, to praktycznie każde małżeństwo zawarte w takich okolicznościach może być zakwestionowane, czyli w świetle prawa kanonicznego i praktyki sądów biskupich takie małżeństwo jest - już teraz! - nieważne[10]. Bzdura – do czasu uznania za nieważnie zawarte każde małżeństwo z mocy prawa kanonicznego uznaje się za ważnie zawarte.
I
iki
24 marca 2014, 17:02
Bzdura – do czasu uznania za nieważnie zawarte każde małżeństwo z mocy prawa kanonicznego uznaje się za ważnie zawarte. Tutaj wyjątkowo będę bronił Autora, bo czym innym jest uznawać za ważne a czym innym jest czy jest ważne. Ale co do reszty - zgoda.
25 marca 2014, 07:22
iki - z róznych powodow nieważnośc zawartego małżeństwa musi orzec Sąd Biskupi. Prywatne, czy nawet w jakis sposób publicznie wygłaszane opnie nie mają zadnego znaczenia formalnego, ale sa wyjątkowo szkodliwe. Bo na podstawie tego zdania, do którego sie odnioslem, wielu może znaleźźc dla siebie doskonałe usprawiedliwienie.
I
iki
28 marca 2014, 01:11
Ale sama materia sakramentu jest lub jej nie ma. Orzeczenie sądu biskupiego jej nie zmienia, jedynie stwierdza jak będzie uznawana w momencie stosownego "wyroku"
28 marca 2014, 07:30
Oczywiście, ze materia Sakramentu Malżeństwa sie nie zmieni od orzeczenia sądu.  Natomiast nikt, poza sądem nie moze obiektywanie stwierdzić, czy materia Sakramentu jest lub nie.
24 marca 2014, 10:27
Tekt cięzki do komentowania. Niespójny i wyraźnie napisamy w swojej sprawie pod konkretną tezę - rozwiązanie po swojemu własnej sytuacji. Autor żągluje argumentami prawnymi przeciwstawiając się pierwszeństwu prawa... Odwołuje się do własnej sprawy opartej o legalizm nie zwaraca natomiast uwagi na wszystkie badania związku odnoszące się do relacji i deklaracji składanych w cztery oczy. Deklaruje, jasność "biblijnej definicji" by zgubić się w aspektach relacji społecznych i między małżonkami. Czy związek na pięc lat jest małżeństwem?
24 marca 2014, 09:42
Na koniec tej części dyskusji – słaba była eksploracja danych (z ang. - bo modnie Data Mining). Statystyki pokazują, że praktyka masowego unieważniania małżeństw rzeczywiście ma miejsce: liczba orzeczeń nieważności kształtuje się na bardzo wysokim poziomie ponad 80% rozpatrywanych spraw. Na przykład, w 2007 roku, na 2171 spraw zakończonych wyrokiem orzekającym, w 1913 przypadkach (88%) zarówno sąd I jak i II instancji orzekł nieważność małżeństwa Trzeba gwoli prawdy materialnej dodać, iż w roku 2007 zawarto w Polsce 178395 małżeństw „kanonicznych” Wskaźnik małżeństw uznanych za nieważne wyniósł w tym 2007 roku 1,07% - znaczy to jest to naprawdę wyjątkowo „masowe” uznawanie małżeństw za nieważnie zawarte. Oczywiście, wskaźnik małżeństwa uznanych za niewaznie zawarte bedzie rósł, ale to wynika głównie z problemu wychowania dzieci przez małzeństwa "rozbite". Tutaj faktycznie moze nastąpić gwałtownych wzrost osob nie rozumiejących (bo skąd) istoty małzeństwa jako nierozerwalnego, łaczącego małżonków od zaślubin do naturalnej śmierci jednego z nich.  Wyłączenie woli Boga z procesu powstawania małżeństwa skutkuje przerzuceniem pełnej odpowiedzialności za ten proces na samych małżonków. Teraz to oni muszą być w 100% pewni, że chcą zawrzeć małżeństwo - ze szlachetnych pobudek, bez skażenia jakimkolwiek zewnętrznym naciskiem czy wpływem; muszą być w 100% świadomi, jakie obowiązki będą ciążyć na nich jako na współmałżonkach; muszą w 100% zgadzać się wewnętrznie na podjęcie tych obowiązków; muszą też być w 100% zdolni psychicznie do ich podjęcia... Jeżeli którekolwiek z nowożeńców uchybi któremukolwiek z tych warunków - a statystyki stwierdzeń nieważności w sądach kościelnych wskazują, że mało kto potrafi te wymagania spełnić Wygląda, ze 98,93% małżonków to wg. Ciebie „mało kto”. Dodam, iiż uzasadnione "mało kto" byłoby, gdyby za nieważnei zawarte uznawano np. 90% małzeństw- ale to nam nie grozi.
24 marca 2014, 08:55
Widzę, że nie znasz reguł orzekania o nieważności. Historia małżeństwa po ślubie nie jest w ogóle brana pod uwagę, chyba że dowodzi jakichś faktów istniejących przed ślubem. Można być super-szczęśliwym małżeństwem z dużą gromadką dzieci, ale jak któremuś małżonkowi strzeli do głowy pomysł, żeby się rozejść, to wystarczy że znajdzie pretekst dot. niezdolności przedślubnych i sprawa załatwiona. „pretekst” musi być dosyć ważki. Orzekana jest ważność zawarcia małżeństwa, wiec jak na te ważność maja wpływ wydarzenie następujące później? I właśnie dlatego publikuję mój artykuł i dzielę się nim publicznie we wspólnocie mojego Kościoła: żeby nie pozostał w sferze "prywatnego wyjaśniania Dzielenie się publiczne prywatną wizja nie zmienia faktu, iż dalej jest to tylko Twoja prywatna, sprzeczna z nauczaniem Kościoła wizja małżeństwa. Specyficzne jest też dzielenie się na łonie Kościoła, podważając wprost nauczanie i prawo Kościoła.
