Adam jechał samochodem z Shane'em w kierunku południowego Albany. Za nimi Nathan i David. Adam wybrał 2 w swoim telefonie i szybko połączył się z Victorią. - Słuchaj, niedługo przyjedzie ciężarówka z drewnem. Powiedz im, żeby ułożyli je w stos blisko podjazdu, dobrze? Adam usłyszał buczenie w telefonie i odciągnął go od ucha, aby spojrzeć na ekran. - Victorio, dzwoni szeryf. Muszę odebrać. To na razie. Kocham cię. Pa.
Adam wcisnął guzik, aby odebrać rozmowę. - Dzień dobry. Tak jest. Byliśmy tam.
Shane wskazał mu ręką, aby skręcić w lewo.
- Tak jest. Zrobiliśmy to. Dziękuję. Kocham cię. Pa. Shane otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- O nie! Nie! Nie! - Adam spojrzał z niedowierzaniem na swój telefon.
Shane parsknął śmiechem. - Czy przed chwilą powiedziałeś szeryfowi, że go kochasz?
- Nie wierzę, że to powiedziałem. Czy powinienem do niego oddzwonić?
- I co? Powiesz mu, że go nie kochasz.
Adam skrzywił się, a Shane nadał wiadomość przez radio. - 693c w drodze na 600 ulicę w Sheffield. Dotyczy 1099.
- 104 - odpowiedział dyspozytor. - 693c.
Nathan podążał za Adamem i Shane'em w drugim wozie. To oni dowodzili w tej akcji, ale znaleźli się w okolicy, w jakiej Nathan dorastał we wschodniej części miasta Albany. Ta zachodnia dzielnica dawno miała już za sobą czasy swojej świetności i raczej nic nie wskazywało na to, aby miało się to zmienić.
Im dalej wjeżdżali w osiedle domków, tym bardziej okolica stawała się niebezpieczna. Kiedy wozy podjechały pod wskazany dom, dwaj członkowie gangu siedzący na schodach ganku sąsiedniego domu krzyknęli - 50 - a potem ruszyli przez podwórko. Nie żeby wszcząć bójkę - taką nadzieję miał Adam, kiedy zatrzymali się i z Shane'em wysiedli z samochodu. Uważnie przyglądał się ich twarzom. Nie odpowiadały policyjnym fotografiom przestępców załączonym do nakazu aresztowania.
Nathan i David przejechali obok domu, skręcili w następną ulicę i zatrzymali się z tyłu domu.
- Będziesz obstawiał drzwi, żółtodziobie. Okej? - zapytał Nathan.
- Dobra, ale nie jestem już żółtodziobem. - David ustawił się na trawie, blisko schodów prowadzących do tylnych drzwi. Nathan poprawił okulary na nosie i zajął pozycję, z której mógł widzieć obie strony domu i Davida. Trzymając ręce na biodrach, Nathan patrzył czujnym wzrokiem agenta tajnych służb. David ćwiczył chwytanie za swój pistolet, Glock 23.
Nathan przewrócił oczami. Nie jest już żółtodziobem?
Od frontu domu Adam i Shane zbliżali się do ganku. Shane mówił do mikrofonu umieszczonego na swoim ramieniu, informując wszystkich w zespole, co się dzieje z tej strony domu. W jednym z okien poruszyła się roleta.
- Mam złe przeczucia - odezwał się Adam do Shane'a, próbując obserwować jednocześnie dom i gangsterów na trawniku obok.
- Ja też.
Adam sprawdził, co się dzieje przez radio. - 3d, tył obstawiony?
- 104 - usłyszał głos Nathana.
Ostrożnie wchodzili po schodach. Adam miał nadzieję, że wyglądał na bardziej pewnego siebie, niż się czuł. Dlaczego po siedemnastu latach pracy w takich momentach wcale nie było łatwiej? Przypomniał sobie coś, co powiedział mu kiedyś Jeff Henderson:
- Pewność siebie czuje się wtedy, kiedy nie rozumie się danej sytuacji.
