Arcybiskup i masoni

Andrzej Solak / "Wzrastanie"

"Widzimy jak planowo atakowany jest dziś Kościół przez różne środowiska libertyńskie, ateistyczne i masońskie. Nie oszczędzają Kościoła liberalne telewizje i takież pisma…" - napisał w wielkopostnym liście pasterskim ksiądz arcybiskup Józef Michalik, metropolita przemyski i przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.

Ksiądz arcybiskup podał fakty skądinąd oczywiste, jednak po ogłoszeniu jego listu jak kraj długi i szeroki rozległy się głosy oburzenia i szyderczy śmiech.

Na wzmiankę hierarchy o masonach zarechotał internetowy plebs, który wprawdzie (jak mówią statystyki) czyta po pół książki na rok, jednak zawsze chętny jest do odgrywania roli "ekspertów". O ile nikt nie kwestionuje istnienia libertynów, ateistów i liberałów, o tyle aktywność wolnomularstwa radośni szydercy uznają za bajkę o żelaznym wilku. Zaraz też posypały się wyjaśnienia domorosłych znawców:
"Masoneria to zabobon, to wymysł Kościoła! Masonów nie było i nie ma!".

Kilkumilionowa społeczność wolnomularzy powinna poczuć się urażona.

No, może są…

…ale zupełnie nieszkodliwi!

Kiedy już internetowi "eksperci" zgodzą się łaskawie, że masoneria nie jest "wymysłem Kościoła", natychmiast spieszą z wyjaśnieniami, że to tylko zgromadzenie śmiesznych dziwaków, którzy odprawiają w tajemnicy jakieś niby-sekciarskie misteria i dowartościowują się nadając sobie i swoim znajomkom napuszone, pretensjonalne tytuły. Jeśli zaś chodzi o działalność "farmazonów" na forum publicznym, to ma się ona sprowadzać wyłącznie do chwalebnej filantropii, do wygłaszania banalnych komunałów o potrzebie tolerancji, i jeszcze do sławetnego "wzajemnego wspierania się".

W tym miejscu trzeba zapytać: ale co z tą tajnością? Dlaczego o tym, że ktoś był masonem dowiadujemy się najczęściej dopiero po jego śmierci? Czemu utajnione są obrady wolnomularstwa, ich tematyka i podejmowane decyzje? Cóż mają do ukrycia? Działalność dobroczynna chyba nie wymaga pracy w konspiracji?

Zaś zasada "wzajemnego wspierania się" członków tajnych struktur, celem osiągnięcia osobistych korzyści, niekoniecznie musi być chwalebna. Wszak w języku potocznym nosi nazwę kumoterstwa.

Nie wiem, kto wymyślił ten argument, ale co rusz pojawia się on w dyskusjach. Rzekomo masoni nie angażują się w politykę; podobno loża im tego zabrania, albo też sami odnoszą się z pogardą do tak brudnej sfery ludzkiej aktywności.

Żeby było śmieszniej, ci sami dyskutanci potrafią jednym tchem wymienić nazwiska wybitnych masonów: króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego, prezydenta Gabriela Narutowicza (oraz większości przedwojennych polskich premierów), prezydentów Stanów Zjednoczonych (m.in. Jerzego Waszyngtona, Franklina Delano Roosevelta, Harry’ego Trumana oraz kilkunastu innych), premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, prezydenta Chile Salvadora Allende, dyktatora Nikaragui Anastasio Somozy…

Rozumiem, że żaden z wymienionych nie zajmował się polityką. Nic a nic.

Kiedyś pewien znany publicysta oświadczył, że nigdy nie skrytykuje masonerii, "ponieważ jest inteligentem". Chodziło mu o to, że wśród osób inicjowanych w lożach było sporo ludzi naprawę nieprzeciętnych, jak choćby Mozart czy Goethe.

Ten "argument z autorytetu" zawodzi, ponieważ nie dyskutujemy tutaj o sztuce, tylko o działaniach na wskroś politycznych. Tak się składa, że utalentowani twórcy już nieraz oddawali się na służbę ideologiom i ruchom niekoniecznie sympatycznym. Taki komunizm nie stał się mniej zbrodniczy, kiedy zaczęli wychwalać go Picasso, Sartre i Szymborska.

Masoneria nie jest groźna dla Kościoła, bo jakiś artysta zaczął gustować w dziwacznych fartuszkach, ale dlatego, że jej doktryna sprzeczna jest z katolicyzmem. Pisarze, kompozytorzy i aktorzy mogli sobie brylować wśród masońskiej braci i robić za jej wizytówkę; szkoda, że dyskurs z Kościołem podejmowali tacy antykatoliccy fanatycy, jak "wściekły szczur" Marat, "tygrys" Clemenceau czy "el Anticristo" Calles.