24 marca 2014, 08:38
Nie podważam 6 sakramentów, ani nawet sakramentu małżeństwa. W artykule ani raz nie pada słowo "sakrament". A sakrament - sprawdź w katechizmie - to "znak łaski Bożej". A może byś jednak prześledził, czym jest Sakramnet w Kościele i jak wygląda celebracja Liturgiczna Sakramentu Małżeństwa. Jak podajesz cytat z Biblii, np. MT 19.10-12, to uchyl proszę rąbka tajemnicy i wyjaśnij takim mniej bystrym czytelnikom jak ja, dlaczego akurat ten fragment miałby dowodzić jakieś Twojej tezy, i jaka to teza? Czepiłeś się kanonu 1095 – „Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy:”,  patrz MT 19.12. Trudno jest dyskutować z niedopowiedzeniami. A co do kanonu 1095.3, jest on tylko jednym z elementów problemu, sedno sprawy leży gdzie indziej, i to że Jezus wspomniał o ludziach niezdolnych do małżeństwa nie daje nikomu prawa decydować za nich: "Ty jesteś niezdolny, to do gazu" I znów – czym w Twoim życiu jest Kościół?
24 marca 2014, 08:37
TomaszuL, prowadziliśmy już długą dyskusję na innych stronach. Tak i przyjemnością poprowadzę ją dalej w miarę posiadanego czasu. Ja wiem po co mi jest Kościół, ale czy Ty wiesz, po co on jest Tobie? Zapytam się inaczej, czym (kim) jest wg. Ciebie Kościół? Czy tylko po to, żeby dostać certyfikat moralności? - bo jak sobie weźmiesz ślub kościelny i będziesz miał wpis w księdze parafialnej, to poczujesz się lepszym niż "ci grzesznicy", którzy "cudzołożą" na cywilnym? Chyba głównie do tego jest Ci on potrzebny. Muszę Cię zmartwić: jak staniesz przed Sądem Bożym to ten certyfikat nic Ci nie pomoże. Zaświadczenie od proboszcza i piątka z katechezy nie zbawiają. Tylko Jezus zbawia. Sobie nie wezmę ślubu kościelnego – to jest pewnik i to różnych powodów. Drugim pewnikiem jest, iż ewidencja parafialna jest tylko pewną drugorzędna formalnością, potrzebną w sprawach urzędowych Kościoła. Jest bez znaczenia dla zbawienia. Piątek z katechezy (chyba) nie miałem, a proboszcza czy wikariusza proszę o modlitwę w mojej intencji. Nie wiem co Ty wiesz i od jak dawna, ale na pewno czytanie Biblii - Słowa Boga - nie prowadzi na manowce bardziej, niż jej nieczytanie. Pytałem Cię gdzie indziej: czy Ty w ogóle czytujesz Pismo Święte? Odpowiedz. Nie, nie czytuję Pisma Świętego. Jeśli oskarżasz mnie o "wyrywanie fragmentów" i "jak widać fałszywe" wnioski, to bądź łaskaw proszę swoje oskarżenia udowodnić - taka podstawowa zasada merytorycznej dyskusji. Bo zdaje się, że Ty i ja "widzimy" różne rzeczy. Fałszywe wnioski sam pokazujesz próbując przeciwstawić kanony Prawo Kanonicze Biblii.
MW
Marcin Wojnarski
24 marca 2014, 04:24
Dla informacji. Artykuł ten był oryginalnie opublikowany na moim blogu: [url]http://wojnarski.wordpress.com/2014/01/14/malzenstwo-wedlug-biblii/[/url] Tam również można komentować. Informacje o autorze: [url]http://wojnarski.wordpress.com/marcin-wojnarski/[/url]
I
iki
23 marca 2014, 18:33
Przypuszczam że ten cały artykuł jest żalem, wyrzutem smutku i bezsilności wobec wynikłej sytuacji w Pana życiu. Życzę oczywiście żeby się Panu poukładało, postaram się wspomnieć w modlitwie. Ale na przyszłość proszę pamiętać że pisząc publicznie wiele zarzutów, nie można w ten sposób pisać "pod tezę" bo to zwyczajnie nie jest fair wobec Kościoła. Zachęcał Pan do polemiki pod artykułem. Czekam aż się Pan odniesie do wszystkich komentarzy.
MW
Marcin Wojnarski
24 marca 2014, 04:19
Nie, ten artykuł nie jest ani żalem, ani wyrzutem smutku, ani bezsilności; nie piszę też "pod tezę". Napisałem we wstępie o moich motywacjach, nie trzeba doszukiwać się teorii spiskowych. Plaga rozwodów i rozpad rodzin to jeden z najbardziej palących problemów Kościoła, którego ofiarą padają co roku miliony rodzin. Jeżeli sami pokrzywdzeni nie będą walczyć o Bożą wizję małżeństwa w Kościele i społeczeństwie, to kto inny ma to zrobić? Odpisałem na komentarze, choć nie obiecuję, że na kolejne będę w stanie również odpowiedzieć, bo fizycznie trudno jest się odnieść do wszystkich wypowiedzi.