Adam zapukał. Drzwi otworzyła kobieta. Mogła mieć równie dobrze dwadzieścia, jak i czterdzieści lat. Tak działa kokaina - postarza dwukrotnie.
- Tak?
- Dzień dobry. Jesteśmy z biura szeryfa. Mamy nakaz aresztowania Clyde'a i Jamara Hollomanów.
Kobieta wydała z siebie głośny okrzyk i wyrzuciła ręce do góry.
- Nie mam z tym nic wspólnego. Nawet nie powinno mnie tu być.
Sprytne zagranie. Pomyślał Adam. Pewnie już odgrywała tę rolę nie raz.
Adam i Shane powoli wkroczyli do ciemnego domu. Obaj w jednej ręce trzymali latarki, a druga spoczywała na kaburze broni.
W domu panował kompletny bałagan. Wszędzie porozrzucane były ubrania i opakowania po jedzeniu. Przy sofie Adam dostrzegł lufkę do palenia cracku i zmiażdżoną puszkę po coli.
- Korzystali z usług tego samego dekoratora wnętrz co ty, Shane.
- Lepiej skoncentruj się na zabezpieczaniu moich tyłów, Mitchell.
Adam wyłączył telewizor. Jeśli Hollomanowie ukrywali się w domu, powinien słyszeć ich, a nie reklamę materaców do spania.
Bez zagłuszającego telewizora Adam usłyszał skrzypienie sufitu. Wskazał latarką w górę i przeszedł do holu. Shane zabezpieczał go od tyłu, jednocześnie obserwując frontowe drzwi.
Adam zauważył sznurek zwisający ze składanych schodków, prowadzących na strych. Delikatnie się kołysał.
- Shane - odezwał się i wskazał na to, co zobaczył. Adam przeszedł na drugi koniec korytarza, tak aby obie strony były ubezpieczane.
Przesunął światłem latarki po suficie.
- Clyde i Jamar Hollomanowie, mamy nakaz aresztowania was. Możemy to zrobić w łatwiejszy lub trudniejszy sposób. Proponuję, żebyście zeszli na dół.
Na strychu podłoga znowu zaskrzypiała. Adam dał Shane'owi znak głową. Obydwoje wyciągnęli broń i położyli palce na spuście.
Adam chwycił za sznurek lewą ręką i wyszeptał: - Jeden, dwa, trzy. - Na trzy pociągnął za sznurek.
Schody rozłożyły się. Shane skierował pistolet i latarkę w kierunku strychu. Niczego nie zauważył.
- To wasza ostatnia szansa - powiedział Shane. - Nie róbcie problemów tam, gdzie nie jest to konieczne!
Znowu coś zaskrzypiało. W przeciągu mniej więcej dziesięciu sekund, które miał na przemyślenie wszystkiego, Adam rozważył sprowadzenie posiłków. Jeśli przysłaliby mu Sawyera, policyjnego psa, aby wszedł na strych, nie naraziłby życia oficera policji. Ale oznaczałoby to, że musieliby poczekać jakieś trzydzieści minut.
Shane oberwie w głowę, jeśli tylko będzie próbował wejść na strych. Adam będzie tego żałował. Ale musiał się szybko decydować.
To samo działo się w umyśle Shane'a, więc kiedy Adam dał mu sygnał, przełknął głośno ślinę, przygotował broń, wszedł schodami na górę i wsunął głowę w ciemny otwór.
Na strychu światło słoneczne przedzierało się przez dziury w dachu. Coś się poruszyło. Instynktownie palec Shane'a podskoczył na spuście pistoletu. Jakieś półtora metra od niego stał czarny chłopiec w wieku około jedenastu lat.
- O matko! - Shane opuścił rękę z pistoletem, myśląc, co mogłoby się stać, gdyby nacisnął spust. - Dzieciaku, co ty tu robisz?
- Wujek Clyde powiedział mi, żebym tu pochodził.
- Gdzie jest twój wujek Clyde? - zapytał Adam.
Nagle drzwi szafy stojącej na korytarzu otwarły się i wyskoczyli z niej dwaj młodzi mężczyźni.
