W trampkach z ks. Jankiem Bosko
On był wielki, a my chcemy iść jego drogą. Zobaczenie relikwii kogoś, kto jest dla nas wielkim wzorem, to jak dla fana Michaela Jacksona noszenie jego kurtki - mówią młodzi wielbiciele ks. Jana Bosko. Nie jest ich mało. Udowodniły to zakończone właśnie w tym miesiącu peregrynacje relikwii świętego w naszym kraju.
Święto młodych. A raczej młodości, bo kilkunastoletni entuzjazm przeplata się tu z doświadczeniem i starymi, spracowanymi dłońmi, które w oczekiwaniu na przyjazd Gościa odmawiają chyba już czwarty raz Różaniec.
Głos z głośnika buduje napięcie: "Czy wiecie, że kierowcy, którzy przywiozą naszego Gościa, podpisali oświadczenie, że nikomu innemu nie powierzą kierowania autem? Taki ważny ten nasz Gość! Tak, tak... Przypomnę, że w sarkofagu znajduje się odlana figura świętego. Sarkofag ma pieczęcie Stolicy Apostolskiej, które potwierdzają jego autentyczność. W klatce piersiowej zamknięta jest jego dłoń. Prawa. Prawdziwa. Ta ręka, którą błogosławił młodzież, którą czynił tyle dobrego. Jeszcze chwila, czekajmy w skupieniu". Tylko jak tu się skupić, kiedy orkiestra podgrzewa atmosferę budującym jeszcze większą ekscytację Final Cuntdown (ang. ostateczne odliczanie)? Zaraz ma się rozpocząć Salezjańskie Święto Młodych "Spełniony sen". W roli głównej - św. ks. Jan Bosko, wychowawca i opiekun młodzieży. Jesteśmy w Oświęcimiu; tak, tym od okrutnego obozu. To właśnie tutaj kończy się ogólnopolska peregrynacja relikwii, które przyjechały do Polski aż z Turynu. Czy na tak wielkie uroczystości nie byłoby lepiej wybrać miasta powszechnie uznawanego za bardziej... hm... reprezentatywne, myślę sobie? Warszawę, Kraków czy choćby Poznań?
Ewelina Matyjasik, "głowa" Święta Młodych, główny organizator, marketingowiec i… pełniąca jeszcze parę innych funkcji, rozwiewa moje wątpliwości: - Przygotowania do peregrynacji trwały dwa lata. Nasi szefowie, czyli przełożeni czterech salezjańskich inspektorii, zadecydowali, że przywitanie relikwii odbędzie się w stolicy, czyli w Warszawie, właśnie po to, by było reprezentatywnie, a zakończy się w Casa Madre, czyli pierwszym salezjańskim domu w Polsce, w Oświęcimiu. Powitanie było oficjalne, z patosem, a zakończenie ma być w trampkach. Uduchowione, ale na wesoło!
Tak się zaczęło
Kontynuatorzy misji wychowawczej Jana Bosko są obecni w Polsce od ponad wieku, a Oświęcim stał się ich pierwszą placówką. Lekcję historii daje nam ks. Bogdan Nowak, dyrektor oświęcimskiego Zakładu Salezjańskiego im. ks. Bosko. - W pobliskiej Polance Wielkiej proboszczem był ks. Andrzej Knycz. Duszpasterz zachorował na oczy, groziła mu utrata wzroku. Napisał list do znanego już w Polsce ks. Bosko i prosił o modlitwę w swojej intencji. Ten mu odpisał osobiście, że wszystko będzie dobrze. Tylko żeby nigdy nie zapomniał o zgromadzeniu salezjańskim. Po uzdrowieniu ks. Knycz został mianowany proboszczem w Oświęcimiu. Zaczął się interesować ruinami podominikańskiego klasztoru, które od czasu kasaty zakonu niszczały już ponad 100 lat. Wykupił zabytkową kaplicę św. Jacka oraz zbierał pieniądze na zakup pozostałych budynków. Postanowił przekazać je jakiemuś zgromadzeniu. Ze zrozumiałych względów padło na salezjanów, którzy przybyli tutaj 15 sierpnia 1898 r. Dziś obchodzimy 115. rocznicę tego wydarzenia. Do teraz funkcjonuje szkoła z internatem otwarta w 1900 r. Mamy parafię pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych. Prowadzimy warsztaty i oratorium dla młodzieży. To świetlica, w której młodzież szkolna i ta "z miasta" może spędzić popołudnie, skorzystać z darmowych korepetycji, porozmawiać, wypić herbatę - dodaje ks. Nowak.
