Dyktator, samotnik, biznesmen. Jaki charakter księdza najlepiej służy Kościołowi?
Wielki Czwartek to dzień odnowienia przyrzeczeń kapłańskich i moment, w którym nasza uwaga skupia się mocno na księżach. Jacy są? Co w ich zachowaniu i charakterze służy Kościołowi, a co nie? O różnych typach kapłanów pisze w swojej książce "Gliniane naczynie. Duchowość księdza" ks. Janusz Umerle.
Dyktator, samotnik, biznesmen? Jak uprzedza autor, każdy z podanych poniżej typów kapłana jest oczywiście przerysowany, aby ukazać bardziej wyraziście różne tendencje w przeżywaniu powołania. Do czego może przydać się taka "typologia" księży? Samym księżom - do spojrzenia z dystansem na siebie i swoją posługę, zauważenia tego, co dobre, ale też tego, co wymaga skorygowania. A osobom świeckim, które z księżmi w tych trzech typach mają na co dzień do czynienia, pomaga zrozumieć, co za takimi postawami stoi i jak można pomóc w ich zmianie tam, gdzie jest to potrzebne.
Ksiądz-dyktator. Gdy autorytarność jest próbą ucieczki przed lękiem
Ojcostwo duchowe jest zadaniem każdego księdza. Musi być jednak zrównoważone przez poczucie braterstwa z ludem Bożym. Prawdziwe ojcostwo nie może opierać się na formalnej pozycji hierarchicznej.
Formalne, zewnętrzne przywództwo jest ponadto niebezpieczne, jeśli natrafi na zranioną duchowość. Może się wówczas przemienić w autorytaryzm, który zawsze u swych korzeni ma jakiś ukryty lęk. Wtedy wykonywanie władzy kapłańskiej jest strategią obronną i próbą ucieczki przed samym sobą. Dlatego autorytarny kapłan zawsze ma w zanadrzu jakąś rzeczywistość, którą musi ukrywać przed innymi. Jest to często związane z silnymi, negatywnymi emocjami, których podstawą jest zawsze lęk, na który reaguje się gniewem i agresją. Negatywne emocje są zawsze objawem jakiejś słabej części duszy, jakiejś duchowej rany i powinny być sygnałem alarmowym, impulsem do rozpoczęcia procesu duchowego uzdrowienia.
Negatywnych emocji nie da się usprawiedliwiać charakterem
Nie da się usprawiedliwić negatywnych emocji mówieniem tylko o tym, że ma się taki a nie inny charakter czy temperament. To byłaby co najwyżej próba usprawiedliwienia swojego problemu. Życie na parafii dostarcza wielu powodów do tego, żeby się zdenerwować, z kolei samotny kapłan ma niewiele okazji do usłyszenia krytyki na swój temat. Może więc znaleźć się w pułapce samousprawiedliwienia i prób odreagowania silnych emocji. Może szukać ulgi w sposób niezdrowy albo pod płaszczykiem zdwojonych wysiłków duchowo-ascetycznych. Jednak dopóki nie dotrze do źródła swojego duchowego bólu, dopóty będzie się błąkał między silnym gniewem a bezskutecznymi próbami odreagowywania i uspokajania.
Tak funkcjonujący ksiądz staje się dyktatorem, a w konsekwencji często także pedantem albo przynajmniej perfekcjonistą. Będzie funkcjonował według sztywnych zasad, co jest przeciwieństwem zdrowej duchowości, cechującej się elastycznością. Jeśli będzie miał pod sobą wikariuszy, będzie nieustannie zwracał im uwagę i przesuwał granice zasad aż do absurdu, regulując każdy nieistotny detal życia codziennego. Dobra organizacja funkcjonowania parafii jest czymś wielce pożądanym, ale jeśli uniemożliwia to poszczególnym kapłanom osobistą swobodę w wykonywaniu posługi, staje się raczej duszną atmosferą niż organizacyjną przestrzenią do nabrania tchu.
Potrzebna jest pokora, by przyznać, z czym nie daję sobie rady
Dzieje się tak dlatego, że nasze wewnętrzne patologie najbardziej ujawniają się w najbliższych relacjach. Dlatego wierni takiej „zorganizowanej” parafii mogą nie zauważyć trudnych relacji między kapłanami, a wielu z nich będzie nawet lubić kapłana, który będzie miał styl wojskowego kaprala. Problem będzie narastał od wewnątrz.
