Między płcią a płciową tożsamością

(fot. Guillaume Paumier/flickr.com)
ks. Dariusz Madejczyk / "Przewodnik Katolicki"

"Uważam, że przemoc wobec osób homoseksualnych jest nie do przyjęcia i powinna być odrzucona, chociaż nie oznacza to wcale poparcia dla ich zachowania" - stwierdził w wywiadzie dla amerykańskiej stacji katolickiej EWTN abp Silvano Tomasi, przedstawiciel Stolicy Apostolskiej przy biurach ONZ w Genewie.

Kontekst tej wypowiedzi stanowi niedawna (17 czerwca br.) rezolucja Rady Praw Człowieka ONZ dotycząca praw człowieka w odniesieniu do orientacji seksualnej i tożsamości płciowej (dokument nosi tytuł: Human rights, sexual orientation and gender identity). Abp Tomasi zauważył, że wyznaczony przez ONZ program działań prowadzi w bardzo niebezpiecznym kierunku. Przez włączenie w problematykę praw człowieka kwestii specjalnych praw dla homoseksualistów próbuje się wprowadzić zupełnie nową normę, która będzie prowadzić nie tylko do ograniczenia wolności Kościoła katolickiego, ale w ogóle wolności słowa tych wspólnot religijnych oraz ludzi, którzy mówią o grzeszności czynów homoseksualnych lub zwyczajnie odrzucają ten styl życia jako niezgodny z ludzką naturą.

Konsekwencją możliwych praw, które wynikałyby z realizacji tego programu ONZ, byłoby rażące naruszenie wolności słowa, wyznawania religii i osobistych przekonań, a także zakwestionowanie prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z wyznawanymi przez nich wartościami. W wypadku odmowy celebrowania "ślubów" osób tej samej płci państwa oraz wspólnoty religijne mogłyby zostać oskarżone o naruszanie praw człowieka, a kapłani lub urzędnicy mogliby nawet otrzymywać nakazy asystowania w tego typu ceremoniach.

LGTB kontra rodzina

Jak widać, tęczowa propaganda, czyli zabiegi środowisk LGTB (lesbijki, geje, transseksualiści, biseksualiści), by zmieniać prawo i sposób myślenia o dewiacjach seksualnych, zatacza coraz szersze i coraz to nowe kręgi. To właśnie jest ten symboliczny dwupak, o którym w poprzednim wydaniu "Przewodnika Katolickiego" mówił socjolog dr Tomasz Żukowski. Pod płaszczykiem równości próbuje się przemycać specjalne prawa dla wybranych środowisk - tych, które głośniej krzyczą lub ekstrawagancko się ubierają - nie tworzy się natomiast programów realnego, a przede wszystkim skutecznego wsparcia dla rodzin. Nie widać w międzynarodowych instytucjach wielkiej determinacji, gdy idzie o wsparcie dla rodzin w najuboższych krajach, bo nie ma lobby, które byłoby tym zainteresowane. Gros pomocy trafia w najuboższe rejony świata przez organizacje charytatywne oraz dzięki działalności wspólnot kościelnych różnych wyznań. ONZ upomina się o przywileje dla środowisk LGTB, które na swoje "inne" życie wydają ogromne pieniądze i wspierają w ten sposób wielki seksbiznes, nie upomina się natomiast o prawa dla zwykłych rodzin, które nie oczekują niczego szczególnego - chcą pracy, godziwego wynagrodzenia, dobrego kształcenia dzieci i młodzieży oraz odpowiedniego wsparcia, gdy rodzina jest wielodzietna lub przeżywa jakieś trudności.

Zbliżające się wybory ponownie uruchomiły w Polsce dyskusje, których już nieraz byliśmy świadkami - związki partnerskie, aborcja, antykoncepcja, in vitro. Ciekawe, że żadna z partii (może poza ugrupowaniem Polska Jest Najważniejsza, które w tych dniach przedstawiło swój raport na temat demografii) nie wykazała się tak samo wielką determinacją w zabieganiu o rodzinę… Rodzinę, od której zależy przecież nasza przyszłość. W zamian za to znaczna część posłów oraz mediów wspierających ruchy gejów i lesbijek robi co się da, by doprowadzić do degradacji rodziny. Kolorowe opowieści o szczęśliwych homoparach serwowane przez "Gazetę Wyborczą" i telewizyjne występy dyżurnych promotorów prawnego usankcjonowania związków osób tej samej płci nie zmienią faktów. Próba zrównania związku dwóch mężczyzn lub dwóch kobiet z małżeństwem mężczyzny i kobiety jest nie czym innym jak zamachem na porządek wynikający z ludzkiej natury. Tak samo zresztą jak przejmowanie opieki nad dziećmi przez pary jednopłciowe zamiast troski o naturalną relację: mama-tata-dziecko. Adopcja dzieci przez pary homoseksualne jest wyrywaniem dzieci z naturalnego środowiska, w którym powinny wzrastać i dojrzewać do właściwych międzyludzkich relacji opartych na przynależących im z natury wzorcach matki i ojca.

