To najważniejsza umiejętność, której uczę się przy dzieciach
Ktoś kiedyś powiedział, że kiedy rodzą się dzieci, to komfort życia spada dramatycznie, ale zwiększa się amplituda szczęścia. Myślę, że to dość trafne określenie.
Dzień Matki za pasem, więc dopadła mnie jakaś niepohamowana chęć, by podzielić się z Wami przemyśleniami nad tym, co osobiście daje mi macierzyństwo.
Sprowokowała mnie do tego konstatacja mojej bezdzietnej Przyjaciółki, która po cierpliwym wysłuchaniu relacji z cyklu "A tymczasem dzieciaki …" - w którym to odcinku opowiadałam, jak to od tygodnia Nadii się odmieniło i nie wyobraża sobie zasypiania bez mamy, przy czym mama ta musi jej śpiewać kołysanki o parkingach, strażakach, pieskach i bobo "z ciarnymi włośkami", co trwa mniej więcej przez dwie godziny, a w tym czasie Iwan dość kategorycznie domaga się mleczka z piersi, a Borys głaskania po pleckach połączonego z równoczesnym czytaniem książki o kosmosie i warstwie bitumicznej na placu budowy * - stwierdziła, że dziwi ją, że ludzkość jeszcze nie wymarła, bo posiadanie dzieci wiąże się z ciągłym ryzykiem i wieczną niewygodą**.
Zwiększona amplituda
Ktoś kiedyś powiedział, że kiedy rodzą się dzieci, to komfort życia spada dramatycznie, ale zwiększa się amplituda szczęścia. Myślę, że to dość trafne określenie. Wiedziałam, co to szczęście przed pięcioma laty, ale to, czego doświadczam odkąd narodziły się nasze Dzieci - nie da się opisać słowami.
Są takie momenty totalnego spełnienia, radości, pokoju w sercu i wszechogarniającej miłości, że jestem przekonana, że to Pan Bóg daje mi kosztować Nieba. Ale daleka jestem od gloryfikowania macierzyństwa jako złotego okresu w życiu każdej kobiety. Dzieci są różne. Dzieci CIĄGLE się zmieniają. Dzieci potrzebują czasu, uwagi, bezinteresowności, czułości, mądrości w ilości, której nie jestem w stanie zaspokoić tak, jakby tego oczekiwał ode mnie świat (a dokładnie gros Specjalistów od Tryliardów Podejść do Najlepszego Rodzicielstwa). Dla mnie, krótko mówiąc, wychowywanie jest trudem. Ale …
To, co ważne, wymaga wysiłku
Mam w sobie głębokie przekonanie, że jeśli chcemy być szczęśliwi, to musimy być pilnymi uczniami w szkole życia. I że ta nauka będzie trwać aż do śmierci. Macierzyństwo otworzyło przede mną nowe perspektywy, niemal każdego dnia stawia nowe wyzwania i pozwala sprawdzać, jak w praktyce zdaję egzamin z wiary, nadziei i miłości. Ile we mnie szacunku do drugiego człowieka i jego godności - zwłaszcza gdy chodzi o najbardziej zbuntowanego dwulatka w historii ludzkości ;-). Ile we mnie pokory wobec inności. Ile we mnie zaufania w sytuacjach, w których po ludzku nie mam wpływu na ich przebieg.
Pięć lat temu po raz pierwszy zostałam Mamą i dopiero wtedy dotarło do mnie, dlaczego moja własna Rodzicielka ciągle się o mnie zamartwia, mimo iż mam grubo ponad 30 wiosen na karku. Ta mała istota, która nie bez trudu się ze mnie wydostała, już na zawsze będzie częścią mnie. Nawet jak będzie mieć siwe włosy, to pewnie bez trudu będę przywoływać obraz tłuściutkich, fikających nóżek i maleńkich paluszków w moich dłoniach.
Miewam dni, kiedy z paniką myślę o tym, że zbyt mało umiem, zbyt mało wiem, zbyt mało potrafię kochać, by moje dzieci wychować na mądrych i dobrych ludzi. Lęk, że zepsuje te Cuda, które Bóg nam powierzył, czasami przytłacza mnie tak bardzo, że mam ochotę zamknąć się w szafie i połknąć kluczyk ;). A potem znowu doświadczam amplitudy. I świadomości, że w tym powołaniu, które zdecydowałam się realizować, na pewno wystarczy mi Jego łaski.