Kapłańskie dyktatorstwo może objawiać się na różnych poziomach działalności duszpasterskiej, także jej nowocześniejszych formach. Mało tego, Bóg może posługiwać się gorliwym przywództwem do wielkich dzieł duszpasterskich. Ale może stać się tak, jak jest napisane w Ewangelii, że można czynić cuda, prorokować i wyrzucać złe duchy, ale nie znać Jezusa (Mt 7,22). Można zbawiać świat, nie zbawiając samego siebie.
Każda duchowa choroba może stać się drogą uzdrowienia, bo nasz życiowy krzyż nie pochodzi od nas, jest wyzwaniem łaski. Potrzebna jest nam samoświadomość, czyli pokora przyznania się do tego, z czym nie dajemy sobie rady, a czego najczęstszym objawem są silne emocje. Jezus nikogo nie potępia za to, że cierpi na jakąś duchową chorobę. Niestety problem z autorytarnymi księżmi jest taki, że dopóki nie zostaną złamani przez jakąś dotkliwą porażkę, przegraną, jakieś cierpienie czy chorobę fizyczną, jest im trudno się przebudzić i dobrowolnie podjąć pracę nad sobą. Wystarczy wspomnieć Szawła z Tarsu, w którym kipiała nienawiść wobec uczniów Chrystusa, a był przekonany, że walczy w imię Boga. Bóg uczynił z niego niedołężnego ślepca i oczyścił jego umysł z błędnego postrzegania Boga, tak iż musiał uczyć się Go na nowo w tajemnicy o ś c i e n i a, w upokorzeniu. I dlatego święty Paweł stał się tak potężnym narzędziem w ręku Boga, który wykorzystał jego silny charakter przemieniony przez tajemnicę wewnętrznego przybicia do krzyża, krzyża jego duszy.
Ksiądz-samotnik. Samotność nie może być nigdy celem samym w sobie
Większość proboszczów żyje na parafii samotnie. Trzeba jednak pamiętać, że ta samotność dotyczy wyłącznie osobistego życia i powinna być równoważona przez spełnianie obowiązków duszpasterskich. Zaangażowanie w parafii wiąże się z konkretnym trudem i dlatego samotność może być błogosławionym czasem odzyskiwania sił fizycznych, psychicznych i duchowych. W takim przypadku samotność przeżywana jest w sposób zdrowy.
Ale może być i tak, że samotność staje się celem samym w sobie, a zaangażowanie w parafii i kontakt z ludźmi, w tym także obowiązki liturgiczne, są swego rodzaju bolesnym wyrywaniem się z samotni i towarzyszy temu ogromny wysiłek psychiczny. Wytwarza się wtedy mechanizm błędnego koła, ponieważ im bardziej męczy kapłana kontakt z ludźmi, tym bardziej potrzebuje tej samotności. Ten chorobliwy mechanizm wynika z silnej neurotyczności, czyli z bardzo intensywnych negatywnych emocji, zwłaszcza lęku i gniewu, które ujawniają się w relacjach z ludźmi.
Taki kapłan ma trudności w prowadzeniu normalnych rozmów
Dlatego neurotyk-introwertyk unika tych relacji, a jeśli już spotyka się z ludźmi, to zakłada maskę spokojnego człowieka i dobrego kapłana. Ale ponieważ w samotności nie ma z kim rozmawiać, bardzo częstym zjawiskiem u neurotyka jest nadmierna gadatliwość i chęć bycia w centrum uwagi. Taki kapłan ma trudności w prowadzeniu normalnych rozmów, które powinny opierać się na umiejętności słuchania innych, a nie na popisywaniu się swoimi przemyśleniami na każdy temat.
Sprawa jest jeszcze poważniejsza, jeśli taki ksiądz jest proboszczem i ma wikariusza. Ponieważ relacja hierarchiczna jest o wiele bliższa, mocniejsza niż relacja z parafianami, to będzie miał trudności z tolerowaniem w swoim zasięgu innego kapłana. Niektórzy introwertycy nie powinni mieć wikariuszy, chyba że przeżywają świadomie swój introwertyzm, a ewentualne skłonności neurotyczne traktują w duchu wytrwałego niesienia krzyża, czyli w mocy zwycięstwa nad tym, co jest osobistą słabością.
Szanse na duchowe przebudzenie maleją wraz z wiekiem
Szanse na duchowe przebudzenie maleją wraz z wiekiem i może to spowodować, że taki ksiądz będzie coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że taka jest droga jego kapłaństwa: w samotności i wysiłku, w trudzie i zmęczeniu. Może zrodzić się w nim przekonanie, że im bardziej się zmęczy pracą duszpasterską, tym lepszym jest kapłanem. Pozostawanie przez wiele lat we własnym tylko, samotnym świecie, może prowadzić do „zdziczenia”, czyli całkowitego braku umiejętności zdrowego funkcjonowania w środowisku kapłańskim, co uwidacznia się często przez nakładanie maski łagodnego uśmiechu i małomówności.
