Prezydencja

(fot. PAP/Paweł Supernak)
Włodzimierz Knap / "Dziennik Polski"

Mikołaj Dowgielewicz, pełnomocnik rządu ds. polskiej prezydencji, już prawie miesiąc temu zapewniał, że jesteśmy do niej dobrze przygotowani. Jednocześnie będzie ona okazją do największej po 1989 r. promocji Polski. W czasie prezydencji ma przyjechać do nas około 30 tys. gości. Koszt jej przeprowadzenia ma wynieść około 440 mln zł.

"Prezydencja" - rzeczownik, który od kilkunastu miesięcy pojawia się w mediach, a od kilku tygodni stale w nich zagościł. Może za pół roku przejdzie do języka potocznego. A jeszcze w wydawanych kilka lat temu słownikach: języka polskiego, ortograficznym, poprawnej polszczyzny czy wyrazów obcych - prezydencji w ogóle nie ma.

Polska przejęła na pół roku prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Nawet ktoś, kto w pogardzie ma Unię i uważa, że prezydencja to jedna wielka hucpa, kolejna zresztą w wykonaniu unijnych biurokratów - a tak myślących Polaków nie brakuje (mimo że z sondaży wynika, że jesteśmy największymi euroentuzjastami) - musi przyznać, że jej sprawowanie przez nasze państwo będzie największą operacją logistyczną i organizacyjną w dziejach polskiej administracji, w tym rządu.

W czasie trwania prezydencji chodzi po ludzku o to, by udało nam się kilka rzeczy. Najpierw, byśmy się nie skompromitowali w oczach Europy, choćby np. poprzez gorszące kłótnie polityków i fatalną organizację. Byśmy pokazali, że Polak potrafi dobrze administrować, kierować i gospodarzyć. Byłoby dobrze, gdyby udało nam się dowieść, że potrafimy się bawić, a więcej w nas jest z kibiców siatkówki niż piłki nożnej. Powinniśmy też mierzyć swoje możliwości; wiedzieć, co możemy zrobić, a na co lepiej się nie porywać.

Mikołaj Dowgielewicz, pełnomocnik rządu ds. polskiej prezydencji, już prawie miesiąc temu zapewniał, że jesteśmy do niej dobrze przygotowani. Jednocześnie będzie ona okazją do największej po 1989 r. promocji Polski. W czasie prezydencji do kraju ma przyjechać około 30 tys. gości. Koszt jej przeprowadzenia wyniesie około 440 mln zł (np. na opłacenie tylko pracy tłumaczy ma pójść blisko 8 mln zł), czyli na jeden dzień przypada średnio 2,5 mln. Gdy jednak odejmiemy cały sierpień i połowę grudnia - bo wówczas nic się nie będzie działo - to okaże się, że jeden dzień pochłonie przeciętnie 3,2 mln zł. Dla porównania: Francuzi wydali na swoją prezydencję (w 2008 r.) 160 mln euro (ok. 640 mln zł), Węgrzy wstępnie podsumowali swoje działania na 85 mln euro (ok. 340 mln zł), a Słoweńcy w 2008 r. poradzili sobie za 62 mln euro (ok. 250 mln zł). - Jeśli w czasie prezydencji udanie będziemy promowali nasz kraj, to te 440 mln zł warto wydać. Jeśli zaś pójdą na reklamę rządu Donalda Tuska, to stracimy je - twierdzi dr hab. Krzysztof Szczerski, podsekretarz stanu w Komitecie Integracji Europejskiej w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego, wicedyrektor w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ, autor prac na temat UE.

- Po prezydencji Polski w Radzie Unii Europejskiej nie należy oczekiwać fajerwerków - mówi dr Mirosław Natanek z Instytutu Europeistyki UJ. - Po traktacie lizbońskim prezydencja jest sprawą czysto techniczną (traktat wszedł w życie w grudniu 2009 r. i odebrał m.in. krajowi sprawującemu przewodnictwo w Radzie UE dowodzenie unijną dyplomacją, bo te zadania przejął wysoki przedstawiciel ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, którym jest teraz Brytyjka, lady Catherine Ashton). - Za pół roku możemy oczekiwać jedynie pochwały, jeżeli uda nam się sprawnie przygotować i prowadzić posiedzenia, debaty i inne przedsięwzięcia - dodaje dr Natanek.

