Niezupełna jedność?

(fot. LivingOS / flickr.com)
Biblioner / artykuł nadesłany

Na czym polega tak naprawdę problem braku jedności pośród chrześcijan? Na czym polega ten problem w większości naszych parafii? Skąd taka anonimowość w parafiach? Odpowiedzi jest wiele. Być może ta jest jedną z nich.

W ostatnich dniach, szczególnie w tym czasie modlitwy o jedność chrześcijan, wydaje się, że zamiast o tej chęci dialogu, dialogujemy o ACTA i innych jakże błahych - wobec spraw duchowych - sprawach. Gdzie rodzi się najpierw - bo od tego chcę zacząć - taki brak akomodacji duchowej? Dlaczego tak łatwo nam się rozbić na prowokujące, agresywne, często równie bezsensowne walki polityczne, niby to z chęci obrony wartości chrześcijańskich?

Wiele osób obawia się o Kościół. Niby więc to z lęku i chęci służenia dobru, opluwają się nawzajem słowami, które mają raczej znamiona przekleństwa (inaczej mówiąc rzucania klątwy - co jest mało chrześcijańską postawą), zamiast postawić granicę, walczyć o prawdę i wskazać, iż coś jest grzechem. Nie w naszych kompetencjach pozostaje osąd nad daną osobą, a już na pewno nie publiczny lincz niektórych ludzi. Oceniać możemy zachowania, nie osoby, a na pewno nie życie prywatne. Zasada "77 razy" jak widać ostatnio ma wyjątki - wydawało mi się, że ich nie ma.

Jednak skąd może brać się taka chorobliwa zapalczywość czy może - nie bójmy się tego słowa użyć - fanatyzm na punkcie czy to walki z Nami - Kościołem - czy to walki z naszymi tzw. przeciwnikami - tych "poza Kościołem"? To samo rozgraniczenie jest szczególnie niebezpieczne. Jezus jasno wskazywał kim jest nasz przeciwnik - to szatan. Mało tego - Mistrz pokazuje, że niezgoda nie pochodzi od Ducha Świętego, ale od złego ducha. Nasz strach - a przecież w Miłości nie ma strachu - i nasze dzielenie ludzi na z Kościoła i z poza są dość ewidentnymi niebezpieczeństwami w drodze do jedności. Dajemy się omotać - jeszcze bardziej wplątać - niczym motyl, który chce ratować muchy w pajęczynie. Jak się nie zastanowimy i nie przestaniemy ludzi ewangelizować na siłę, to sami staniemy się żerem dla pająka z trupią czachą. Mądre motyle zaś będą pokazywać ratunek pięknym życiem.

Jeżeli głównym sposobem ewangelizacji jest świadectwo życia, to warto codziennie zastanawiać się nad tym, czy pociągam ludzi do Chrystusa. "Z pustego jednak Salomon nie naleje" i nie łudźmy się - bo sam tego doświadczyłem - jak tylko zgubimy "kierunek: Niebo" to szybko zamiast ewangelizować, zaczniemy ludziom pokazywać fałszywy obraz Kościoła, chrześcijan, Jezusa, a nade wszystko - samych siebie. Nie chodzi o to by tylko uczyć lub zachowywać się przy innych pobożnie. Chodzi o miłość - pobożne zachowanie jest jak ubranie - też pasuje na pusty wieszak, ale zdecydowanie swój sens odnajduje w pasjonacie mody.

Co natomiast często robimy wszyscy w naszym chrześcijańskim życiu - ja też? Pragniemy być nawet lepsi od Świętych. Skrajnościami w takim prostym wykresie życia duchowego chrześcijan może być po jednej stronie: "fides", a po drugiej stronie: "ratio". I znamy to wszyscy. Tylko mało kto zastanawia się, że życie duchowe to "fides et ratio", a to oznacza sumę - koniunkcję. Jeżeli stawiamy na "czucie Boga", na emocjonalizm w modlitwie, na hołdowanie tylko uniesieniom, to możemy pominąć tajemnicę cierpienia, sens w wierności na modlitwie, poświęcenie się za braci czy wymagającą dużego trudu działalność na rzecz Kościoła. Natomiast sama racjonalność zamknie nam "oczy duszy" na Słowa, które może nam Bóg pokazywać na wiele niesamowitych sposobów. Możemy też zamknąć się w schematach, odciąć się od "rozklejających się" na modlitwie ludzi czy wciąż walczyć z własnymi braćmi w Kościele o rzeczy totalnie błahe - tylko dla samej racji.

Co dla mnie stało się wyjściem z tych wszystkich zawiłości , jakie przecież też sam przeżywam i przeżywałem? Otwartość i szacunek dla drugiego człowieka - jak powie etyka - dla niego samego. Nie mamy kochać braci "bo", ale mamy kochać braci "jak - siebie samych". Nie mamy głosić Ewangelii "tylko dla", ale "dla wszystkich". Wreszcie nie mamy się "zmuszać do" jedności, ale poprzez miłość - tej jedności "zapragnąć". Jeżeli potrzebujesz odnowy duchowej - to zacznij już szukać miejsca, gdzie odnajdujesz swoją relację z Bogiem. Jeżeli przestałeś widzieć sens pomocy innymi - to może warto wreszcie zatroszczyć się o siebie! Jeżeli drażnią Cię wszyscy - to poszukaj ciszy i tak długo przeżywaj pustynię, aż zapragniesz się z kimś spotkać. Nie katujmy się chrześcijaństwem! To jest droga miłości - nie będzie często przyjemna, ale nie może być masochizmem.

Wydaje mi się, że czas na odkopanie w nas - sam staram się to często robić - "dziecinnych pamiątek duchowych". Jeżeli pozwolimy sobie na odrobinę dziecięcego zaufania i dorosłej odwagi, możemy wtargnąć na zupełnie nieznane wody pokoju i radości w Bogu. Nasz statek potrzebuje silnego i mocnego masztu "Ratio", ale też luźnego i miękkiego żagla "Fides". Dopiero gdy współpracują, Wiatr Ducha Świętego będzie napędzał nasz statek. Spotykając nawet piratów, zdążymy ich wymanewrować, a wielu spod naszej Bandery cieszyć się będzie z odważnego frachtowca. Jedność zaś będzie Portem, gdzie wszyscy w końcu chcemy zawinąć.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niezupełna jedność?
Komentarze (1)
A
aurelia
1 lutego 2012, 07:54
 Całkowicie się zgadzam, nic dodać, nic ująć