Szycie życiem

Ewelina Gładysz / eSPe

Jedna to mama dwóch córeczek. Elegantki. Jak tylko zobaczą coś nowego w pracowni, chcą dla siebie. Bo to takie ładne! Druga to mama dwóch synów. Energetyczni. Jeśli podczas gonitwy przez pokoje, ich wzrok nagle zatrzyma się na wieszaku i nowym projekcie, szczerze wrzeszczą: Jaki piękny ptak! Dominika i Kasia. Dwie Mamy i dwie kobiety z pasją. Wydawałoby się, że szyją. No po prostu szyją. Nic bardziej mylnego!

Szyją życiem. Pragnieniem piękna, którego szukają, którym uwielbiają się otaczać i które rozdają innym. Oto powycinane i pozszywane skrawki ich światów.

Początek. Fastrygowanie

Kasia

DEON.PL POLECA


- Ta pasja drzemie we mnie od zawsze, ona tam jest głęboko - zaczyna Kasia. Jej początek to szkoła podstawowa. Konkretnie Zajęcia Praktyczno-Techniczne. - Nauczycielka przyniosła maszynę, taką walizkową. I szyliśmy - wspomina, po czym dodaje, że kiedy w domu mama zobaczyła, że coś z tego wychodzi, pozwoliła jej korzystać z własnej maszyny. I tak ze skrawków materiałów wyciąganych z szafy powstawały spódniczki i falbanki dla młodszej siostry.

Dominika

Tu początki nie mają z szyciem nic wspólnego. - Od szkoły podstawowej robiłam kartki okolicznościowe. I to one zaprowadziły Dominikę do wirtualnej przestrzeni blogów: - Siostra mnie zachęcała: pokaż światu to, co umiesz robić najlepiej. Po pewnym czasie Dominika zauważyła w sieci tildowego królika. - Zaraz zapytałam dziewczyn: Co to jest, jak to uszyć? I zaczęło się. Najpierw szyłam ręcznie. Strasznie długo to trwało, a potem był Łucznik. Ale na początku, na maszynie musiał szyć... jej mąż! - Bałam się - myśl o tym wspomnieniu wywołuje lawinę śmiechu: - Rysowałam, wycinałam, a on zszywał. W pewnym momencie jednak stwierdził, że fajnie, ale to moja pasja, więc mówi: "siadaj i szyj". I usiadła. Najpierw szyła na najwolniejszym ściegu, ale i tu wszystko się rozchodziło. - Myślałam, że nic z tego nie będzie.

Mamo! Ścieg pętelkowy

Kasia

- U mnie to się zazębiało. Macierzyństwo i szycie. Pierwsza ciąża. Cały świat Kasi sprowadza się do jednego, małego człowieka. W środku coś jednak nie daje jej spokoju. Pięć lat później: - Całą drugą ciążę przygotowywałam się do szycia. Wyobrażałam sobie, jak siedzę w domu i namiętnie odpoczywam z wielkim brzuchem. I oczywiście mam mnóstwo wolnego czasu. Jestem duża i szyję - Kasia śmieje się z naiwnego marzenia, które Pan Bóg szybko zweryfikował. 9 dni po narodzinach drugiego syna Kasia musi wracać do pracy. Jej jedyny pracownik ciężko zachorował. - To był mój egzamin, taki Boży egzamin. Do końca nie wiem z czego. Wiem natomiast, że za tamten czas należy mi się Nobel. Moja mama pomagała mi przy dziecku, tato był pogotowiem laktacyjnyn. Nie wycofałam się z niczego, nawet z karmienia. Dałam z siebie wszystko.

Nie mogła szyć, ale cały czas gromadziła materiały, skrawki, na które normalny człowiek nie zwraca uwagi. I kiedy młodszy syn zaczął przemieszczać się po domu, rzuciła mu do rączek kilka tasiemek, a sama usiadła przy maszynie. - Pierwszy dzień, drugi dzień i było nawet wesoło. On rozciągał wszystkie moje koronki, a ja szyłam. Myślę, że obydwoje mieliśmy wrażenie, że coś tworzymy. Strat było jednak trochę za dużo, ale Kasia przyznaje: - To była fajna namiastka, w której się rozsmakowałam. Wtedy powstawały poszewki na poduchy, zawieszki i inne przedmioty, które ozdabiały rodzinne wnętrza. - Czuję się mamą spełnioną. Chłopcy są bardzo żywi, a nasz dom jest wielkim, pięknym chaosem. Jest pełen pasji: muzyka, gitara, narty i moje szycie. Wiem, że chłopcy nie będą ze mną tworzyć torebek, ale widzą, co robię. Fotografuję moje projekty w domu. I może sama torba ich nie porywa, ale aplikacja już zwraca uwagę. I choć czasem nieśmiało myślę o małej dziewczynce, którą mogłabym zarazić pasją, to kiedy otwieram zeszyt mojego syna i czytam: "Moja mama szyje piękne filcowe rzeczy", to coś mnie ściska.