Bogusław Sonik, poseł do Parlamentu Europejskiego z list PO, ma identyczne zdanie: - Prezydencja w ogromnej mierze jest obecnie sprawdzianem umiejętności zarządzania i kierowania bieżącymi pracami w UE - twierdzi. Zaznacza jednak, że to też czas, w którym rządzący będą mogli dobitniej zaprezentować polską wizję Wspólnoty. - Oprócz spraw dotyczących budżetu, kluczowe znaczenie będzie miało pokazanie, że zależy nam na zniesieniu barier w handlu wewnątrzunijnym, poprawie bezpieczeństwa energetycznego. Powinniśmy również przekonać wiele innych krajów, że relacje Unii z państwami leżącymi na wschód od Polski są dla wszystkich opłacalne. Ten cel możemy zrealizować poprzez sensowne rozwijanie projektu Partnerstwa Wschodniego - dorzuca poseł Sonik.

Polska, podobnie jak inne kraje, które sprawowały prezydencję, chce jednak pokazać się i na zewnątrz, i wewnątrz kraju. Poza granicami nasi ministrowie przewodniczyć będą m.in. w 35 spotkaniach w Brukseli, 8-krotnie w Luksemburgu. W Londynie prezydencja zagości na jeden wieczór w słynnym Victoria and Albert Museum. W kraju będzie się działo znacznie więcej. Tu dojdzie do wielu imprez, spotkań, zabaw w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Sopocie, Gdańsku czy Bełchatowie. Zacznie się od dzisiejszego kilkugodzinnego programu artystycznego, transmitowanego przez TVP z placu Defilad. Jego zorganizowanie i opłacenie występujących zespołów i solistów kosztować ma 10,5 mln zł. Ludwik Dorn, nazywany kiedyś "trzecim bliźniakiem", chce zakłócić koncert, protestując w ten sposób przeciwko powierzeniu współprowadzenia koncertu Kubie Wojewódzkiemu. Showman znany jest z tego, że - delikatnie mówiąc - nie darzy sympatią PiS, a na swoim koncie ma też nabijanie się z Dorna w swoim programie. Już zresztą się odgraża, że on koncert prowadzić będzie bez psa niszczącego instrumenty i na trzeźwo, pijąc tym samym do psa Dorna, który obgryzał meble w Sejmie, i samego byłego marszałka, który został przyłapany w stanie "wyraźnej niedyspozycji" w parlamencie.

Dr Paweł Świeboda, prezes Fundacji demosEuropa - Centrum Strategii Europejskiej, przestrzega, że samo dobre przygotowanie nie wystarczy. - Koniecznie trzeba mieć cały czas oczy i uszy otwarte na wszystko, co dzieje się na świecie i mądrze, skutecznie oraz szybko reagować - podkreśla dr Świeboda. Jego zdaniem Polska w czasie prezydencji będzie musiała zmierzyć się i z nagłymi wydarzeniami, których dzisiaj nie sposób przewidzieć (takie sytuacje były np. w sierpniu 2008 r., gdy wybuchł konflikt rosyjsko-gruziński, czy późną jesienią i z początkiem zimy 2009/2010 w Afryce Północnej) i być gotowa na reagowanie w wypadku nagłych zmian w tzw. zapalnych regionach świata i krajach. Dr Świeboda wymienia m.in. Grecję, Białoruś, Afrykę Północną, a zwłaszcza Libię.

