Książka o korczakowskiej wizji świata

(fot. 2012korczak.pl/opowiesc-o-januszu-korczaku)
PAP / mh

O idei przebudowy świata, której przez całe życie hołdował wybitny pedagog Janusz Korczak opowiada książka Anny Czerwińskiej-Rydel "Po drugiej stronie okna" skierowana do młodych czytelników. W sierpniu tego roku minęła 70. rocznica śmierci Starego Doktora.

"Wzywam o prawa dziecka. Może ich jest więcej, ja odszukałem trzy zasadnicze: prawo dziecka do śmierci, prawo dziecka do dnia dzisiejszego, prawo dziecka, by było tym, kim jest" - pisał Janusz Korczak (Henryk Goldszmit) w broszurze "Jak kochać dziecko".

To właśnie bezgraniczna miłość Starego Doktora do dzieci sprawiła, że poświęcił im on całe swe życie. Już w młodości zaczął interesować się losem najbiedniejszych i najbardziej bezbronnych.

Jako młody chłopiec miał łagodne usposobienie, a jego ulubioną zabawą było układanie klocków. "Babciu, ja cały świat układam z moich klocków" - mówił do babci Emilii, która nazywała wnuczka "filozofem".

DEON.PL POLECA

Mały Henryk marzył jednak o innej profesji - chciał być lekarzem i pisarzem. Obiecał sobie, że będzie zmieniał świat na lepsze. Był wrażliwy na ludzką niedolę, widział rzeczywistość w jaskrawych barwach.

Pewnego razu zwierzył się babci, że wymyślił plan przebudowy świata. "Bo wszystkiemu winne są pieniądze. Trzeba je wyrzucić. Wtedy nie będzie dzieci brudnych, obdartych i głodnych, z którymi nie wolno się bawić (...). I wszyscy będą wreszcie tacy sami. Dorośli i dzieci. Bogaci i biedni. Polacy i Żydzi" - argumentował.

Po okresie nauki w gimnazjum Henryk zdecydował się na rozpoczęcie studiów medycznych. Chciał zostać pediatrą, aby poświecić się pracy z najmłodszymi. Jako student wiele z nimi przebywał, czytał im bajki, słuchał ich opowieści i zwierzeń - dzieci mu ufały. Henryk często ubolewał nad niedolą najmłodszych, starał się zrobić wszystko, aby poprawić ich los. Zwłaszcza tych najbiedniejszych.

Jako student medycyny i wychowawca kolonijny Korczak był zwolennikiem edukowania poprzez rozrywkę. Kłótliwym dzieciom proponował zabawę w sąd; głównymi bohaterami poszczególnych rozpraw byli oczywiście jego podopieczni.

Po uzyskaniu dyplomu ukończenia studiów medycznych Korczak zdecydował się podjąć wymagającą osobistego poświęcenia pracę jako lekarz w żydowskim szpitalu dla dzieci na ul. Śliskiej w Warszawie.

Szybko zdobył serca małych pacjentów i ich rodziców. "Matki powtarzały sobie, że doktor Korczak przyjdzie do dziecka i w dzień, i w nocy, a jak ktoś jest biedny, to za wizytę nie weźmie pieniędzy. Wzywały go więc, a on chodził, badał, leczył, uczył, jak karmić, jak ważyć - a przede wszystkim - jak kochać. Bo to interesowało go najbardziej" - pisze Czerwińska-Rydel.

Niedługo później poznał Stefanię Wilczyńską, wychowawczynię dzieci, z którą przyszło mu pracować aż do śmierci. Dla Wilczyńskiej Korczak był "bratnią duszą" przypominającą dużego chłopca z bródką i w okularach bez reszty oddanego zabawom z najmłodszymi.

Niebawem Korczak zamieszkał razem z dziećmi w Domu Sierot na ul. Krochmalnej - "białym domu w szarej Warszawie". Aby jego najmłodsi lokatorzy przestrzegali "reguł mieszkaniowych" skorzystał z wcześniejszego doświadczenia dziecięcych sądów.

