Msza trydencka – najlepsza forma liturgii?

Marek Blaza SJ / Przegląd Powszechny 3/2010

Paweł Milcarek z wykształcenia nie jest ani liturgistą, ani teologiem; jest za to filozofem i publicystą, redaktorem dwumiesięcznika „Christianitas” oraz wykładowcą na Katedrze Historii Filozofii Starożytnej i Średniowiecznej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ponadto znany jest jako zagorzały sympatyk liturgii rzymskokatolickiej sprzed II Soboru Watykańskiego.

Już w słowie wstępnym swojej publikacji autor zaznacza, iż nie jest to opracowanie naukowe, a raczej swoiste dossier, opatrzone niezbyt obfitym komentarzem własnym (por. s. 7). Książka została podzielona na cztery części i opatrzona wprowadzeniem, w którym warszawski filozof wylicza istotne elementy mszy św. sprzed reform II Soboru Watykańskiego. Zaliczył on do nich m.in. łacinę jako obowiązkowy język liturgii, zwrócenie się kapłana w kierunku Boga, a nie ludu, a także posługiwanie się Kanonem Rzymskim jako jedyną dozwoloną Modlitwą Eucharystyczną.

We wprowadzeniu P. Milcarek spróbował także dokonać interpretacji słów kapłana Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec wszechmogący. Według niego słowa te mają dowodzić istotowej różnicy między kapłaństwem urzędowym szafarza Eucharystii a kapłaństwa wspólnego wiernych. Niestety, interpretacja ta pokazuje, że autor nie zaznajomił się z genezą tej modlitwy mszy św. Pierwotnie bowiem adresatem prośby o modlitwę, którą zanosił główny celebrans, byli koncelebransi, a nie lud. Na Zachodzie już w VIII w. modlitwa ta miała taki właśnie charakter. Zaś później, gdy stała się ona dialogiem kapłana z ludem, odpowiedź ludu przybrała formę epiklezy, zwanej techicznie epiklezą accessuss ad altare[1], w której to lud udziela kapłanowi mandatu na składanie Ofiary eucharystycznej. A zatem, w przeciwieństwie do tego, co chce udowodnić Paweł Milcarek, modlitwa ta bardzo mocno akcentuje kapłaństwo wspólne wiernych[2]. Widać zatem, że warszawski filozof, analizując przesłanie tej modlitwy, uczynił to bardzo jednostronnie.

W pierwszej części swojej publikacji zatytułowanej „Treść i forma” Paweł Milcarek omawia ustanowienie Eucharystii i jej pierwotną strukturę. Jednak z historycznego punktu widzenia i te zagadnienia przedstawia fragmentarycznie. W celu podważenia słuszności celebracji Eucharystii „twarzą do ludu”, autor odwołuje się do usytuowania Chrystusa i uczniów podczas Ostatniej Wieczerzy i do autorytetu liturgisty o. Louisa Bouyera (s. 32). Jednak, po pierwsze, nie wiemy, w jakim kierunku byli zwróceni uczestnicy Ostatniej Wieczerzy; a po drugie, o. Bouyer też tego wprost nie określa. Są to bowiem kwestie leżące jedynie w granicach spekulacji i żaden szanujący się liturgista nie odważyłby się wyrokować takich zagadnień. W kontekście Ostatniej Wieczerzy warto zauważyć, że autor uznaje za oczywiste, iż odbyła się ona w Wielki Czwartek (por. s. 21), a co do samej jej daty zdania teologów i liturgistów są podzielone. Mogła ona być sprawowana równie dobrze we wtorek bądź w piątek wieczorem[3]. I to w niczym nie pomniejszałoby jej roli w historii zbawienia.

W odpowiedzi na pytanie Dlaczego Komunia święta na rękę zanikła wkradł się dosyć poważny chochlik drukarski w wypowiedzi ks. Martina Lugmayra. Otóż miał on powiedzieć, że np. Jungmann sądzi, że jedna z przyczyn polegała na przejściu do użycia chleba niekwaszonego. Nie może być to prawdą, chociażby dlatego, że na Wschodzie to przejście nie nastąpiło: Z ZASADY UŻYWANO TAM ZAWSZE CHLEBA NIEKWASZONEGO (s. 33; podkr. – M.B.). Oczywiście, zamiast słowa „niekwaszonego” powinno być „kwaszonego”. Z drugiej strony, należy zwrócić uwagę na tę pomyłkę, gdyż sformułowanie to może zostać uznane za prawdę przez czytelnika nieobeznanego z meandrami tradycji wschodniego chrześcijaństwa.