- W Unii Europejskiej funkcjonuje niepisana procentowa reguła: "85 - 10 - 5" - przypomina dr Mirosław Natanek. - Dotyczy ona prezydencji, a czyta się ją następująco - 85 proc. to liczba spraw, którą kraj obejmujący prezydencję dziedziczy po poprzednikach, 10 proc. - to priorytety gospodarza, czyli od dzisiaj Polski, a 5 proc. - przewidziane jest na sytuacje nadzwyczajne, kryzysowe. Po wydarzeniach w ostatnich miesiącach ten ostatni czynnik skoczył do 10 proc. Sytuacja w Grecji, możliwe komplikacje ekonomiczne w Hiszpanii czy Portugalii oraz napięcia w Afryce i na Bliskim Wschodzie mogą zmusić rządzących Polską do podejmowania szybkich decyzji, choćby polegających na organizowaniu niezaplanowanych wcześniej spotkań w ramach prezydencji i przewodniczeniu im.

Dr Krzysztof Szczerski obawia się, że rządzący Polską będą chcieli wykorzystać prezydencję do swojej kampanii wyborczej, bo w czasie jej trwania odbędą się wybory do Sejmu. Obóz władzy odbija piłeczkę przekonując, że każde potknięcie opozycja niechybnie wykorzysta na rzecz własnej kampanii. Istnieje też niebezpieczeństwo, że ewentualne wpadki chętnie podchwycą niektóre media zagraniczne. W efekcie po raz kolejny Europejczykom zostanie przypomniany stereotyp Polski i Polaków jako niechlujów i fatalnych organizatorów. Dr Mirosław Natanek zwraca uwagę, że najlepiej z prezydencji wywiązywały się państwa duże, znane ze sprawnej administracji, jak np. Niemcy czy Francja. - Świetnie też poradzili sobie Belgowie (w drugiej połowie 2010 r.), choć byli i są bez rządu. Czechów też chwalono za organizację, choć w trakcie prezydencji doszło do zmiany gabinetu w Pradze i efekt polityczny oraz obraz medialny był fatalny - przypomina dr Natanek.

Na razie rząd postawił się. W Brukseli wybudowaliśmy nową siedzibę przedstawicielstwa Polski przy UE, którą niedawno otworzył premier Tusk. Budynek wzbudził podziw również u szefa Rady Europejskiej Hermana van Rompuya, czyli swego rodzaju prezydenta Unii. Jest bowiem nie tylko okazały, lecz również - zdaniem naszych dyplomatów - jest najinteligentniejszym, czyli najbardziej zaawansowanym technologicznie budynkiem biurowym w usianej biurowcami Brukseli. Ma w sumie 8 kondygnacji - 6 nadziemnych i 2 podziemne. Jego powierzchnia to 6,5 tys. m kw. Podczas prezydencji będzie tu pracować 300 osób, a potem około 200.

Dr Natanek oczekiwałby, że rząd polski zainicjuje jakiś projekt ważny dla całej Wspólnoty. - Owszem, laury za nas zebraliby wówczas inni, ale fachowcy będą wiedzieli, od kogo wyszedł pomysł lub kto zaczął go promować na arenie unijnej - mówi europeista z UJ. Dlaczego tzw. zwykli obywatele Unii nie mieliby pojęcia, że coś, co wszystkim dobrze służy, nie wyszło z głów Polaków? - Ponieważ akt prawny w UE powstaje średnio od 2 do 5 lat - odpowiada dr Natanek. Problem w tym, czy coś takiego możemy wysunąć. Wydaje się, że polskim wkładem w lepsze życie całej Wspólnoty może być promowanie pomysłu dotyczącego ujednolicenia handlu internetowego w Unii. Z nim na razie jest jak w komediach Barei: "tych klientów nie obsługujemy". Bo do niektórych krajów e-sklepy ani butów, ani książki czy gry nie wyślą. Polski rząd będzie promował pomysł, jak te wirtualne granice zatrzeć. Pomóc ma "blue button", inaczej mówiąc "niebieski guzik".