Drogą do uzdrowienia takiego kapłana byłoby wzbudzenie pragnienia wewnętrznej ulgi. A to może dokonać się tylko przez mówienie o sobie. Tutaj można pójść dwiema drogami: duchową, polegającą na rozmowach z kierownikiem duchowym, który trzeźwo i głęboko oceniłby stan ducha i wskazał ścieżkę wewnętrznego uzdrowienia, lub drogą pomocy psychologicznej, czyli regularnych spotkań z terapeutą przez jakiś określony czas, który to wysiłek prowadziłby do zbudowania zrównoważonej struktury psychicznej i nauczył umiejętności kontaktu z ludźmi oraz zadbania o wewnętrzny spokój.
Idealnie byłoby pójść symultanicznie obiema drogami. Jedno i drugie wymaga tego, co być może najtrudniejsze w życiu duchowym, czyli odważnej pokory. Jeśli tego zabraknie, pozostaje już tylko smutna wegetacja i „huśtawka emocjonalna” między fałszywie pojętym poświęcaniem się dla ludzi i zapadaniem się w ucieczkową samotność. Ale jeśli kapłan zdobędzie się na odwagę wyjścia i szukania pomocy, to jego osamotnienie stanie się wielką łaską błogosławionej samotności.
Ksiądz-biznesmen. Gdy załatwianie i wydzwanianie tłumi życie duchowe
Kościół potrzebuje dobrej organizacji, potrzebuje pieniędzy, struktur i budynków. Dbałość o tę sferę to jeden z obowiązków duszpasterzy. Każdy proboszcz musi zarządzać parafią i jest to jedna z największych trosk w naszym Kościele. (...) Są w strukturach diecezji kapłani szczególnie uzdolnieni do pozyskiwania pieniędzy i zarządzania środkami finansowymi, do tworzenia organizacji i budowania nowych obiektów służących duszpasterstwu. Taki talent to z pewnością także dar Boży. Każdy nowy kościół wybudowany przez kapłana staje się miejscem, w którym przez następne dziesięciolecia, a może i setki lat, łaska Boża będzie działać w duszach i ciałach ludzkich. I Bóg na pewno odpłaci stokrotnie budowniczemu tych obiektów za poniesiony trud.
Istnieją dwa niebezpieczeństwa takiego menedżerskiego zaangażowania. Pierwsze niebezpieczeństwo ma charakter zewnętrzny. Może tutaj wystąpić pokusa wiązania się ze światem biznesu i polityki w celu zdobywania środków finansowych, co samo w sobie nie musi być niczym złym, jeśli nie towarzyszy temu utrata kapłańskiej tożsamości i etyki. Skutkiem jest całkowite wplątanie się w ten świat polityki i biznesu, które polega nieraz na kościelnym wspieraniu świeckich celów w zamian za jakąkolwiek pomoc: czy to finansową, czy administracyjną. I jeśli te wspólne interesy są brudne czy nielegalne, stają się zgorszeniem jako niewierność Ewangelii.
Najpierw kontemplacja, potem działanie
Drugie niebezpieczeństwo jest wewnętrzne, duchowe. Zaangażowanie w realizację różnych celów organizacyjnych i finansowych może stać się swego rodzaju uzależnieniem i tłumić życie duchowe. Nieustanne wydzwanianie i negocjowanie, zdobywanie znajomości i szukanie nowych strategii działania może owocować niezdolnością do zatrzymania się przed Bogiem w kontemplacyjnej bierności, bez której nie można zachować owej chwiejnej równowagi między celem a środkami prowadzącymi do celu.
To kontemplacja pozwala najlepiej organizować i tworzyć nowe przestrzenie duszpasterskie i temu powinna być podporządkowana każda działalność menedżerska i budownicza. Wielu kapłanów tak właśnie działa. Każdy twórca nowej parafii, każdy kapłan zasłużony dla jakiejś organizacji kościelnej zasługuje na uznanie, podziw i wdzięczną pamięć. Salomon wybudował piękną świątynię i wsławił się mądrością. Gdyby pozostał wierny tej mądrości, to choć po jego świątyni nie ma już śladu, nie wspominalibyśmy dzisiaj jego grzechów.
---
Tekst jest fragmentem książki "Gliniane naczynie. Duchowość księdza" autorstwa ks. Janusza Umerle, wydanej przez Wydawnictwo WAM.
Skomentuj artykuł