Teologia a rozwody i powtórne małżeństwa

(fot. jcoterhals/flickr.com)
Ks. Paweł Jan Muranowicz / artykuł nadesłany

Kwestia powtórnych związków małżeńskich, tak zwanych małżeństw niesakramentalnych od jakiegoś czasu coraz częściej powraca w papieskich przemówieniach. Upomnienia papieża Benedykta XVI wskazują na to, że problem w Kościele istnieje. Na początku 2010 roku Ojciec Święty podczas spotkania z członkami Trybunału Roty Rzymskiej mocno podkreślał i przestrzegał przed zbyt łatwym orzekaniem o nieważności małżeństwa. Przypomniał, że małżeństwo cieszy się przywilejem prawnym, który w przypadku wątpliwości nakazuje uważać związek za ważny, dopóki nie udowodni się czegoś przeciwnego.

Rozwód "to coś normalnego"?

Człowiek żyjący w dzisiejszym świecie, rozwód dwojga ludzi traktuje zazwyczaj jako jeden ze sposobów rozwiązywania problemów pojawiających się we wspólnym życiu. Taka postawa przyczynia się do desakralizacji małżeństwa, nadając mu charakter umowy między dwoma osobami. Okazuje się, że rozwód jednak nie rozwiązuje wszystkich problemów.

W świetle badań socjologicznych, niewierzący częściej odczuwają satysfakcję z własnej niezależności po rozwodzie i możliwości decydowania o sobie. Wierzący natomiast bardzo często wyrażają w różnych formach żal do byłego małżonka, przeżywają w zdecydowanej większości osamotnienie, poczucie klęski życiowej, wyrzuty sumienia i rozterki duchowe.

DEON.PL POLECA

Błędne rozumienie kościelnego procesu sądowego

W obecnych czasach coraz częściej mówi się o kryzysie rodziny i rzeczywiście wiele małżeństw przeżywa dzisiaj różne kłopoty i konflikty. Często opisywane kryzysy nie polegają na tym, że rodzina przestała być potrzebna, ale że liczne rodziny nie mogą lub nie umieją sobie poradzić z trudnościami , które często są początkiem rozpadu małżeństwa oraz krokiem do podjęcia decyzji o jego prawnym rozwiązaniu. Dużym problemem w życiu wielu chrześcijan, patrzących z zewnątrz na nie udane małżeństwa jest brak odpowiedniej wiedzy na temat rzekomych "rozwodów" w Kościele. Wierni mylą kościelne procesy o stwierdzenie nieważności małżeństwa z cywilnymi rozwodami.

Dziś w Polsce rozpada się co czwarte małżeństwo, a liczba katolików, którzy po rozwodzie pragną uporządkować swoje życie, także w Kościele wciąż rośnie. Do sądów biskupich trafia rocznie 3,5 tysiąca wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa. W roku 1999 kościelne trybunały orzekły tak o 1265, w 2006 o 1961, a w 2007 roku już o 2171 związkach. Polska jest drugim po Włoszech krajem w Europie pod względem liczby próśb o stwierdzenie, że małżeństwo kościelne było zawarte nieważnie. Musimy widzieć różnicę pomiędzy cywilnym rozwodem, który jest przecięciem węzła małżeńskiego, a kościelnym procesem stwierdzającym, że ten węzeł w ogóle nie zaistniał.

Zdecydowane stanowisko Kościoła

Kościół katolicki posługuje się Kodeksem prawa kanonicznego, który zawiera normy porządkujące życie każdego ochrzczonego w odniesieniu do wiary. Celem przepisów zawartych w tym kodeksie jest ochrona dobra pojedynczego wiernego lub dobra kościelnej wspólnoty. Kanon 1141 jednoznacznie potwierdza nierozerwalność małżeństwa: "Małżeństwo zawarte i dopełnione nie może być rozwiązane żadną ludzką władzą i z żadnej przyczyny, oprócz śmierci". Powyższy kanon powołuje się na słowa samego Jezusa, który powiedział, że: "Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela".

Wielu katolikom z takim traktowaniem małżeństwa trudno jest się zgodzić, może dlatego, że małżeństwo traktują tylko jako sprawę ludzką, a nie jako związek połączony przez Pana Boga. Już sama odpowiedzialność wobec współmałżonka i wobec dzieci wymaga takiej właśnie nierozerwalności. Bez wiary wydaje się to za trudne, ale ten, kto przyjął Chrystusa, przyjął Jego miłość w tajemnicy krzyża jest w stanie żyć w wierności "aż do śmierci". Dlatego Pan Jezus, mówiąc o tych sprawach, dodał: "Kto może pojąć, niech pojmuje".