Celowo nie odwołuję się w tym miejscu do fundamentów religijnych. Porządek natury powinien być jasny dla każdego. Także dla człowieka niewierzącego. Można nie wierzyć w sakrament małżeństwa. Jednak małżeństwo jako takie ma swoje fundamenty już w samej psychofizycznej konstrukcji człowieka. Dziecko natomiast, które jest owocem miłości i małżeńskich relacji mężczyzny i kobiety - zgodnie z naturą - musi mieć jako rodziców matkę-kobietę i ojca-mężczyznę.

Językowy przekręt

Wspomniana rezolucja Rady Praw Człowieka ONZ dotyczy praw człowieka w odniesieniu do orientacji seksualnej (sexual orientation) i tożsamości płciowej (gender identity). Warto zauważyć, na co zwracał też uwagę abp Tomasi, że ten oficjalny dokument jednej z agend ONZ wprowadza pojęcia, które nie są w żaden sposób ujęte w prawie międzynarodowym, ale dla niektórych osób stanowią pewien kod słowny, przez który odnoszą się one do konkretnych działań i zachowań. "Zamiast mówić o gender (kulturowej tożsamości płciowej), powinniśmy mówić o płci - powszechnym terminie prawa naturalnego odnoszącym się do kobiety i mężczyzny" - podkreśla abp Tomasi.

Łatwo zauważyć, że zabieg językowy, którym jest mówienie o tożsamości płciowej (czyli o pewnych subiektywnych odczuciach konkretnej osoby) zamiast o płci, jest jedną z dróg do wprowadzania nowych uregulowań prawnych, a wcześniej jeszcze do kształtowania postaw przenikniętych akceptacją dla zachowań homoseksualnych. Zastąpienie "płci" określeniem "tożsamość płciowa" wprowadza przez zabieg językowy nową, subiektywną kategorię, która w ramach dalszego procedowania służyć będzie przekształcaniu prawa oraz odbieraniu wolności słowa i swobody prezentowania własnych przekonań w odniesieniu do pewnych zachowań seksualnych.

Jak to może wyglądać w praktyce, widzimy dziś w tych krajach, gdzie dzieci nie słyszą już w szkołach o mamie i tacie, a jedynie o opiekunach; czytają też od najmłodszych lat historyjki o sympatycznych pingwinach homoseksualistach, żeby przypadkiem nie odkryły, że związek dwóch kobiet lub dwóch mężczyzn jest czymś nienormalnym.

Prawo, czyli usprawiedliwienie

Rozmywanie pojęcia rodziny, określony sposób przedstawiania życia ludzi żyjących w związkach jednopłciowych, nadawania im pewnego kolorytu - malowanie szczęśliwego życia w tęczowych kolorach - ma na celu zmianę postaw w społeczeństwie. Dotyczy to zwłaszcza ludzi, którzy na co dzień bezpośrednio nie stykają się z osobami, które wykazują zachowania homoseksualne lub żyją w związkach jednopłciowych. Ta zmiana nastawienia jest bardzo potrzebna wszystkim tym, którzy nie tylko żyją niemoralnie i trwają w grzesznych związkach, ale również ludziom związanym z seksbiznesem, dla których degradacja człowieka jest źródłem niekończących się zysków. Jej społeczna i prawna akceptacja będzie ich fortunę jeszcze pomnażać.

Przyzwolenie społeczne dla negatywnych zachowań seksualnych oraz określone regulacje prawne powodują również stopniowe wyciszanie ocen moralnych w odniesieniu do sfery seksualnej. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że ludzie, którzy są religijnie słabo uformowani, z łatwością sami ulegają postawom czy myśleniu, które są prezentowane jako coś powszechnego i powszechnienie akceptowanego. "Skoro wszyscy tak robią, dlaczego nie ja?". Dodatkowa norma prawna, sankcjonująca postawy sprzeczne z Bożymi przykazaniami, w wypadku osób o płytkiej religijności jest sposobem na wyłączenie ich sumienia i pogrążanie się w bagnie niemoralności. Widzimy to chociażby na przykładzie debaty o zabijaniu dzieci nienarodzonych. Przykazanie "Nie zabijaj" jest wprawdzie powszechnie akceptowane jako norma, ale określone oddziaływanie na społeczeństwo i wzbudzanie określonych emocji (np. związanych z gwałtem na kobiecie) prowadzi do tego, że w konkretnych sytuacjach część ludzi jednak na zabijanie się zgadza. Nazywając je oczywiście aborcją lub usunięciem płodu (patrz wyżej: językowy przekręt).