Ma się rozumieć, do chóru potępień arcybiskupa Michalika natychmiast dołączyła "Gazeta Wyborcza" (jak zwykle ze wzruszającą troską pochylająca się nad Kościołem, który znowu ośmielił się nie spełnić jej oczekiwań). Na łamach "GazWyb"-u najpierw w dosyć dobrotliwym stylu pogrymasił sobie wielki mistrz wolnomularstwa, pan Tadeusz Cegielski. Mistrz "farmazonów" westchnął ze smutkiem, że jest zażenowany biskupimi fobiami, a przy okazji zapewnił, że nie zdarza mu się pożerać chrześcijańskich dzieci. Wypada wierzyć na słowo.

Redakcja "GazWyb"-u chyba musiała uznać, że dąsy wielkiego mistrza prezentują nikłą siłę rażenia, bo jeszcze dodatkowo pooburzała się tam pani redaktorka Katarzyna Wiśniewska. Ową damę, oddelegowaną na odcinek kościelny, zniesmaczył język listu pasterskiego arcybiskupa, podobno "agresywny i insynuacyjny wobec inaczej myślących". Jak bowiem powszechnie wiadomo, to język Katarzyny Wiśniewskiej i jej kolegów z "Gazety Wyborczej" wyznacza standardy tolerancji i uczciwości wobec osób o odmiennych poglądach.

Jak było do przewidzenia, z wyrazami oburzenia pospieszył natychmiast pan Tadeusz Bartoś, kiedyś ojciec dominikanin, który wszakże pięć lat temu zerwał śluby zakonne. Zdobył on już swego rodzaju sławę, przyjmując od środowisk homoseksualnych nagrodę o sympatycznej nazwie "Hiacynt" (za "propagowanie postaw tolerancji" oraz za "obronę prawa do organizowania Parad Równości"), a także pomstując publicznie na swój Kościół, że tak "nieludzko" wymaga od kapłanów przestrzegania celibatu.

Pan Bartoś, człowiek na wskroś nowoczesny, wziął rozwód z habitem w blasku reflektorów, zanudzając publiczność obszernymi tłumaczeniami, co skłoniło go do tego kroku. Niestety, wygadany eks-mnich okazał się gwiazdą medialną tylko jednego sezonu. Stąd teraz korzysta skwapliwie z każdej okazji, by wyjaśnić wszystkim naokoło, co też on, Bartoś Tadeusz, sądzi o tym czy o owym (a "nieludzkiemu" Kościołowi wymierzyć kolejnego kopniaka).

Tym razem pan Bartoś w swym anty-antymasońskim oburzeniu przebił prawdziwych "farmazonów" - w wywiadzie dla Radia TOK FM zarzucił arcybiskupowi Michalikowi: "podsycanie nienawiści do pewnych grup społecznych", "nielojalność wobec państwa", "język nienawiści" tudzież "szkodliwą i niemoralną politykę".

Tadeusz Bartoś (jako człek moralny i nieszkodliwy) nie byłby sobą, gdyby oprócz zadenuncjowania hierarchy nie pouczył wiernych, jak mają postępować, aby spełnić jego, Bartosia, oczekiwania. Otóż obowiązkiem katolików jest: "pisać protesty", "żądać dymisji Michalika", "bojkotować", "pikietować", wreszcie powołać "ruch obrony przyzwoitości w Kościele". Zdaje się, że o tym, co w Kościele jest przyzwoite, a co nie - decydowałby osobiście pan Tadeusz Bartoś.

Kościół potępił masonerię w szeregu encyklik (najwcześniejsza pochodzi z 1738 roku). Osoba wstępująca do loży automatycznie ściąga na siebie ekskomunikę. Kościelni "postępowcy" od czasu do czasu próbowali tu manipulować i mataczyć, twierdzili, że wojny katolicko-masońskie to już zamierzchła przeszłość, a ekskomuniki nie obowiązują. Wtedy w 1983 roku Rzym zabrał głos raz jeszcze. Ówczesny prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, kardynał Joseph Ratzinger w dokumencie zatwierdzonym następnie przez papieża Jana Pawła II przypomniał, że dawne orzeczenia w sprawie masonerii nie straciły ważności, a katolik należący do wolnomularskiej loży znajduje się w stanie grzechu ciężkiego. Wywołało to złość i gniewne komentarze pewnych środowisk, zupełnie jak niedawny list arcybiskupa Michalika.

***

Nerwowość dzisiejszych oskarżycieli przemyskiego metropolity stanie się bardziej zrozumiała, gdy przypomnimy jeszcze jeden fragment inkryminowanego listu pasterskiego:
"Metodą szatana jest kłamstwo. A ileż tego kłamstwa, manipulacji, fałszywych oskarżeń i niedotrzymanych obietnic krąży między nami i po całym świecie?! Jakże łatwo ludzie idą za fałszywymi prorokami także dziś".

Zabolało?

Andrzej Solak
www.krzyzowiec.prv.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Arcybiskup i masoni
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.