Czarne złoto czy czarny problem

Jarosław Stróżyk

Padały ważne deklaracje, składano konkretne obietnice, Śląsk wizytowali politycy wszystkich opcji. Ale kłopoty polskiego węgla i górnictwa to nie tylko wewnętrzny problem polityczny naszego kraju.

Kilkanaście tysięcy demonstrantów, zablokowane centrum Katowic, petardy, palone opony - tak wyglądał ostatni protest górników. Był widowiskowy, ale zostawmy z boku petardy. Spróbujmy zrozumieć, co tym razem chcą nam powiedzieć górnicy?

Dlaczego protestują

Pracownicy kopalń wyszli na ulice pod koniec kwietnia, dali wyraz swojej bezradności i złości z powodu fatalnej sytuacji całej branży oraz braku ze strony rządu programu dla polskiego górnictwa. Bezpośrednim pretekstem do kolejnych górniczych protestów stała się decyzja największego górniczego pracodawcy Kompanii Węglowej (KW), która po raz pierwszy w swojej historii zdecydowała się wstrzymać na kilka dni wydobycie, żeby nie powiększać i tak olbrzymich już zapasów węgla zalegającego na hałdach. Jest go tam 5 mln ton. Przestojowi byli przeciwni związkowcy, zdaniem których nie poprawi to kondycji KW. W opinii związkowców sytuacja nie tylko w Kompanii Węglowej, która zanotowała w ubiegłym roku ponad miliard złotych straty, ale w całym górnictwie jest dramatyczna. Przekonują, że bez działań rządu na Śląsku może grozić likwidacja kilkuset tysięcy miejsc pracy. To zapowiedź dramatu nie tylko dla Śląska.

DEON.PL POLECA


Protesty z kampanią w tle

- Z rządem trzeba rozmawiać przy użyciu argumentów siły, gdyż premier Donald Tusk nie rozmawia ze związkami zawodowymi i pracownikami, zniszczył dialog społeczny - mówił lider "Solidarności" Piotr Duda. Nawoływał też wszystkich górników do wyjścia na ulice, by - jak się wyraził - odsunąć od władzy "tych liberalnych drani".

- Dialog się skończył. Ten dialog zniszczył Tusk - dodawał. Podczas manifestacji została też odczytana petycja związków górniczych: - Przeciwdziałanie nadmiernemu importowi węgla, zwłaszcza z Rosji, nowa strategia dla górnictwa i zawetowanie unijnego pakietu klimatyczno-energetycznego - to główne postulaty wskazane przez protestujących w dokumencie.

- Czy bezpieczeństwo energetyczne kraju oparte będzie na naszym narodowym skarbie - węglu, czy na nośnikach energii pochodzących z importu? Bez zdecydowanych działań i ochrony resortu dojdzie do niewyobrażalnego dramatu ludzkiego na Śląsku i likwidacji setek tysięcy miejsc pracy - piszą górnicy. Tym razem jednak lider "Solidarności" pomylił się co do reakcji szefa rządu. Donald Tusk kryzys węglowy potraktował poważnie. Trudno powiedzieć na ile wpłynęła na to trwająca kampania i niezbyt zachęcająca perspektywa obrazków tysięcy górników blokujących Warszawę. Jednak faktem jest, że premier kilka razy odwiedził Śląsk, zorganizował szczyt węglowy i zasiadł do stołu wspólnie ze związkowcami.

Jakie będą efekty rozmów?

W najbliższym czasie podobno trafi do Sejmu projekt nowelizacji ustawy, dotyczący odroczenia płatności ZUS przez Kompanię Węglową. To ma pozwolić spółce złapać potrzebny oddech. Energetyka nie jest domeną wyłącznie wolnego rynku i pogoni za zyskiem - mówił premier i co nietypowe chwalił związkowców. - Jestem pod dużym wrażeniem ich nieroszczeniowego i bardzo kompetentnego podejścia do sprawy - mówił. To nie koniec deklaracji ze strony rządu. - Będziemy się starali eliminować nieuczciwy import, przestrzegać norm jakościowych, aby węgiel polski nie był ofiarą nieuczciwych czy dwuznacznych operacji na węglu importowanym - zapowiedział szef rządu. Nie po to od kilku lat walczymy jak lwy w Europie, aby węgiel był równoprawnym źródłem energii, nie po to tyle energii włożyłem w to, aby powstawały nowe bloki węglowe w Opolu czy w Jaworznie (w sumie na ich budowę wydamy w najbliższych latach kilkanaście miliardów złotych - red.), żeby dziś na końcu miało się okazać, że będą one opalane węglem z Kolumbii, z RPA czy przede wszystkim z Rosji.

