Homoterroryzm po polsku
Frontalny atak homoseksualnego lobby na rodzinę i religię katolicką przybiera na sile. Doszliśmy do takiego punktu, w którym każdy, kto ma odwagę krytycznie wypowiedzieć się na temat homoseksualistów, staje się tarczą strzelniczą. Przypadki prof. Pawłowicz, poznańskich naukowców z Akademickiego Klubu Obywatelskiego, ks. Oko, a wreszcie Lecha Wałęsy są aż nadto wymowne.
Walec ideologicznego postępu z hukiem przetacza się przez Polskę. Cel jest oczywisty: zmiażdżyć chrześcijańską tożsamość narodu z wszelkimi jej atrybutami - rodziną, patriotyzmem, tradycją. W tej walce nie ma pardonu. Kto nie jest po stronie "postępowców", podlega natychmiastowemu i całkowitemu ostracyzmowi. Według promotorów "jedynie słusznej ideologii" dla jej krytyków nie ma miejsca w debacie publicznej, na uniwersytetach, w mediach. "Wsteczniacy" muszą się usunąć na bok, nie mają prawa torować drogi nowoczesności. Na razie polscy homoterroryści nie formułują bardziej radykalnych postulatów wobec swoich oponentów, ale już wkrótce może się to zmienić. Gotowe wzorce czekają. Choćby w Holandii. Grupa radnych Amsterdamu wpadła niedawno na pomysł, żeby ludzi krytycznych wobec homoseksualistów poddać reedukacji w kontenerowym getcie na obrzeżach miasta. Według pomysłodawców, niepoprawni politycznie mieliby prawo wrócić do swoich domów tylko po przyjęciu słusznych poglądów. Czyż to nie paradoks, że środowiska mające prawdziwą obsesję na punkcie antysemityzmu i dyskryminacji mniejszości dopuszczają rozwiązania jednoznacznie kojarzące się z ustawami norymberskimi?
Ks. Oko w oku cyklonu
O napaściach, które spotkały prof. Krystynę Pawłowicz po jej wyrazistej wypowiedzi sejmowej na temat społecznej destrukcyjności homoseksualizmu, i gwałtownej reakcji rodzimego homolobby na list w jej obronie sygnowany przez kilkuset naukowców z Poznania, Łodzi i Krakowa jest głośno już ponad miesiąc. Ostatnie dni przyniosły kolejną falę ataków "postępowców" na osoby wypowiadające się krytycznie na temat homoseksualistów. Prawdziwe gromy posypały się na ks. Dariusza Oko po jego występie w programie "Tomasz Lis na żywo". Ks. Oko, autor szeroko komentowanego nie tylko wśród katolików tekstu Z papieżem przeciw homoherezji, w programie prowadzonym przez Lisa w bardzo rzetelny sposób, odwołując się do wiarygodnych badań naukowych i statystyk, odkłamywał kolejne mity homopropagandy. Pomimo charakterystycznej dla programu formuły "wszyscy na jednego" nie dał się zbić z tropu swoim agresywnym adwersarzom, konsekwentnie prezentując pogląd Kościoła na homoseksualizm. Trudno policzyć obelgi i wyzwiska, które niczym z rynsztoka wylały się na krakowskiego kapłana po występie u Lisa.
Ktoś z sympatyków ruchu LGBT (z ang. Lesbian, Gays, Bisexuals, Transgenders, czyli lesbijki, geje, biseksualiści i transwestyci) wyznał bez ogródek na internetowym forum, "że ks. Dariusz Oko, który był w programie «Tomasz Lis na żywo» powinien być leczony psychiatrycznie. Nie wiem, jak można do telewizji zapraszać człowieka tak zacofanego, któremu z pyska toczyła się piana. Szkoda, że nie byłem na widowni, bo dostałby z otwartej pięści w pysk za mówienie, że geje to pedofile, a homoseksualistów się leczy!!! (Sorrka, ale łagodniej napisać się nie dało!)". Wpisów utrzymanych w podobnej poetyce były setki. Tak wygląda tolerancja ze strony homoseksualistów w praktyce. Z drugiej strony jednoznaczny przekaz ks. Oko spotkał się z uznaniem ze strony wielu telewidzów. Kapłan przyznał, że po programie napłynęło do niego bardzo wiele e-maili i listów ze słowami poparcia. Myślę, że to wyraz tęsknoty dużej części Polaków do wyrazistej i nierozmytej obrony rodziny i tradycyjnych wartości na publicznym forum. W mediach głównego nurtu coraz rzadziej można spotkać odważnych rzeczników tych wartości. Panuje w nich niepodzielnie politycznie poprawny bełkot.