Wdzięczna jest nie tylko mężowi, który razem z chłopcami podarował jej wolne środy i Kasia ma wtedy czas dla siebie - zaszywa się z szyciem. Wdzięczna jest również tacie, który wiele razy mobilizował ją do szycia, ale i wspierał w odkrywaniu różnych, innych pasji, m.in. tej związanej z renowacją starych przedmiotów.

Dominika

- Potrzebowałam czegoś, w czym będę się realizować i przestrzeni, w której mogę odpocząć. Przynajmniej psychicznie. Wiedziała, że fizycznie, przy dwójce małych dzieci, to i tak niemożliwe. - Już wtedy, gdy starsza córka była mała, robiłam studia, których nie czułam, nie potrafiłam się też odnaleźć zawodowo. I wiedziałam, że gdy urodzi się drugie dziecko, to na pewno będzie taki moment, że dziewczynki obie pójdą do przedszkola. A ja? Co ja będę robić w życiu? I nagle z tym pytaniem przychodził lęk. Nie miała żadnego doświadczenia zawodowego, poza krótkim stażem w Urzędzie Skarbowym, gdzie wszyscy włącznie z nią widzieli, że to nie jej miejsce.

Gdy na świat przyszła młodsza córka, Dominice przybyło dwa razy więcej obowiązków, ale przyszła też nowa energia. - To maleństwo to był dar z Nieba. W późniejszym czasie okazało się, że dzieci tak naprawdę poukładały moje życie i to one sprawiły, że odkryłam siebie. Dominika wspomina ten niesamowity i intensywny czas: - W dzień byłam z dziewczynkami, cieszyłam się każdą chwilą z nimi, a nocami robiłam kartki i wymyślałam nowe projekty. Tak powstał pomysł profesjonalnej sesji zdjęciowej, do której zaprosiła dwóch znajomych fotografów Mariusza Majewskiego i Radka Mokrzyckiego. W tym czasie nagrała wiele utworów i zrealizowała swoje marzenie, jakim był występ w programie Elżbiety Skrętkowskiej "Szansa na Sukces". - Wtedy czułam się spełniona jako mama, ale także, oczywiście w maleńkim stopniu, ale w takim na ile tego potrzebowałam, jako artystka, co może szumnie zabrzmi, ale tak to czułam.

Pytana o to, czy nie uciekała od macierzyństwa, odpowiada zdecydowanie: - Absolutnie. Byłam z dziewczynkami w domu w sumie pięć lat i starałam się wypełnić ten czas kreatywnymi pomysłami. Bywało rożnie, wiadomo jak to z dziećmi, tylko w gazetach jest pięknie, spokojnie i kolorowo. Bycie mamą to wyzwanie i odpowiedzialność, ale w tym trudzie odnalazłam szczęście. I za ten wyjątkowy dar macierzyństwa zawsze będę dziękować Bogu. Poza tym dzieci uczą wiele i zmieniają nasze życie na różnych płaszczyznach. Za co ja jestem im bardzo wdzięczna.

Na blogu. Ścieg sznureczkowy

Kasia

Pewnego razu, z okazji Dnia Mamy, uszyła dla swojej teściowej poszewki. Mąż zawiózł je do Suwałk. I chwilę później telefon: "Jakie to piękne! Dlaczego ich nie pokazujesz?" To był moment zwrotny. Jeszcze przed wysłaniem, Kasia zrobiła zdjęcia poduchom, ot tak, ale był to materiał na jeden z pierwszych blogowych wpisów. - Ten blog był bardzo spontaniczny. Nie miałam żadnego planu. Postanowiłam sobie wklejać jakieś moje małe poczynania, tu podusia, tam pledzik. Coraz bardziej intrygował ją filc. Szary, w belce, wyglądał po prostu brzydko. Nie do końca było wiadomo, czy maszyna sobie z nim poradzi, ale spróbowała. Pierwszy powstał filcowy przybornik dla syna. A pierwsza torebka? To zabawna historia. Kasia robiła zamówienie dla znajomej pani fotograf z Poznania. Nie miała w co zapakować. Zszyła dwa kawałki filcu, a żeby nie było smutno dołożyła na środku bordowe koło, które niedbale przyszyła. Na koniec pomyślała, że przydadzą się uszy, bo się lepiej będzie trzymać. - Takie nic - jak mówi Kasia - wisiało w pracowni, aż pewnego razu zobaczyła to jej przyjaciółka: "Jakie to piękne! Chcę!" I tak się zaczęło.

Dziś pracami Kasi zachwycają się m.in. na dizajnerskich targach i w galerii przy Wawelu, choć, jak sama przyznaje, nigdzie się dotąd nie wystawiała. Tak działa blogowa poczta pantoflowa.

Dominika

Nigdy nie prowadziła pamiętnika, ale uwielbia pisać i robić zdjęcia, więc blog wydawał się idealną przestrzenią. - Zostawiałam tam swoje myśli z dnia. Wydawało mi się, że nikt tego nie czyta. Nikogo za tym nie ma, że to anonimowe - śmieje się i dodaje: - A niepostrzeżenie wciągnął mnie ten świat po uszy. Dzięki prowadzeniu bloga poznałam wiele osób. Piszemy do siebie i utrzymujemy kontakty, co daje dużo radości. Świat blogów to przestrzeń, do której wracam wciąż, ponieważ płynie tam wiele dobra.