Odejdź od nas każda trosko
Od przyjazdu relikwii dzielą nas ostatnie minuty. Ich uroczyste powitanie rozpocznie wielką imprezę, jakiej Oświęcim i okolica dawno nie widziały. Atrakcji, które zaplanowano na najbliższe trzy dni, nie powstydziłaby się nawet stolica. Uzupełnieniem wrażeń duchowych są koncerty wpisujące się w Małopolski Festiwal Jackowe Granie, który od sześciu lat odbywa się w Oświęcimiu i przybliża zwykłym zjadaczom chleba tzw. kulturę wysoką. Zagrają także ci, których młodzi lubią najbardziej, m.in. Propaganda Dei, Maleo Reggae Rockers i Love Story. W Muzeum Zamek można obejrzeć wystawę o św. Janie Bosko. Dla fanów sportu zaplanowano 5-kilometrowy bieg patronalny "Biegać jest bosko". Nie zabraknie też słynnego na całą Małopolskę salezjańskiego bigosu, którego receptura jest ulepszana nieprzerwanie od 115 lat. Po prostu chodzi o to, żeby dotrzeć nie tylko do wierzących. Zresztą to do tych, którzy pluli na Kościół i nie chcieli mieć z nim nic wspólnego, chętnie wychodził ks. Janek, by stopniowo zmieniać ich nastawienie. Może teraz przemieni serca działaczy Ruchu Palikota, którzy w przededniu uroczystości nawoływali do bojkotowania peregrynacji, gdyż bez sensu jest wydawanie publicznych pieniędzy na przywożenie "włoskich trupów kleru"? W przygotowania peregrynacji zaangażowało się prawie 100 wolontariuszy. To młodzież salezjańska, głównie uczniowie szkoły, którym nie było żal kawałka wakacji na ciężką pracę dla swojego patrona. Wszyscy pogodni i rozentuzjazmowani, zupełnie nie sprawiają wrażenia, jakoby odrabiali pańszczyznę - "jestem tu, bo muszę". - Denerwuje się pani, czy wszystko się uda? - pytam Ewelinę Matyjasik, a ona bez zastanowienia odpowiada: - Nie! Wiem, że Jan Bosko z każdej opresji wychodził obronną ręką. On nigdy się nie bał. Poza tym strach nie jest zbyt chrześcijański.
Pozostali myślą podobnie, czego potwierdzeniem są powiewające flagi z napisem: "Odejdź od nas każda trosko, jest już z nami Janek Bosko". Tak, już jest! Wjeżdża na plac w asyście nie byle jakiej - towarzyszy mu 200 motocyklistów. Przywieźli go ze Skawy, to ponad 50 km. Wrażenie spektakularne. Nie słychać okrzyków radości i wiwatów, bo harleyowe silniki skutecznie je zagłuszają. Dociera do mnie tylko zasadne pytanie rezolutnego przedszkolaka, który widząc sarkofag, zastanawia się głośno: "Babciu, a jak on może spać w takim hałasie?".
Zaczyna się więc z pompą, ale zaraz potem robi się poważnie, kiedy bp Tadeusz Rakoczy, główny celebrans, znany ze swojej sympatii do salezjańskiego zgromadzenia, pobożnie i z wielką czcią całuje sarkofag. Radosna procesja prowadzi Gościa do ołtarza polowego, gdzie odbędzie się Msza św.
Miasto dla Don Bosco
Podczas Eucharystii bp Rakoczy ogłasza uroczyście, że za zgodą Stolicy Apostolskiej św. Jan Bosko zostaje patronem miasta Oświęcim. Stosowny dekret podpisał prefekt kard. Antoni Canizares Liovera: "Ponieważ jest pewnym, że zarówno elekcja, jak i aprobata dokonane zostały zgodnie z przepisami prawa, dlatego Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów mocą pełnomocnictwa, udzielonego przez papieża Franciszka, po rozważeniu przedstawionych racji, przyjmuje prośby i zatwierdza świętego Jana Bosko, kapłana, na patrona u Boga dla miasta Oświęcim z wszystkimi przywilejami, zarówno prawnymi, jak i liturgicznymi. Żadne przepisy przeciwne nie mogą stać na przeszkodzie".