"Jeżeli ktoś zrobił coś złego, najlepiej mu przebaczyć. Jeżeli zrobił coś złego, bo nie wiedział, to już wie teraz. Jeżeli zrobił coś złego nieumyślnie, będzie w przyszłości ostrożniejszy. Jeżeli robi coś złego, bo mu się trudno przyzwyczaić, będzie się starał. Jeżeli zrobił coś złego, bo go namówili, już się nie będzie słuchał" - głosił opracowany przez pedagoga kodeks sądu koleżeńskiego.

W stosunku do podopiecznych zachowywał się jak ojciec. Robił wszystko, aby zapewnić im właściwy rozwój psychiczny oraz fizyczny; dbał o higienę dzieci, mierzył je i ważył, obcinał im włosy i paznokcie.
Wdrażał w życie oryginalne metody wychowawcze. Pewnego razu, gdy wezwano go do bójki dwóch chłopców, doświadczony pedagog odpowiedział: "Chłopcy muszą się bić (...). Trzeba tylko pilnować, żeby nie posuwali się za daleko. Podstawianie nogi jest nierycerskie, reszta - jak najbardziej".

Nawet po wybuchu wojny we wrześniu 1939 r. Korczak zachował spokój i dobry humor. Bawił się z dziećmi w zabawę wojenną polegającą na schodzeniu - na czas bombardowań - do schronu. Miał jednak wiele zmartwień, gdyż w Domu Sierot brakowało jedzenia. Co dzień Stary Doktor w mundurze oficera Wojska Polskiego wyruszał na ulice Warszawy z dużym workiem mając nadzieję na zdobycie pożywienia dla dzieci. Miał ich wówczas na wychowaniu prawie dwieście.

Po utworzeniu przez Niemców getta w Warszawie w 1940 r. wychowankowie Domu Sierot musieli zamieszkać w granicach zamkniętej dzielnicy żydowskiej, początkowo na ul. Chłodnej, następnie na ul. Śliskiej. Stary Doktor pracował także w przytułku na ul. Dzielnej.

Był już wówczas bardzo schorowany. Mimo piekła okupacji, wszechobecnej śmierci, którą można było spotkać codziennie na stołecznych ulicach, Korczak do końca wierzył w zapewnienia Niemców, że nie zlikwidują Domu Sierot.

Bardzo się jednak pomylił. 5 sierpnia 1942 r. wraz ze swymi wychowankami powędrował na Umschlagplatz, skąd odjeżdżały pociągi do Treblinki. Podczas transportu brał dzieci na ręce i przysuwał do niewielkiego okna, za którym można było ujrzeć inny, lepszy świat. "Dziecku potrzebny jest ruch, powietrze, światło - zgoda, ale i coś jeszcze. Spojrzenie w przestrzeń, poczucie wolności - otwarte okno" - mówił niegdyś Stary Doktor.