I
iki
23 marca 2014, 18:30
Zauważyłem kolejne rzeczy, a najbardziej mnie razi pretensjonalny ton artykułu. "W przeciwieństwie do 99% teologów zajmujących się etyką małżeńską na przestrzeni wieków, nie jestem celibatariuszem." A te dane skąd? Czemu nie 100% od razu? Nieładnie, bo wplatając niepoparte źródłami twierdzenia między fakty które mają bogatą podstawę dowodową, można łatwo zamanipulować przekazem jakoby każde stwierdzenie było udokumentowane nawet jeśli nie jest. "Jeżeli którekolwiek z nowożeńców uchybi któremukolwiek z tych warunków - a statystyki stwierdzeń nieważności w sądach kościelnych wskazują, że mało kto potrafi te wymagania spełnić - małżeństwo staje się kanonicznie nieważne" Nikt nie mówi o 100% a rzeczywistych przeszkodach. Jeśli ktoś sobie nagle umyśli to przecież zwiedzie sąd biskupi, ale na podobnej zasadzie można zwieść spowiednika i zatajać grzechy. Rozgrzeszenie się dostanie, ale sumienie pozostanie skażone. Jeśli ktoś żyje w małżeństwie pomimo trudności i własnych uchybień charakteru i oboje są szczęśliwi to jak udowodnić że jest niezdolny skoro życie małżeńskie pokazuje że jest zdolny? "Statystyka ta każe postawić pytania nie tyle o te nieważne małżeństwa, co o prawo, według którego owe małżeństwa były zawierane, bo jeśli aż 50-80% małżonków, mimo dobrej woli, nie jest w stanie wypełnić przepisów prawa i w świetle tegoż prawa żyje w związku pozamałżeńskim, czyli potencjalnie w cudzołóstwie, a na dodatek jest nieświadoma takiego stanu rzeczy, to ten fakt mówi więcej o jakości prawa, niż o tych osobach." Zdaje sobie Pan sprawę że cały ten zarzut że się nie da wypełniać przepisów, że czasem jesteśmy nieświadomi że nie wypełniamy jakichś praw, pasuja także do Przykazań Bożych? Czy Przykazania też są w takim razie złym jakościowo Prawem?
M
maja
24 marca 2014, 00:12
Dekalog to rzeczywiście "słabe prawo" w sensie wprowadzenia go ustawą (tak jak niektorzy wprowadzają Szariat), chociaż ma inne zalety;-) A prawo kanoniczne to jednak całkiem coś innego.  No i dekalog się nie zmieni, a prawo kościelne aż takiej rangi nie ma ;-)
MW
Marcin Wojnarski
24 marca 2014, 03:54
Zmień sobie 99% na 80% jeśli wolisz, bo to stwierdzenie - jak chyba zauważyłeś - nie ma znaczenia dowodowego dla analizy prowadzonej w artykule i jest podane jedynie dla zarysowania tła, jako liczba orientacyjna. Istotę sprawy myślę że rozumiesz: decydujący wpływ na kształtowanie doktryny małżeństwa mieli i mają celibatariusze, którzy tworzą prawo dla innych, nie dla siebie, i którzy od strony ludzkiej znają problem tylko powierzchownie. Nawet przy najlepszych chęciach, łatwo w takiej sytuacji tworzyć wzniosłe teorie, które są oderwane zarówno od Biblii, jak i od życia. Że takie teorie powstają pokazuję w dalszej części artykułu. Jeśli ktoś żyje w małżeństwie pomimo trudności i własnych uchybień charakteru i oboje są szczęśliwi to jak udowodnić że jest niezdolny skoro życie małżeńskie pokazuje że jest zdolny? Widzę, że nie znasz reguł orzekania o nieważności. Historia małżeństwa po ślubie nie jest w ogóle brana pod uwagę, chyba że dowodzi jakichś faktów istniejących przed ślubem. Można być super-szczęśliwym małżeństwem z dużą gromadką dzieci, ale jak któremuś małżonkowi strzeli do głowy pomysł, żeby się rozejść, to wystarczy że znajdzie pretekst dot. niezdolności przedślubnych i sprawa załatwiona. Przykazania Boże? Porównywanie prawa ludzkiego (kościelnego) i Bożego jest nie na miejscu, bo choć Prawa Bożego nie potrafimy wypełnić w 100%, to Bóg zesłał Zbawiciela, który swoją śmiercią zapłacił za wszystkie nasze grzechy popełnione pod Prawem i uwolnił nas od przekleństwa Prawa. A czy Kościół ma w zanadrzu jakiegoś nowego "zbawiciela", który wykupi nas spod kościelnego prawa małżeńskiego? Nie sądzę. Dopóki człowiek jest tylko człowiekiem, niech tworzy takie prawo, które - przy odrobinie dobrej woli - będzie w stanie wypełnić. A Bogu wolno więcej. Jego Prawo jest dobre i potrzebne nawet jeśli jest nieosiągalne, bo wskazuje kierunek i daje punkt odniesienia.
I
iki
24 marca 2014, 16:22
"Zmień sobie 99% na 80% jeśli wolisz, bo to stwierdzenie - jak chyba zauważyłeś - nie ma znaczenia dowodowego dla analizy prowadzonej w artykule i jest podane jedynie dla zarysowania tła, jako liczba orientacyjna." To bardzo istotne. Bo raz tu podamy lekko orientacyjnie, potem tam... I nagle wymowa połowy artykułu może się zmienić. Tak samo jak dostaniesz podwyżkę opłat za prąd o parę złotych, za internet, paliwo podrożeje o 10 groszy... i nagle z sytuacji gdy na opłaty wystarcza, robi się portfel zagrożony pustkami. To powierzchowna analogia oczywiście, ale chodzi mi o to że z takich drobnych rzeczy buduje się całość. Istotę sprawy myślę że rozumiesz: decydujący wpływ na kształtowanie doktryny małżeństwa mieli i mają celibatariusze, którzy tworzą prawo dla innych, nie dla siebie, i którzy od strony ludzkiej znają problem tylko powierzchownie. Ja jakoś wolę iść do lekarza który prowadził 100 pacjentów w danej chorobie, niż takiego który swoją wiedzę opiera na tym że był chory.