- Tylne drzwi! - krzyknął Adam.
David usłyszał wołanie ze środka i zbliżył się do drzwi w momencie, kiedy otworzyły się z impetem. Jakiś ogromny kloc na dwóch nogach staranował go i przebiegł po nim. Obaj bracia Hollomanowie ruszyli pędem w kierunku sąsiedniego trawnika.
Nathan błyskawicznie rzucił się za nimi w pościg, gdy tymczasem David usiłował stanąć na nogi.
- Do samochodu! - krzyknął Nathan.
Adam wypadł tylnymi drzwiami i przyłączył się do Nathana w pościgu. Clyde i Jamar przeskoczyli przez ogrodzenie i rozdzielili się. Nathan i Adam skoczyli za nimi i kontynuowali pościg oddzielnie.
Shane jechał samochodem i wsłuchiwał się w nazwy ulic, które wykrzykiwał Adam.
Clyde Holloman biegł między domami jak oszalały. Nathan za nim, zmniejszając coraz bardziej dystans między nimi. Clyde pędził na skróty przez zagracone podwórka, przewracając pod drodze wszystko, co się da, mając nadzieję, że Nathan potknie się i upadnie. Ale on wymijał spadające na niego po kolei wiadro, leżak i kubeł na śmieci.
Tymczasem Jamar pędził sprintem sąsiednią ulicą i przez przyległe do niej podwórka. Biegł po jednej stronie szpaleru drzew, a Adam po drugiej, próbując się z nim zrównać. Kiedy Jamar obejrzał się za siebie, aby zobaczyć, gdzie jest Adam, zwolnił nieco. Szpaler drzew się skończył i Adam, który był do tej pory kilka metrów za nim, niemalże go złapał.
Gdybym pobiegł odrobinę szybciej, już bym go miał!
- Shane! Ulica 700, Sheffield! Na północ! Na północ!
Shane ostro zawrócił samochód i dostrzegł biegnącego Adama. Chwycił za radio. - Ścigamy czarnego mężczyznę w czarnej bandanie na głowie, koszulce bez rękawów i w szarych szortach... ucieka na północny zachód 700 ulicą Sheffield.
W drugim wozie jechał David, rozglądając się po przyległych ulicach w poszukiwaniu Nathana, kiedy usłyszał przez radio krzyk swojego partnera. - Thomson! Harford 400! David, pomocy!
David, będąc sam w samochodzie, był zupełnie zdezorientowany. - Harford... Gdzie jest Harford?
Adam pędził za Jamarem przez kolejne podwórko. Jamar biegł przez wiaty garażowe, przewracał za sobą kosze na śmieci i rowery. Adam przeskakiwał je lub omijał, ledwo dysząc.
Kiedy Jamar wybiegł na ulicę, Shane ostro zahamował, niemalże uderzając w niego. Jamar zmienił kierunek i rzucił się w stronę kolejnego podwórza. Shane wyskoczył z samochodu. - Zmiana!
Adam wskoczył na siedzenie kierowcy i ruszył, ciężko oddychając. - Nie zgłaszałem się do biegu przez płotki!
Nathan biegł za Clyde'em Hollomanem jedną z bocznych uliczek, która kończyła się wysokim ogrodzeniem. Clyde zdołał się wspiąć i przeskoczyć. Nathan ostrożnie wdrapywał się do góry, nie będąc pewien, co go czeka po drugiej stronie, kiedy zobaczył Clyde'a, który znowu ruszył sprintem do przodu.
Nathan wstrzymał oddech, a potem złapał za radio. - Teraz ścigany jest na Oakview 300. Kieruję się na północ. Thomson, gdzie jesteś?
David znowu skręcił, studiując tabliczki z nazwami ulic. - Oakview? - David mówił na głos. - Nawet nie znalazłem Hartford!
Jamar nadal pędził sprintem, ale było widać, że zaczyna mu brakować pary. Nie widział goniącego go Shane'a. Miał nadzieję, że udało mu się zmylić gliniarza. Kiedy dostrzegł małą szopę, schował się za nią. Ukucnął i rozglądał się zza rogu, próbując wyrównać oddech. Zza paska wyciągnął torebkę kokainy i wepchnął ją pod leżące przy szopie cegły.