Podobno się nie opłaca

Czy to oznacza, że teraz nastaną lepsze czasy dla polskiego górnictwa? Niekoniecznie. Tym bardziej że na kluczową sprawę, to jest cenę węgla, politycy mają niewielki wpływ. A to właśnie znaczący spadek cen węgla na świecie jest główną przyczyną obecnych problemów polskiego górnictwa. Węgiel energetyczny jest tańszy o 13 proc. niż dwa lata temu, a koksujący o 23 proc. - Problem narasta od dwóch lat. Stany Zjednoczone po inwestycjach w gaz łupkowy skierowały większą ilość węgla na eksport, praktycznie zalewając nim rynek. Kolejny problem to ograniczenie wzrostu gospodarczego w Chinach i całej Azji Wschodniej, Indonezji i Australii, a co za tym idzie - problemy ze zbytem węgla - tłumaczy dyrektor monitorującego sytuację w górnictwie oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu w Katowicach Henryk Paszcza. Do tego polski węgiel nie jest łatwo dostępny, co wpływa na jego cenę. Górnicy wydobywają go w trudnych, głębinowych warunkach. Średnia głębokość pokładów, z jakich jest wydobywany, to 720 m, a najgłębsze pokłady sięgają prawie 1300 m. A im głębiej, tym bardziej niebezpiecznie. Rosną więc równocześnie koszty bezpieczeństwa.

Nowy Śląsk?

Problem dotyczy głównie Śląska, gdzie niektóre kopalnie pracują już ponad 200 lat. Ale są w Polsce miejsca, w których wydobycie węgla jest znacznie bardziej opłacalne. Takim przykładem jest zlokalizowana na Lubelszczyźnie "Bogdanka" - najbardziej dochodowa polska kopalnia. Przez lata kolejne rządy nie zrobiły jednak nic, by w tym regionie stworzyć kolejne polskie zagłębie wydobywcze. Nie bez znaczenia była presja śląskiego lobby górniczego, które obawia się konkurencji ze strony tańszego węgla ze wschodu Polski. Czego nie zrobi państwo, mogą zrobić prywatne firmy i to niekoniecznie polskie. Australijska spółka PD Co zamierza wybudować kopalnię węgla kamiennego na Lubelszczyźnie, zatrudniającą około 2 tys. osób. Kopalnia, której budowa może kosztować 3 mld zł, ma ruszyć po 2020 r.

- Przeniesienie ciężaru wydobycia ze Śląska na Lubelszczyznę jest uzasadnione ze względów geologicznych i ekonomicznych. Uwarunkowania naturalne są na Lubelszczyźnie tak korzystne, że opłaca się postawić nawet kopalnię od podstaw, a i tak da tani węgiel. Na Śląsku w większości kopalń nie da się już tanio wydobywać węgla. Po 200 latach eksploatacji zagłębia wydobycie wielu zasobów ze względu na głębokość, strukturę geologiczną i zagrożenia naturalne nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Do tego dochodzi stara, mało wydajna infrastruktura wydobywcza, która podnosi koszty - mówił niedawno dla jednej z gazet dyrektor "Bogdanki" Mirosław Taras.

Można też na Śląsku

Co ciekawe, to właśnie on ma teraz ratować sytuację w Kompanii Węglowej, której właśnie został prezesem. - Sytuacja każdej kopalni jest inna. Są zakłady na Śląsku, takie jak Ziemowit, które osiągają znakomite wyniki i bardzo dobre rentowności, porównywalne do Bogdanki. Inne radzą sobie bardzo słabo, bo mają gorsze warunki geologiczne - tłumaczy Taras. - Śląsk jest i pozostanie potężnym kapitałem przemysłu wydobywczego. To myśl techniczna i nowoczesne technologie, nad którymi się tu pracuje, innowacyjne rozwiązania, doświadczenie i wiedza tysięcy pracujących na Śląsku fachowców - dodaje.

Dużo zależy też od postawy górniczych związków zawodowych. Wiele mówi o tym przypadek kopalni Silesia. Kilka lat temu wchodziła ona w skład Kompanii Węglowej, a ta skazała ją na likwidację, bo dalsze wydobycie wymagałoby ogromnych nakładów inwestycyjnych. Silesia jednak przetrwała i dziś jest jedną z najlepszych i najnowocześniejszych kopalń w Polsce. Setki milionów złotych zainwestował jej nowy właściciel - czeski Holding Energetyczny i Przemysłowy. Do zakupu kopalni przekonały Czechów działające w Silesii związki zawodowe, godząc się m.in. na likwidację czternastej pensji oraz pracę w soboty i niedziele za stawki takie jak w normalne dni.

Niemcom się opłaca

Na koniec warto przytoczyć opinię prof. Zbigniewa Kasztelewicza, kierownika Katedry Górnictwa Odkrywkowego na AGH. - Niemcy zużywają ponad dwa razy więcej węgla niż Polska i wciąż zwiększają jego wydobycie. Wykorzystują oni w energetyce zarówno węgiel kamienny rodzimy, jak i importowany w podobnym jak Polska zakresie, bo około 50 mln ton. Z kolei węgla brunatnego Niemcy wydobywają aż trzy razy więcej (184 mln w 2012 r.). Polska w tym czasie zużyła tylko 64 mln ton - zwraca uwagę profesor. - Paradoks jest zatem następujący: Niemcy mogą i opłaca im się wydobywać węgiel, mają program wydobywczy dla węgla brunatnego na następne 40 lat wydobycia, a nam Polakom się to nie opłaca, a długoterminowe plany wydobywcze nie istnieją. Rodzi się zatem pytanie, dlaczego tylko Polska jest "krajem do bicia" za energię węglową ochrzczoną mianem "brudnej energii"? - podsumowuje. Może więc trzeba przy rozwiązywaniu problemów polskiego górnictwa brać przykład z naszych zachodnich sąsiadów?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Czarne złoto czy czarny problem
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.