O nierozerwalności małżeństwa przemawia nie tylko jasne i zdecydowane stanowisko Kościoła, ale także ogólne doświadczenie ludzkości poucza, że miłość małżeńska ze swej istoty pragnie być miłością trwałą. Prawdziwa miłość małżeńska realizuje się w całkowitym i bezinteresownym darze, w przyjęciu tego daru, jak też w trwaniu w zjednoczeniu.

Rozwód zamyka drogę do Eucharystii

Zdecydowana większość wierzących małżonków ze związków niesakramentalnych pozostaje w relacji do Boga i do Kościoła. Często ta relacja jest związana z wielką tęsknotą za pełnią życia chrześcijańskiego, czasami z buntem wobec Kościoła oraz żalem do hierarchów, a nawet i samego Pana Boga. Szczególnie odczuwalna jest tęsknota za Eucharystią u osób, które w pierwszym, sakramentalnym małżeństwie czynnie uczestniczyły w życiu religijnym, przystępując do spowiedzi oraz Komunii świętej. W związku z tym można dziś zauważyć coraz większy nacisk współczesnej mentalności na zmianę katolickich zasad o bezwzględnej nierozerwalności małżeństwa. Proponuje się nową interpretację trudnych nakazów Ewangelii, a stanowisko Kościoła krytykuje się jako sztywne i nieżyciowe.

Często trudno jest pogodzić wierność prawdzie, do której zobowiązuje Kościół z miłosiernym współczuciem dla ludzi znajdujących się w konkretnej sytuacji, zawsze jednak naczelną troską duszpasterską musi być to, by w żaden sposób nie wprowadzać wiernych w błąd, nie powodować wśród nich zamętu co do nauki i dotychczasowej praktyki w odniesieniu do nierozerwalności małżeństwa.

Troska o zbawienie osób, którym życie się pokomplikowało nie może sprowadzać się jedynie do zagadnienia powrotu do sakramentu Pokuty i Pojednania. Nie można też jednocześnie umniejszać roli sakramentów w życiu wierzących lub negowania istnienia grzechu śmiertelnego w życiu człowieka. Wierni rozwiedzeni i żyjący w kolejnym związku nie mogą być dopuszczani do Komunii świętej, ponieważ ciągle żyją oni w grzechu cudzołóstwa, o ile kontynuują współżycie seksualne. Nie chodzi tu o jakąś karę kościelną, lecz o teologiczną rację, wynikającą z faktu trwania w grzechu ciężkim. Zasada Kościoła jest jednoznaczna: kto pozostaje w grzechu ciężkim, nie może być dopuszczony do przyjmowania sakramentów. Nie można uznać ważności nowego związku, jeśli poprzednie małżeństwo było ważne .

Wyzwanie dla teologii

Przed teologią stoi trudny problem małżeństw niesakramentalnych oraz próba odpowiedzi na pytanie: w jaki sposób można udzielić pomocy tym, którzy po niepowodzeniu pierwszego małżeństwa zawarli nowy związek?

Tradycyjna nauka i praktyka Kościoła katolickiego w sprawie możliwości udziału małżonków rozwiedzionych w Eucharystii jest jednoznaczna i niezmienna. Rozwiedzeni i ponownie żonaci oraz ich nowi partnerzy nie mogą być dopuszczeni do sakramentu Pojednania i Eucharystii, gdyż żyją w grzechu cudzołóstwa, lub przynajmniej w stałej okazji do grzechu. Mogą oni uczestniczyć w Eucharystii tylko wtedy, gdy wyrzekną się współżycia seksualnego, a więc gdy zostanie usunięta bliska okazja do grzechu oraz gdy nie będzie istniało niebezpieczeństwo zgorszenia ze strony wspólnoty .

Miejsce osób żyjących w związkach niesakramentalnych w Kościele

Kościół nigdy nie odwracał się od tych, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej, żyjąc w związku niesakramentalnym, a tym samym wykluczając siebie z uczestnictwa w sakramentach świętych. Kościół czuje się odpowiedzialny za wszystkich ochrzczonych swoich członków, a może szczególnie za tych, którzy najbardziej potrzebują miłosierdzia Bożego. Małżonkowie żyjący w takich związkach nie powinni uważać się za wiernych "drugiej kategorii". Na mocy sakramentu chrztu i bierzmowania są nadal członkami wspólnoty Chrystusowej, jaką jest Kościół i pozostając w wierze, której się nie wyparli, są na drodze zbawienia .

O duszpasterskiej odpowiedzialności i trosce o osoby rozwiedzione mówi Adhortacja Apostolska "Familiaris consortio". Wszyscy pasterze oraz wspólnota wiernych została wezwana do okazywania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę.

Ważne jest, aby te małżeństwa nie były izolowane od wspólnoty parafialnej i kościelnej. Duszpasterze oraz członkowie wspólnoty winni nawiązywać z nimi szeroki kontakt, zachęcając ich do udziału w życiu Kościoła.

