Puste dłonie Benedykta XVI

(fot. EPA/Maurizio Brambatti)

W związku ze złożeniem urzędu, którego dokonał Benedykt XVI, w naszych mediach zaroiło się od wielu komentarzy, niektórzy nawet już w dniu abdykacji poczęli przedstawiać stosowne podsumowania ośmioletniego pontyfikatu.

Ich jakość jest powalająca - jeden z publicystów zauważył, że z pontyfikatu zapamiętamy tylko tyle, że papież sam odszedł ze Stolicy Piotrowej; jeszcze inny publicysta skwitował, że papież nie rozumiał homoseksualistów. Dużo by można cytować, ale po co, skoro w tego typu recenzjach wielkość pontyfikatu mierzy się stosunkiem do homoseksualistów, no, ewentualnie kwestią ulżenia biednym księżom i zniesienia celibatu, przyzwoleniem na używanie przez katolików prezerwatyw (co niektórzy, to już widzieli ów wątek między wierszami w wywiadzie "Światłość świata"), no i jeszcze nie zapominajmy o wyświęcaniu kobiet. A tymczasem słyszymy, że papież był konserwatystą, że nic nie zrobił, że nie rozumiał dzisiejszych czasów.

Zadziwia, kiedy autorem jednego z takich komentarzy jest guru polskich publicystów - świadczy to albo o chorobliwym tupecie, albo o faktycznej niewiedzy dotyczącej chociażby intelektualnego dorobku kard. Ratzingera, a później Benedykta XVI - jego książek, encyklik czy nawet środowych katechez. Nie chcę jednak podejrzewać dziennikarza o tak wielką ignorancję, pozostaje trzecie "albo" - niezawinione niezrozumienie Kościoła i powołania Biskupa Rzymu, o czym słów kilka.

Po pierwsze. Cechą wspólną komentarzy, które negatywnie oceniają pontyfikat, jest spojrzenie na Kościół jako - li tylko - instytucję. Dużą, największą instytucję na świecie - szarganą skandalami (pedofilia, pieniądze, zdrady). Chrześcijanie nazywają to po prostu grzechem, który zawsze był i będzie w Kościele i żaden, nawet najświętszy papież, tego nie zmieni. Kościół jednak, oprócz tego, że jest wspólnotą grzeszników, jest też święty, nie dzięki swym zasługom, ale dzięki łasce Chrystusa, o której można powiedzieć - posługując się metaforą Orygenesa - że jest jak księżyc jaśniejący odbitym światłem słońca, gdyż dzięki niej Kościół jaśnieje odbitym blaskiem obiektywnej świętości Chrystusa.

DEON.PL POLECA

Po drugie. Jeżeli na Kościół i posługę Piotra patrzymy z punktu widzenia wiary, to nie do przyjęcia jest ocenianie pontyfikatu w kontekście jakichś spektakularnych wyczynów i wydarzeń. Kościół nie jest prywatnym biznesem, który ma się rozwijać i przynosić zyski. Zadaniem Kościoła jest trwać przy Chrystusie jako Jego oblubienicy i głosić światu Dobrą Nowinę. Tylko takie - i aż takie - kryterium powinno być skalą do oceniania pontyfikatu Benedykta XVI. To kryterium przekracza jednak perspektywę publicystów i wszystkich innych krytyków, dla których obraz Kościoła jest tylko horyzontalny.

Trzeba również zauważyć, że pokusa takiego spojrzenia nie jest nowa - na pustyni Chrystus był kuszony, aby kamienie pozamieniać w pyszne bochenki (por. Łk 4, 3). Oj, byłoby bardzo spektakularnie! Na krzyżu też był kuszony - to dopiero wyłoby widowiskowe - zejść z krzyża i wybawić samego siebie (por. Mk 15, 30). Mógł, a jednak wybrał drogę uniżenia i haniebnej śmierci. Dlaczego? W odpowiedzi przychodzi mi na myśl inny fragment Biblii: "Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4, 7).

Podczas swojego pontyfikatu Ojciec Święty stawał przed Bogiem z pustymi rękoma (por. ks. J. Szymik, "Plan maksimum"), był Jego pokornym sługą - jego posługa dla świata była "aktem wskazania" na Tego, który jest najważniejszy. "Instytucja" papiestwa nie jest po to, aby zadowalać świat, zasługiwać na jego uznanie, ale by wskazywać światu na Prawdę, nawet, jeśli trzeba za to zapłacić negatywnym wizerunkiem Watykanu.

Ojciec Święty nie skupiał uwagi na sobie, lecz na Tym, któremu służył; jego zdrowie jak gliniane naczynia było kruche, a dłonie puste, jednak swoją łaską - jak kosze w trakcie rozmnożenia chleba - napełniał je i umacniał Chrystus.

Po trzecie wreszcie. Wkrada się myślenie marketingowe - wielkie jest to, co się dobrze sprzeda, o czym napiszą w gazetach, powiedzą w telewizji; im więcej skandalu, tym więcej sławy. Cicha, codzienna służba, rzetelne wykonywanie swoich obowiązków jest już nudne. Potrzeba nam bodźców i czegoś "ekstra" w tej naszej szarej codzienności, która trąci kieratem. Podobne myślenie wchodzi tylnymi drzwiami do Kościoła, próbuje się nawet włamać do praktyki życia duchowego. Ci, którym "zależy" na Kościele, są zaniepokojeni malejącą liczbą wiernych, malejącą liczbą powołań, wzrostem zrzucanych sutann, rozbitych małżeństw… Oni wiedzą, jak zażegnać kryzys. Tyle, że rozwiązanie problemu nie tkwi w postulatach, o których wspomniałem na początku. Ono tkwi w nawróceniu i pogłębionej "komunii", relacji z Chrystusem, która u każdego z nas jest słaba i która posiada dwa znamiona: "wierność" i "wytrwałość"; na pewno nie pomoże jej szukanie blichtru, czy manipulowanie religijnymi emocjami. Doskonale wyczuł to Psalmista: "Panie moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza. Izraelu, złóż w Panu nadzieję odtąd i aż na wieki!" (Ps 131).