W dalszej części swojej publikacji Paweł Milcarek zajmuje się Kanonem Rzymskim. Pojawia się też pytanie o to, czy aby Modlitwa Eucharystyczna zawarta w „Tradycji Apostolskiej” (III w.), którą miał napisać Hipolit Rzymski, nie jest starsza od Kanonu Rzymskiego. W odpowiedzi na to pytanie warszawski filozof stwierdza, że nie dysponujemy żadnymi źródłami, które potwierdzałyby lub zaprzeczały tej ewentualności, natomiast jest faktem, że w wieku XX Anafora Hipolita stała się natchnieniem rozmaitych projektów reformatorskich – najpierw w środowiskach protestanckich, a następnie także w Kościele katolickim (s. 40-41). W tym miejscu warto dodać, że także Kanon Rzymski jest natchnieniem dla różnych „radosnych twórczości liturgicznych” zarówno w Kościele katolickim, jak i w innych wyznaniach chrześcijańskich. Poza tym Kościół rzymskokatolicki nie ma monopolu na Kanon Rzymski. Posługują się nim przecież starokatolicy, mariawici i niektóre, najbardziej katolicyzujące wspólnoty anglikańskie.

Paweł Milcarek nie kryje także niechęci do koncelebry. Jednak i w tej krytyce zanadto się zapędził, posługując się skrótami myślowymi. Twierdzi on np., że na Wschodzie praktykę koncelebry sakramentalnej[4] traktowano wszędzie jako nowinkę sprzeczną z własną tradycją, należącą natomiast do wpływów zachodnich (s. 48). Na Wschodzie koncelebra sakramentalna pojawia się dopiero w X w. i nie jest traktowana jako element obcy. Co więcej, pod wpływem teologii scholastycznej, uprawianej zwłaszcza przez metropolitę kijowskiego Piotra Mohyłę (1574-1647), ten rodzaj koncelebry staje się wręcz znakiem tożsamości prawosławia, gdyż na Zachodzie w tym czasie koncelebra zachowała się jedynie w bardzo szczątkowej formie. Trzeba też dodać, że w wielu lokalnych Kościołach prawosławnych koncelebransi odmawiają teksty Modlitwy Eucharystycznej po cichu[5].

Kolejnym uproszczeniem jest twierdzenie, że w dziejach liturgii nie są znane formy koncelebry, w której uczestniczyliby sami kapłani (bez biskupa) – pojawiła się ona dopiero w XX wieku, po Vaticanum II (s. 49). Jednak autor pomija fakt, iż w Bizancjum koncelebra samych prezbiterów pojawia się już w X w.[6]. A zatem, z pewnością koncelebra bez biskupa to nie wymysł posoborowy. Bardziej można by się skłonić ku opinii, że to autorzy reform posoborowych wprowadzili ten rodzaj koncelebry pod wpływem chrześcijańskiego Wschodu.

Paweł Milcarek rozprawia też się z reformacją i jej rozumieniem mszy (rozdz. „Forma rzymska broni katolickiej treści”). I znów czyni to „na skróty”. Od samego początku wywodu przypisuje reformatorom pełną negację ofiarnego charakteru mszy i realnej obecności Chrystusa (por. s. 62). W odniesieniu do wiary Marcina Lutra w realną obecność Chrystusa w Eucharystii autor napisał, że choć odszedł wyraźnie od nauki katolickiej, chciał jednak pozostać przy jakimś rozumieniu tej obecności (s. 63).

Nie jest jasne, czy P. Milcarek zdaje sobie sprawę, że Luter i Filip Melanchton uznawali jednak, że w Wieczerzy Pańskiej ciało i krew Chrystusa są obecne w sposób rzeczywisty [niem. wahrhaftig; łac. vere] i istotny [niem. wesentlich; łac. substantialiter] i że z chlebem i winem są rozdzielane i spożywane w sposób prawdziwy[7]. Tak więc, istotną różnicą między teologią katolicką i luterańską nie jest kwestia realnej obecności Chrystusa w Eucharystii, ale trwałość tej obecności. Luter i jego zwolennicy stanęli bowiem na stanowisku, że owa rzeczywista obecność trwa jedynie podczas sprawowania Eucharystii, a po jej zakończeniu dary eucharystyczne na powrót stają się zwyczajnym chlebem i winem. Mamy tu zatem do czynienia zgoła z innym problemem niż u pozostałych reformatorów, którzy tę obecność rozumieli albo na sposób duchowy (Jan Kalwin), albo symboliczny (Urlich Zwingli).

