Protest z głową
Trzy tysiące internautów podpisało petycję o wycofanie ze sprzedaży "Dużej książki o aborcji" lub przynajmniej przeniesienie jej do działu dla dorosłych. I Empik ustąpił - zafrasowała się niedawno "Gazeta Wyborcza".
Artykuł o tej sprawie podsumowała komentarzem jednej z autorek książki: "Duchowni kontrolują Sejm, szkoły, księgarnie, szpitale, a za chwilę apteki. Co jeszcze?". Problem w tym, że z protestem przeciwko tej książce duchowni nie mieli wiele wspólnego. Podobnie jak z licznymi innymi skutecznymi akcjami protestacyjnymi w obronie podstawowych wartości, które miały w ostatnich latach miejsce w Polsce.
Petycje.pl
Petycję w sprawie wymienionej książki zamieściła w serwisie "petycje.pl" pani Natalia, mieszkanka jednej z podpoznańskich miejscowości. Nie zrobiła tego anonimowo. Podała swoje imię, nazwisko, nazwę miejscowości, a nawet kod pocztowy. Napisała po prostu: "My, niżej podpisani, żądamy wycofania z salonów Empik książki Duża książka o aborcji autorstwa Kazimiery Szczuki i Katarzyny Bratkowskiej (Wydawnictwo Czarna Owca). Kategorycznie sprzeciwiamy się obecności tej książki na półkach księgarni Empik, gdyż propaguje ona aborcję wśród młodzieży".
Dodała, że publikacja "przedstawia problem aborcji w sposób tendencyjny i jednostronny" i podała merytoryczne uzasadnienie. Udowodniła, że zna sprawę w szczegółach, bo przywołała słowa rzeczniczki Empiku, wyjaśniającej, dlaczego książka znajduje się na półkach dla młodzieży. Pani Natalia bez agresji skrytykowała firmę, odwołując się do czegoś, co fachowo nazywa się "wizerunkiem". "Tak duża sieć księgarni powinna dbać o kształtowanie dojrzałych postaw wśród młodych ludzi" - stwierdziła.
Moją uwagę jednak najbardziej przykuło zdanie zamieszczone pod koniec petycji: "Jeśli nasze żądanie nie zostanie spełnione, stanowczo wnosimy o przeniesienie Dużej książki o aborcji do innego działu". Jak widać z opisu zawartego w gazecie, właśnie to żądanie zostało spełnione przez Empik.
Petycję zamieszczoną przez panią Natalię - co łatwo sprawdzić - podpisało ok. 3 tys. internautów. Przeciw było niespełna trzystu. Te 3 tys. internetowych podpisów wystarczyło, aby wielka sieć księgarni zareagowała.
Każdy może działać
Czy protestujący przeciwko wtrynianiu młodym klientom księgarni demoralizującej ich zdaniem książki odnieśli sukces? Przecież publikacja wciąż jest dostępna, tyle że na innej półce, kilka regałów dalej. Takie sceptyczne komentarze można znaleźć nawet pod samym tekstem petycji. Warto jednak zastanowić się nad reakcją "GW". Czy ona nie świadczy o tym, że mimo wszystko mamy do czynienia z liczącym się osiągnięciem? Moim zdaniem nie tylko nerwowy tekst na łamach gazety dowodzi, iż akcja nie dość, że miała sens, to również okazała się sukcesem. Kolejny raz pokazała, że są skuteczne sposoby wpływania na to, jakie wartości są promowane i uznawane w przestrzeni publicznej, bez konieczności angażowania od razu najwyższych autorytetów i sięgania po wielki dzwon.
Znana sprzed kilku lat akcja mieszkańców Józefowa, którzy nie kupowali prasy w kioskach eksponujących pisma i filmy pornograficzne, stała się inspiracją dla wielu spontanicznych oddalonych od siebie przedsięwzięć, w których zwykli ludzie zabrali się za oczyszczanie swego otoczenia z treści złych, obraźliwych i poniżających. Okazało się, że nie trzeba milionów podpisów pod protestami. Okazało się, że jeśli się protestuje z głową, dobrze wybierając adresata protestu i stawiając realne żądania, można metodą małych kroków bardzo dużo osiągnąć. Okazuje się też, że do spontanicznych akcji dołączają się z własnej inicjatywy rozmaite instytucje, które wzmacniają siłę nacisku. Dowodem jest między innymi działalność Stowarzyszenia Twoja Sprawa, które w obronie godności kobiety w reklamach zyskało zaskakujących sprzymierzeńców.
Nie wymyśliliśmy zresztą niczego nowego. Na świecie od lat zwyczajni ludzie skutecznie wpływają na kształt przestrzeni publicznej. Metody są różne, ale zwykle proste. Czasami to zbieranie podpisów, czasami bojkot, innym razem pisanie listów albo e-maili. Firmy są bardzo wrażliwe na to, jakie skojarzenia budzą ich produkty. Nie bez powodu w zeszłym roku ogromny koncern produkujący napoje chłodzące wycofał swoje logo ze scenografii, na której tle dwóch prezenterów radiowych wykonywało piosenkę obrażającą pamięć Prezydenta RP, ofiary katastrofy lotniczej.
Jest jeszcze jeden aspekt protestowania z głową. Ostatnio także w Polsce szerokim echem odbiła się akcja w obronie skazanej na śmierć pakistańskiej chrześcijanki Asii Bibi. Jednak pod koniec października w Radiu Watykańskim pojawił się apel o ciszę medialną wokół tej sprawy. Paul Bhatti, katolik, doradca ds. mniejszości religijnych premiera Pakistanu, a zarazem brat ministra, który został zamordowany właśnie za obronę Asii Bibi i promowanie projektu prawa mającego zmienić tzw. ustawę o bluźnierstwie, wyjaśnił, że nie chodzi o ukrywanie prawdy. Jego zdaniem milczenie mediów jest teraz potrzebne, by na prowadzonych z władzami rozmowach o zmianie ustawy nie skupiać uwagi fundamentalistów.
Obserwując w ostatnich latach wiele akcji protestacyjnych w obronie różnych wartości, odkryłem pewną zasadę. Akcja jest skuteczna, jeżeli jej organizatorzy naprawdę walczą o sprawę, a nie chodzi im o promowanie siebie.
Skomentuj artykuł