Czym jest sumienie z punktu widzenia psychoterapii?

(fot. Priscilla Du Preez / Unsplash)
Cezary Sękalski

W gabinecie psychoterapeutycznym na ogół nie rozmawia się o su­mieniu. Nie ma tu miejsca na to, aby się do niego intencjonalnie odnosić. Byłaby to bowiem próba wywierania wpływu, przekony­wania, agitacji, a czasem nawet presji.

Pacjent zgłosił się do mnie do gabinetu z problemami życiowy­mi. Obok innych tematów nagle opowiada o swoich częstych wy­padach ze znajomymi na piwo. „Ile razy w tygodniu zdarzają się takie wyjścia? – pytam. – Ile spożywa pan wtedy alkoholu?”. Po uzyskaniu odpowiedzi w żaden sposób tego nie komentuję. Na etapie wywiadu zwykle bowiem ograniczam się tylko do zbiera­nia informacji. Tydzień później, na drugiej konsultacji mężczyzna zwierza się, że po naszym pierwszym spotkaniu postanowił ograniczyć swoje zakrapiane spotkania. „Dlaczego pan to zrobił? – pytam. – Przecież ja w żaden sposób nie sugerowałem panu, czy to jest dobre, czy złe”. „Pana pytania zmusiły mnie do reflek­sji nad tym, co robię – odpowiedział. – Czy to mi służy, czy nie. Uznałem, że tamte spotkania to była jednak forma ucieczki od moich bieżących problemów. Nic sensownego na dłuższą metę z tego nie wynika…”.

Używając terminologii Zygmunta Freuda, można powiedzieć, że w pacjencie uruchomiło się ego reflektujące. Ono uzdolniło go do rezygnacji z ulegania impulsom ze sfery id. Tym, którymi rządzi zasada dążenia do przyjemności.

DEON.PL POLECA

Psychoterapia a sumienie

W gabinecie psychoterapeutycznym na ogół nie rozmawia się o su­mieniu. Nie ma tu miejsca na to, aby się do niego intencjonalnie odnosić. Byłaby to bowiem próba wywierania wpływu, przekony­wania, agitacji, a czasem nawet presji. A jednak przytoczony wy­żej przykład dobrze obrazuje to, jak neutralne pytania terapeuty mogą uruchamiać sumienie. Dzięki nim pojawia się bowiem ja­kiś proces refleksji, który prowadzi do lepszego rozumienia siebie, a nieraz i krytycznej oceny własnego postępowania. Jej skutkiem bywa gotowość do wprowadzenia zmiany w życiu, kiedy sam pa­cjent uzna, że jego dotychczasowe działania przynoszą negatyw­ne skutki. Kiedy brakuje motywacji albo nie ma umiejętności do­konania zmiany, praca dotyczy poznawania i przepracowywania mechanizmów psychicznych, które to utrudniają.

Gdyby sam terapeuta zaczął wyrażać sąd na temat wartości mo­ralnej jakiegoś zachowania, stanąłby po stronie superego pacjen­ta, a więc oceniającej i karzącej wewnętrznej instancji. Kształtuje się ona w interakcji z rodzicami albo innymi osobami znaczący­mi. Tym samym psychoterapeuta nie prowadziłby pacjenta do refleksji nad sobą, ale próbowałby na niego wpływać. W gabine­cie psychoterapeutycznym ważniejsze jest jednak, aby to sam pa­cjent we własnym tempie dochodził do zmian w swoim życiu, niż by wyręczał go w tym terapeuta. I choć droga na skróty mogłaby czasem kusić wizją szybszej zmiany, dokonywałaby się ona pod wpływem zewnętrznego nacisku, a nie wewnętrznej motywacji. Stąd małe szanse na to, że przemiana byłaby trwała, gdyby nacisk zewnętrzny zelżał. Ponadto jakakolwiek presja ze strony terapeuty budziłaby dodatkowy opór. I zamiast walczyć z własnymi destruk­cyjnymi mechanizmami psychicznymi, pacjent zacząłby spierać się z terapeutą.