I
iki
24 marca 2014, 16:29
Widzę, że nie znasz reguł orzekania o nieważności. Historia małżeństwa po ślubie nie jest w ogóle brana pod uwagę, chyba że dowodzi jakichś faktów istniejących przed ślubem. Można być super-szczęśliwym małżeństwem z dużą gromadką dzieci, ale jak któremuś małżonkowi strzeli do głowy pomysł, żeby się rozejść, to wystarczy że znajdzie pretekst dot. niezdolności przedślubnych i sprawa załatwiona. No ale to obciąża wtedy jego sumienie, papierek i orzeczenie nie pomoże. Faktem jest że skoro są zdolni do małżeństwa co pokazuje praktyka w danym przypadku, to znaczy są. I to Bóg wie, Jego się nie oszuka. Jak podawałem przykład ze spowiedzią - samo oficjalne rozgrzeszenie jest niewiele warte jeśli człowiek nie był uczciwy i szczery. A stwierdzenie nieważności małżeństwa to właśnie takie "rozgrzeszenie".
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
23 marca 2014, 16:17
Już tytuł tego artykułu jest dużym nadużyciem. Nie mamy tu pełnego obrazu i wszystkich aspektów małżeństwa zawartych w Biblii. Jest to raczej zbiór pewnych fragmentów Biblii, Twoich rozważań i wniosków na temat wysnutej z nich deninicji i istoty małżeństwa i opisu stosowanych w związku z małżeństwem praktyk kościelnych. W sumie pomieszanie i poplątaniem i jakieś całkowicie nieuzasadnione żale, nie wiadomo o co i do kogo. Tytuł bliższy prawdy to raczej: "Moje małżeństwo na tle tego, co wyczytałem o małżeństwie z Biblii".
M
maja
23 marca 2014, 23:51
To tylko słowa, ja tam prosta kobieta jestem i chętnie bym poczytała jak to udowadniasz, chociaż w skrócie, serio. A to że ktoś pisze z perspektywy swoich problemów, to jeszcze nic złego i w sumie tak trochę go obrażasz i starasz się zdyskredytować waląc w to, że coś powiedział o sobie. 
MW
Marcin Wojnarski
24 marca 2014, 02:56
Sama sobie przeczysz, bo o moim małżeństwie jest w tym artykule raptem kilka zdań: 1 akapit na początku i 1 na końcu. Jeżeli nie rozumiesz, o czym jest artykuł, to po prostu wstrzymaj się od komentarzy. A jak  masz konkretny zarzut, to go udowodnij. Thx.
M
maja
23 marca 2014, 15:54
A ja lubię jak ktoś myśli samodzielnie i samodzielnie interpretuje Biblię. Można się z tym nie zgadzać, dyskutować, ale nabożne łomotanie prawem kościelnym i zacnymi dokumentami jest cenne, tylko nudne dla mnie. Robicie panowie świetną i na wysokim poziomie scholastykę, ale ja jednak wolę odwrotnie.
B
Beryll
23 marca 2014, 16:05
A taki "dokument" znasz? "To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia. Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili Boga święci ludzie." (2 P 1, 20-21)
M
maja
23 marca 2014, 23:45
Ok, pewnie jeszcze powinnam chodzić w chustce i jak nie rozumiem to zapytać męża w domu ;-). Pewnie, że ostateczna interpretacja Pisma musi być w łączności z Kościołem i nie może sobie ktoś dojść do wniosku, że zmienia przykazania bo coś tam zrozumiał, tu zgoda. Ale też, że nie ma nic złego w samodzielnym czytaniu i interpretacji. To nas popycha do przodu wszak każde słowo Pisma może być rozumiane na 70 sposobów(dla Żydów przynajmniej). I rozumienie Pisma zmienia się i pogłębia w Kościele. Artykuł mi się podoba, bo autor poczytał, coś zrozumiał i uwaga nie oświadczył, że to jest teraz jedyna prawda i żyjmy na kocią łapę. Z przyjemnością czytam też uwagi krytyczne, tylko jakoś mało się staracie, bo w większości tezy z artykułu brzmią mi bardziej logicznie. Ale może to się zmieni? A takie pohukiwania, że "uaaa heretycy nie dotykajcie Pisma brudnymi łapami niegodni" to sorry to mniejsze robi wrażenie.  Np to odbicie o ślubie Adama i Ewy udzielonym przez Boga niezłe, podoba mi się, ktoś mógłby to rozwiniąć na jakieś ślubne kazanie (chociaż to też taka bardziej samodzielna interpretacja).  Ale z drugiej strony to "małżeństwo faktyczne" przemawia do mnie. Rzeczywiście jakby na to prawnie nie patrzeć to takie coś istnieje (tak okiem praktyka), ja bym z tego nie rezygnowała tak łatwo. /do informatyków - nieczytelne te hasła, muszę po 3 razy wchodzić/
MW
Marcin Wojnarski
24 marca 2014, 02:47
I właśnie dlatego publikuję mój artykuł i dzielę się nim publicznie we wspólnocie mojego Kościoła: żeby nie pozostał w sferze "prywatnego wyjaśniania".