Według danych Komisji Europejskiej aż 61 proc. transakcji w internecie pomiędzy krajami UE, gdy kupujący i sprzedający pochodzą z innych krajów, nie dochodzi do skutku, bo albo księgarnia z Francji nie wyśle książek do Polski, albo niemiecki e-sklep - telewizora do Czech. A przedsiębiorca z Wielkiej Brytanii nie zapakuje butów, jeśli klient jest z Warszawy, choć z wysyłką do Berlina problemów nie ma. W mediach krąży anegdotka, jak to żona ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego chciała kupić kozaczki ze sklepu w Wielkiej Brytanii. Ale gdy podała adres w Polsce, sklep odmówił wysyłki.

Maciej Szpunar, wiceminister dyplomacji, przyznał, że Polska jest jednym z krajów, które nie mogą w pełni korzystać z handlu elektronicznego ani w pełni w nim uczestniczyć, gdyż często zdarza się, że sklepy internetowe odmawiają wysyłki towaru. Dlaczego? - Jedną z głównych przyczyn jest nieznajomość prawa obowiązującego w Polsce ze strony przedsiębiorców zagranicznych - twierdzi Konrad Niklewicz, rzecznik polskiej prezydencji. - Krótko mówiąc, na unijnym rynku usług elektronicznych nadal istnieje mnóstwo barier - dodaje. Polska ma wystąpić z promocją "niebieskiego guzika". W sieci będzie on po prostu ikonką, miniaturką unijnej flagi w witrynie e-sklepu. Jeżeli klient w nią kliknie, oznacza to, że zgadza się, by umowę zawrzeć na podstawie nowego prawa, niezależnego od regulacji krajowych. Nad projektem pracuje zespół ekspertów Komisji Europejskiej, z Polski bierze w nim udział profesor Jerzy Pisuliński z UJ. Nie wcześniej niż jesienią 2011 r. zaczną się nad nim prace legislacyjne. Za od 3 do 5 lat w "niebieski guzik" może będzie można klikać.

Eksperci, w tym nasi rozmówcy, podkreślają, że dla naszego państwa i nas wszystkich sprawą o absolutnie fundamentalnym znaczeniu jest to, ile pieniędzy i na jakie cele mamy szanse uzyskać w budżecie unijnym na lata 2014-2020. Co prawda, debata o wieloletnim budżecie zainaugurowana została 29 czerwca w Budapeszcie, lecz jego strukturę rządy krajów unijnych kształtować będą w czasie polskiej prezydencji. Choć gotowego - określonego w liczbach - wieloletniego budżetu nie uda się ustalić nie tylko do końca 2011 r., a pewnie nawet do połowy 2012 r., to jednak kluczowe znaczenie będzie miało ustalenie ogólnych ram tego budżetu. Rzecz w tym, by procentowo nie zostały uszczuplone wydatki na te dziedziny, które są dla rozwoju Polski najistotniejsze, np. na rolnictwo czy fundusz spójności, który służy doinwestowaniu mniej zamożnych członków Wspólnoty, w tym naszego kraju, m.in. na budowę dróg, oczyszczalni ścieków czy walkę z bezrobociem.

Trzeba przyznać naszej dyplomacji, że podjęła już działania, które mają zapobiec uszczupleniu wydatków na politykę spójności. Minister Mikołaj Dowgielewicz zaprosił na obiad kilkanaście dni temu swoich odpowiedników z 12 krajów unijnych. Do Warszawy zjechali ministrowie ds. europejskich z państw, które dostają spore sumy z funduszu spójności (Bułgarii, Czech, Estonii, Grecji, Hiszpanii, Litwy, Łotwy, Portugalii, Rumunii, Słowacji, Słowenii i Węgier). "Biedatrzynastka" rozmawiała o przyszłym budżecie UE i polityce spójności. W dyskusji uczestniczył również unijny komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski. Dowgielewicz i Lewandowski nie ukrywali, że polityka spójności jest zagrożona, gdyż jako bardzo kosztownej pozycji w budżecie chętnie pozbyliby się jej, a przynajmniej mocno ograniczyli, płatnicy netto, przede wszystkim Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy, Holendrzy, Austriacy, Belgowie, Duńczycy, Finowie czy Szwedzi. Koalicja jest to zatem dość szeroka i bogata, a niektórzy jej dyplomaci drwią w kuluarach z "biedakoalicji".