Dojrzała wiara pomaga trwać w małżeństwie

Brak konsekwencji w życiu niektórych chrześcijan biorących ślub kościelny może wynikać z braku świadomości, że życie sakramentalne polega na tym, aby żyć według Ewangelii i znaleźć swoje spełnienie w ofierze wraz z Chrystusem.

Patrząc na rosnącą liczbę powtórnych związków małżeńskich odnosi się często wrażenie, iż mimo starannych kursów przedmałżeńskich zbyt wielu małżonków nie wie, z czym się wiąże małżeństwo sakramentalne. To dzięki dojrzałej wierze można wytrwać w pierwszym małżeństwie, nawet jeżeli wszystko się rozpada i życie staje się męczeństwem. Może trzeba by było ograniczyć dopuszczanie do sakramentu małżeństwa ludzi niewystarczająco przygotowanych duchowo? Czemu tylu dorosłych i mądrych ludzi podejmuje się dzisiaj obowiązków religijnych, których nie potrafią spełniać, a nawet wystarczająco zrozumieć?

Kościół podkreśla, iż wszystkie próby przyjścia z pomocą małżeństwom niesakramentalnym w wymiarze pastoralnym nie mają wcale na celu osłabienia trwałości związku małżeńskiego, lecz jedynie wskazanie i wprowadzenie osób żyjących w powtórnych związkach małżeńskich na drogę łaski i życia Kościoła. Ta pasterska troska nie oznacza w żaden sposób, że Kościół uznaje ich drugi związek za ważny i generalnie dopuszcza te osoby do sakramentów świętych. Rozwiedzeni są pełnowartościowymi członkami wspólnoty kościelnej, gdyż pozostają w tej wspólnocie i jako jej członkowie mają wszystkie prawa, nawet wtedy kiedy nie mogą z nich czasowo korzystać.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Teologia a rozwody i powtórne małżeństwa
Komentarze (42)
MS
~Magdalena Szydzisz
7 kwietnia 2024, 09:29
Nie mogę pozbyc sie wrażenia ze nauczanie kościoła jest w tej kwestii stało się wraz z tą Adhortacją Apostolską "Familiaris consortio" wewnetrznie sprzeczne, o kolejnej Amoris Letitia, która jeszcze bardziej relatywizuje sytuację ludzi w związkach niesakramentlnych nie mówiąc. Człowiek powinien usłyszeć w kościele, że grzech ciężki pozbawia go łaski Bożej, bo oddziela od Boga i uniemożliwia jej przyjęcie, choć oczywiscie Bog nie przestaje go kochać. Jednak kosciol powinien jasno zachęcać do powrotu do małżeństwa skramentalnego albo pozostawania w życiu tzw. samotnym z całą troską o ewent. narodzone w zw. nieskramentalnym dzieci. Mąż powinien wrócić do sakramentalnej żony, aby partnerka niesakramentalna miała szansę wejść w sakramentalny związek z kimś innym. Wysiłek działania powinien być nakierowany na pomoc małżeństwom w kryzysie. Problem jednak polega już na braku dostatecznej formacji młodych do czystosci przedmałżeńskiej, skąd biorą się kolejne problemy-grzechy seksualne.
WG
~Wasz Gość
5 kwietnia 2023, 12:28
Dzieci są dziećmi bez względu na to czy pochodzą ze związków sakramentalnych czy nie.Pytanie jakie mi się nasuwa brzmi tak:Czy dla dzieci lepszą sytuacją będzie posiadać obojga rodziców na miejscu przy sobie,ale nie sakramentalnych czy takich,którzy sie rozstali i każdy z nich żyje osobno,ale za to zgodnie z prawem kościelnym?
KZ
~Kornelia Zdyb
18 marca 2020, 11:32
Czy zawarte małżeństwo sakramentalne przez dwoje dwudziestoletnich niedojrzałych ludzi,gdzie dziewczyna jest w ciąży i w skutek tego dochodzi do małżeństwa jest ważne? Czy małżeństwo to nie jest związek dojrzałych kochających się ludzi,którzy świadomie chcą się złączyć i przez to poświęcać się dla siebie przez całe życie?gdzie jest prawdziwa miłość ta prawdziwe małżeństwo. Życie w poczuciu obowiązku czy braku wyjścia bez miłości jest czystym oszustwem.Takie "związki" mimo ilości dzieci (co wynika że zwykłej ludzkiej natury I potrzeby )powinny być unieważnione gdy któraś z osób pozna kogoś i pokocha naprawdę.
BS
~Bua SRUBA