M
Massa
24 marca 2014, 10:54
Nie wiesz co mówisz. Napisanie artykułu i podzielenie się nim z innymi w internecie, czy w realu, czy gdziekolwiek jest nadal "prywatnym wyjasnieniem".
23 marca 2014, 09:30
Marcinie – warto, abyś nim zaczniesz budować swoja wiedzę o małżeństwie na podstawie prywatnych opinii tzw. adwokatów kościelnych, najpierw zapoznał się z jednak z oficjalnym nauczaniem Kościoła – oto pierwsze z brzegu przykładowe pozycje: Leon XIII - Arcanum divinae sapientiae, Pius XI – ENCYKLIKA CASTI CONNUBI Jan Paweł II - ADHORTACJA APOSTOLSKA O ZADANIACH RODZINY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ W ŚWIECIE WSPÓŁCZESNYM FAMILIARIS CONSORTIO
23 marca 2014, 09:09
Marcinie - po co potrzebny Ci jest Kościół? Czy do tego, aby Go oskarżać o różne niecne praktyki prawne, w Twojej prywatnej opinii niezgodne z Biblią? Można też w jakiś sposób zrozumieć Twoją sytuację, ale winienie za nią Kościoła? Zacznijmy od podstaw, od dawna wiadomo, iż prywatne, oderwane od Kościoła czytanie Biblii, może i jak widać po tym artykule prowadzi na manowce. W dodatku budowanie sobie dowodów w oparciu o wyrwane fragmenty z Biblii, bez spojrzenia na kontekst powoduje, iż wnioski są jak widać fałszywe. Dokładnie w ten sam sposób, jak to uczyniłeś można „podważyć” każdy z pozostałych sześciu Sakramentów.  Ba, dokładnie tak samo można i to wielu czyni podważyć każdy dogmat Kościoła. I na koniec trzy uwagi: Efektem wybiórczego, tendencyjnego wybierania sobie pasujących fragmentów Biblii jest niezauważanie innych istotnych w odniesieniu do Twoich rozważań elementów. Zastanawiasz się nad kanonem 1095.3 („Nasuwa się więc naturalne pytanie, czy w ogóle ktokolwiek - w myśl kanonu 1095 - jest zdolny do małżeństwa?”)  Wytłumaczenia kanonu masz np. w MT 19.10-12. Druga uwaga – od czasu, kiedy człowiek poznał dobro i zło uzyskał też prawo dokonywania wyboru dobra i zła, wyborów, które niosą za sobą określone konsekwencje. Uwaga trzecia - Bóg zapewne wskazuje w jakiś sposób wybrankę/ wybranka, to człowiek podejmuje ostateczną decyzje. Nie powstanie więc małżeństwo bez dobrowolnej i świadomej zgody zony i męża. W Kościele taka zgoda małżeńska jest wyrażana publicznie.
MW
Marcin Wojnarski
24 marca 2014, 02:36
TomaszuL, prowadziliśmy już długą dyskusję na innych stronach. Ja wiem po co mi jest Kościół, ale czy Ty wiesz, po co on jest Tobie? Czy tylko po to, żeby dostać certyfikat moralności? - bo jak sobie weźmiesz ślub kościelny i będziesz miał wpis w księdze parafialnej, to poczujesz się lepszym niż "ci grzesznicy", którzy "cudzołożą" na cywilnym? Chyba głównie do tego jest Ci on potrzebny. Muszę Cię zmartwić: jak staniesz przed Sądem Bożym to ten certyfikat nic Ci nie pomoże. Zaświadczenie od proboszcza i piątka z katechezy nie zbawiają. Tylko Jezus zbawia. Nie wiem co Ty wiesz i od jak dawna, ale na pewno czytanie Biblii - Słowa Boga - nie prowadzi na manowce bardziej, niż jej nieczytanie. Pytałem Cię gdzie indziej: czy Ty w ogóle czytujesz Pismo Święte? Odpowiedz. Jeśli oskarżasz mnie o "wyrywanie fragmentów" i "jak widać fałszywe" wnioski, to bądź łaskaw proszę swoje oskarżenia udowodnić - taka podstawowa zasada merytorycznej dyskusji. Bo zdaje się, że Ty i ja "widzimy" różne rzeczy. Nie podważam 6 sakramentów, ani nawet sakramentu małżeństwa. W artykule ani raz nie pada słowo "sakrament". A sakrament - sprawdź w katechizmie - to "znak łaski Bożej". Wyjaśnij mi, w jaki sposób ja miałbym podważyć "znak łaski Bożej"? Bóg udziela łaski komu chce i kiedy chce; tu i teraz. Mam łapać Pana Boga za rękę i mówić: nie, nie, tutaj łaski nie wolno udzielać? Ale mam wrażenie, że nie do końca rozumiesz pojęcie "sakramentu". Jak podajesz cytat z Biblii, np. MT 19.10-12, to uchyl proszę rąbka tajemnicy i wyjaśnij takim mniej bystrym czytelnikom jak ja, dlaczego akurat ten fragment miałby dowodzić jakieś Twojej tezy, i jaka to teza? Trudno jest dyskutować z niedopowiedzeniami. A co do kanonu 1095.3, jest on tylko jednym z elementów problemu, sedno sprawy leży gdzie indziej, i to że Jezus wspomniał o ludziach niezdolnych do małżeństwa nie daje nikomu prawa decydować za nich: "Ty jesteś niezdolny, to do gazu" (przepraszam, skojarzenia są jednoznaczne).