Książka "Po drugiej stronie okna. Opowieść o Januszu Korczaku" ukazała się w serii "Biografie słynnych Polaków" nakładem wydawnictwa Muchomor.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Książka o korczakowskiej wizji świata
Komentarze (13)
S
szary
4 października 2012, 09:38
  Jak widać, wg niektórych Korczak(Goldszmit) już jest w niebie, i nawet odprowadza duszyczki przed Boży Majestat. Żadna beatyfikacja nie jest mu potrzebna, ani opinia KK, bo i tak już jest świętym, bo  Wajda zrobił o nim film , ergo: można zostać  świętym  poza Kościołem Katolickim, w ogóle poza Kościołem.  Tak sugeruje ~~nie lewak i nie prawak.   Czy to nie herezja?
NL
nie lewak i nie prawak
2 października 2012, 09:58
szary nie będziesz miał takiej możliwości (być takim adwokatem diabelskim;) To raczej Korczak, będzie na Ciebie czakał przy wrotach niebiańskich, żeby Cię zaprowadzic przed Boży majestat;p Nie pójdziesz z nim wtedy? bo żyd? bo nie myślał tak jak Ty myślisz? Jaka beatyfikacja...puk puk(można byłoby stuknąć w pewne miejsce) W Kościele Katolickim, nie będzie miało to miejsca. Czy to jest ważniejsze żeby być uważanym za świętego, czy żeby rzeczywiście nim być? Korczak nie jest moim idolem(nie podoba mi sie np. to co mówił o kobietach) Ale dla mnie to był wielki człowiek. Tyle.
E
Ela
1 października 2012, 22:29
 To było to. Dobrzy kibucnicy (co za słowo). Ilu wychowałeś, ilu chciałeś wychować dobrych katolików (nie swoich dzieci), dla ilu zbierałes na własnych plecach jedzenie całymi dniami w piekle getta? Nawet jeśli miał homoseksualne skłonności (chyba tak) to zobacz jak je przekuł? Kogoś krzywdził, wykorzystał? Wręcz przeciwnie. No. Ansolutnie pewne, że nie brakło mu miłości do dzieci! Miał miłość i w niej spełniał (byc może było bardzo trudne dla niego i po tak trudnym zyciorysie wyszło bokiem w postaci uzywek. Rozśmieszają Cię heroiczni osobnicy walczący z zarodem zła w sobie, może ludzie w depresji i samotni pijacy do lustra to jedynie słabiaki, co?). Dla mnie starczy. Ks. Markiewicz jest mi znany. No ale jest to chrześcijanin więc nic dziwnego, ze trudno mu się doczekac choćby dobrego filmu. Już nie mówiąc o takim jaki został nakręcony o Korczaku. Żydzi byli i będa Żydami. Na tym świecie mogą więcej i robią lepiej. Ale to nie było tak w czasach Korczaka...
S
szary
1 października 2012, 09:26
Był Gość z Korczaka. Bardzo rzadki okaz albo i jedyny. Ktokolwiek powie coś o nim "nie tak", może miec rację nawet. Ale ten Gość wygrał życie. Wyjatkowy był.     Taaak?  A co powiesz np. o dziele bł. Ks. Bronisława Markiewicza? Stworzył coś, co trwa do dzisiaj i rozwija się .  A gdzie dziś efekt pracy Korczaka(Goldszmita)? Jest tylko jego  m i t .  Karmienie  się  mitami , choćby i najpiękniejszymi ( a goldszmitowsko-korczakowski taki nie jest), nie prowadzi  do niczego dobrego.    Tow. Feliks Edmundowicz Dzierżyński również miał duże zasługi  w tworzeniu  sierocińców.  Otóż uważał on,  że  ówczesny  obywatel  nie nadaje się na czekistę,  wobec  tego należy  dobrego czekistę dopiero  wychować; zatem popierał i wspomagał tworzenie  domów sierot w ojczyżnie proletariatu.  Był Gość?   A  Goldszmit-Korczak  chciał  wychować  dobrych kibucników.  I  przegrał życie,  z czego  sam doskonale  zdawał sobie sprawę.  
S
sdf
1 października 2012, 00:34
 Był Gość z Korczaka. Bardzo rzadki okaz albo i jedyny. Ktokolwiek powie coś o nim "nie tak", może miec rację nawet. Ale ten Gość wygrał życie. Wyjatkowy był.
B
Balbina
30 września 2012, 22:03
Żydzi mieli przed wojną swoje gminy żydowskie, gminy zbierały pieniądze na przytułki dla dzieci żydowskich, było dużo biedy w społeczeńsktwie przed wojną, przed wojną do szkoły chodziły wspólnie dzieci polskie i żydowskie ale na religią do dzieci polskich przychodził ksiądz, a do żydowskich przychodził rabin, gmina żydowska udzielała pomocy wdowom, trochę na ten temat można znaleźć w internecie... Nie znam dogłębnie życiorysu dr Korczaka, ale z ludzkiego punktu widzenia, musiał być bardzo dobrym człowiekiem ponieważ poświęcał dziecom swoje życie, a nie etat, i nie opuścił ich do końca... Przed wojną w środowiskach żydowskich w Polsce powstawały partie socjalistyczne, co było spowodowane biedą, ogromną nierównością społeczną, brakiem sprawiedliwości społecznej... a dr Korczak był z pewnością w pełni człowiekiem tamtych czasów i swojego środowiska...