Natomiast odnosząc się do „Formula Missae” Lutra, autor do cech charakterystycznych protestanckiej Wieczerzy Pańskiej zalicza m.in. to, że Kyrie, czytania i Credo miały być zawsze śpiewane; (…) Alleluja miało być śpiewane także w Wielkim Poście (s. 63). W tym kontekście warto jednak zauważyć, iż w Kościołach wschodnich (także katolickich) czytania też są śpiewane (zwłaszcza w rycie bizantyjskim), a „Alleluja” śpiewane jest w Wielkim Poście nawet częściej niż poza tym okresem liturgicznym. Z drugiej strony trudno byłoby wykazać, że obrządki wschodnie się sprotestantyzowały. Co więcej, kwestia śpiewania czy nieśpiewania „Alleluja” w Wielkim Poście z pewnością nie jest dogmatem wiary.

Podobne cechy wyróżnia autor w liturgii anglikańskiej, np. fakt, iż z 26 znaków krzyża wykonywanych w różnych momentach Mszy według dotychczasowych mszałów angielskich – zostawiono tylko dwa (s. 67). Ponadto daje do zrozumienia, że anglikanie zrezygnowali z alby, stuły i ornatu na korzyść komży (por. s. 68). A zatem, autor nie uwzględnia różnorodności liturgicznej, jaka panuje w anglikanizmie aż po dziś dzień. W nurtach najbardziej zbliżonych do katolicyzmu Eucharystia jest przecież sprawowana w bardziej tradycyjny sposób niż posoborowa msza katolicka. Co więcej, ani łacina, ani przyjmowanie Komunii św. do ust i na klęcząco nie zostało w tych nurtach bynajmniej zarzucone.

W drugiej części publikacji („Zmienne w niezmiennym”) Paweł Milcarek uwzględnia potrydenckie reformy liturgii katolickiej, w tym aktywność ruchu liturgicznego XIX w. Omawiając zmiany w liturgii za pontyfikatu Piusa XII, śmiało przedstawia krytykę reform Wielkiego Tygodnia, cytując Alcuina Reida: Rekonstrukcja liturgii Wielkiego Piątku w 1955 r. po prostu usunęła niektóre najczcigodniejsze obrzędy rytu rzymskiego. Towarzysząca jej reforma Wigilii paschalnej zniosła jej starożytną i teologicznie znaczącą strukturę czytań redukując ich liczbę o dwie trzecie. Wprowadzała ona również ex nihilo teologicznie wątpliwe odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych (s. 118). Szkoda jednak, że autor nie odważył się na własny komentarz do tych reform, które przecież jasno pokazują, że niektóre radykalne zmiany w liturgii zaistniały jeszcze przed II Soborem Watykańskim.



[1] Dosł. epikleza przystąpienia do ołtarza.

[2] Por. R. Taft, The Great Entrance. A History of the Transfer of Gifts and other Pre-anaphoral Rites, Roma 1978, s. 286-289; B. Nadolski, Liturgika, t. 4, Poznań 1992, s. 174; M. Blaza, Epikleza w Eucharystii na Wschodzie i Zachodzie, „Studia Bobolanum” 2/2005, s. 138-141.

[3] Por. R.Pietkiewicz, Biblijne przekazy o ustanowieniu Eucharystii. Studium egzegetyczno-teologiczne, „Wrocławski Przegląd Teologiczny” nr 2/2009, s. 81, przyp. 6.

[4] Koncelebra sakramentalna polega na tym, że wszyscy koncelebransi wypowiadają słowa konsekracji podczas Modlitwy Eucharystycznej.

[5] Więcej na temat koncelebry zob. R. Taft, Beyond East and West. Problems in Liturgical Understanding, Rome 2001, s. 111-132; M. Blaza , „To czyńcie na moją pamiątkę”. Ale jak? „Przegląd Powszechny” 4/2003, s. 21-26.

