Tylko spokojnie, nie unoś się, nie denerwuj!!!
Czy można raz na zawsze wyeliminować uczucie gniewu?
Z pewnością nie!
Co jednak absolutnie nie oznacza, że pozostajemy wobec niego bezsilni!
Kiedy po raz kolejny Twoje dziecko doprowadzi Cię do furii... Masz co najmniej dwa wyjścia z sytuacji!
Możesz zrobić srogą minę, wrzasnąć i...
dalszy ciąg jest chyba dobrze znany każdemu rodzicowi... Trzaskanie drzwiami, płacz, nadąsana mina...
Słowem wielka domowa awantura!
A drugie wyjście z sytuacji...
Nauczyć się panować nad gniewem!
Łatwe?! Nie!
Ale zanim powiesz, że to niemożliwe, przeczytaj tę książkę!
„Chcesz usiąść na nocniku?"
Szymek podnosi głowę i patrzy na matkę. Wypowiada ulubione słowo dwulatków: „Nie!".
Karina pyta jeszcze raz: „Na pewno? Chodź na nocnik". Szymek krzyczy: „Nie!".
Zerka na matkę, a potem odwraca się i zaczyna uciekać, gdy ta robi krok w jego kierunku.
„Nie będę się z tobą ganiać, Szymonku. Byłeś takim dobrym chłopcem. Dlaczego nie chcesz usiąść na nocniku?"
Gdy Szymek się odwraca, Karina natychmiast rozpoznaje wyraz jego buzi. Chłopiec wpatruje się gdzieś w dal, napina mięśnie, wstrzymuje oddech i robi kupę w spodnie. Silna awersja Kariny do tego brudnego aspektu życia gwałtownie eksploduje. Podświadomie łącząc Szymka ze swoją niechęcią do brzydko pachnących spodenek, mówi lodowatym tonem: „Ty mały gnojku!".
Gdy Karina rusza w stronę syna, jego krzyk przeszywa ciszę mieszkania.
Po chwili rozlega się głośny odgłos klapsa, a potem jeszcze głośniejszy krzyk zaburza dyskusję, jaką sąsiadka z dołu prowadzi ze swoim bardzo tłustym kotem.
Wspólne życie Kariny i jej syna jest trudne. Dlaczego? Ponieważ oboje chcą tej samej rzeczy - kontroli nad Szymkiem.
Wszystkie istoty ludzkie chcą kontrolować swoje własne zachowania. Większość z nich uważa, że powinna też kontrolować zachowania innych ludzi, szczególnie członków najbliższej rodziny. Te dwa pragnienia są sprzeczne ze sobą i powodują konflikty.
Rodzice nie mogą wychowywać dzieci w spokoju, jeśli uważają że powinni kontrolować ich zachowania. Żeby wyrosnąć na niezależne jednostki, dzieci muszą dążyć do uzyskania kontroli nad sobą - samokontroli. Dzieci od urodzenia walczą o samokontrolę, autonomię, ponieważ czują, ze jest im to potrzebne do życia jak powietrze do oddychania. Gdy ktoś zatka ci dłonią nos i usta, wtedy walczysz o oddech - podobnie walczy twoje dziecko. Wyrosnąć na odpowiedzialnego człowieka oznacza konieczność ponoszenia odpowiedzialności za to, co się robi - nasze zachowanie musi być pod naszą kontrolą. Jeśli spróbujemy zastąpić własną wolą wolę naszych dzieci, one będą walczyć o powietrze wolności.
Gniew rodziców jest naturalną konsekwencją konfliktu z dziećmi o sprawowanie kontroli nad ich zachowaniami. Rodzice chcą nauczyć dzieci pewnych zachowań, ale czy naprawdę potrzebują do tego kontrolowania swoich pociech?
Wiedeński psychoanalityk Zygmunt Freud odkrył, że nauka korzystania z toalety jest źródłem większości krzywd w relacjach pomiędzy dziećmi i rodzicami. Freud miał rację. Jego twierdzenie dotyka bowiem sedna zmagań rodziców i dzieci o kontrolę nad dzieckiem.
Czego tak naprawdę chce Karina od Szymka? Czyż nie tego, żeby Szymek zaczął kontrolować funkcje swojego ciała? Na pewno nie marzy jej się, żeby przez resztę swojego życia decydować za syna, kiedy powinien iść do łazienki. Utrata kontroli przez Szymka doprowadza Karinę do wściekłości. Chce kontroli nad jego samokontrolą.
Rodzice często chcą kontrolować samokontrolę swoich dzieci, ale to niemożliwe. Albo dzieci kontrolują przynajmniej niektóre swoje zachowania, albo robią to za nie inni. Kontrolowanie samokontroli dzieci prowadzi do jej stłumienia.
Nauka korzystania z toalety jest tylko przykładem zmagań o uzyskanie kontroli, jakie Szymek będzie wiódł, gdy dorośnie. W przypadku nauki czystości łatwo zidentyfikować problem, bowiem to oczywiste, że Karina chce nauczyć syna kontrolowania siebie samego. Kto bowiem, jeśli nie on sam, może kontrolować funkcje jego organizmu?