M
maja
23 marca 2014, 02:59
Całkiem ciekawy artykuł. Rzeczywiście trochę niepokojące, że chociaż nie mamy ochoty na rozwód to parę paragrafów by się znalazło bez problemu... W sumie wcześniej nie wiedziałam co mnie tak drażni w podejściu KK do małżeństwa, ale muszę się zgodzić, że to prawnicze podejście mi nie pasuje. Wysłuchałam na ten temat wiele konferencji i rzeczywiście bardzo rzadko się akcentuje to, co ja też mocno odczuwam, że małżeństwo jest bardziej wolą Boga niż naszą. Tak jak piszesz raczej deprecjonuje się zakochanie i uczucia a zachęca do racjonalizmu, kalkulacji, która w zakochaniu nie jest za bardzo możliwa. W sumie -toute proportion gardee- mamy tak jak Maryja : Bóg nam daje jakąś propozycję (no bo kto niby robi to zakochanie?) a my możemy powiedzieć tak lub nie, a później iść nieznaną ścieżką bez planu. Podoba mi się też to co piszesz o akcentowaniu błogosławieństwa, które wynika z małżeństwa, a nie przekleństwa zniewolenia. Może rzeczywiście dlatego, że najczęściej wypowiadają się celibatariusze, którzy mimo dobrej woli tę rzeczywistość znają powierzchownie.
23 marca 2014, 09:16
"małżeństwo jest bardziej wolą Boga niż naszą." człowiek nie jest bezwolną marionetką w ręku Boga. Ma wolną wolę i wolna wola człowieka może (ale nie musi) współpracować z wolą Boga. Uczucia sa piękna, tyle że małzonków ma połączyć miłość, a ona w sensie Biblijnym nie jest uczuciem w sensie współczesnym.  Zauważ tez, iz w Kościele Katolickim to przede wszystkim małzonkowie sobie blogosławią, albo są dla siebie przekleństem. 
M
maja
23 marca 2014, 15:33
Piękne mi kazanie strzeliłeś Tomaszu L, aż się poczułam jak nastolatka - chociaż nastoletni to ja mam staż małżeński ;-). Oczywiście, że uczucie nie może stać się bogiem, któremu się bezrefleksyjnie podporządkowujemy, ale nie ma aż tak małej roli, ozdobnika i cukiereczka, jak nam się to próbuje przedstawiać. Mogę sobie wybrać idealnego kandydata na męża i nawet wziąć z nim ślub dobrowolnie, ale jeżeli nie ma między nami uczucia to nie będzie zgodne z Wolą Bożą. To jest inaczej: dostajemy bez naszego udziału i woli wzajemne zakochanie i tak naprawdę jedyne co możemy zrobić, to zaakceptować to, albo odrzucić. Chociaż w sumie nie wiem, czy to zakochanie i późniejsza praca z nim jest uczuciem w sensie współczesnym czy biblijnym? Jeszcze nie do końca potrafię to sobie zdefiniować, ale rzeczywiście kościelny język mówienia o małżeństwie za bardzo akcentuje aspekt prawniczo-racjonalny i nie mówię, że to wszystko nieprawda, tylko coś w ten sposób się traci. /do informatyków: strasznie ciężko odczytać literki niektórych haseł/
MW
Marcin Wojnarski
24 marca 2014, 01:15
Dziękuję bardzo za ten komentarz. Cieszę się, że artykuł jest zbieżny z Twoimi doświadczeniami.
24 marca 2014, 10:44
Istnieje różnica pomiędzy miłością, a uczuciem, któe choć nazywane miłością, jest zakochaniem. Bez miłości trudno jest budowac cokolwiek w zyciu. Tyle że wzorem miłości dla katolika jest Jezus Chrystus i Jego Miłość. Miłość aż do Krzyża, Miłość bez wzgledu na czyny człowieka. Małżeństwo moze stać sie drogą uświęcania, czyli droga wzrostu w miłości.
I
iki
22 marca 2014, 22:14
Karkołomna ekwilibrystyka interpretacjami i tezami. Autor niech zajrzy do Rdz 2, 22. Tam Bóg bezpośrednio przyprowadza Ewę do Adama, i to jest pierwsza ceremonia ślubna. Przypomina to coś Autorowi? Tak, pannę młodą podprowadza się do ślubu.
MW
Marcin Wojnarski
24 marca 2014, 00:55
"Ceremonia ślubna"? - w którym miejscu, bo czytam Rdz 2,22, i czytam, i żadnej ceremonii nie mogę tam znaleźć. "Pannę młodą podprowadza się do ślubu" - czy to znaczy, że panna młoda nie zawiera małżeństwa z własnej woli, tylko ktoś ją do tego przymusza? Albo że jak nie ma kto "podprowadzić", bo np. ojciec nie żyje, to małżeństwo jest nieważne?
