Rok 2011 rokiem przemian
W Polsce uwidoczniła się wreszcie, pokoleniowa przemiana, której istnienie długo próbowano bagatelizować i nie dostrzegać. Uwidoczniła się przez sukces wyborczy Ruchu Palikota. Teraz widać czarno na białym, że wyrosło nam pokolenie, którego wartością, jest negacja wszelkich dotychczasowych wartości, a zwłaszcza negacja katolicyzmu. Zdziwiłem się, gdy na jesieni publicyści wszelkiej maści przecierali oczy ze zdumienia. Gdy słuchałem rozmów, moich znajomych, dwudziestoparolatków projekt Palikota- zbudowany na antyklerykalnych hasłach - musiał się udać.
Zadziwia też dyskusja w samym Kościele, która coraz bardziej przyczynę takiej, a nie innej przemiany polskiego społeczeństwa czy sam odpływ wiernych odsuwa od zachowania ludzi Kościoła, skupiając się na wrogo nastawionych mediach i nieprzyjaznemu katolicyzmowi świecie.
Fakt- Świat taki jest i media takie są, ale właśnie o to chodzi, by Kościół umiał docierać do współczesnego świata. Powinien więc poszukać takich sposobów, by to się udawało. Zamiast obarczać wszystkich innych odpowiedzialnonością, powinien zacząć przemianę od siebie. Kościół nie tylko musi nauczyć się, jeszcze bardziej walczyć z błędami duchowieństwa, ale także nauczyć się - wzorem Jana Pawła II - skutecznego docierania do ludzi, wykorzystując nawet nieprzychylne mu media. Kościół powinien także nauczyć się na nowo odważnie wyrażać swoje stanowisko w debacie publicznej, słuchając bowiem dotąd listów Episkopatu można dostać rozdwojenia jaźni bo były pełne poprawności politycznej, ułożone, w ten sposób, by czasem komuś się nie narazić.
Dużą przemianę obserwujemy także na arenie międzynarodowej. Unia Europejska zmienia się nie do poznania. Z tamtej, zbudowanej na chrześcijańskich wartościach zostało już niewiele. Obecnie, tak naprawdę górę biorą narodowe interesy tych najmocniejszych. UE przeorganizowuje się więc w ten sposób, by pod przykrywką pustych frazesów o solidarności europejskiej i o walce z kryzysem tak naprawdę długoterminowo dbać o interesy tych najmocniejszych. Forsuje się wiec coraz bardziej projekt państwa federacyjnego, uważając że "Europa Ojczyzn" to projekt przestarzały, próbuje się też za wszelką cenę utrzymać przy życiu euro, które znajduje się już w stanie agonalnym i posuwa się nawet do budowy "drugiej Unii" niezależnie od wcześniejszych traktatów. To wszystko doprowadzi koniec, końców do upadku wspólnoty, choć to pewnie jeszcze troszkę potrwa.
Na arenie międzynarodowej nie można zapomnieć jeszcze o jednym, bardzo dużym przełomie. Tak zwana "arabska wiosna", czyli obalenie dyktatur w krajach północnej Afryki: Egipcie, Tunezji, Libii. Dziś trudno powiedzieć, w którą ostatecznie stronę pójdą zmiany w tych państwach. Pewne jest jedno, zmiany, które już tam zaszły są nieodwracalne i będą niosły ze sobą długofalowe skutki dla całego świata.
Dla nas Polaków rok ten był rokiem zmian także dlatego, iż to właśnie w tym roku Adam Małysz oddał ostatni swój oficjalny skok. Podobno nie ma ludzi niezastąpionych. Jednak od ostatniego skoku Małysza Polska, skoki i nawet telewizja publiczna nie są już takie same. Długo pewnie poczekamy na kolejnego tak utalentowanego polskiego sportowca, który zawładnie na dodatek tak bardzo sercami rodaków. Po epoce Małysza nawet zima jakaś taka speszona i nie chce jej się w naszym kraju na dobre zagościć.
Kończąc chcę jednak dodać, że dla Polski rok 2011 to także rok politycznej stabilizacji, choć ta stabilizacja to chyba dla nas jakaś Boska kara, ale cóż zrobić skoro taki, a nie inny był wybór rodaków w ostatnim plebiscycie wyborczym. Nasza mała stabilizacja funduje więc nam coraz to większe podatki, coraz droższe paliwo i leki, coraz słabszą złotówkę. Na deser formułując niemal poddańcze myśli w kierunku Brukseli. Cóż… by żyło się lepiej.
Skomentuj artykuł