[6] Zob. R. Taft, Beyond East and West, s. 124; M. Blaza, „To czyńcie na moją pamiątkę”. Ale jak? s. 22.

[7] Formuła Zgody (1577), VII, O Wieczerzy Pańskiej, nr 6, w: Księgi Wyznaniowe Kościoła Luterańskiego, Bielsko-Biała 1999, s. 412 (por. s. 411); Wyznanie Augsburskie (1530), X, O Wieczerzy Pańskiej, w: tamże, s. 145; Obrona Wyznania Augsburskiego (1532), X, O Świętej Wieczerzy, w: tamże, s. 234.

 

Autor stara się bronić Piusa XII, iż papież ten reagował szczególnie stanowczo na błędne rozumienie „powrotu do źródeł”: Nie jest rzeczą ani mądrą, ani godną pochwały wracać we wszystkim i za wszelką cenę do starożytności (s. 120). A przecież św. Kongregacja Obrzędów, reformując obrzędy Wielkiego Tygodnia w 1955 r., nie bez zgody Piusa XII, stwierdziła, że w średnich wiekach zaczęto z różnych przyczyn czas tych liturgicznych czynności tak uprzedzać, że pod koniec średniowiecza wszystkie te liturgiczne czynności przeniesiono na godziny poranne, nie bez szkody dla liturgicznego ich znaczenia, i nie bez zamieszania między opowiadaniem Ewangelii, a odnośnymi tekstami liturgicznymi[8]. A zatem, argumentem tej reformy był powrót do starożytności chrześcijańskiej, „powrót do źródeł”, do czego również odwoływać się będzie później II Sobór Watykański.

Dalej Paweł Milcarek wskazuje na kolejne zmiany dokonywane w liturgii przed Vaticanum II. Wiele z nich miało charakter lokalny lub prywatny. W tym miejscu autor odwołuje się także do eksperymentu odprawienia mszy „twarzą do ludu” przez ks. Karola Wojtyłę pod Turbaczem w 1953 r. (s. 128).

Warszawski filozof przechodzi następnie do II Soboru Watykańskiego. Wskazuje na postulat zmiany języka liturgicznego z łaciny na języki narodowe, dostosowanie gestów liturgicznych do kultury danego kraju, a także na ignorowanie wystąpień konserwatywnych hierarchów. W dalszej części ukazuje kulisy powstawania Konstytucji o Liturgii „Sacrosanctum concilium” i dokonuje analizy jej treści.

„Reforma i deformacja”, czyli część trzecia, traktuje o reformach Mszału Rzymskiego, dokonywanych od czasu powstania tzw. Consilium w 1964 r. Odtąd pierwsze skrzypce w dziele Pawła Milcarka gra ks. Annibale Bugnini CM, mianowany w 1972 r. arcybiskupem. Autor, posiłkując się opiniami wybranych uczestników II Soboru Watykańskiego, przedstawia tę postać w negatywnym świetle. Czytając tę część publikacji, trudno oprzeć się wrażeniu tworzenia spiskowej teorii dziejów, wedle której to właśnie Bugnini jest autorem „nowej mszy”. Z kolei papież Paweł VI zdaje się być nim zauroczony, w wyniku czego wszystkie te reformy akceptuje. W tym kontekście nowy porządek mszy św. autor nazywa sukcesem bugninizmu, a Komunię na rękę zalegalizowanym nadużyciem. Następnie cytuje obficie liturgistę, ks. Klausa Gambera, który dokonuje obszernej krytyki nowego porządku mszy św.

Dalej, niejako w duchu owej spiskowej teorii dziejów, Paweł Milcarek pisze o dymisji abp. Bugniniego w atmosferze skandalu. Oto wszechmocny architekt reformy został nagle pozbawiony swej władzy i „zesłany” przez ufającego mu dotąd bezgranicznie Pawła VI (s. 264). Abp Bugnini został bowiem mianowany pronuncjuszem apostolskim w Iranie. Powód? Według zwolennika mszy przedsoborowej, Tito Casiniego, Paweł VI dowiedział się, iż [Bugnini] był masonem. Do dziś nikt nie jest w stanie potwierdzić tego ostatniego: fakt ewentualnej przynależności abp. Bugniniego do wolnomularstwa nie został publicznie dowiedziony. Natomiast jest rzeczywiście bardzo prawdopodobne, iż nagła i zaskakująca decyzja papieska była podyktowana właśnie tym, że Paweł VI uznał to za fakt (s. 264).

