Renzo Allegri spotykał się z Matką Teresą wielokrotnie. Dzięki wspólnym podróżom i długim rozmowom miał okazję dobrze poznać tę wyjątkową kobietę.
Wspomnienia i anegdoty zawarte w tej fascynującej biografii ukazują osobowość Matki Matki Teresy, jej wiarę i bezgraniczne zaufanie Jezusowi, nawet w chwilach największych wewnętrznych ciemności.
Renzo Allegri (ur. 1934) - włoski pisarz, dziennikarz i krytyk muzyczny. Jest autorem pięćdziesięciu książek, m.in. bestselleru "Cuda ojca Pio", który ukazał się nakładem Wydawnictwa WAM.
Fragment książki
Tytuł mojej książki "Matka Teresa mi powiedziała" tchnie bez wątpienia pewnym zarozumialstwem. Jestem tego świadom.
Może tylko osoba żyjąca wiele lat w pobliżu Matki Teresy mogłaby użyć takiego stwierdzenia. Mnie nie dane było to szczęście. Poznałem siostrę z Kalkuty, kilka razy przeprowadziłem z nią wywiady, nic więcej. A jednak w tym nieco prowokacyjnym tytule zawiera się zdumiewająca prawda.
Dziennikarze, właśnie z racji swojego zawodu, nierzadko znajdują się w sytuacjach, w których nigdy by nie podejrzewali, że mogą się znaleźć. Przez czterdzieści lat pracowałem jako korespondent w najpoczytniejszych tygodnikach i spotykałem się z najprzeróżniejszymi osobistościami: artystami, politykami, uczonymi, mistrzami sportu, gwiazdami, świętymi i przestępcami. Niekończąca się, barwna mozaika postaw i typów ludzkich.
Na temat tych osobistości napisałem niezliczone artykuły, a nawet kilka razy ubiegłem inne dzienniki w zamieszczeniu sensacyjnych newsów. Na okładce gazety są one niczym magnes dla oka. Dzisiaj redakcje kupują newsy za zawrotne pieniądze. Kiedyś taki rodzaj dziennikarskich transakcji należał do rzadkości. Za moje sensacyjne wieści nikt mi nigdy ekstra nie płacił. Szukałem ich, bo taką miałem pracę, i przede wszystkim sprzyjało mi szczęście.
Zafascynowany muzyką klasyczną i liryczną, prowadziłem przez 25 lat rubrykę w jednym z najbardziej poczytnych tygodników. Dzięki temu poznałem, przeprowadzałem rozmowy i często spotykałem wielkich wykonawców, wśród których znaleźli się m.in.: Arturo Benedetti Michelangeli, Salvatore Accardo, Uto Ughi, Carlo Maria Giulini, Riccardo Muti, Gianandrea Gavazzeni, Mario Del Monaco, Tito Gobbi, Gino Bechi, Boris Christoff , Giuseppe Di Stefano, Placido Domingo, Renata Tebaldi, Luciano Pavarotti czy Renata Scotto. Listę tę można by ciągnąć jeszcze długo.
W 1973 roku Maria Callas, jedna z najsławniejszych kobiet świata tamtych lat, wyreżyserowała operę Giuseppe Verdiego Nieszpory sycylijskie z okazji otwarcia Nowego Teatru Regio w Turynie. Dzień wcześniej zjechało do miasta ponad 200 dziennikarzy prasowych, telewizyjnych i radiowych ze wszystkich kontynentów. Każdy z nich marzył o tym, by zamienić choćby słówko z primadonną. Na próżno, Callas nie rozmawiała z nikim. Tylko do mnie jednego uśmiechnął się los. Spędziłem z divą trzy godziny w jej hotelowym pokoju, otrzymawszy wyłączne prawo na przeprowadzenie wywiadu. Ten jedyny, długi wywiad został opublikowany w mojej gazecie na sześciu stronach.
W 1985 roku jako pierwszy zdobyłem informację o zaręczynach Katii Ricciarelli z Pippo Baudo. Przez kolejne miesiące prasa karmiła się tym wydarzeniem. Informacja, którą podałem, nie zawierała sformułowań typu "mówi się", "plotka głosi" czy innych podobnych powiedzonek, lecz była konsekwencją rzetelnej, wyczerpującej i spokojnej rozmowy. Towarzyszyła jej piękna sesja zdjęciowa. To samo zdarzyło się w przypadku innej sławnej pary: Maurizio Costanzo i Marii De Filippi.
Jako korespondent uczestniczyłem w dwudziestu dwóch kolejnych Festiwalach Piosenki w San Remo. Poznałem właściwie wszystkich wielkich wykonawców zapraszanych na tę muzyczną imprezę i zawsze przywoziłem stamtąd ważne artykuły, umieszczane następnie na pierwszych stronach gazet.
Pewnego dnia przeprowadziłem wywiad z młodym mężczyzną, który zamordował narzeczoną pięćdziesięcioma dwoma ciosami nożem. Policja deptała mu po piętach, w wiadomościach radiowych podawano szczegóły zabójstwa i przestrzegano przed niebezpiecznym przestępcą. Znalazłem go nocą w miejscu, gdzie się ukrywał. Byłem tam z fotografem. On pstrykał zdjęcia, a ja z dyktafonem w ręku słuchałem zwierzeń chłopaka. Tygodnik, w którym wówczas pracowałem, opublikował natychmiast moje zdjęcie z zabójcą i zamieścił pod spodem uwagę: Nasz korespondent przybył szybciej niż policja.
Lista takich zaskakujących zdarzeń mogłaby być długa. Zadziwiające jest to, że kiedy o nich myślę, dochodzę do wniosku, iż wszystkie te sensacyjne newsy nie są owocem moich zdolności, ale przede wszystkim dziełem szczęśliwego trafu. Zawsze byłem mocno wspomagany przez fortunę w uprawianiu mojej dziennikarskiej profesji, obdarzany cierpliwością i szczęściem. Podobnie stało się w przypadku Matki Teresy.
W 1971 roku rozpocząłem starania o przeprowadzenie z nią wywiadu. Byłem zafascynowany działalnością i charyzmą tej siostry, wówczas jeszcze mało znanej we Włoszech. Po raz pierwszy przeczytałem o niej artykuł autorstwa Piera Paola Pasoliniego i poczułem, że podbiła moje serce.
Zacząłem myśleć o spotkaniu. Pragnąłem nie tyle prostego, pośpiesznego wywiadu, co długiej rozmowy, by potem móc w odcinkach opowiadać o jej życiu. Wymagające pragnienie! Spełniło się ono dopiero w 1986 roku, czyli po piętnastu latach oczekiwania. I, tak jak zawsze, również w tym przypadku sprzyjało mi szczęście.
Skomentuj artykuł