- Szczerze mówiąc, na początku sam powątpiewałem w słuszność tego pomysłu i zastanawiałem się, czy to dojdzie do skutku... - przyznaje się bez bicia ks. Bogdan Nowak, inicjator. - Procedura nadania miastu patrona to nie taka prosta sprawa. Nie wystarczy prosta uchwała i już.
Duszpasterz tłumaczy, że na początku trzeba było zebrać "elektorat", który wystąpi z propozycją do prezydenta i Rady Miasta. Zaangażowali się w to proboszczowie oświęcimscy, dyrektor szkoły, prowincjał salezjanów, byli wychowankowie, prezes chóru parafialnego. Stosowną uchwałę podjął senat miejscowej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, były też pisma od honorowych obywateli Oświęcimia oraz wnioski czterech z ośmiu rad dzielnic. W grudniu ubiegłego roku Rada Miasta głosowała. Za było 18 jej członków, przeciw - 1 i 1 wstrzymał się od głosu. W styczniu ks. Nowak i prezydent udali się do księdza biskupa, który pobłogosławił temu przedsięwzięciu. Niezbędne dokumenty przetłumaczono na język włoski. Potem było czekanie i stres, czy zdążą na sierpniowe uroczystości, bo świat obiegła informacja o rezygnacji papieża Benedykta XVI. Na szczęście odpowiedź Stolicy Apostolskiej przyszła bardzo szybko, może dlatego, że papież Franciszek przyznaje się do tego, że jest salezjańskim wychowankiem.
A dlaczego św. Jan Bosko, a nie mimo wszystko św. Maksymilian Maria Kolbe albo rotmistrz Witold Pilecki? Odpowiedź jest prosta. - Św. Maksymilian jest już patronem całej naszej diecezji bielsko-żywieckiej - wyjaśnia mi ks. Nowak. - Poza tym, i nie jest to odkrycie, ciąży na Oświęcimiu piętno Auschwitz. Nawet kiedy byłem klerykiem i pracowałem w tutejszym internacie jako wychowawca, znajomi i rodzina pytali, jaki mi jest w tym obozie... Oczywiście, nie chcę uciekać od historii, nie chcę się od niej uwolnić, nie uważam jej za mało ważną. Ale oprócz pamiętania o przeszłości Oświęcim potrzebuje nadziei na przyszłość. Takiej nadziei, o której mówił bł. Jan Paweł II - że są nią młodzi ludzie. Wierzę, że ks. Jan Bosko będzie nam pokazywał, że Oświęcim ma przyszłość, że pokaże, jak kształcić młodzież na dobrych, uczciwych obywateli. Widzi pani, że uroczystości się udały, przyszło kilka tysięcy mieszkańców, wszyscy się cieszą. Ludzie dopisali, teraz trzeba czekać na owoce - zaciera ręce ks. Nowak.
Młodzież musi to czuć
A ponieważ oczkiem w głowie ks. Bosko byli ludzie młodzi, salezjanie liczą, że pięknie owocować będzie przede wszystkim młodzież. Dlatego w jej formację, zarówno duchową, jak i intelektualną, wkładają mnóstwo pracy. - Nasz patron mówił, że gdy boisko jest żywe, diabeł jest martwy i odwrotnie - kiedy boisko jest martwe, diabeł ożywa - mówi ks. Zenon Latawiec, dyrektor szkoły oraz dyrygent szkolnych trąbek, perkusji i saksofonów. - To święte słowa. Bo młodzież mamy wspaniałą, trzeba jej tylko pokazać, jak wiele ma możliwości. Jeśli dasz jej robotę do zrobienia, ona jest chętna do pomocy. Kończy pod budką z piwem tylko wtedy, kiedy się nudzi i skutki są opłakane.
