Polski ksiądz i poeta
Otulony kocem, na fotelu wciśniętym w kąt pokoju, siedział dziadek Józef. Pochylony nad książką, uśmiechał się do słów wypowiadanych szeptem.
– Dziadku, co tam szepczesz? – zapytał Łukasz.
Dziadek podniósł znad książki swoją uśmiechniętą twarz i spojrzał na wnuczka. Wskazał na stojące obok krzesło.
– Usiądź. Opowiem ci o wspaniałym człowieku, który był poetą, żołnierzem i księdzem.
Sens życia
– Czytam wiersze księdza Jana Twardowskiego – zaczął dziadek. – Są one bardzo piękne, proste i pogodne. Zawładnęły sercami młodych ludzi, którzy czuli, że przemawiają one właśnie do nich. Opowiadają o Bogu, ale w niczym nie przypominają typowych traktatów teologicznych. Dzięki nim młodzież inaczej patrzy na świat, na miłość i Boga.
Bohaterem jego utworów jest człowiek, który pyta o sens życia. Jest nieporadny i poszukuje oparcia w wierze. Poeta podkreśla w wierszach, że nasze życie na ziemi jest przejściowe, o czym my wciąż zapominamy. Ciągle się śpieszymy, a powinniśmy wykorzystać ten czas najlepiej jak potrafimy, bo w każdej chwili może nas spotkać niespodziewana śmierć. Powinniśmy kochać ludzi, bo szybko odchodzą, a my wciąż za dużo uwagi poświęcamy problemom błahym i niepotrzebnym.
Ksiądz Jan Twardowski dużo pisze o miłości, która w dzisiejszym świecie często spychana jest na dalszy plan. Są ludzie, którzy nie wiedzą, że są kochani, a przecież bez miłości, marzeń, a nawet uczucia smutku pozostaje tylko pustka.
Dzieło Boga
– Dziadku, mówiłeś, że Jan Twardowski był żołnierzem – przerwał opowiadanie dziadka Łukasz.
Dziadek zamyślił się, pogładził jasną główkę chłopca i kontynuował opowieść:
– Losy ludzkie są nieznane. Nie wiemy, co zdarzy się jutro, pojutrze, za rok. Tylko Bóg wie, jaka będzie nasza przyszłość. Mały Janek nie wiedział kim będzie. Był dzieckiem nieśmiałym, małomównym, mało towarzyskim. Uwielbiał za to naturę.
Zagroda wiejska, pola, lasy, zagajniki – to miejsca, w których kochał przebywać. Wychowywał się w Warszawie, ale często wyjeżdżał na wieś do swego wuja Wacława. Tam zachwycał się naturą, mógł dotknąć różne zwierzęta, rośliny, które były do siebie podobne, ale inne, jak ludzkie charaktery. Te wszystkie dzieła Boga opisywał w wierszach. Pisał też opowiadania i artykuły do pism młodzieżowych.
Studia na Uniwersytecie Warszawskim przerwała mu II wojna światowa. Dwudziestopięcioletni młodzieniec wstąpił do oddziałów Armii Krajowej i jako żołnierz ruchu podziemnego walczył z okupantem. Brał udział w Powstaniu Warszawskim, był ranny i przebywał w szpitalu. Następnie tułał się po kraju. W tym czasie postanowił wstąpić do seminarium i zostać księdzem.
Tajemnicze plany
Pan Józef poprawił koc otulający mu nogi. Z książki wyjął zdjęcie i podał wnuczkowi.
– To jest kościół sióstr Wizytek w Warszawie – powiedział. – Przez 45 lat Jan Twardowski był rektorem tego kościoła. Kilkanaście lat temu byłem w Warszawie na turnieju szachowym – kontynuował dziadek. – Jak zwykle przed zawodami poszedłem do kościoła pomodlić się. Właśnie w tym dniu odprawiał mszę i głosił homilię ks. Jan Twardowski.
Nie pamiętam całej homilii, ale zapamiętałem pewne jego słowa. Mówił, że są w życiu takie chwile, kiedy wydaje nam się, że jesteśmy nikomu niepotrzebni. Nie wolno się wtedy załamywać. Mamy tylko jedno powołanie: służyć Bogu w Jego tajemniczych planach w taki sposób, w jaki On tego chce.
Zapytano kiedyś księdza Jana: „jak żyć?” Odpowiedział: „Starać się żyć według Ewangelii, być sobą, nikogo nie udawać, być autentycznym”. Uczył, jak i gdzie odnajdywać radość, wiarę, przyjaciół. Pomagał patrzeć na cierpienie jak na próbę wierności Panu Bogu, na śmierć zaś jako na spotkanie z Bogiem.
Ostatnia wola
Ksiądz Jan Twardowski odszedł od nas na spotkanie z Bogiem 5 lat temu. Ostatnie chwile życia spędził z przyjaciółmi. Jego ostatnią wolą było, aby na pogrzebie odczytano wiersz o przesłaniu nadziei, miłości, a przede wszystkim bezgranicznej ufności Jezusowi.
Skomentuj artykuł