Bez ostrzeżenia Jamar poczuł w dwóch miejscach przeszywający go ból. Jeden pomiędzy łopatkami, a drugi w dole pleców. Zaczął się szamotać, niczym w konwulsjach, i głośno krzyczeć, z twarzą przy ziemi, niemal jedząc piach. Czuł się, jakby został przywiązany do krzesła elektrycznego i ktoś pociągnął za włącznik.
Shane przekręcił Jamara i zakuł w kajdanki. - Nigdy nie może się to odbyć w łatwiejszy sposób, co?
Shane zauważył plastikowe torebki z narkotykami. - Kopiesz sobie niezły dołek, chłopie. - Złapał za radio. - Zatrzymałem podejrzanego 1095. Adam pomóż Nathanowi, jeśli możesz.
- 104. Dobra robota, Shane!
Adam skręcił w Oakview, ostatnią nazwę ulicy, jaką słyszał przez radio podaną przez Nathana. Dostrzegł go przed sobą, biegnącego wzdłuż ulicy, rozglądającego się dookoła. Wiedział, co to oznacza. Nathan zgubił gdzieś Clyde'a. Adam podjechał do Nathana, który zwolnił i szybko wskoczył do samochodu.
- Gdzie on jest?
Nathan wziął głęboki oddech. - Może na ulicy obok? Myślę, że robi koło, żeby wrócić na Sheffield.
Przejechali ulicę do końca, a potem zawrócili, kierując się w stronę Sheffield. Wtem dostrzegli go, jak biegnie prostopadle do nich, kierując się w stronę skrzyżowania.
Adam docisnął pedał gazu i krzyknął. - Wyskok?
- Teraz! - Nathan położył błyskawicznie dłoń na klamce.
Kiedy Adam podjechał nieco bliżej, Clyde odwrócił się, dostrzegł wóz policyjny, i błyskawicznie zmienił kierunek. Będąc mniej więcej dziesięć metrów od Clyde'a, Adam wcisnął hamulec, cały czas kręcąc kierownicą w lewo. Samochód obrócił się, a Nathan wystrzelił z niego, od razu puszczając się sprintem.
Wykorzystał prędkość samochodu, aby złapać Clyde'a w ciągu czterech sekund, szamotać się z nim, po czym rzucić go na ziemię. Clyde leżał bez ruchu i tylko jego klatka piersiowa unosiła się pod naporem ciężkiego oddechu. Nathan wykręcił mu nadgarstki do tyłu i założył kajdanki.
- Jak daleko miałbym jeszcze za tobą lecieć, człowieku? Wykończyłbyś mnie!
Clyde nadal głośno łykał powietrze, kiedy Nathan podnosił go do góry. - No dalej, jedziemy. Masz rezerwację w Cinder Block Hotel. Czekają tam na ciebie w recepcji.
Nathan szedł z nim w kierunku wozu Adama. Kiedy Adam otwierał tylne drzwi, pokiwał głową z uznaniem dla Nathana. - Masz niezłą formę.
- Dzięki. Oni też z pewnością mają niezłą zaprawę. Umieram z bólu przez te moje poranione palce.
David podjechał do nich z Shane'em na siedzeniu pasażera i Jamarem z tyłu.
- Witamy na imprezie - odezwał się Adam. - Co porabiałeś, Davidzie? Skoczyłeś po hamburgera?
- Wlepili mu mandat - dodał Shane. - Zatrzymali go za zbyt wolną jazdę.
Twarz Davida płonęła czerwienią. - Chłopaki, przepraszam. To moja wina. Kręciłem się w kółko.
Shane podszedł do wozu Adama, a przechodząc obok Nathana, posłał mu spojrzenie mówiące: Sto razy wolę mojego partnera od twojego.
Nathan zbliżył się do Davida i utkwił w nim wzrok. - Człowieku, musisz się nauczyć rozkładu ulic. Potrzebowałem twojej pomocy.