Dlatego ks. Latawiec i zespół 93 nauczycieli szukają w szkole alternatyw. Stawiają nie tylko na teorię, ale i praktykę. Ponad 900 uczniów kształci się w gimnazjum, liceum, technikum i szkole zawodowej. Fachu uczniowie uczą się na miejscu. - Mamy np. własną stację kontroli pojazdów. Jeśli potrzebuje pani zrobić przegląd, zapraszamy. Uczymy też stolarki, więc nasi chłopcy zrobią pani meble na zamówienie, mimo że specjalizują się w stolarstwie sakralnym - robią ławki do kościołów, konfesjonały, ołtarze - wylicza i zachwala ks. Latawiec. Podkreśla, że dla wszystkich wychowawców najważniejsze jest to, co mówił ks. Bosko: gdzie są salezjanie, tam ma być klimat rodzinny. Tylko w przyjaznej atmosferze jest szansa na odkrywanie prawdziwych talentów. - Wszystko, co razem tworzymy, jest nasze, wspólne - dodaje dyrektor na zakończenie. - Uczymy życia i solidnego podejścia do swoich obowiązków. Jeszcze raz powiem, że młodzież jest kochana. Ale nie wystarczy jej mówić, że jest kochana. Ona musi to czuć.
Taniec w deszczu
I czuje, skoro na Salezjańskie Święto Młodych "Spełniony sen" ściągnęło 39 młodzieżowych grup z 25 miast Polski. - To najlepszy sposób na wakacje. Przyjechałyśmy z ok. 30 znajomymi i co więcej, spotkamy przyjaciół z całej Polski. Bo tu będą wszyscy, wszyscy, wszyscy! - cieszą się Karolina Oleś i Agata Rożniewska z Tarnowskich Gór, stałe bywalczynie salezjańskich spotkań, animatorki i absolwentki salezjańskiego gimnazjum. - Tu jest inna atmosfera niż gdzie indziej. Nie wszyscy rozumieją tę "inność". Wiele osób zraża się, że to impreza religijna, nie ma papierosów i alkoholu. A my się dobrze bawimy bez tego. Może pani zajrzeć do naszych plecaków i nie znajdzie w nich piwa. To super, bo świetnie spędzamy czas, a przy tym nie zapominamy o wartościach. Jeśli można tak powiedzieć, to dobrze bawimy się nawet na Mszach św., dla nas one nie są nudne. Wszystko zależy od nastawienia, musi być pozytywne. Nawet gdyby nagle zepsuła się pogoda i zaczęło padać, to wszyscy będziemy tańczyć w deszczu z radości!
Spełniony sen
Ks. Tomasz Kijewski, salezjański delegat ds. duszpasterstwa młodzieży: - Nasze święto nazywa się "Spełniony sen". To nawiązanie do historii z dzieciństwa Janka. Gdy miał 9 lat, zobaczył we śnie bijących się na podwórzu chłopców. Próbował ich rozdzielić, używając pięści i podnosząc głos. W tej chwili zobaczył jednak wspaniałego, jaśniejącego blaskiem mężczyznę, który powiedział mu, iż nie jest to droga do przemiany łobuzów. Wskazał mu tym samym na Piękną Panią, która pouczyła go, iż nie siłą i krzykiem będzie pozyskiwał chłopców, lecz łagodnością i wyrozumiałością - opowiada ks. Kijewski.
Ks. Jan Bosko się cieszy, bo jego sen się spełnia. Na pięciu kontynentach, w 129 krajach, które odwiedzają jego relikwie, dzieją się cuda. Polskę mógł pożegnać, bo dobrze wykonał swoją robotę - rozgrzał na nowo tysiące ludzkich serc.
Ks. Jan Bosko to opiekun i wychowawca młodzieży, jeden z największych pedagogów w dziejach Kościoła, założyciel zgromadzenia salezjanów i salezjanek. Jego działalność apostolska skupiona była na nauczaniu prawd wiary i niesieniu pomocy bliźnim w trudach ich codziennego życia. Uczył młodych ludzi, jak łączyć naukę z obowiązkami w domu i zabawą.
U progu nowego roku szkolnego zachęcamy wszystkich do modlitwy za wstawiennictwem ks. Jan Bosko, by wypraszał łaski potrzebne do dobrego życia oraz chronił dzieci i młodzież przed zagrożeniami, jakie niesie współczesny świat.
Skomentuj artykuł