Między moralną presją a dojrzałą autonomią

Powyższe dylematy dobrze ujmuje Carl Gustaw Jung, który odróż­niał sumienie moralne od sumienia etycznego. Pierwsze można porównać do Freudowskiego superego, którym rządzi wymóg do­stosowania się do zewnętrznych społecznych norm. Dziecko jest karane w procesie wychowania za zachowania sprzeczne z norma­mi, a nagradzane za ich przestrzeganie. Sumienie etyczne rodzi się natomiast w procesie samowychowania, osobistego rozwoju, czasem w relacji z mistrzem. Wierność mu wiąże się wtedy nie z ja­kimiś zewnętrznymi naciskami, ale z osobistą motywacją. Zresz­tą superego w ujęciu Freuda też zawierało ten element w postaci dążenia do ja idealnego.

Ten etap rozwoju prowadzi do indywiduacji, a więc dalszego sa­modzielnego procesu odkrywania i realizacji wartości w życiu człowieka. Jest ono wyrazem większej dojrzałości i samodzielno­ści w poszukiwaniu powołania i wartości, na których dana osoba pragnie oprzeć swoje życie, aby lepiej rozwijać się w służbie in­nym ludziom...

Osobę, która kieruje się sumieniem moralnym, można porów­nać do najemnika, który tylko wykonuje cudze rozkazy. Sumienie etyczne występuje u osób, które nie tylko dostosowują się do ze­wnętrznych wymogów, ale potrafią żyć także w wymiarze bezinteresownego daru z siebie.

Intuicje te pokrywają się w pewien sposób z myślą św. Ignacego Lo­yoli. Autor Ćwiczeń duchowych zalecał bowiem kierownikowi du­chowemu, aby w swoim towarzyszeniu rekolektantowi w kontek­ście jego wyboru powołania nie skłaniał go ku żadnej opcji, „lecz stojąc w środku, niczym języczek u wagi, niech dozwoli Stwórcy działać bezpośrednio ze swoim stworzeniem, a stworzeniu ze swo­im Stwórcą i Panem”[1].

Sumienie w teologii moralnej

Teologia moralna definiuje sumienie jako wewnętrzną władzę człowieka, dzięki której potrafi on dokonywać oceny moralnej wła­snego postępowania. Najbardziej teologiczna definicja twierdzi, że jest to głos Boga w człowieku. To piękne i proste ujęcie. Nieco się jednak komplikuje, kiedy zaczynamy dzielić włos na czworo. Głos bowiem to inaczej komunikat, impuls, wezwanie, ocena. A jego istnienie zakłada zarówno obecność nadawcy, jak i odbiorcy. Ob­raz Boga, jaki posiada w sobie odbiorca, będzie miał zatem wpływ na to, jak zrozumie on odebrane przesłanie. Czy jego nadawcą jest surowy i niedostępny Prawodawca, czy też miłosierny Ojciec zatro­skany o los syna marnotrawnego? Wpływ na przekaz będzie miał również obraz siebie samego. A zarówno jeden, jak i drugi zwykle kształtuje się w różnych interakcjach społecznych. Stąd teologia moralna obok prawego sumienia, które trafnie ocenia postępowanie człowieka, wyróżnia również możliwe znie­kształcenia naszych ocen moralnych.

Typy sumienia

Z tego punktu widzenia sumienie może być zatem szerokie, kie­dy potrafi wszystko wytłumaczyć, a pojęcie grzechu sprowadza tylko do rzadkich rażących wykroczeń. „Nikogo nie zabiłem ani nie okradłem, więc nie mam sobie nic do zarzucenia…” – można niekiedy usłyszeć taką deklarację. Nie ujmuje ona jednak bardziej subtelnych wymiarów życia, choćby w relacjach z najbliższymi albo w kwestii realizacji obowiązków stanu.