16 lutego 2020, 21:04
Śluby powinny być tylko dla świętych, znaczy księży, mieszanie zwykłych ludzi w gierki kościoła jest absurdalne.
KH
~Kornelia HOFHMANN
27 listopada 2019, 00:14
Czuje w sobie watpliwosc natury ludzkiej obserwuje malzanstwa niesakramentalne tzw zwiazki cywilne gdzie rodza sie dzieci i ktos rozbija ta malzenstwo,zwiazek pozbawia dziecko ojca lub mamy i tworzy nowy zwiazek idzie do kosciola bierze slub sakramentalny i rodza sie kolejne dzieci.Moj dylemat polega na tym ze zostalo dziecko bez rodziny,czyjas zona zdradzila meza lub odwrotnie .nowy zwiazek na podstawie cierpienia osob skrzwdzonych bez problemu idzie do Kosciola i przujmuje sakrament na podwalinie grzechu. Jakos czuje mpralny zgrzyt w poslugiwaniu sakramentalnym i byciu os wierzaca.Czy to cziecko z poprzedniego zwiazku zrozumi ze nie jest gorsze,do obu tatusiow mowi tata czy to juz nie zakrawa na dewiacje spoleczna no nurtuje mnie to zagadnienie.
AB
~Arletta Bolesta
14 listopada 2019, 15:46
Stąd błędna terminologia, np. "rozwód kościelny" dr Arletta Bolesta adwokat kościelny
9 grudnia 2017, 23:35
Czasami nie ma innego rozwiązania niż rozwód. Niestety za błędy dorosłych najmocniej cierpią dzieci. Polecam przeczytać książkę "Wariatka" Agnieszki Chrzan, w której opisane jest co przeżywają dzieci rozwódników oraz co mogą zrobić, aby zamknąc za sobą ten rozdział i wkroczyć w dorosłe życie z możliwością stworzenia własnego szczęśliwego związku.
no_name (PiotreN)
9 grudnia 2017, 23:44
"Czasami nie ma innego rozwiązania niż rozwód." Kościół nigdy nie namawia do rozwodu, zamiast rozwodu zaleca separację. Rozwód umozliwia/skałania małżonka wyłącznie do jednego - zawarcia ponownego związku cywilnego. Niestety taka prawda. Co do dzieci rozwodników, pełna zgoda. :-)
C
Chrześcijanin
27 lutego 2014, 22:35
Ciekawa dyskusja, ale dlaczego nie porusza sedna sprawy co zalecił Jezus?: A powiadam wam: Ktokolwiek by odprawił żonę swoją, z wyjątkiem przyczyny wszeteczeństwa,i poślubił inną, cudzołoży, a kto by odprawioną poślubił, cudzołoży.(Mat 19:9). Czyli Jezus dopuszczał rozwody, tak samo jak dopuszczał je Bóg w Starym testamencie, ale powodem może być tylko wszeteczeństwo, czyli cudzołóstwo. Taka osoba, której współmałżonek cudzołożył może się rozwieść, mieć drugą żonę i nie cudzołoży, czyli nie ma grzechu. Każdy kto twierdzi inaczej podważa słowa Jezusa albo chce je umyślnie zmienić i ma w tym chyba jakiś interes, ale na pewno nie zbawienie ludzi.
FD
fikcja do kwadratu
24 marca 2013, 18:26
"....A białe małżeństwa? Nie oszukujmy się. Poza nielicznymi przypadkami są fikcją..." Nawet gdyby nie były >fikcją< to wszak życie w jednym domu na sposób małżeński nie niweczy grzechu złamania przysięgi małżeńskiej.
S
Stefan
12 grudnia 2012, 22:56
Wszystko ładnie ale w tym wszystkim nadal tkwi obłuda. Wiele małżeństw i to w obliczu kościoła nie jest zawierana z własnej woli ale pod przymusem rodziców, rodziny, krewnych, opiekunów a nawet chwili ( np z powodu strachu przed tym co powiedzą/zrobią przybyli zaproszeni jeśli teraz się wycofam gdyż nie jestem pewny/-na swoich uczuć). Ślub, małżeństwo chyba nie jest kontraktem biznesowym w szerokim rozumieniu, jeśli zaś nie jest to czy zawarte w takiej sytuacji małżeństwo jest i powinno być uznawane za właściwe nawet jeśli zostało "skonsumowane". Jeśli zaś było by prawidłowe pomimo w/w okoliczności to czy sakrament którym jest oparty na kłamstwie(nie ma miłości, uczuć, własnej nieprzymuszonej woli) należy uznać za właściwy?. Jeśli należy uznać to dlaczego przyjęcie komunii ma być niewłaściwe? itd
ZS
zgadzam się
25 listopada 2012, 21:14
