Mój mąż sklejał Chrystusa

(fot. unsplash.com)
ruttka.blog.deon.pl

Śnił mi się po nocach. Połamany Bóg, uczepiony drutem do rury wentylacyjnej w sklepie ze starociami.

Dzwoni telefon męża.

Odbiera i od razu wiem, że to ktoś z przyjaciół na linii. Nie wiem skąd to wiem, ale ten błysk na twarzy, ton głosu…

- Wiesz, najlepiej klejem… - tłumaczy mąż - Nie. Zwykłym. Zresztą, przyjedź to ci go skleję. Mam klej. Chyba. Dobra, kup na wszelki wypadek… - takie mniej więcej słowa dobiegają moich uszu z całej przyjacielskiej pogawędki.
I nie byłabym kobietą, gdyby mnie ciekawość nie zżerała, gdy mąż odkłada telefon. Ale mój mąż dba o to, by żona nie została przez nic nadżarta, więc od razu wyjaśnia w krótkich słowach.
- Ksawery dzwonił. Kupił w meblach holenderskich stary krucyfiks i gdy wkładał go do bagażnika, Jezusowi odparła ręka. Zaraz przyjedzie.

DEON.PL POLECA

Po pół godzinie srebrne auto zaprzyjaźnionego księdza ustawia się pod domem, w rozlanym na trawie cieniu brzóz. Przyjaciel uśmiecha się zza kierownicy, przytula wysiadając, a potem sięga do bagażnika.
- Zobacz jaki piękny - pokazuje mi - Oczy ma jeszcze otwarte i półotwarte usta. Jakby tuż przed śmiercią. Jeszcze takiego nie widziałem. Tylko ta ręka… - pokazuje odłamaną drewnianą kończynę.

Wchodzimy do domu, nastawiamy herbatę, a nasz stół staje się stołem operacyjnym dla Świętego Ciała. Mój mąż skleja Chrystusa. Na drewnianym starym stole w naszej kuchni.

Szumi na kuchence czajnik w kropki, szeleści rozmowa i wiatr porusza firanką.

- Wyczyszczę Go w domu, umyję - mówi rozpromieniony Ksawery - Tylko jeszcze dwóch gwoździ brakuje. Chyba odpadły. Tego przy nogach i przy tabliczce. Może Adaś mi zrobi.

- Pewnie. Z kawałka drewna wystruga. - wyrażam zgodę w imieniu nieobecnego syna.

Rozmawiamy jeszcze. O tym, że pewnie jest z któregoś kościoła europejskiego. Wyrwany stamtąd i wyrzucony jak śmieć. Tyle figur, obrazów i kawałków kościołów widziałam już w sklepach z używanymi rzeczami z Zachodu.

Rok temu widziałam figurę Chrystusa, oderwaną tak brutalnie od krzyża, że oba ramiona były niemal wywichnięte do tyłu. Chciałam Go zabrać stamtąd. Ale sprzedawca stwierdził, że to zabytek. Kosztował 2 tysiące. Nie stać mnie było. Śnił mi się po nocach. Połamany Bóg, uczepiony drutem do rury wentylacyjnej w sklepie ze starociami. Teraz sklejamy tego Boga na naszym stole.

Ksawery raz po raz patrzy na niego z czułością i dumą jak matka na swoje dziecko. Przybiegają dziewczynki, dotykają Dłoni, Stóp , Głowy w cierniach, wodzą palcem po żebrach. Potem biegną dalej do swoich spraw.

Zwykłe życie, dźwięki, zapachy, słowa… Ale ta Obecność w samym środku zwyczajności. Naoczna dziś bardziej niż kiedykolwiek. Uświadomiona do samej głębi. Kojąca i bolesna jednocześnie.

Gdybym o Niej pamiętała stale. Gdybym wciąż miała to Ciało Umiłowane w samym epicentrum mojego życia… Gdybym nie łamała Mu nóg i rąk…
Nie spychała do zakurzonego kąta…
Nie jestem lepsza Umiłowany od tych, którzy odrywają Cię od krzyży świata, burzą Twoje świątynie, kpią z Twojej Matki, Aniołom obłamują skrzydła…

Nie jestem lepsza.

Co dzień po wielokroć Cię łamię.

Tekst ukazał się na blogu ruttka.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mój mąż sklejał Chrystusa
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.