Sumienie może być także wąskie. Występuje ono u osób, które przeżywają poczucie winy zawsze, kiedy tylko dostrzegą własne uchybienia, nawet w drobnych nieraz nie do końca świadomych zachowaniach.

Istnieje też sumienie skrupulanckie, kiedy człowiek widzi i przeży­wa swój grzech nawet tam, gdzie obiektywnie go nie ma. Tu wcho­dzimy na teren psychologii klinicznej. Z jej bowiem perspektywy w przypadku występowania silnych skrupułów moralnych można mówić o lękowych zaburzeniach nerwicowych.

I zdarzyło się w mojej praktyce, że z takim właśnie zespołem tra­fiał do mnie pacjent dzięki sugestii swojego stałego spowiednika. Kapłan zauważył bowiem, że proste pouczenie penitenta na temat tego, co jest grzechem w danej dziedzinie, a co nie, tylko na chwilę przynosiło mu ulgę. Po paru tygodniach mężczyzna bowiem po­wracał do spowiednika z kolejnymi bolesnymi wątpliwościami i lękiem, że jego mimowolne życiowe potknięcia bez jakiejś wy­szukanej ekspiacji mogą zostać niewybaczone…

Skrupuły nie są sprawą rzadką w życiu duchowym. Święty Ignacy Loyola krótko po nawróceniu przeżywał je w tak silny sposób, że miał nawet pokusę popełnienia samobójstwa. W pokonaniu ich nie pomógł ani tygodniowy całkowity post, ani nakaz ze strony spowiednika, aby więcej nie spowiadał się z grzechów, które już zostały odpuszczone. Wyzwolenie stało się jego udziałem dopie­ro wtedy, kiedy przeanalizował myśli o swojej winie od pierwszej do ostatniej i odkrył emocjonalny mechanizm, który wikłał go i zniewalał. Potem swoje odkrycia spisał w Ćwiczeniach ducho­wych w postaci reguł o skrupułach.

I choć we wspomnianych odkryciach wewnętrznych św. Ignacy widział przede wszystkim Bożą pomoc i łaskę, a myśli prowadzące do skrupułów rozumiał jako podstępy złego ducha, można spoj­rzeć na nie również z perspektywy psychoterapii behawioralno­-poznawczej. I nieraz w trakcie sesji sięgam po tego typu narzędzia, aby pomóc pacjentowi przeanalizować, jakie uczucia wywołało ja­kieś trudne doświadczenie i jakie po nim powstawały destrukcyjne myśli, które nabierały obsesyjnego charakteru… Uświadomienie sobie działania takiego mechanizmu i nabieranie do niego dystan­su często prowadzi do wewnętrznego wyzwolenia.

Oprócz wspomnianych typów sumienia istnieje jeszcze sumienie błędne. I do dziś uderza mnie zapis z ukrytej kamery policyjnej furgonetki-pułapki, do której włamał się złodziej i przeżegnał się przed uruchomieniem silnika kradzionego samochodu… Krętymi drogami może chodzić ludzka myśl, kiedy ktoś prosi Boga o po­moc w sytuacji łamania Jego siódmego przykazania.

Innym przykładem takiego sumienia mogą być próby zamówie­nia mszy w intencji szczęśliwego zabiegu, który okazuje się... za­biegiem aborcji… A słyszałem niedawno, że takie prośby o mszę zdarzają się od czasu do czasu na przykład na Jasnej Górze. I pew­nie ofiarodawcy bywają skonfundowani, że paulini nie chcą przy­jąć takiej intencji mszalnej mimo chęci złożenia ofiary.