Ps. A, z okazji Wielkiego Postu, wszystkim "mądrym" znawcom pontyfikatu Benedykta XVI proponuję posypanie głów popiołem, czyli… więcej pokory.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Puste dłonie Benedykta XVI
Komentarze (11)
Z
zenon
14 kwietnia 2013, 20:21
Ale tytuł dziwnie sensacyjny a tak wogóle czy taki dziennikarzyna (niby ten guru - czy to chrześcijańskie określenie) zasługuję na ripostę red. palucha za te pospolite oszczerstwa na temat Benedyka XVI. Czy papiez potrzebuje takiej trochę obłudnej obrony na deonie
J
jamajka
14 kwietnia 2013, 19:58
Bardzo dobrze napisany tekst. Niezwykle szczery i mający sens. 
PZ
Paul z Francji
16 lutego 2013, 01:33
Bardzo, bardzo dobry tekst, dający wiele do myślenia. Bardzo dziekuję!!!
K
kkq
15 lutego 2013, 23:28
Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, i na Jego pojawienie się, i na Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, [w razie potrzeby] wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz. Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie! 2 List św. Pawła do Tymoteusza 4:1-5
E
eureka
15 lutego 2013, 21:59
Kard. Meisner z Kolonii gromi swoich Niemcow za zaslepienie umyslu polegajaca na tym, ze gdy po 500 latach narod wydal niemieckiego Papieza, to ziomkowie zamiast go wspierac i dziekowac Bogu za to wybranie, zaczeli zabijac wlasnego proroka. Czynia to do dzisiaj, prosze popatrzec na niemieckie programy: ZDF, ARD, 1 itp. rozmowy sa na tym samym poziomie co wspomniane w powyzszym artykule. ZBIEZNOSC przypadkowa - czy ta sama propaganda, tyle ze w innych jezykach. Liberalowie i lewicowcy psuja Europe wszedzie gdzie mozna.
M
maria
15 lutego 2013, 21:50
Bardzo dobry tekst! I oby był czytany ze zrozumieniem.
M
marcinnnn
15 lutego 2013, 20:26
Puste dłonie po co taki tytół. Pełne dłonie.. ten jest lepszy... gdyby nic wizualnie nie zrobił, a podobał sie Bogu, to osiągnoł najwięcej. Ci co piszą o pustych rękach w większości przypadków mają nieuporządkowane życie... Stad pretensje. Nie mają siły się zmienić i chcą by się zmieniły zasady, na których strarzy stoi Papież. Przykładem jest Bartoś, eks dominikanin, który plecie banały i zbija kapitał na krytyce Papieża... A my to niestety słuchamy. Papież jest wielki i i ma pełne ręce, w przeciwieństwie do Bartosia, Szostiewicza...
K
ktoś
15 lutego 2013, 19:30
To ze są też negatywne oceny pontyfikatu to moze właśnie dobry wyznacznik jego wielkości? przypasowanie czy też przypodobanie się każdemu i wszystkim  nigdy nie było celem Kościoła i chrzescijan. Trudno oczekiwać rozumienia Koscioła bez wiary.
C
chcący
15 lutego 2013, 19:29
MOże powiem inaczej: Dziśiaj błędnie rozumiemy instytucje jako coś pustego... aInstytucja to więź osób. Żywa. A za Instutucją Stoi Osobowy Bóg. „Był Sobór Ojców, ten prawdziwy. Ale był też Sobór mediów. Świat zaś postrzegał Sobór właśnie za pośrednictwem prasy. I to właśnie ten Sobór mediów docierał do ludzi. Było oczywiste, że media popierały tych, którzy bliżsi byli ich poglądom. Tych, którzy dążyli do decentralizacji Kościoła, do oddania władzy biskupom, a także – w imię pojęcia Lud Boży – świeckim. Podobnie w odniesieniu do liturgii: mediów nie interesowała liturgia jako akt wiary, ale jako coś, co można zrozumieć, co jest dziełem wspólnoty, co jest zeświecczone. Ponadto wiemy, że istniała też pewna tendencja, by uważać, że sakralność jest czymś pogańskim, co ewentualnie należy jeszcze do Starego Testamentu. W Nowym ważne jest tylko to, że Chrystus umarł w świecie świeckim. A zatem trzeba skończyć z sakralnością, również w kulcie. I te interpretacje, banalizujące zamysł Soboru, miały negatywny wpływ na realizację reformy liturgicznej… To właśnie ten Sobór mediów docierał do wszystkich. On dominował i spowodował tak wiele katastrof, problemów, nieszczęść: zamknięte seminaria, zamknięte klasztory, zbanalizowana liturgia…”.
Ł
Łukasz
15 lutego 2013, 19:27
Dziękuję za ten artykuł. Tak. Kościół to nie instytucja w rozumieniu ludzkim i świeckim. To Ciało Chrystusa, które trwa w komunii ze swoją Głową. I ciągle ma walczyć o tę jedność, czyli ma się nawracać. Rezygnacja Papieża wskazuje również na to: potrzebujemy nawrócenia jak nigdy. 
15 lutego 2013, 19:05
Fakt jakoś komentarzy zlaicyzowanej części społeczeństwa jest powalająca. Minęło już tyle wieków, tymczasem oni wciąż nie rozumieją, że My Katolicy nie chcemy żyć tak jak inni.