- Tak. Znam inne części miasta. Nie orientuję się tylko w tym... rejonie.
- Wiesz co, ja dorastałem w takim rejonie, ale między nami jest taka różnica, że ja znam tę część miasta i inne też. A jeśli bym ich nie znał, uczyłbym się ich po nocach.
- Słuchaj, powiedziałem przepraszam. To się więcej nie powtórzy.
Kiedy czterej mężczyźni wsiadali do samochodów, z pewnej odległości obserwował ich mężczyzna z ramionami szerokimi jak u gracza NFL. Siedząc samotnie za kierownicą swojego ciemno-zielonego cadillaca DeVille, TJ patrzył na dwóch gliniarzy z jego człowiekiem, Clyde'em. Potem dostrzegł dwóch innych, którzy ze sobą rozmawiali i prowadzili Jamara. TJ rozpoznał czarnego policjanta, który brał udział w akcji zatrzymania jego handlarzy. To on pokrzyżował mu szyki w porwaniu na stacji benzynowej i pozbawił go jego 211-tki.
- Myślisz, że mi się wywinąłeś, co, ważniaku? I tak cię dopadnę.
TJ zrobił lewą ręką gest, jakby celował z pistoletu w stronę policjantów. - 187 - wyszeptał do siebie, co w żargonie gangsterów oznaczało morderstwo.
Wrzucił bieg w swoim cadillacu i ruszył, ale po chwili zatrzymał się, aby zrobić przegląd arsenału, który miał ukryty pod siedzeniem. Sięgnął i wyciągnął swój stary automat, którego użył, aby zlikwidować zeszłej wiosny dilerów, będących dla niego konkurencją. Wiedział, że powinien się pozbyć tej broni, ale miała dla niego sentymentalną wartość, bo była prezentem od starszego brata, Vinca, który teraz odsiadywał dożywocie w więzieniu stanowym Metro w Atlancie.
Następnie TJ wyciągnął ze schowka pod lewą nogą Smitha &Wessona, którego użył do napadu na supermarket dwa lata temu, po wyjściu na trzydniową przepustkę z więzienia stanowego Lee. Jeszcze raz sięgnął głębiej pod siedzenie przy lewej nodze i złapał swoje Magnum 357.
TJ był synem, który wychowywał się bez ojca i ojcem gangu mężczyzn. Mógł robić, co mu się podobało. Glinom, którzy wkraczają na jego terytorium, da nauczkę, tak żeby go popamiętali.
Fragment powieści - Odważni. Walka o honor zaczyna się w domu - Randy Alcorn
***
Czterej mężczyźni, jedno powołanie: służyć i chronić. Powieść napisana przez mężczyzn dla mężczyzn. Inspirująca historia bohaterów, którzy chcą być dla swoich dzieci takimi ojcami, którzy potrafią wpływać na ich życie.
Jako oficerowie policji, Adam Mitchell, Nathan Hayes i ich partnerzy chętnie zmagają się z wszystkim najgorszym, co oferuje świat, jednak pod koniec każdego dnia stawiają czoła wyzwaniu, do którego tak naprawdę żaden z nich nie był przygotowany - ojcostwu.
W pracy dają z siebie wszystko, lecz szybko odkrywają, że tymczasem ich dzieci zaczynają się od nich coraz bardziej oddalać. Kiedy tragedia uderza blisko domu, cała czwórka pragnie odzyskać wiarę i nadzieję, i odnaleźć się w rolach mężów i ojców. Czy znajdą sposób, by ochronić najbliższych ich sercu?
Autor bestsellerów, Randy Alcorn, przenosi poruszającą opowieść zawartą w scenariuszu Alexandra i Stephena Kendricka na karty inspirującej powieści, wzbogacając ją o dodatkowe wątki i postacie.
Powieść napisana na podstawie filmu z 2011 roku o tym samym tytule.
Patroni medialni:
Deon.pl, Tato.net, Mojeksiazki.pl, Przewodnik katolicki, Być dla innych, Mężczyźni Św. Józefa, Kościół Domowy.
Skomentuj artykuł