Wałęsa na cenzurowanym
Nawet Lech Wałęsa, historyczny przywódca "Solidarności", noblista, człowiek o delikatnie mówiąc kontrowersyjnej biografii, hołubiony przez media i establishment III RP, który z definicji był poza wszelką krytyką, nagle znalazł się pod zmasowanym ostrzałem ze strony homolobbystów. Poszło o wypowiedź, której eks-prezydent udzielił Monice Olejnik w radiowym wywiadzie. Wałęsa powiedział wprost, że sprzeciwia się afiszowaniu przez homoseksualistów i że nie powinni być oni nadreprezentowani w parlamencie. Dodał też (na swoje nieszczęście), że w świetle religii chrześcijańskiej homoseksualizm jest grzechem. No i rozpętało się piekło. Psy na nobliście zaczęli wieszać nie tylko rodzimi lewicowcy. Od poglądów ojca odciął się nawet jego syn Jarosław. Wałęsa ani myśli się kajać, a to może poważnie zachwiać jego międzynarodową reputacją. Zjednoczeni hommolobyści wszystkich krajów mu nie odpuszczą. Tom Morello, gitarzysta legendarnej amerykańskiej formacji "Rage Against the Machine", napisał na Twitterze: "Przykro patrzeć, jak bohater «Solidarności» Lech Wałęsa, pogrąża się w homofobicznym bełkocie". Pod opinią amerykańskiego rockandrollowca podpisałby się zapewne ochoczo i prezydent Obama, gdyby nie krępowała go dyplomatyczna etykieta.
Rozmiękczanie sumień
Oprócz totalnej wojny z oponentami wypróbowaną taktyką homoseksualnego lobby jest stawianie się w sytuacji dyskryminowanej mniejszości. Wiele kampanii firmowanych przez środowiska LGBT odbywa się według schematu: "Jestem dumny z faktu bycia gejem(lesbijką)". Zjawisku określanym mianem "coming outu", czyli publicznego ujawnienia swojej homoseksualnej orientacji przez znane osoby, nadaje się ogromny rozgłos. W ostatnich dniach na ulicach kilku największych polskich miast pojawiły się billboardy przedstawiające znanych rodziców wraz z ich homoseksualnymi dziećmi. Akcję firmuje "Kampania przeciw homofobii", ale co znamienne, w jej finansowe wsparcie zaangażowały się także samorządy niektórych miast (na marginesie tym samym samorządom często trudno wysupłać grosz choćby na inicjatywy o charakterze patriotycznym). Deklarowanym przesłaniem kampanii jest afirmacja odbiegających od normy relacji rodzinnych, ukrytym - oswajanie Polaków z homoseksualizmem, a ujmując rzecz wprost - rozmiękczanie sumień i relatywizacja wartości. Przy okazji tej kolejnej kampanii homolobby nikt nie zająknie się w mediach na temat większej skłonności do depresji czy samobójstw stwierdzonej wśród homoseksualistów, o głębokich kryzysach rodzinnych towarzyszących ujawniającym swoją seksualną orientację młodym ludziom nawet nie wspominając.
Totalitarne inspiracje "wolnej miłości"
Obserwując impet, z jakim homolobby próbuje przebudować świadomość Polaków, machinalnie nasuwają się historyczne wnioski. Wbrew hasłom wypisanym na swoich sztandarach ruch LGBT ma wiele cech typowych dla systemów totalitarnych. Nie toleruje jakiejkolwiek opozycji, a źródłem wszelkiego zła jest dla niego opresyjny system społeczny - dziedzictwo religii judeochrześcijańskiej. Podobne diagnozy stawiali niemieccy naziści i bolszewicy w Rosji. Ideolodzy obydwu zbrodniczych systemów postulowali wyzwolenie z tradycyjnych norm seksualnych. Już w grudniu 1917 r. Lenin wydał dekret "O zniesieniu małżeństwa", a kiedy w jego rocznicę przez Moskwę przemaszerował pochód lesbijek, na wieść o nim zachwycony wódz światowego proletariatu wykrzyknął do członków Politbiura: "Tak trzymać towarzysze, tak trzymać!". Hasła seksualnego wyzwolenia przejęły ochoczo inspirowane przez komunizm ruchy studenckie lat 60. ubiegłego wieku. Amerykańscy i europejscy hippisi wzywali do "wolnej miłości".
Komunistycznym strategom w Moskwie czy Pekinie te hasła były "w to mi graj", w ich kalkulacji, masowe zakwestionowanie tradycyjnych wartości (w tym norm seksualnych) przez pokolenie określane generacją 1968, miało doprowadzić do rozkładu społeczeństw Zachodu. Z perspektywy prawie 50 lat, które upłynęły od rewolucji seksualnej, można powiedzieć, że te kalkulacje w dużym stopniu okazały się słuszne. Bilans seksualnej rewolucji na Zachodzie jest zatrważający. Rozkład rodziny, uwiąd religii, epidemia rozwodów i AIDS. Obyśmy w Polsce potrafili wyciągnąć z tych doświadczeń właściwe wnioski. Jeszcze nie jest za późno.
Bilans seksualnej rewolucji na Zachodzie jest zatrważający. Rozkład rodziny, uwiąd religii, epidemia rozwodów i AIDS. Obyśmy w Polsce potrafili wyciągnąć z tych doświadczeń właściwe wnioski. Jeszcze nie jest za późno.
Skomentuj artykuł