Wakacyjne łowy
Opuszczają dom, dzieci, matki, mężów, żony. Ich decyzje zawsze są zaskoczeniem. Zwykle rodzina nie wie, o co chodzi. Do prawdziwych dramatów dochodzi jeszcze później. Finał wydarzeń nierzadko ma miejsce w sądach, zakończenia, rany pozostają.
Ludzie, którzy padają ofiarami sekt, początkowo chcą jedynie poznać coś nowego, porozmawiać z kimś, kto jest przedstawicielem innej egzotycznej opinii o wierze i religii, ostatecznie jednak zawsze pozostają bezbronni. Wciąż nie doceniamy, na jaką skalę działają w kraju importowane guru i stowarzyszenia, które w imię otwarcia, dialogu i poszanowania odmienności religii i kultur, w sposób wyrafinowany i w pełni świadomy, wykradają rodzicom ich synów i córki, tłumacząc, że świat, w którym wzrastali, jest nieczysty, grzeszny i zasługujący na potępienie i odrzucenie.
Polowanie na wrażliwych
"Jak można stracić dziecko w ciągu paru godzin? Kiedy przywieźli Anię po dwóch dniach, powiedziała, że już nie jestem jej matką" - mówi zrozpaczona Maria T., której córka sektę Chrystian poznała podczas pielgrzymki na Jasną Górę. Werbujący do różnych grup najwydajniej pracują podczas wakacji, kiedy do sanktuariów wędrują dziesiątki tysięcy młodych Polaków. Sekty poszukują ludzi wrażliwych, spragnionych modlitwy i religijnych przeżyć. Działają zwykle w ukryciu, nigdy tak naprawdę nie mówią o swojej rzeczywistej tożsamości.
Mają za to całe dnie na obserwację, szukanie odpowiedniego kandydata. Zagadują, zachęcają do dyskusji i dialogu. Księża i duchowni, którzy mają za sobą doświadczenie wielu lat pracy z grupami pielgrzymkowymi, potwierdzają te spostrzeżenia. Jednak praktycznie pozostają wobec takich organizacji bezbronni. Nie ma bowiem możliwości, by tzw. "aktywistów" usunąć z obszaru i okolic sanktuarium.
Kuszenie obietnicami
"Szukałam mojego syna i informacji o sekcie, która nazywa się Antrovis. Nie było to proste. Chciałam odnaleźć choćby najmniejsze ślady, które zaprowadziłyby mnie do syna. Zaglądałam do redakcji pism, które miały publikacje o Antrovisie. Udało mi się w ten sposób nawiązać kontakty z rodzinami, których dzieci należały do różnych grup parareligijnych. Syn od jakiegoś czasu sprawiał wrażenie zalęknionego, nawet spać szedł w ubraniu, na wypadek, gdyby trzeba było natychmiast się ewakuować". To relacja Danuty C. z Warszawy, która poszukiwała swojego siedemnastoletniego syna. Wyszedł on z domu w 1993 r. i jeszcze w 2000 r. nie zdołała go odnaleźć. Należał do aktywnej w Polsce w latach 90. grupy Antrovis i z tym faktem matka chłopca wiązała przyczyny jego zaginięcia. Według założeń twórców Antrovisu w nieokreślonej przeszłości Ziemię odwiedzili kosmiczni przybysze. Odjeżdżając, zostawili testament, w którym ogłosili, iż narody słowiańskie, a szczególnie plemiona Polan, mają odegrać wielką rolę w ocaleniu ludzkości przed całkowitą zagładą. Bo zniszczenia unikną tylko wybrani. Będą ewakuowani na kosmicznych statkach na inną planetę. Zwolennikom Antrovisu podczas wykładów obiecywano poprawę kondycji umysłowej, osiągnięcie równowagi psychicznej, energetycznej, rozwinięcie nadzwyczajnych zdolności jasnowidzenia i jasnosłyszenia. Na spotkaniach wtajemniczonych informowano, że do kosmicznej ewakuacji konieczne będzie oddanie narządów wewnętrznych. Tłumaczono, że będą one potrzebne na innych planetach - miejscach przyszłego pobytu. Sugerowano także finansowe wspieranie sekty i zerwanie więzi łączących ze światem. Grupa ta znajdowała swoich zwolenników i sympatyków w środowiskach artystów i dziennikarzy. W prasie można było znaleźć zachęcające artykuły na jej temat, a przywódcę Antrovisu widywano także w środowiskach biznesu, na warszawskiej giełdzie.
Atrakcyjne fasady
O sekcie znowu było głośno, gdy zwłoki jednego z jej członków, instruktora rehabilitacji, w lutym 1995 r. wyłowiono z Odry. Ofiara zetknęła się z Antrovisem w Niemczech podczas zarobkowego pobytu w Lubece. Początkowo znalezione zwłoki zakwalifikowano jako N.N. Na podstawie odzieży i karty leczenia stomatologicznego zidentyfikowano ciało. Sekcja zwłok wykazała, że okaleczenia dokonano bardzo profesjonalnie - jeszcze przed pozbawieniem życia. Policja odmawiała w czasie śledztwa jakichkolwiek komentarzy, informując jedynie, że podobne przypadki na terenie Polski odnotowano już kilkakrotnie. Ten wstrząsający fakt wcale nie jest odosobnionym przypadkiem, kiedy okazało się, że za atrakcyjną fasadą kryła się grupa przestępcza.
Antrovis - jak wiele innych grup i organizacji parareligijnych - wydawał własne pismo. Periodyk "Nowy Kosmos" zamieszczał m.in. kolorowe reprodukcje tzw. "oczu śmierci", będących elementem wpływu stosowanym wobec członków i sympatyków. Takie same reprodukcje znajdowała Danuta C., poszukująca swojego syna. Grupa posiadała bardzo szeroką siatkę kontaktów. Opowiadała o niej m.in. znana aktorka Krystyna Sienkiewicz. Chociaż miała krytyczne nastawienie do nauk i przekazów Antrovisu, to bardzo odpowiadały jej metody relaksacji, które poznawała w grupie. "Tego mi było potrzeba, żeby posprzątać swoją psychikę. Z przyjemnością wybrałam się z nimi na cztery dni w góry. Nie zadałam ani jednego pytania, tylko odpoczywałam w tych relaksacjach. Ukazywały mi się jakieś złote twarze, śnili mi się kosmici" - wspominała po latach aktorka.
Te wspomnienia są bardzo symptomatyczne. Dialog i spotkanie z nową i nierozpoznaną grupą odbywa się zawsze na jej terenie. Bardzo dobrze służy temu okres wakacji: piękne miejsce, medytacje, relaksacje, obozy rozbudzania nowej świadomości. Wpływowi ulegają nie tylko młodzież czy dzieci, lecz także i dorośli. Zaczyna się od rozbudzenia zainteresowania, ciekawości, potrzeby nowych wrażeń. Trzeba czasem wiele dni i bolesnych rozczarowań, strat - także materialnych - by zrozumieć, jak wielkiemu oszustwu i mistyfikacji daliśmy wiarę.
Skomentuj artykuł