Paweł Milcarek zajmuje się tu też tzw. ruchem oporu, czyli tymi, którzy niechętnie przyjmują nowy porządek mszy św. Na czele tego ruchu stawia abp. Marcela Lefebvre’a. Autor pisze, że dotknięty do żywego licznymi dzikimi eksperymentami, ocierającymi się o bluźnierstwo (lub będącymi bluźnierstwem) – których wcale nie powstrzymał „Novus Ordo Missae” – abp Lefebvre co jakiś czas prosił Rzym o zgodę na „eksperyment Tradycji” (s. 285). Ta opinia zdaje się przedstawiać Kościół katolicki jako stojący na krawędzi już nie tylko herezji, ale wręcz profanacji. Z kolei użycie słowa „Tradycja” w przeciwieństwie do „tradycji” implikuje, że abp Lefebvre ma monopol na Tradycję Kościoła. Ale wtedy powstaje pytanie: Czy można eksperymentować z Tradycją? Czy to też nie byłoby bluźnierstwem? Jednak adresatem tych pytań raczej winni być zwolennicy arcybiskupa, a nie autor publikacji.

Dalej warszawski filozof relacjonuje, iż w 1974 r. komisja kardynalska wysłała do seminarium założonego przez abp. Lefebvre’a w Ecône dwóch „wizytatorów apostolskich” – którzy w trakcie spotkania z seminarzystami mieli ich zaszokować swoimi zdaniami na temat wyświęcania żonatych, niezmienności prawdy i pojmowania Zmartwychwstania Chrystusa (s. 286). Z tej wypowiedzi wynika, że to owi wizytatorzy apostolscy (nie wiadomo dlaczego w tekście umieszczeni w cudzysłowie) zaskoczyli kleryków swoimi opiniami. Można się domyślać, że miało być chyba odwrotnie. Tak czy inaczej, ciekawe jest zestawienie w tym zdaniu prawdy o zmartwychwstaniu Chrystusa i wyświęcania żonatych mężczyzn, czyli odpowiednio dogmatu i dyscypliny kościelnej.

O ile bowiem w zmartwychwstanie Chrystusa katolik musi wierzyć jako w prawdę objawioną, o tyle co do celibatu duchownych wiadomo, że w Kościele katolickim (zwłaszcza w katolickich Kościołach wschodnich) posługują żonaci diakoni i prezbiterzy. Ta dyscyplina nie jest jakimś dopustem Stolicy Apostolskiej, o czym mogą świadczyć słowa papieża Pawła VI w encyklice o celibacie (1967): Warto tu skorzystać ze sposobności, aby całemu duchowieństwu Kościołów wschodnich przekazać wyrazy naszego uznania i szacunku, z radością podkreślając owe przykłady wierności i gorliwości pasterskiej, które czynią je godnym prawdziwej czci (nr 38).

Paweł Milcarek kontynuuje wątek konfliktu abp. Lefebvre’a ze Stolicą Apostolską w części zatytułowanej „Nowe życie starej Mszy”. Zatrzymuje się także na ogłoszeniu w 1984 r. indultu, na mocy którego Jan Paweł II pod pewnymi warunkami zezwolił na odprawianie mszy według Mszału Rzymskiego z 1962 r.

W dalszej części wywodu autor coraz bardziej dystansuje się od abp. Lefebvre’a. Odwołuje się do polskiego filozofa-tomisty i jednocześnie promotora swej pracy doktorskiej, Mieczysława Gogacza, który w wystąpieniu na początku lat osiemdziesiątych XX w. dokonał krytyki zarówno Hansa Künga, jak i abp. Lefebvre’a. O tym ostatnim profesor Gogacz powiedział, iż biedny Lefebvre nie odróżnia tego, co istotne, od tego, co nieistotne. (…) To, co nieważne, czyni czymś ważnym. Także nie umie identyfikować. Nie wie, czym coś jest. W zachowaniu łaciny i dawnej liturgii widzi wierność Bogu i Kościołowi. Nie zna więc teologii i nie korzysta z filozofii tego, co istotne i realne. Jego casus to także – i formułuję to bardzo ostro – konsekwencja niedokształcenia w teologii i filozofii. Także biskupom, gdy rozstrzygają nieobjęte przecież nieomylnością kwestie teologiczne i filozoficzne, nie można wybaczać niekompetencji (s. 311).