Duchowe kształtowanie

Skoro sumienie to wewnętrzne narzędzie pomiarowe służące do oceny własnego postępowania, aby było sprawne, powinno mieć związek z prawdą. Ta z kolei oznacza zgodność jakiejś wewnętrz­nej, subiektywnej oceny z przykazaniami i obiektywnym porządkiem moralnym. Wymaga to pracy nad dokładnością wskazań własnego sumienia. Można i trzeba je zatem kalibrować i ustawiać zakres jego działania. Duchowość chrześcijańska oferuje ku temu wiele skutecznych środków. Są one skierowane zarówno ku coraz lepszemu poznawaniu Boga i Jego oczekiwań względem chrześci­janina, jak również ku coraz dokładniejszemu rozumieniu zasad chrześcijańskiej moralności. Wreszcie pomoce mogą dotyczyć poznawania siebie i refleksji nad tym, czy moje myślenie o sobie samym nie zniekształca mojego głosu sumienia.

W pracy nad pierwszym wymiarem może pomóc lektura Pisma Świętego i medytacja nad poszczególnymi jego fragmentami. Tu droga Ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli może okazać się szczególnie pomocna. I to nie tylko w sensie duchowym, ale i klinicznym. Pewna doświadczona psychoterapeutka, u której szkoliłem się w nurcie psychodynamicznym, wspominała mi o pacjencie z po­ważnym zaburzeniem osobowości, który obok intensywnej terapii równocześnie szedł drogą rekolekcji ignacjańskich. Jej zdaniem skróciło to terapię o jakieś dwa i pół roku…

W drugim wymiarze pomocny może być namysł nad przykaza­niami Bożymi, nauczaniem moralnym Kościoła, zastosowanie różnych rachunków sumienia. Również udział w rekolekcjach, które pogłębiają rozumienie zasad życia chrześcijańskiego w róż­nych jego obszarach może być pomocny.

Trzeci wymiar jest bardziej osobisty. Najskuteczniejsza jest tu za­tem pomoc indywidualna, na przykład w dialogu ze współmał­żonkiem, kierownictwo duchowe, udział w grupie dzielenia czy też spowiedź, najlepiej u stałego spowiednika.

Kiedy natomiast ktoś odkrywa w sobie niedomagania psychiczne, z którymi sobie nie radzi, korzystne może być również wsparcie psychoterapeuty.

Wszystkie te pomoce mają służyć nieustannemu namysłowi nad sobą. Winien on towarzyszyć każdemu człowiekowi, który trosz­czy się o swój osobisty rozwój duchowy. Niedoścignionym wzo­rem w tej dziedzinie był z pewnością wspomniany już św. Ignacy Loyola. Codziennie praktykował on bowiem dwa rachunki sumie­nia, w południe i wieczorem. Robił to nie dlatego, że był jakimś wielkim grzesznikiem. Po prostu odczuwał potrzebę nieustanne­go monitorowania własnej aktywności, zarówno w wymiarze po­zytywnym, jak i negatywnym.

Znaki czasu

Wpływ na odczyty sumienia ma również kontekst społeczny, w ja­kim żyje człowiek. Ciągle jesteśmy bowiem na bieżąco bombar­dowani przeróżnymi ideami, które starają się proponować nam przeróżne drogi na skróty we własnych wyborach moralnych. Ist­nieją także społeczne przyzwolenia na zachowania nieewange­liczne. Także w obrębie Kościoła się to zdarzało i z perspektywy czasu historia negatywnie oceniła na przykład krucjaty, symonię, przemoc inkwizycji, polowania na czarownice czy też kupczenie odpustami. Pan Jezus strofował swoich współczesnych słowami: „Sprawnie uchylacie Boże przykazania, aby swoją tradycję zacho­wać” (Mk 7,9). W innym miejscu zarzucał: „Ślepi przewodnicy, którzy przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda!” (Mt 23,24).

Zarzuty te można również odczytać w kontekście działań niektó­rych funkcjonariuszy współczesnego Kościoła. Dopiero wraz z mo­ralnym rozwojem społeczeństwa dojrzewają do wyrazistego na­zywania grzechów, które dotąd wydawały się nieistotne, a często i przemilczane. I chyba każda epoka ma swoich proroków, którzy przekraczają lęk i potrafią wbrew zastanemu status quo pokazać, że król bywa nagi.