"....Jest wielkie niebezpieczeństwo w posługiwaniu się adhortacją Familiaris consortio jak również książkami śp. Paciuszkiewicza. Bardzo łatwo wytłumaczyć sobie, że zło w którym jesteśmy, lub do którego zmierzamy (rozważając wstapienie w związek niesakramentalny) nie jest takie złe...."
M
maripoza
7 listopada 2012, 18:28
"Wydajcie wyrok sprawiedliwy" Ktoś o tym pamięta?
Marek
16 stycznia 2012, 14:30
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni? Ktoś o tym pamięta?
Jurek
9 listopada 2010, 22:14
smoczyco, daleki jestem od oceniania drugich, tym bardziej że sam doświadczyłem swojej słabości wchodząc w związek niesakramentalny. Jednak bogactwo Łaski jakiego doświadczyłem pozwoliło mi nie tylko wybaczyć żonie, ale także wystapić ze związku niesakramentalnego. A tak na marginesie wybaczając drugiej osobie zobaczyłem też swoje błędy jakie popełniałem w małżeństwie. Jest wielkie niebezpieczeństwo w posługiwaniu się adhortacją Familiaris consortio jak również książkami śp. Paciuszkiewicza. Bardzo łatwo wytłumaczyć sobie, że zło w którym jesteśmy, lub do którego zmierzamy (rozważając wstapienie w związek niesakramentalny) nie jest takie złe. Przez kilka lat po rozwodzie i przed wstapieniem w związek niesakramentalny pisałem pamiętnik zpisując nie tylko wydarzenia, ale i emocje, argumentacje. Gdy czytałem go juz po wystapieniu z tego związku wstyd mi było przed samym sobą, że potrafiłem uzywac takich argumentacji na usprawiedliwienie swojego grzechu. A białe małżeństwa? Nie oszukujmy się. Poza nielicznymi przypadkami są fikcją. Dziś raduję się pełnym uczestnictwem w życiu Kościoła. Zdaję sobie sprawę, że sytuacja wielu osób żyjących w związkach niesakramentalnych ze względu na okoliczności (np. dzieci w nowym związku) praktycznie uniemożliwia rozejście się. Ale tylko w takich przypadkach duszpasterstwa takich osób powinny pomagać im trwac przy Kościele, przy nauce Chrystusa. Ale nie można osłabiac wymiaru grzechu w jakim żyją.
R
R.B.
9 listopada 2010, 16:10
Błękitne Niebo Wyjaśnijmy pojęcia: „niesakramentalni” – tak określam osoby, które żyją w drugim związku, niezależnie od tego czy przyczyną jest, że kogoś porzucili, czy też oni zostali porzuceni. Ponieważ żyją w drugim, nie sakramentalnym związku – żyją w grzechu lub w nieustannym narażeniu na niego. Żyjąc w grzechu ma się zachwianą relację z Bogiem i Kościołem i to jest to, co nazywam problemem. „porzuceni” jeszcze w taki związek nie weszli (lub nigdy nie wejdą) i powyższego problemu nie mają, jakkolwiek na pewno mają inne, np. jak sobie ułożyć dalsze życie. Zapewne przyda się im grupa wsparcia, ale nie wiem, czy koniecznie z „porzuconych”. Może też być inna grupa kościelna. Myślę, że ten wybór jest sprawą bardzo indywidualną.
DA
do anonima
9 listopada 2010, 15:24
A tak swoją drogą? Umiałabyś żyć pod jednym dachem z kimś kto usiłował Cię zabić?? Małżeństwo z psychopatą jest nieważnie zawarte!! Poza tym kobiety, nie dajcie się krzywdzić!!
M
marzycielka
8 listopada 2010, 17:03
Rozumię iż, ze względu na chronę prywatności nie piszesz o szczegółach. Moim zdaniem lepiej więc byś nic nie pisała, to Twoja prywatna sprawa, a tak wygląda jakbyś propagowała wchodzenie w niesakramentalne związki. Da mnie to jest chore co piszesz, skoro piszesz, że mężowi przebaczyłaś i go szanujesz ... to jaki problem by z nim żyć nadal? (rozumię, że to prywatna sprawa o , której nie chcesz pisać więc po co pisać takie półprawdy ... ?) Dla mnie to pomieszanie z poplątaniem i gorszące dawanie złego świadectwa. Chore jest pisanie, że jest się w przyjaźni lub nie ma się urazy jednak nie dość, że nie żyć razem jak Pan Bóg przykazał to wchodzić na złą drogę i zdrazać codziennie męża i łamać ślubowanie dane przed Bogiem. Gdzięś tu jest kłamswo. Dlatego wygląda mi to na propagandę bo gdyby tu były dobre intencje to historia byłaby innna ... Bez komentarza ... Co innego opowieść drugiej osoby, która ma odwagę przyznać się do błędu 