A
Arabeska
30 września 2012, 19:45
dziękuję za dar życia p. Korczaka,dzięki któremu miłość wyrażająca się poprzez szacunek,uwagę,troskę i poświęcony czas-dotknęła tyle tych najbardziej bezbronnych istot.
S
szary
30 września 2012, 19:17
  Tak, ~~nie lewak i nie prawak,   w procesie beatyfikacyjnym  Henryka Goldszmita alias Janusza Korczaka  jestem gotów  występować jako Advocatus Diaboli, ;-))   Poza tym nie pluję na nikogo, tylko  mówię o faktach, jakie można wyczytać  choćby w tym...  niby - pamiętniku Twojego idola.   Już sama  forma tego... tych.. wypocin  jest ciężkostrawna, widać, że ich autor  miał  sieczkę w głowie.  To się rzuca w oczy od razu, gdy się toto  weżmie do ręki.  Naprawdę, sto razy lepiej czytać to, co napisał Ks. Skarga.   Sto razy więcej pożytku będzie miał czytelnik z lektury książek Józefa I. Kraszewskiego, zapewniam.   A  na Goldszmita-Korczaka spójrzmy -  t r z e ż w o.  
NL
nie lewak i nie prawak
30 września 2012, 16:50
szary zdaje się że jesteś etatowym krytykiem Korczaka. Oceniłeś i osądziłeś człowieka bardzo negatywnie, i niezgodnie z prawdą. Czyżby bawiło Cię plucie na innych? A może poprawiasz sobie w ten sposób nastrój? (proszę mnie nie szufladkować do żadnych środowisk rewolucyjno-lewackich postępowców)
S
szary
30 września 2012, 15:54
   Tacy Korczakowie, Ireny Krzywickie - znakomicie nadają się na ojców ( matki) założycieli nowego porządku,   P.S. Muszę tu jednak poczynić pewne wyjaśnienia:  primo - otóż "Tacy Korczakowie "  dotyczy ściśle ludzi pokroju Goldszmita , który podszył  się  pod  skądinąd   zacny  stary polski herb - Korczak, którym  to herbem pieczętował się  choćby Jerzy Wołodyjowski,  a także Tadeusz Komorowski - "Bór";  przepraszam zatem  wszystkich  autentycznych  Korczaków  za nieopatrzne naruszenie ich dobrego imienia;  secundo - "Ireny Krzywickie" w tym przypadku oznaczają wszelkie sufrażystki i feministki pokroju autorki "Pierwszej krwi" - de domo Goldberg,  a nie wszystkie szanowne Panie o tym imieniu i nazwisku, których również nie chciałbym urazić.
S
szary
29 września 2012, 09:09
a gdzie o <takim> Korczaku można przeczytać?   Dobre pytanie.   Można zacząć  od jego pamiętników.   Można w n i k l i w i e  przestudiować jego życiorys.   Można znależć  o nim(Korczaku - Goldszmicie)  w innych  pamiętnikach, wspomnieniach pisanych na przełomie  XIX i XX w . oraz  w latach międzywojennych; oczywiście  są to małe wzmianki,  bo  współcześni traktowali  jego samego i jego  teorie najwyżej z przymrużeniem oka, tak jak na to zasługiwał.    Ale można też  przyjąć  wersję  Korczaka - świętego,  jaką dzisiaj  oferuje nam  i narzuca wszechpotężne, rewolucyjno-lewackie  środowisko  postępowców - modernistów.  Tacy  Korczakowie, Ireny Krzywickie -  znakomicie  nadają się  na ojców ( matki) założycieli  nowego porządku, gdzie  dzieci zamiast obowiązków - mają p r a w a, gdzie  feministki typu Gretkowskiej kształtują wrażliwośc estetyczną młodzieży.   Do wyboru, do koloru. 
C
czarna
28 września 2012, 18:49
a gdzie o <takim> Korczaku można przeczytać?
S
szary
28 września 2012, 08:48
  Korczak, a wł. Goldszmit,  ten bochater  poprawności politycznej był to chorobliwy marzyciel (któremu śnił się raj na ziemi  w postaci  kibuców), a na starość pijak i morfinista - przykro mi , ale takie są fakty .   W dzisiejszych  czasach, kiedy tzw. opinię publiczną bulwersuje ksiądz żartujący z młodzieżą - zakazano by mu pracy z dziećmi ze względu  choćby na jego nałogi - - chociaż... nie jestem tego taki pewien.   Śmierć Goldszmita - Korczaka  nie była aktem jego heroizmu,jak w przypadku o. Kolbego,  ale wynikiem jego  ciężkiej depresji oraz załamania psychicznego , nihilizmu i całkowitej  dezintegracji osobowości.