Szkoła życia
Pierwszą i najważniejszą umiejętnością, której uczę się przy dzieciach, jest kochanie. Kochanie, które wiąże się z nieustanną walką ze swoim egoizmem, wygodnictwem, frustracjami i przekonaniem, że ja wiem lepiej. Mam trwające niemal 24 h na dobę szkolenie z bezinteresowności, uważności i dawania siebie. Nierzadko czuję się tak, jakbym zamieszkała na jakimś emocjonalnym poligonie doświadczalnym. Ale owoce, jakie widzę w swoim życiu, zachęcają, by wciąż pragnąć więcej. Te lekcje przemieniają mnie do szpiku kości. I mam szczerą nadzieję, że na lepsze.
Jestem też bardzo wdzięczna Borysowi, Nadii i Iwanowi, bo jak nikt inny uczą mnie wychodzenia poza schemat. Kto ma dzieci, ten wie, że nie ma takich planów, które przy dzieciach mogłyby być zawsze zrealizowane w 100 procentach. Im szybciej odrobisz lekcję z kreatywności i elastyczności, tym lepiej dla twojego samopoczucia. Był czas w moim życiu, że każde, najmniejsze odstępstwo od tego, co sobie zaplanowałam, było moją osobistą porażką, przyczyną głębokich depresji i żalów do siebie i całego świata.
A teraz, proszę bardzo: mamy wyjechać o 8.00 - super. Wyjedziemy o 11.00 - też świetnie. Urlop w górach - cudownie. Dojedziemy tylko 10 kilometrów za miasto - doskonale. Kino z Najlepszym z Mężów w piątkowy wieczór - brzmi kusząco. Ale, że brzuszek zaboli, a miś sam nie może zasnąć - to i film na komputerze będzie świetną alternatywą. O tak, dzięki Dzieciom nie jestem już taką formalistką ani wyznawczynią Planów, Reguł i Zasad, jaką byłam onegdaj.
Mogę więcej
Jest jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz, którą dało mi macierzyństwo - przekonanie, że mogę więcej. Mogę znieść więcej bólu i niepewności niż byłam w stanie sobie wyobrazić, mogę więcej wybaczać, mogę więcej kochać, mogę zdobyć się na więcej wysiłku, fantazji, cierpliwości, serdeczności, wyrozumiałości niż do tej pory zakładałam. Więcej wiem o sobie, więcej wiem o świecie i jego różnorodności, więcej wiem, czego nie wiem :). Nie raz, nie dwa w ciągu tych pięciu lat zaskakiwałam sama siebie tym, jak wiele ważnych dla mnie spraw jestem w stanie się wyrzec, gdy w grę wchodzi dobro naszych Dzieci. I jak wiele własnych kompleksów pokonać.
Dzień Matki
Czego sobie życzę jako mama? Przede wszystkim mądrości. Bym nigdy nie uwierzyła, że ktoś mógłby być lepszą matką dla mojego dziecka. Ale też łaski wątpliwości, by mnie nie skaziły monopol na prawdę wychowawczą i pokusa wmawiania wszystkim, że rodzicielstwo to jedyna droga spełnienia na świecie. Chciałabym też mieć więcej cierpliwości i dumy z tego, że jestem pełnoetatową mamą. Ogromnie ucieszyłaby mnie czarodziejska kula, w której mogłabym przewidywać, co wyrośnie z tych naszych Ancymonów i co znajdę na swoim koncie emerytalnym za 30 lat. A! No i nie pogardziłabym, gdyby jakimś cudem Borys, Nadia i Iwan przeskoczyli z dzieciństwa od razu w dorosłość, bo hasło "Nastolatek w domu" już dziś wywołuje u mnie stany lękowe ;).
* oczywiście w układzie idealnym - tzn. wszyscy jesteśmy w "rodzicowym łóżku" ;)
** Tak a propos - co powiecie, byśmy jakąś specjalną nowennę zaczęli odmawiać w intencji Rodziców Sześcioraczków? :) Oni to chyba w klapkach do Nieba wejdą, jak przeżyją pierwsze trzy lata z tymi szkrabami :)
Tekst pochodzi z bloga dobrawnuczka.blog.deon.pl.
Skomentuj artykuł