I
iki
24 marca 2014, 16:08
Nadinterpretujesz znowu pod obronę tezy. Pan Młody bądź jej ojciec przyprowadza Pannę Młodą do ślubu. Analogia dość oczywista. Nie ważne jest samo podprowadzenie a rodzaj prototypu ceremonii (która zmieniać się może, bo istotny jest fakt a nie forma która może ulegać zmianom). Sama "ceremonia" ulegała ubogaceniu, tak samo jak np. mniej otoczona obrzędami jest pierwsza Msza (Ostatnia wieczerza) w stosunku do Mszy obecnej.
jazmig jazmig
22 marca 2014, 16:37
Napisał pan długaśną epistołę, której przeczytanie w całości mija się z celem, ponieważ od początku wprowadza pan błędne założenia. Porównuje pan pierwszą parę ludzi z ludzkością liczącą sobie kilka miliardów osób. Adam i Ewa byli jedyną parą na Ziemi, więc nie mieli wyboru. Gdyby rozumować w pańskim stylu, to aktem zaślubin był dla nich pierwszy stosunek seksualny między nimi. Przejdźmy do czasów Jezusa. Uczestniczy On w weselu, podczas którego przemienia wodę w wino. Oznacza to, że w tym czasie istniały już jakieś obrządki, podczas których dokonywano aktu utworzenia nowego małżeństwa. Ewangelie nie opisują tego obrządku, ale niewątpliwie istniał takowy. Wcześniej Jego matka była poślubiona św. Józefowi. A zatem istniały w tym czasie śluby małżeńskie. Ponieważ Chrystus nic nie mówi o tym obrządku, to oznacza, że go akceptuje. Ewangelie pokazują głównie te zjawiska społeczne, które Chrystu krytykuje lub zmienia. Zatem, gdyby Chrystus uznał, że akt zawarcia małżeństwa i związany z tym obrządek były niewłaściwe, to informacja o tym byłaby w Ewangeliach. Skoro tego nie ma, to oznacza, że Chrystus akceptowaś powyższy obrządek. Kościół Katolicki założył Chrystus, który jest jego głową. Swoim następcą na Ziemi wyznaczył św. Piotra, a jemu i pozostałym apostołom udzielił władzy wiązania i rozwiązywania różnych rzeczy. Zatem, jeżeli apostołowie wprowadzili coś takiego, jak śluby, to te śluby mają moc taką, jakby je ustanowił Chrystus. Natomiast poważnym problemem, na który pan słusznie zwrócił uwagę, jest nazbyt łatwe unieważnianie ślubów małżeńskich. Znam przypadek unieważnienia małżeństwa, które dorobilo się dwójki dzieci, potem żonie coś padło na mózg, rozwiodła się z mężem i w sądzie biskupim przepchęła unieważnienie małżeństwa z powodu niedojrzałości męża w czasie zawierania ślubu. Dwoje dzieci stało się nagle z punktu widzenia Kościoła Katolickiego bękartami. To jest ilustracja upadku KK.
M
maja
23 marca 2014, 02:04
Pan Jezus nie wypowiadał się też nt. polityki Rzymian, czy wynika stąd że ją akceptował, albo nie? Może możemy to wywnioskować z jakichś innych przesłanek, ale argument nie wypowiadał się = akceptował wydaje mi się karkołomny.  Kiedy Apostołowie wprowadzili śluby? Czytałam, że śluby na początku chrześcijaństwa niczym się nie różniły od wcześniejszych, tylko nie akceptowano rozwodów ze względu na Ewangelię- to nie jest złośliwość, poprostu napisz, jeśli wiesz. 
MW
Marcin Wojnarski
24 marca 2014, 00:46
Gdyby przyjąć, że Bóg nam czegoś ważnego nie powiedział tylko dlatego, że historia biblijna rozgrywała się w innej scenerii - bo np. było 2 ludzi a nie 6 mld - to można od razu całe Pismo Św. wyrzucić do kosza, bo każdy werset można tak zakwestionować: nie mieli samochodów, komputerów, internetu... co oni wiedzieli o życiu? ;) Pismo Św. mówi o rzeczywistości duchowej i takie drobiazgi, że nie było księdza, nie są problemem dla Boga, żeby powiedzieć nam Prawdę o świecie ducha. I Bóg mówi: np. o "ojcu i matce" w kontekście małżeństwa Adama i Ewa (Rdz 2,24), choć przecież oni nie mieli ojca i matki! ...o ślubie jakoś milczy. Tak, myślę że Jezus dobrze się bawił na weselu w Kanie i nie sądzę, żeby miał cokolwiek przeciwko zaślubinom. Problem nie jest w ślubach jako takich, tylko w uznawaniu ich za wyznacznik małżeństwa, czynnik konstytutywny - co prowadzi do różnych patologii prawnych, jak instytucja stwierdzeń nieważności. Jeżeli dostrzegasz to, że stw. nieważności są zbyt łatwo przyznawane, to zastanów się, skąd ten problem? Bo są one przyznawane w pełnej zgodności z prawem kanonicznym, a jednak widać gołym okiem, że wielokrotnie prowadzą do rozbicia rodzin i życiowych tragedii wielu osób, więc gdzieś musi być poważny błąd w samej doktrynie. Bez powrotu do relacyjnej wizji małżeństwa nie da się udowodnić (teologicznie i prawnie), że stw. nieważności są w czymkolwiek złe. Kościół otrzymał władzę "wiązania" i "rozwiązywania", ale nie redefiniowania pojęć biblijnych i zmiany prawa Bożego. We współczesnej terminologii, dostał władzę wykonawczą, ale nie ustawodawczą. Ilustracja upadku KK? Nie, raczej tego, że Kościół - jak ludzie, którzy go tworzą - bywa omylny i cały czas musi się odnawiać, tak jak odnawiał się w czasach św. Franciszka, kontrreformacji czy Soboru Watykańskiego II. Jezus powiedział, że bramy piekielne Kościoła nie przemogą, dlatego jestem pewien, że KK przejdzie tę próbę pomyślnie, czego sygnałem jest zwołanie synodu nt. małżeństwa i rodziny.