W szczytowym punkcie konfliktu abp. Lefebvre’a ze Stolicą Apostolską abp Lefebvre, działając wbrew wyraźnej woli Ojca Świętego, dokonał w dniu 30 czerwca 1988 w Ecône nielegalnych święceń biskupich, wchodząc na drogę schizmy (s. 322). To ostatnie sformułowanie, wprost mówiące o schizmie, jasno określa stosunek Milcarka do poczynań abp. Lefebvre’a. Trzeba przyznać, iż ta opinia jest dosyć odważna, gdyż z pewnością nie wszyscy zwolennicy starego rytu przychylają się do niej. Trudno bowiem sądzić, by Paweł Milcarek nie był świadomy, że stawiając w ten sposób sprawę, zrazi do siebie pewną część miłośników przedsoborowej liturgii.

Dalej autor przedstawia grupy tradycjonalistów, które pozostały w jedności ze Stolicą Apostolską: klasztory w Le Barroux, Bractwo św. Piotra, Bractwo św. Wincentego Ferreriusza, trzy opactwa Matki Bożej i Instytut Chrystusa Króla Najwyższego Kapłana. Na końcu przyznaje: To oczywiście nie wszystko. Lista wspólnot tradycyjnych, początkowo ograniczająca się do kilku pozycji dających się zamknąć w pewnych ramach geograficznych i socjologicznych, wydłuża się w ostatnich latach o nowe interesujące zjawiska o rozmaitym charakterze. Do naszego zestawienia należałoby więc dodać na pewno co najmniej kilka pozycji (s. 337). Chociażby np. Instytut Dobrego Pasterza, w którym na przyszłych kapłanów kształcą się także Polacy.

Ukazując dramaturgię konfliktu między zwolennikami abp. Lefebvre’a a grupami tradycjonalistów wiernych Stolicy Apostolskiej, warszawski filozof przywołuje wypowiedź samego abp. Lefebvre’a, który tych ostatnich uznał za zdrajców, wykonujących obecnie „diabelską robotę” w służbie „modernistycznego Rzymu” (s. 337). Dalej autor przedstawia świadectwo ks. Johna Emersona, należącego do Bractwa św. Piotra. Duchowny ten pisał o kleryku-tradycjonaliście, którego lefebvryści potraktowali jak czarną owcę za to, że starał się być wierny Stolicy Apostolskiej. Analizując tę sytuację, ks. Emerson stwierdził: Dla mnie to prawdziwie schizmatyckie podejście: że dogadywanie się z Papieżem to powód, aby zakazać seminarzyście rozmawiania z kimś, uczestniczenia z nim we Mszy lub przyjmowania sakramentów z jego rąk. To bardzo smutne i tragiczne dla całego Kościoła (s. 339).

W końcu Paweł Milcarek przybliża sytuację katolickich tradycjonalistów po wydaniu indultu przez Jana Pawła II aż do ogłoszenia przez Benedykta XVI listu apostolskiego motu proprio „Summorum Pontificum” 7 lipca 2007 r. Autor ukazuje tutaj także polskie środowisko, zarówno przeciwników, jak i zwolenników liturgii tradycyjnej. Niestety, jeśli chodzi o przeciwników, to odwołuje się do duchownego z mocno nadszarpniętym autorytetem, ks. prof. Michała Czajkowskiego, który stwierdził, iż msza w rycie przedsoborowym na pewno nigdy już nie zostanie (…) przywrócona dla całego Kościoła (s. 369). W tym kontekście powstaje pytanie: Czy powoływanie się na zdanie ks. Czajkowskiego nie ma na celu zdyskredytowania przeciwników liturgii przedsoborowej?

Spośród polskich tradycjonalistów autor cytuje Marka Jurka, byłego marszałka Sejmu, jako osobę zasłużoną dla tego środowiska. Wypowiedź tego polityka zamieszczona w omawianej publikacji wskazuje na to, że przy całej swojej sympatii do liturgii tradycyjnej, wzywa on do posłuszeństwa wobec hierarchii Kościoła katolickiego. Marek Jurek mówi bowiem o świadectwie cierpliwości, lojalności i synowskiego szacunku, jakie powinniśmy składać naszym biskupom prosząc o zapewnienie wspólnotom Tradycji należnego miejsca w życiu Kościoła (s. 370).