Jurek
8 listopada 2010, 09:02
(...) A ty generalizujesz i spłycasz życie w drugim związku  do poziomu życia w piekle grzechu i cierpieniu duchowym. Bzdury gadasz chłopie! Nigdzie tak nie napisałem. Napisałem, że zbyt łatwo tłumaczymy swoje postępowanie względami ludzkimi, nie podejmując wysiłku bycia wiernym Panu. I widzisz wtedy nigdy nie dowiemy się ile do zaoferaowania miał dla nas Bóg. Ja tego doświadczam i tym się dzielę. (...) Rozstanie, rozwód, nowy związek  nie wyklucza dobrych relacji i kulturalnego zachowania wobec siebie. Zależy to od poziomu na jakim żyjemy i w jakich relacjach żyjemy!!!! Zgadzam się. W moim przypadku wynikało to z uczucia jakim darzę swoją żonę. (...)ale godzę w sobie z pełną odpowiedzialnością i wielką tęsknotą za pełnią doświadczenia spotkań z Panem i to mnie buduje. Żyję nadzieją na spotklanie Pana, taką samą jak każdy inny katolik, bo jestem członkiem wspólnoty KK i nikt mnie z niej nie skreślił i nie skreśli. I tak trzymać. Ale mam do Ciebie prośbę. Nigdy nie usprawiedliwiaj tego związku. Nie mów, że jest to jakaś alternatywa. Raczej powiedz: "W słabości swojej upadłam" Nie chodzi oczywiście o samobiczowanie, ale w moim przekonaniu, dla Twoich bliskich (dzieci) powinien być jasny przekaz - to jest grzech.
T
tomys
8 listopada 2010, 08:00
do Smoczycy: a nie pomyślałaś że możesz być źródłem zgorszenia dla swoich dzieci?
Jan
7 listopada 2010, 22:05
Dzięki Jurek S za dobrą radę , myślę że w tym tkwi sedno - w postrzeganiu naszych doświadczeń w wymiarze ludzkim . Wiem to i czuje ale tak po ludzku ten Krzyż czasem jest zbyt ciężki a  i może nie chciany
Jurek
7 listopada 2010, 21:56
To problem nie do rozwiązania bez ufnego zawierzenia Bogu i wsparcia wspólnoty lub chociażby osoby głębokiej wiary. Przede wszystkim chciałby zaświadczyć o świetości i nierozerwalności małżeństwa skaramentalnego. I boję się jeżeli próbuje coś się majstrować w tym względzie. Boję się tych wszystkich prób ułatwiania bycia w Kościele osobom, które porzuciły swoich współmałżonków i nie zadają sobie trudu, aby zrozumieć swój błąd i zejść z drogi grzechu. Można przejść przez dramat rozowdu. A Bóg może uczynić cud nawrócenia. Ale to mu musimy z pełną ufnościa zawierzyć Jemu swoją sprawę. Kiedy żona odeszła ode mnie doświadczyłem cudu przyjęcia Krzyża. To było potrzebne aby nie ulec złości, nienawiści, niechęci, próbom niszczenia drugiej osoby. Nie uchroniło mnie to od popełnienia błędu wejścia w związek nieskaramentalny, ale dało w dalszej perspektywie (też pomoc wspólnoty) siłę do zejścia z tej drogi grzechu. Dzisiaj ciągle swoją żonę mogę przedstawiać swoim znajomym własnie jako żonę. Własciwie od początku wspólnie decydowaliśmy o przyszłości naszych dzieci, które przez wiele lat były (jeszcze jeden jest) ze mną. I chociaż brakuje ciągle jeszcze tej kropki nad i (tzn wspólnego zamieszkania) to pozostawiam tę sprawę Bogu, któremu zaufałem. I nie próbujmy wszystkiego usprawiedliwiać ludzkim wymiarem życia. O tym jak ciężko czasem wychować dzieci w pojedynkę, o samotności, tęsknocie za drugim człowiekiem.. I już ostatnie słowo do ja - spróbuj najpierw uporządkowac swoje relacje z Bogiem. Przekonaż się, że to działa :)
Jan
7 listopada 2010, 21:48
A gdyby tak wejść w związek niesakramentaly ? wymówka zawsze się znajdzie - samotność , pełna rodzina , no i opieka Kościoła . Czy "tak " już nie znaczy "tak" tylko " a może by tak"
R
R.B.
7 listopada 2010, 21:08
„Porzuceni” tego problemu akurat nie mają. Do czasu, aż zaczną go mieć. „Porzuceni” tego problemu akurat nie mają. Chyba raczej potrzebują i oczekują grupy wsparcia.