*

Przez ostatnie tygodnie zwracaliśmy uwagę na zjawisko "tęczowej propagandy", która obecna jest w niektórych mediach. Nie da się ukryć, że prym wiedzie w tej dziedzinie "Gazeta Wyborcza", która w ostatnich miesiącach z wielkim zaangażowaniem prezentowała uroki gejowskiego życia. Zabrakło niestety tych tragicznych historii (w każdym razie ja ich jakoś nie zauważyłem), z którymi jako ksiądz niekiedy się spotykam. Nikt nie pisał o moralnych dylematach młodych ludzi, którzy weszli w grzeszne związki; o tym, że ci, którzy wchodzą w homoseksualne relacje, mają głęboką świadomość, że jest z nimi "coś nie w porządku". Ile jest tragedii związanych z tym, że ktoś - w swojej niedojrzałości lub naiwności - spodziewał się głębokiej relacji, przyjacielskiej więzi, a doświadczył seksualnego wykorzystania i upokorzenia. Nie wspomnę już o tych, którzy sprzedawali się za pieniądze i nie mają sił albo nie wiedzą, jak wyzwolić się z sideł uzależnienia od homoseksualnych zachowań.

Krótko mówiąc: nie dajmy się oszukać. Nie ulegajmy "tęczowej propagandzie". Przyszłość jest w rodzinie i to jej należą się przywileje. Wszystkie inne związki, także te tzw. partnerskie, jak podkreślają prawnicy, są w Polsce legalne i nie potrzebują dodatkowego usankcjonowania, zwłaszcza takiego, które miałoby być imitacją rodziny. 
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Między płcią a płciową tożsamością
Komentarze (5)
STANISŁAW SZCZEPANEK
26 sierpnia 2011, 23:12
 To już totalne porąbanie, przecież to homosie uprawiają agresywną przemoc wobec nas, normalnych...
MB
Max B.
26 sierpnia 2011, 16:58
Nie chcialbym chyba aby mojemu dziecku czytano w przedszkolu czytanke o pingwinkach gejach.
P
polonopitek
26 sierpnia 2011, 14:03
No cóż, ONZ zajmuje się po prostu promocją homoseksualizmu w celu ograniczenia przyrostu naturalnego, wykożystując do tego wyrafinowaną wiedzę z zakresu psychologii, biologii itp. Można się zapewne spodziewać i innych wynalazków.
BM
Barbara Magdalena
26 sierpnia 2011, 09:47
Dzielimy się na kobiety i mężczyzn. Każde z nas ma ojca i matkę - dwie osoby różnej płci. Tzw. "orientacja seksualna" nie jest wypisana na czole - można dopuścić się kłamstwa, informując o swoich skłonnościach seksualnych. Przypuszczam nawet, że niektórzy działacze środowisk "gejowskich"  wcale nie są homoseksualistami, a tylko rozwiązłymi ludźmi, którzy znaleźli właśnie takie miejsce dla własnych interesów. Jestem oburzona, że już sam pan premier Tusk wspominał o możliwości zalegalizowania "związków partnerskich" (a myślałam, że jest katolikiem). Nikt nie odbiera ludziom ich praw obywatelskich z powodu dewiacyjnej skłonności seksualnej (jeżeli oczywiście dewiant nie łamie prawa). Ale nadawanie specjalnych praw ze względu na zboczenie - jest głęboko niemoralne i społecznie bardzo szkodliwe. Społecznie szkodliwe jest również dopuszczanie ostentacyjnych homoseksualistów do pewnych zawodów - np. zawodu nauczyciela (wcale nie ze względu na homoseksualizm, tylko właśnie ze względu na OSTENTACJĘ). Nie żyjemy już w demokracji, skoro publiczne napiętnowanie jawnogrzesznictwa może powodować konsekwencje prawne.
RJ
Robert Jęczeń
26 sierpnia 2011, 08:49
Artykuł bardzo na czasie, nie da się nie zauważyć tego problemu na Facebooku czy w mediach. Nazwałbym go "dyskryminacją większości przez mniejszości".