Dziś obszarem, który domaga się wyjątkowej przejrzystości, jest kwestia nadużyć seksualnych ze strony duchownych, któ­rzy sprzeniewierzyli się swojemu powołaniu. Mimo prób de­maskowania ich działania przez lata wielu z nich pozostawało bezkarnymi. Dla osób decyzyjnych, które o tym wiedziały, śro­dowiskowa solidarność oraz lęk przed utratą dobrego imienia instytucji stawały się ważniejsze niż ochrona i zadośćuczynienie bezbronnym ofiarom. W ten sposób następowało wypaczenie rozumienia nie tylko wartości ewangelicznych, ale i uniwersal­nych praw człowieka.

Skandale seksualne w Kościele są przykładem takiej właśnie erozji sumienia i kładą się cieniem na wizerunku wspólnoty, która o su­mieniu naucza i stara się je kształtować. Widać zatem nieustan­ną potrzebę przyglądania się różnorakim przejawom degradacji sumienia zarówno w Kościele, jak i w każdym innym środowi­sku. Korporacyjna mentalność grozi bowiem jego wypaczaniem. „Pobudowaliście kościoły, przeniknijcie wasze życie ewangelią” – powiedział w sposób profetyczny Jan Paweł II w Nowej Hu­cie w 1979 roku. Wrażliwość na znaki czasu oraz odwaga w walce z naturalnym oporem przed zmianą mogą otworzyć drogę do ko­niecznych reform, dzięki którym głos sumienia stanie się bardziej wyrazisty i czytelny.

Cezary Sękalski (ur. 1967), doktor teologii duchowości i psychote­rapeuta. Pracuje w Małopolskim Centrum Psy­choterapii w Krakowie. Przyjmuje pacjentów tak­że w prywatnym gabinecie. Jest autorem książek i artykułów. Ostatnio wydał: Jak przebaczać a jak nie przebaczać w relacjach. Prowadzi bloga po­święconego psychoterapii i duchowości na stro­nie: psychoterapia-sekalski.pl

Przypisy:

[1] Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 2002, 15.

Tekst ukazał się na łamach "Życia Duchowego". Cały numer znajdziesz tutaj >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czym jest sumienie z punktu widzenia psychoterapii?
Komentarze (2)
KW
~Kornel Wolny
29 września 2020, 10:50
Może mi ktoś przybliżyć znaczenie zwrotu "obiektywny porządek moralny"? Wg słownikowej definicji”: 1. przedstawianie i ocenianie czegoś w sposób zgodny ze stanem faktycznym, niezależnie od własnych opinii, uczuć i interesów; 2. w aksjologii: stanowisko, które przypisuje wartościom istnienie niezależne od świadomości. Szczególnie pkt. drugi zaprzecza temu zwrotowi, gdyż moralność jest zawsze zależna od naszej świadomości.
IW
~Ireneusz Warciak
29 września 2020, 10:35
„…sumienie […], aby było sprawne, powinno mieć związek z prawdą.” No to trzeba, Panie Doktorze, pisać prawdę: przecedzacie komara ideologii, a połykacie wielbłąda bezwstydnego uchylania się od odpowiedzialności za prawidłowe włączenie OSÓB lgbt++ do podstawowych wspólnot życia: rodziny, pracy/szkoły… . W tej sytuacji nie można nawet zdiagnozować problemu, bo większość się nie przyzna, albo wcale do was nie przyjdzie, żeby nie usłyszeć, że są do niczego niezdatnymi zboczeńcami, godnymi co najwyżej poniżającego politowania, który nazywacie „szacunkiem, współczuciem i delikatnością”. Apeluję do sumienia Pana Doktora - przecież prawda was wyzwoli.