R
R.B.
7 listopada 2010, 20:35
Różnica pomiędzy porzuconymi a żyjącymi w związkach niesakramentalnych polega na tym, że ci pierwsi nie mają ograniczonego dostępu do sakramentów, a więc mogą korzystać z sakramentu pokuty (w tym kierownictwa duchowego), Eucharystii, mogą też szukać wsparcia w różnych grupach kościelnych. Jeżeli mają jakieś zachwiania w wierze, mogą tak jak inni wierzący korzystać z pomocy Kościoła, bo nic ich od Niego nie oddziela. Ci drudzy natomiast mają ograniczony dostęp do sakramentów „gdyż żyją w grzechu cudzołóstwa, lub przynajmniej w stałej okazji do grzechu”. Jest takie powiedzenie: jeśli nie żyjesz tak jak wierzysz, to zaczniesz wierzyć tak jak żyjesz. Aby więc „niesakramentalni” nie odpadli całkiem, Kościół troszczy się o ich wiarę, o to, by zrozumieli swoje miejsce w Nim, pomimo trwania w grzechu. „Porzuceni” tego problemu akurat nie mają. Chyba raczej potrzebują i oczekują grupy wsparcia.
7 listopada 2010, 19:36
do 'Ja'  : dzieci są jednakowo ważne, niezależnie od tego czy pochodzą z małżeństwa, czy związków cudzołożnych (niesakramentalnych). Problem jest w tym, że dzieci ze związków niesakramentalnych mają obydwoje rodziców i  są przez to na pewno szczęśliwsze, niż te które zostały same z porzuconym małżonkiem. I tu jest znowu problem, którego nikt nie widzi. Kościół też nie, bo zajmuje się tylko związkami "niesakramentalnymi", uważając chyba, że samotni rodzice sami sobie poradzą ze swoim porzuceniem i swoimi porzuconymi (przez jednego rodzica) dziećmi.
J
Ja
6 listopada 2010, 23:21
Zostałem porzucony , żona odeszła a ja zostałem z dzieckiem . W nowym związku ona ma dzieci ochrzczone w Kościele katolickim . Czy można stopniować czyje dzieci są ważniejsze ? to jest jakaś matnia moralna z której nie sposób wyjść na prostą . Myślę że jesdynie Pan Bóg jest w stanie dać mi odpowiedź , lecz obawiam się że mi się ona nie spodoba
GZ
Gabi Zych
6 listopada 2010, 22:11
Nic dziwnego że tyle problemów z rozwodami... dzisiaj ślub kościelny dla większości jest tylko ślubem- nie ważne czy przysięgą przed Bogiem, czy na całe życie.. czy wierze i czy zamierzam żyć w wierze.. dzisiaj większość ślubów jest dlatego że jest - ŁADNY! w urzędzie cywilnym niema pieknego kościoła, organista nam pieknie nie zagra, głupio iść w sukni i trzymać 150 ludzi przed wejściem.. po wszystkim można powyliczać i ponarzekać ile wzioł ksiądz, ile organista, i żyć jak dotychczas.. Obłuda ludzkości nie zna granic..
6 listopada 2010, 21:53
I co z tego, że ks. Dziewiecki przeprasza, że porzuceni małżonkowie nie są objęci taką samą opieką niż ci "niesakramentalni". Nic z tych przeprosin nie wynika. Nadal o  "niesakramentalnych" Kościół się bardziej troszczy, choć często są to osoby, które same rozbiły swoje sakramentalne małżeństwa. I to jest najbardziej niesprawiedliwe. Kościół zdaje się nie rozróżniać, kto jest ofiarą , a kto katem. Ta pasterska troska Kościoła o niesakramentalnych to jakaś moralna schizofrenia. Lepiej już byłoby zrobić tak, jak mają prawosławni - wprowadzić kościelny rozwód w przypadku zdrady małżeńskiej i dać tym zdradzonym (tylko im) prawo do powtórnego małżeństwa w kościele.
T
teresa
6 listopada 2010, 10:14
Z Sakramentem małżeństwa jest tak jak z grupą krwi[zrobiliście już sobie to badanie?] -po złożeniu przysięgi na Ołtarzu Pana -grupa krwi jest wiecznie jedna i ta sama- obojętne,czy nazajutrz zapadniesz na czerwienicę ,czy białaczkę. Czy będzie dobrze ,czy źle za godzinę-zgodziłeś się na to . SŁOWO.Tylko wtedy,kiedy jesteś w stanie oddać całą krew swemu partnerowi i w dniu ślubu rozstać się z nim po Bożemu możesz liczyć na sukces małżeństwa..Boże dziękujemy Ci za pracę zawodową- kobiety.
T
teresa
6 listopada 2010, 07:58