Równocześnie Karina nie potrafi zrezygnować ze swojego pragnienia kontrolowania samokontroli syna. Nieporozumienia o to, kto jest za co odpowiedzialny, staną się jeszcze wiele razy źródłami konfliktów między nimi, zwłaszcza wtedy, gdy nie będzie do końca oczywiste, czego tak naprawdę chce Karina.
Co się będzie działo w przyszłości, gdy Szymek przyniesie ze szkoły złe stopnie? Pytanie: „Kto jeszcze może kontrolować zachowania chłopca w szkole?" wydaje się ważniejsze od pytania: „Kto jeszcze może kontrolować funkcje ciała Szymka?". Większość rodziców chce, aby ich dzieci kontrolowały swoje zachowania i wyrosły na ludzi, którzy:
- postępują właściwie, dlatego że tak uważają, a nie dlatego, że boją się konsekwencji niewłaściwego postępowania;
- są dobrymi członkami rodziny, dlatego że chcą takimi być, a nie dlatego, że boją się krytyki, gdyby nimi nie byli;
- czują się szczęśliwi i spełnieni dlatego, że wykonują pracę, którą kochają, a nie taką, której inni od nich oczekują.
Tak naprawdę rodzice nigdy nie będą kontrolować swoich dzieci, chyba że zaszczepią w nich strach przed samodzielnością, złamią je, odbiorą inicjatywę i pragnienie samostanowienia.
W ten sposób stworzą kogoś, kto przez całe życie czeka na polecenia.
Dzieci wcale nie tak łatwo „złamać". Często rodzicom wydaje się, że sprawują kontrolę nad dzieckiem, a w rzeczywistości to ono samo odruchowo kontroluje swoje zachowanie.
Rodzice często nie kontrolują zachowań dzieci, natomiast one robią to odruchowo.
Samokontrolujące odruchowe zachowania zdarzają się, gdy dzieci:
- robią to, co jest właściwe, ponieważ boją się konsekwencji niewłaściwego postępowania;
- są dobrymi członkami rodziny, ponieważ obawiają się krytyki ze strony innych, jeśli takie nie będą;
- wykonują pracę (często z dużymi sukcesami), którą inni im wybrali.
I być może najbardziej gorzki skutek spośród wszystkich:
- takie dzieci sprawiają na innych wrażenie, że ich życie jest świadome i niezależne.
Najważniejsza lekcja, której kontrolujący rodzice udzielają swoim dzieciom, jest taka, że powinny udawać, iż z własnej i nieprzymuszonej woli robią wszystko to, co wybrali dla nich dorośli. Daje to zysk w postaci unikania rodzicielskiego niezadowolenia i kar, a z drugiej strony pozwala zdobyć aprobatę rodziców i społeczności. Stroną ujemną tej lekcji jest to, że dzieci przez całe życie będą większość rzeczy robić przymusowo.
Dzieci, podobnie jak dorośli, są zmuszane do okazywania, że kochają to, co robią. Nie czują się jednak wolne.
Sylwia uczy się pilnie, zawsze jest w domu na czas i nigdy nie okazuje niezadowolenia, gdy rodzice mówią „nie". Jej matka jest zadowolona, że „Sylwia tak dobrze się zachowuje".
Istotą dobrego zachowania Sylwii nie jest pilne odrabianie lekcji, wracanie do domu o wyznaczonej godzinie czy nieokazywanie złego humoru. Jest nią zadowalanie rodziców. Postępując tak, Sylwia równocześnie ukrywa, że odrabianie pracy domowej to dla niej przymus, wracanie do domu o wyznaczonej godzinie to dopust Boży, a rodzicielskie „nie" uważa zwykle za arbitralne i niesprawiedliwe. Zadowalanie rodziców oznacza także utwierdzanie ich w przekonaniu, że Sylwia wykonuje te rzeczy dobrowolnie - dlatego że chce je wykonywać. To naprawdę ich zadowala.
Zbyt wielu ludziom rodzicielstwo kojarzy się przede wszystkim z kierowaniem życiem dzieci poprzez sprawowanie kontroli. Próby kontrolowania nieuchronnie prowadzą do konfliktów i gniewu. Kontrolowanie oznacza zablokowanie niepożądanych zachowań za pomocą groźby przykrych konsekwencji.
Dobre psy pasterskie zwane są „przywódcami stada". Wybiegają przed stado owiec i zawracają je, szczekając i grożąc ugryzieniem. Kontrolujący rodzice muszą być takimi „przywódcami stada". Muszą zabiegać dzieciom drogę, którą one chcą iść. Ich gniew i niezadowolenie zawsze będą dla dzieci potencjalnym zagrożeniem. Rodzice nie muszą jednak okazywać gniewu ani niezadowolenia, żeby nauczyć dzieci, w jaki sposób mogą im sprawić przyjemność albo postępować zgodnie z ich oczekiwaniami.