Pasja mnie zamęcza. Ścieg krzyżykowy

Kasia

Czasem pasja męczy dosłownie, bo trzeba mieć czas, żeby zaprojektować, uszyć, wysłać. A oprócz pasji, jest praca zawodowa. - I gdyby Pan Bóg dał, żeby moje marzenie się ziściło, to chciałabym, żeby powstało takie miejsce z klimatem, gdzie każdy mógłby wpaść nie tylko zamówić torbę, ale usiąść i napić się ze mną dobrej kawy. Może przyjdzie na to czas? - tak zupełnie po cichu myśli Kasia. - W te torby, i w te kajety, zaszywam moje serce. Są osoby, które mi o tym piszą, że to się po prostu czuje. I naprawdę każdy przedmiot wykonany przez Kasię ma gdzieś w środku małe, ukryte serduszko. - To jest taka namiastka mnie, którą dzielę się z innymi. Każdy przedmiot to indywidualny projekt. Są tu przede wszystkim filcowe torby, ale są też i notesy, i kalendarze, i zawieszki, i wiele innych przedmiotów, o które dopomina się artystyczna część jej duszy. Wszystko obszyte wełenką, tasiemką, z cudnym ptakiem, przyszytym w nietypowy sposób kołem. Z materiałów, od których uginają się półki. A prace fruwają po całej Polsce, choć Kasia nadal z niedowierzaniem wsłuchuje się w głosy, które jej podpowiadają, że to co robi, jest po prostu piękne.

Dominika

Kiedy zastanawia się, po czym poznać pasję, to mówi od razu: - Po tęsknocie i po nieprzespanych nocach. Ja po prostu tęsknie do swojego szycia. Chce mi się to robić pomimo zmęczenia. Są noce, kiedy nie mogę spać, bo myślę o tym, co tu teraz uszyć.

W tym roku Dominika dostała wspaniały prezent od bliskich. Swoją własną pracownię. Powstała w garażu taty, który czuje radość widząc, że córka ma gdzie spełniać swoje marzenia. Ale sama pracownia to dzieło wspomnianego już męża: - Dostaję od niego ogromne wsparcie. Zresztą często zapraszam go do moich projektów. Wspólnie robimy różne rzeczy i widzę, że to czyni nasze życie ciekawszym, bogatszym. Coś się dzieje. Jest kolorowo - mówi Dominika.

Wśród jej prac są oczywiście tildowe króliki, do których ma wielki sentyment, i całe mnóstwo autorskich projektów m.in.: "poduszaki" misie, koty, chmurki, lale, oraz najnowszy projekt zabawki wielkoformatowe "mink juu".

Od niedawna Dominika zaczęła również projektowanie i szycie skórzanych torebek. - Jest ich na rynku bardzo dużo, ale ja zrobiłam to z czystej ciekawości. Chciałam po prostu zobaczyć, jak szyje się torebkę. Wie, że jeśli chciałaby rozwijać się w tym kierunku, będzie musiała podjąć ważne decyzje związane z zakupem nowego sprzętu.
Na razie jednak jest ten czas, na który czekała. Dziewczynki chodzą do przedszkola, a ona ma swoją pracę, swoją pracownię: - Znalazłam coś, co wypełniło tę pustkę. Krok po kroku doszłam do miejsca, w którym jestem teraz. Dziś widzę, jak Pan Bóg prowadził mnie z jednego miejsca do drugiego - aż odkryłam siebie. A to wszystko działo się w czasie, który teoretycznie był najmniej odpowiedni - w chwili, gdy w domu pokazały się dwie maleńkie istotki. Każdy z nas ma swoje talenty i zawsze będę to powtarzać. One często leżą zwyczajnie obok. Trzeba tylko chcieć się po nie schylić. Ja w głębi serca zawsze czułam, że odnajdę swoje miejsce. To gdzie dziś jestem, to również zasługa moich bliskich, zawsze są obok i mocno dopingują. Każdego dnia stoję w swojej pracowni i dziękuję Bogu za to, co mam. I absolutnie nigdy nie będę marudzić, że to jest za małe, za ciasne, nie takie. To miejsce jest spełnieniem mojego marzenia.

---

Bohaterki zapraszają do siebie:

Dominika Darowska
www.galerianapoddaszu.blogspot.com
www.nonove-studio.blogspot.com

Kasia Roszko
www.madeinkasia.blogspot.com

--
Ewelina Gładysz
Od niedawna mama Janka. Trochę dłużej żona Przemka. Zawodowo związana ze słowem pisanym.

Artykuł pochodzi z kwartalnika eSPe nr 100/2013 - Z pasją powołani http://www.mojepowolanie.pl/1033,a,espe-100-z-pasja-powolani.htm

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Szycie życiem
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.