żYCZCIE SOBIE RYCHŁEJ ŚMIERCI,WTEDY BĘDZIECIE NAPRAWDĘ WARTOŚCIOWYMI CZŁONKAMI KOŚCIOŁA-ZAWRZECIE SAKRAMENT,TYLKO NIE PRZYCHODXCIE NA MÓJ GRÓB-POMAGAM WSZYSTKIM,ALE SAKRAMENTALNYM DOBROWOLNIE.
T
teresa
6 listopada 2010, 07:56
Wiecie jaka jest prawdziwa teologia rozwodu- móc powiedzieć wszystkim : NIESTETY NIE UDAŁO NAM SIĘ PRZETRWAĆ RAZEM, ALE JESTEŚMY W BLISKIM KONTAKCIE,WSPÓLNIE WYCHOWUJEMY DZIECI I WSPIERAMY SIĘ,PROSIMY BOGA O POMOC I  UMOCNIENIE NA TAKIEJ DRODZE ŻYCIA. WCZORAJ URODZIŁ NAM SIĘ WNUK-CAŁA RODZINA SIĘ CIESZY.BĘDZIE CHRZEST.NASZE DZIECI SĄ SZCZĘŚLIWE PATRZĄC NA NAS,A MY UCZYMY JE, CZYM JEST SAKRAMENT MAŁŻEŃSTWA I WIARA W BOGA.    JEST CZAS SIANIA ,NARODZIN I ŚMIERCI.
T
teresa
6 listopada 2010, 07:52
Przyjdze czas,że nie będziesz mial czasu,żeby się wyspowiadać ,wynagrodzić Bogu i bliźnim, długo ,oj długo poleżysz w Otchłani Śmierci.
T
teresa
6 listopada 2010, 07:50
Dokąd prowadzi rozwód? Jesteś pełnowartościowym członkiem kościoła ,ty świadomy i dobrowolny złodzieju...kacie nieletnich,szefie niesprawiedliwy i molestujący,kłamco podatkowy, ośle,którego nie widac na sali sejmowej, jesteś,będziesz.
B
bogdanko
6 listopada 2010, 07:16
Tak to jest problem dla teologow, przecież "miłość była pierwsza niż Kościół" (cytat z Blogu Powszechnego M.F.)
A
Alfista
5 listopada 2010, 11:20
Nieważność Sakramentu Małżeństwa, to bujda na kółkach. Nie było Sakramentu, a dzieci spłodzono w grzechu tak?
Jadwiga Krywult
5 listopada 2010, 11:16
Moja była partnerka jest w nowym związku i "jest otozona troskliwą miłością " podczas gdy ja nie odczuwam opiekuńczej ręki Kościoła. Nie potępiam ale żal pozostaje i uczucie niesprawiedliwości To jest własnie problem - niesprawiedliwość ze strony Kościoła.
G
Giaur73
4 listopada 2010, 14:47
Nie potępiam ale żal pozostaje i uczucie niesprawiedliwości Polecam: http://www.kryzys.org/
T
teresa
4 listopada 2010, 09:08
Przeszkody kanoniczne-łączcie się,żeby nikt się tak o was nie wyrażał... CZŁONKOWIE KLUBU NIESAKRAMENTALNYCH -TO NIE WSPÓŁMAŁŻONEK STOI CI NA DRODZE I PRZESZKADZA W PIELGRZYMCE DO BOGA, ALE TWE WŁASNE SŁOWA,KTÓRYMI KIEDYŚ ZAWARŁEŚ SAKRAMENT.    Nie wiążę się  z nikim ,bo zawarłam sakrament malżeństwa i mam męża,tylko ,że on się wyprowadził i nie może pełnić swych obowiązków , ani odbierać praw. Taki jest owoc rozwodu: szanuj własne słowa.
T
teresa
4 listopada 2010, 07:48
Zreszta ,jak tak dalej pójdzie z tymi sprawami , to może od razu pobłogosławić w czasie uroczystości zaślubin trzecią obrączkę, dla następczyni czającej się gdzieś w bocznej nawie.Czemu nie? Przecież Bóg chce ,żebyśmy byli szczęśliwi.
J
Ja
4 listopada 2010, 07:46
Jestem już kilka dobrych lat po  prawnym rozwiązaniu małżeństwa i tylko dla tego nie związałem się ponownie aby móc uczestniczyć w pełnym życiu sakramentalnym . Moja była partnerka jest w nowym związku i "jest otozona troskliwą miłością " podczas gdy ja nie odczuwam  opiekuńczej ręki Kościoła. Nie potępiam ale żal pozostaje i uczucie niesprawiedliwości
T
teresa
4 listopada 2010, 07:45
Wszystko przez mężczyzn[seks] i kobiety[biżuteria].Innymi słowy mówiąc: pożądanie i zachłanność. Albo inaczej jeszcze: piwo i ciuchy koleżanki. Klucz? Jest jeden Bóg,czasami udajemy ,że tak nie jest,ale w głębi duszy sumienie zagryzie nas na śmierć,jeśli świadomie i dobrowolnie[a cóż nam każe tkwić w niemoralnym związku?] pozbawiamy się łaski Bożej. O ile ateiści nie wierzą w Sakramenty, o tyle wierzący powinni się bać kary za złamanie przysięgi. Teraz przychodzi mi uznać,że nie mam męża, tylko skąd wzięło się to dziecko przy moim boku i gdzie jest jego ojciec? Lepiej ,żeby małżonków rozdzieliła śmierć niż człowiek. Mam nadzieję,że ten osobisty wpis zostanie wchłonięty  na zawsze.