24 marca 2014, 11:29
Problem nie jest w ślubach jako takich, tylko w uznawaniu ich za wyznacznik małżeństwa, czynnik konstytutywny - co prowadzi do różnych patologii prawnych Tak było w czasach Chrystusa i On nie zglosił żadnych zastrzeżeń, natomiast wskazał patologie, czyli oddalanie żony listem rozwodowym. Pouczył współczesnych ludzi i nas, że małżeństwo jest nierozdzielne, nie można oddalić żony i wziąć sobie inną, bo to jest cudzołóstwo, a kto by wziął oddaloną i z nią współżył, ten popełnia cudzołóstwo. Podobnie, skoro apostołowie i ich następcy, czyli biskupi, wprowadzili jako obowiązujący, ślub, to jest to zgodne z prerogatywą, jak im udzielił Chrystus: cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane i w niebie. Ślub jest właśnie takim związaniem mężczyzny i kobiety w małżeństwo. Tak ja to widzę, a nie wiem, jak jazmig.
24 marca 2014, 11:31
Jezus nawet kazał oddać cesarzowi co cesarskie i nie skrytykował celników za to, że pobierali cła.
jazmig jazmig
24 marca 2014, 18:06
Gdyby przyjąć, że Bóg nam czegoś ważnego nie powiedział tylko dlatego, że historia biblijna rozgrywała się w innej scenerii - bo np. było 2 ludzi a nie 6 mld - to można od razu całe Pismo Św. wyrzucić do kosza, Niby dlaczego? Łatwo zauważyć w Biblii, że w miarę rozwoju ludzkości zmieniał się stosunek Boga do ludzi. Kain zabił Abla, ale nie został za to zabity, lecz otrzymał tylko znamię. Później za morderstwo była kara śmierci. Już na tym przykładzie widać, że nie ma pan racji. W Biblii mamy najpierw poligamię, a w czasach Chrystusa monogamię. Nie wiadomo kiedy, bo Biblia nie zawiera żadnej wzmianki na ten temat, pojawiła się monogamia i konieczność napisania listu rozwodowego, aby oddalić żonę, czego z kolei zabronił Chrystus. Pan zamierza udowodnić, że nie w Piśmie Świętym nie ma opisu jakiegoś obrządku, który byłby aktem zawarcia małżeństwa. Opisu obrządku nie ma, ale pośrednio wiadomo, że jakiś był przed Mojżeszem, w czasach Mojżesza, w czasach Chrystusa i mamy takowy obecnie. Chrystus lub Bóg nie musiał wszystkiego ludziom narzucać, pewno rozwiązania tworzyli sami. Tak jest właśnie w przypadku ślubu.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
22 marca 2014, 02:49
Czy Maryja i Pan Jezus nie uświęcili małżeństwa na weselu w Kanie Galilejskiej? Kościół wymyślił sobie Sakrament Małżeństwa bez żadnego żwiązku z nauką zawartą w Ewangelii? No i jeszcze jedno, istotne stwierdzenie Pana Jezusa odnośnie władzy Piotra (papieża): cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w Niebie. Maryja i Józef byli najprawdziwszym, najwartościowszym małżeństwem, chociaż ich formalne zaślubiny były dopełnione "tylko" (albo aż) duchowym połączeniem w jedno ciało. Z prawnego, ale także z ewangelicznego spojrzenia na małżeństwo, ich ślub miał jednak duże znaczenie. Pan Jezus wychowywał się w rodzinie umocowanej prawnie.
MW
Marcin Wojnarski
24 marca 2014, 00:15
- Co rozumiesz przez stwierdzenie, że Maryja i Jezus "uświęcili" małżeństwo? Na czym miałoby to polegać i co to ma wspólnego z moim artykułem? - Nie wszystko to, co Kościół mówi o małżeństwie, ma związek z Ewangelią - o tym jest artykuł. - Kościół nie wykorzystuje swojej władzy wiązania w odniesieniu do małżeństw, bo naucza, że to małżonkowie sami, poprzez swoją zgodę, udzielają sobie nawzajem sakramentu i zawiązują małżeństwo. Ksiądz jedynie przy tym akcie asystuje, jako świadek i udzielając błogosławieństwa, ale to nie on małżeństwo związuje. - "Jedno ciało", o którym mówi Ks. Rodzaju, to nie tylko seks, ale tworzenie jednego organizmu (rodziny), podobnie jak św. Paweł mówi o jednym "ciele" w odniesieniu do Kościoła (1Kor 12,27) - wyjaśniam to szerzej w rozdziale "Małżeństwo jako relacja". Można więc tworzyć jedno ciało małżeńskie bez współżycia seksualnego. Maryja i Józef byli małżeństwem nie dlatego, że wzięli ślub, ale dlatego, że żyli razem jako "jedno ciało" - nawet jeśli tylko duchowo. Ewangelia mówi wielokrotnie o tym, że żyli razem i podaje konkretne sytuacje, kiedy widać, na czym polegała ich jedność małżeńska: wspólna podróż do Betlejem w czasie narodzin Jezusa, wspólna ucieczka do Egiptu kiedy widać rolę Józefa jako głowy rodziny i opiekuna Maryi i Jezusa, zamieszkanie w Nazarecie, wspólne pielgrzymowanie do Jerozolimy itd. Natomiast Ewangelia nie mówi NIC o ich ślubie, poza przytoczeniem samego faktu, że zaślubiny miały miejsce - który to fakt ma znaczenie dla zrozumienia historii Zwiastowania i narodzin Jezusa, a nie jako dowód, że "tak, Maryja i Józef byli małżeństwem".