Pietrucha, PAW, Owca i… Baranek, który ocala
Dzień zaczął nam się od doświadczenia po raz kolejny faktu, że nieważne ile szybciej zaczniesz przygotowania do wyjścia z domu z dzieckiem, i tak na końcu będziesz się spieszył. Też to znacie czy to po prostu moje niezorganizowanie?
Dotarliśmy jednak na czas do biblioteki, wymieniliśmy stos książek na nowy i pobawiliśmy się z Pierworodnym na warsztatach teatralnych w naśladowanie. W międzyczasie okazało się, że Ostatniorodny zasnął wcześniejszą niż zwykle drzemką po tym jak zwymiotował. Na szczęście po naszym powrocie obudził się z uśmiechem wpadając mi w ramiona. Potem humor był naprzemiennie do bani (w większości) i euforyczny (zabawa wieczorem, kiedy pora spać jest najlepsza i odbywa się w zgodzie braterskiej- macie też taką obserwację?). Trzeba było przewietrzyć w ciągu dnia pomieszczenia domowe i trzewia moje z atmosfery panującej, żeby do wieczora się nie zadusić. Wysłałam więc Ciocio-Babcię obecnie nam towarzyszącą i synów na spacer. Pogoda była całkiem sympatyczna, dlatego nie miałam z tego powodu wyrzutów sumienia. Przy innej aurze zresztą zrobiłabym pewnie podobnie. To przecież w celu ratowania życia, a w zasadzie żyć naszych.
Zabrałam się za sprzątanie łazienki. Wolałabym posiedzieć na tyłku bez zawracania tej części ciała przez nikogo, ale kafelki, ubikacja i wanna stęskniły się za czystością. Włączyłam muzykę i zabrałam się za pracę…
Muzyka w tle
W tle leciała Julia Pietrucha zakłócana odgłosem pracującej pralki, a ja przyrządzoną kiedyś samodzielnie pastą z mydła, sody oczyszczonej i olejku cytrynowego szorowałam co się dało. A dało się naprawdę dużo. Niestety trudno mi ostatnio nie zapuszczać. Paznokcie, włosy, kafelki… Albo obetnę paznokcie, albo oklepię chorego na zapalenie płuc MNM. Albo obetnę paznokcie, albo napiszę tekst. I tak oto paznokcie schodzą na dalszy plan dopóty dopóki nie zaczną mnie ranić z powodu zbyt ostrych kantów. Wracamy jednak do kafelków.
Nie niósł mnie dziś ten rodzaj muzyki. W biegu szorowałam, myłam, wycierałam, bo miałam na to niezbyt długą chwilę. I tak pomimo niedogodności muzyczno-czasowych cieszyłam się z tego krótkiego spokojnego (czyt. w samotności) czasu w łazience.
Zmieniłam muzykę na polski worship PAW (tym razem zakłócany koncentratorem tlenu) i karmiłam MNM. Potem skakałam na piłce z worshipem Owcy, bo Ostatniorodny bardzo chciał na niej ze mną poskakać. Dobre rytmy (niektóre) na taką czynność, gdyby ktoś chciał zrobić pośladki i jednocześnie poszaleć z maluchem ???? . W międzyczasie poiłam MNM.
A w głowie krążyła myśl, która pojawiła się przy ostatnio wysłuchanym Słowie, czyli…
…na kogo czekam?
Nie jest ważne, żeby wiedzieć „kiedy” – ważne jest „po co”. Gdy Bóg interweniuje i wkracza w dzieje świata to oddziela zło od dobra, światło od ciemności: tak też będzie na końcu czasów, kiedy ostatecznie i nieodwracalnie oddzieli to, co święte od grzechu. Bardzo dużo zależy jednak od perspektywy: można się lękać i widzieć jedynie Pana, który przychodził i przyjdzie po to, żeby ukarać i zgubić; a można czekać na tego, który przychodzi, aby ocalać.
Zmagałam się i nadal się zmagam z obrazem Boga surowego. Kochającego, ale jakąś taką przede wszystkim „twardą” miłością. Od jakiegoś czasu Bóg odsłania mi się powoli, a może raczej oczyszcza moje oczy i serce, żeby widzieć Go takim, jaki jest. Wiem, że tu na ziemi nikt z nas nie pozna Boga w pełni. Rozerwałoby nas ze szczęścia. Dopiero Tam będziemy do tego zdolni, by Boga oglądać twarzą w twarz.
I kiedy tak w tle leciał Baranek moje serce się nawracało. Miałam w nim wiele emocji z dnia. I tych przyjemnych, i tych trudniejszych. Miałam Tych z Was, którzy do mnie się odezwali i Tych, którzy dowiedzieli się o chorobie dziecka. Miałam myśli nurtujące i oskarżające siebie. Trudno mieć relację z Bogiem, który przychodzi by ukarać i zgubić. O ile łatwiej żyć i być w bliskości ze Stwórcą, który pojawia się, żeby oddzielić zło od dobra. By było już wysprzątane i to nie jedynie w łazience. On Chce, bym to ja cała była już czysta. Tylko dobra.
Czekam na Baranka, który ocala! A Ty?
Skomentuj artykuł