Jak wymyślić bajkę - zadają sobie pytanie członkowie załogi kosmolotu, uwięzionego na planecie Bajkos. Choć mają wiele nowoczesnych urządzeń, nie potrafią sprostać temu zadaniu. Na pomoc przychodzi krasnal - Habongo, który wie, co to jest bajka i pomaga załodze poznać moc własnej wyobraźni. Autorka pokazuje dzieciom, jak świetną zabawą jest ćwiczenie wyobraźni. Jak ułożyć własną bajkę? - O tym w liście na końcu książki i pomoc w formie naklejek.
Fragment bajki:
W sobotę rano, dwa tygodnie temu, mama wyjechała na dwa dni zostawiając tatę z Zosią, Adą, Antkiem i Kacprem. Zostawiła na szczęście także wielki placek z serem, obiad i kolację - częściowo w lodówce, a częściowo w piekarniku. Na stole w kuchni położyła zapisaną od góry do dołu wielką kartkę, z której tata dowiedział się, kto pija z którego kubka i że Zosia nie cierpi szczypiorku, a Antkową kanapkę trzeba koniecznie ozdobić zawijasem z keczupu, najlepiej w kształcie samochodu. Była to długa i ważna lista niezbędnych szczegółów.
Anna Karwińska
Wydawnictwo WAM
2011
Oprawa twarda
Dzień mijał całkiem gładko aż do chwili, gdy cała czwórka, umyta i uczesana, zasiadła ciasno na kanapie przed wyłączonym telewizorem.
- Dobranocka? - zdziwił się tata. - Przecież Zosia i Kacper już obejrzeli, a wy chyba jesteście już za duzi - zwrócił się do Ady i Antka.
- Jaka dobranocka - skrzywił się Kacper. - Teraz jest pora na bajkę mówioną.
- No i żeby nadawała się też dla nas - ostrzegła Ada. - Nie może być całkiem maluchowata.
- Nie całkiem maluchowata - powtórzył ojciec niepewnie - czyli chodzi wam o taką "dwa w jednym?".
- Właśnie! A nawet cztery w jednym!
- Instrukcja! - przypomniał sobie tata i dał susa do kuchni.
Niestety, instrukcja w tej sprawie była nad wyraz krótka i mniej treściwa, niż wskazówki dotyczące kolacji.
Pamiętaj o bajce przed snem - napisała mamusia. - Musi być nowa i zaskakująca. Rusz wyobraźnią. Całuski.
"Rusz wyobraźnią" - pomyślał tata. - "Świetna rada, ale jak to się robi? I co to znaczy nie całkiem maluchowata bajka?".
- Możesz spróbować tego - powiedziała Zosia podając tacie kolorową kostkę. Mama czasem tak robi. Rzuca kostką i po prostu zaczyna mówić.
- Skoro to takie proste - powiedział tata rzucając sześcian i przyglądając się obrazkowi na kostce. Na ciemnobłękitnym tle połyskiwały złote gwiazdy, a w rogu można było dostrzec kawałek czegoś, co przypominało rakietę kosmiczną.
- No to posłuchajcie…
Nawigator powoli uniósł powieki. Światło było przepisowo przyćmione, ale i tak raziło w oczy. Plastikowe, przejrzyste osłony rozsunęły się z cichym sykiem.
"Jak zawsze" - pomyślał na wpół sennie, ale w tym momencie zobaczył czerwone, pulsujące światło. "Wielkie nieba! To oznaczało program dehibernacji awaryjnej!".
Niecierpliwie oczekiwał na pozwolenie opuszczenia hibernatora. Wiedział, że poszczególne etapy są niezbędne dla jego własnego bezpieczeństwa, ale procedura znajoma aż do znudzenia, wydawała się teraz przerażająco długa.
"Zastrzyk, mierzenie ciśnienia, kontrola oddychania" - myślał Nawigator - "a teraz? Aha, praca serca... no prędzej, prędzej. Co się stało? CO MOGŁO SIĘ STAĆ? No, nareszcie! Biały błysk pozwalający usiąść". Wpatrywał się w napięciu w monitor.
- Koniec programu - zasygnalizował komputer. - Możesz wstać. Powodzenia!
- Powodzenia - powtórzył Nawigator. "Rzeczywiście! Tym razem" - przeszło mu przez myśl "ta idiotyczna formułka może mieć więcej sensu".
Przyspieszył kroku, niemal biegł w kierunku kabiny. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz zdarzyło się coś takiego. Obecne statki były praktycznie niezawodne, a samoprogramujące się komputery podejmowały w czasie lotu wszystkie decyzje. Według planu mieli się obudzić dopiero w kwadracie X - 234... Więcej »
Skomentuj artykuł