Przypomnijmy, że w budżecie na lata 2007-13 polityka spójności zajmuje drugą pozycję po rolnej. W tych latach do wydania z kasy Unii na ten cel jest 350 mld euro, z czego do Polski ma trafić najwięcej - 67 mld euro (19 proc. z tej puli), około 270 mld zł. W krajach starej UE przeważa przekonanie, że to polityka rozdawnictwa dla biedniejszych członków Wspólnoty, z której płatnicy netto nie odnoszą żadnych korzyści. Nie jest to prawda. Z unijnych wyliczeń wynika bowiem, że z każdego wpłaconego euro na rzecz realizacji polityki spójności w Polsce w latach 2004-15 kraje "starej Unii" dostawały 46 centów w postaci dodatkowego eksportu. Największe korzyści uzyskują Niemcy - największy partner handlowy Polski.

W czasie naszej prezydencji powinien zostać natomiast przyjęty budżet tylko na przyszły rok. Ciężar rokowań między Radą Unii a europarlamentem musi wziąć na siebie polska prezydencja. Sęk w tym, że przywódcy Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Holandii oraz Finlandii ogłosili jesienią 2010 r. list o konieczności zamrożenia nowego wieloletniego budżetu UE (2014-2020 r.) na poziomie budżetu rocznego z 2013 r. W przyszłym roku ma wynieść - jak chce Komisja Europejska - 132,7 mld euro, o 4,9 proc. więcej niż w tym roku.

Łączny budżet na lata 2007-2013 ma wynieść 975 mld euro. Blisko 90 proc. z tej kwoty pochodzi ze składek krajów członkowskich. W czasach, gdy kłopoty gospodarcze i finansowe ma część państw UE, coraz głośniej słychać - zwłaszcza w krajach starej Unii - że składki do wspólnego budżetu trzeba zmniejszyć. - Musimy zrobić wszystko, by tak się nie stało, a jeśli już, to zmniejszenie składek powinno być minimalne - przekonuje poseł Bogusław Sonik.

W czasie prezydencji mamy - jak zapowiadają rządzący - dążyć do tego, by Rumunia i Bułgaria weszły do strefy Schengen. - Jeśli Polska będzie o to zabiegała w sposób widoczny i skuteczny, to dla przeforsowania swoich celów w przyszłości możemy zyskać wsparcie Bukaresztu i Sofii - mówi dr Mirosław Natanek. Najpierw jednak sami musimy zabiegać, by swobodny ruch wewnątrz strefy Schengen został utrzymany. Kilka krajów, zresztą liczących się w UE lub bogatych, chce przywrócić przynajmniej częściową kontrolę na granicach. Taki cel przyświeca głównie Francji, Włochom, Austrii i Danii. Tłumaczą to kłopotami z migracją z Afryki Północnej. Te kraje, a zwłaszcza Paryż i Rzym, nie patrzą przyjaznym okiem na przyjęcie Bułgarii i Rumunii do strefy Schengen, bojąc się, że przez oba te kraje będą przybywać masy imigrantów.

Eksperci i politycy zwracają uwagę, że wynik polskiej prezydencji w sporej mierze będzie zależał od osobistych relacji premiera Tuska z przywódcami UE, zwłaszcza najsilniejszymi graczami w Unii. Tajemnicą poliszynela jest, że z kanclerz Angelą Merkel szef rządu polskiego ma niezłe relacje, ale już ze strony prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona - jak się wydaje - nie może liczyć na nadmiar sympatii, choć też nie ma z nimi na pieńku.

Źródło: Polska prezydencja

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Prezydencja
Komentarze (2)
X
xyz
12 lipca 2011, 14:36
W wykonaniu samych polityków - bo to ich impreza.
T
teresa
11 lipca 2011, 15:07
Menueta czas zacząć,tak mi się widzi.