Po przedstawieniu treści listu apostolskiego motu proprio „Summorum Pontificum” Paweł Milcarek w króciutkim zakończeniu swojej publikacji m.in. napisał, że stanęliśmy w momencie historycznym, w którym obrządek rzymski ma dwie skodyfikowane formy: zwyczajną i nadzwyczajną, zreformowaną i starszą. Przedmiotem troski jest nawiązanie ciągłości tradycji liturgicznej, nadwątlonej przez zbyt daleko idące eksperymenty, lecz i sugerowanej w autoryzowanych schematach (s. 423). Generalnie rzecz ujmując, Paweł Milcarek słusznie na początku tej publikacji zaznaczył, iż nie jest to praca naukowa. Zwłaszcza w pierwszych dwóch częściach, niestety, mało jest naukowości, a raczej panuje ideologia. Od razu widać, że ma ona na celu zniechęcenie do reform liturgicznych po II Soborze Watykańskim i przyrównanie ich do zmian w liturgii, których dokonali w XVI w. przedstawiciele reformacji. W dalszych częściach pocieszający jest chociaż ten fakt, że autor dystansuje się jednoznacznie od zwolenników abp. Marcela Lefebvre’a i manifestuje lojalność wobec Kościoła hierarchicznego, co też nie wszystkim środowiskom tradycjonalistycznym jest na rękę.

Po przeczytaniu tej publikacji można odnieść wrażenie, że jej celem jest odpowiedź na dwa pytania: Która forma liturgii mszy św. jest najlepsza? Dlaczego jest to msza trydencka? No cóż, po filozofie można się było spodziewać, że będzie rzetelnie poszukiwał prawdy. Niestety, tu niejednokrotnie filozofia przegrywa z ideologią. W ten sposób refleksja Pawła Milcarka raczej umocni tylko stereotyp, że ze zwolennikami liturgii przedsoborowej bardzo trudno prowadzić merytoryczny dialog. A szkoda…

MAREK BLAZA SJ, dr teologii, adiunkt Katedry Teologii Systematycznej i Ekumenicznej na Papieskim Wydziale Teologicznym, sekcja „Bobolanum” w Warszawie, wykładowca na Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim we Lwowie i na Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Członek Komisji Bizantynologicznej Komitetu Nauk o Kulturze Antyku PAN.

Paweł Milcarek, „Historia Mszy. Przewodnik po dziejach liturgii rzymskiej”, „Christianitas”, nr 41/42, Warszawa 2009


[8] Święta Kongregacja Obrzędów, Dekret ogólny Maxima redemptionis nostrae mysteria. O Odnowieniu porządku nabożeństw podczas Wielkiego Tygodnia, AAS 47/1955, s. 838-847; http://gsg9.securenet.pl/praxis/dokumenty/maxima_redemptionis_pol.html (1 II 2008).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Msza trydencka – najlepsza forma liturgii?
Komentarze (2)
8 marca 2010, 22:48
Alkuin: nie znalazłam w recenzji wskazówek, jakoby autor uważał, że najlepsza forma liturgii to liturgia posoborowa. Osobiście uważam, że forma taka czy inna ma funkcję służebną - ma oddawać w jak najlepszy sposób istotę udziału w tajemnicy paschalnej. I jako forma, może ulegać zmianom. Spór tradycjonalistów z Kościołem ma moim zdaniem zupelnie inne podłoże. Nie o liturgię chodzi a o wpływy tych, albo innych ludzi. Tu dają o sobie znać najbardziej powszechne grzechy - pycha, chęć posiadania i chęć władzy. Jakiś czas temu pytałam na internecie zwolenników tradycji przedsoborowej, dlaczego sympatyzują z Bractwem Św. Piusa X a nie np. z Bractwem św. Piotra, które ma uporządkowany status w Kościele. Odpowiedź była znamienna - bo Bractwo Św. Piotra jest na marginesie Kościoła i nie posiada większych wpływów.
A
Alkuin
8 marca 2010, 21:02
Msza trydencka – najlepsza forma liturgii? Według Marka Blazy SJ nie, bo jest nią tzw. liturgia posoborowa. Szalenie obiektywna recenzja, jak na współczesnego postępowego i oświeconego jezuitę przystało.