Gdy dzieci przekonają się, że rodzice je kontrolują, to nauczą się też, jak uniknąć „ugryzienia", czyli jak nie drażnić rodziców. Rodzice nie kontrolują takich zachowań, ale dzieci tak. One czują, że nie są to dobrowolne zachowania. Wybierają ich okazywanie, ale czują się do tego zmuszone.
Istnieje alternatywny sposób wychowywania dzieci - wychowywanie ze stałymi zasadami, czyli ze stałymi oczekiwaniami. Tę metodę dokładnie poznaliśmy w rozdziale 2.
To bardzo ważne, aby rodzice zrozumieli, że:
- gdy wybierają kontrolowanie jako technikę wychowania dzieci, wybierają także stosowanie gniewu i niezadowolenia przez cały czas wspólnego mieszkania z dziećmi.
Prawda jest też taka, że:
- gdy rodzice zaczynają gniewać się na swoje dzieci i okazywać im niezadowolenie, stosują kontrolę jako technikę wychowawczą.
Ćwiczenie 3A
Rozpoznawanie kontroli jako metody wychowywania dzieci
Przypomnijcie sobie incydent, w którym zdenerwowaliście się na dziecko albo okazaliście mu niezadowolenie. Co się stało? Jakiego zachowania oczekiwaliście od dziecka po tym incydencie? Dlaczego? Kto kontrolował to, co robiło dziecko? Jak dziecko sprawowało kontrolę? Przypomnijcie sobie trzy takie incydenty, do każdego postawcie powyższe pytania, a odpowiedzi zanotujcie.
Oto dwa przykłady, które powinny być pomocne.
Przykład 1.Co się stało?
Nasza nastoletnia córka pewnego dnia wymknęła się z domu o dziesiątej wieczorem. Odkryliśmy, że wydzwaniała do przyjaciół. Wróciła po dwóch godzinach naszych męczarni. Próbowała tłumaczyć swoje zachowanie tym, że jesteśmy dla niej zbyt surowi. Była tak butna, że uderzyłam ją. Nie spałam przez całą noc, nasłuchując odgłosów z jej pokoju. Myślę, że mój mąż zachowywał się tak samo.
Jakiego zachowania oczekiwaliście od dziecka po tym incydencie?
No cóż, uziemiliśmy ją. Chyba liczyliśmy na to, że czegoś się nauczy i nie będzie się już wymykać z domu, ale nie wiem, czy choć przez chwilę byliśmy przekonani, że córka tak właśnie zacznie się zachowywać.
Dlaczego?
Nie wiem, czemu myśleliśmy, że ona już tak nie postąpi. Chyba zależy nam, żeby zaczęła przestrzegać zasad. Jeśli nie, będziemy musieli ją karać.
Kto kontrolował to, co robiło dziecko?
Wydaje mi się, że próbowaliśmy sprawić, aby robiła to, co chcieliśmy, żeby robiła. Oznaczałoby to, że powinniśmy kontrolować jej zachowanie. Ona jednak nie robi tego, co chcemy. Więc chyba to ona sprawuje kontrolę.
Jak dziecko sprawowało kontrolę?
Próbowaliśmy sprawić, aby zachowywała się zgodnie z naszymi zasadami. Wydaje mi się, że chcemy to egzekwować poprzez okazywanie jej gniewu i nieustępliwości. Ale to ona sprawuje kontrolę. Jak? Myślę, że ona z natury kontroluje to, co robi. O, teraz to rozumiem! Ten incydent dotyczył dwóch spraw, a nie jednej. Chodziło o to, kto ją kontroluje, a nie o wymykanie się z domu. Nie mam pojęcia, jak możemy przejąć kontrolę. Może w ogóle nie powinniśmy próbować?
Przykład 2. Co się stało?
Po szkole nasz syn włóczył się z kilkoma chłopakami, którzy nam się nie podobają. Mówiłam mu, żeby tego nie robił i wracał prosto do domu. Polegam na tym, co mówi mi sąsiadka, a ona twierdzi, że chłopak wrócił do domu po godzinie 17.00. Powiedziałam mu, że ma szlaban na cały weekend. Odparł: „Taaa, pewnie". Uśmiechnął się kpiąco i wtedy wybuchłam. Złapałam go i wykrzyczałam mu prosto w twarz, że ma robić to, czego od niego oczekuję.
Jakiego zachowania oczekiwaliście od dziecka po tym incydencie?
Oczekiwałam, że się poprawi. No cóż, może nie tyle oczekiwałam, co próbowałam go poprawić. Bardziej bałam się, że mi się nie powiedzie, niż ufałam, że dam radę.
Dlaczego?
Zawsze, gdy w dzieciństwie się na niego zdenerwowałam, uspokajał się i mówił: „Przepraszam, mamo". Teraz nie mam pojęcia, jak go kontrolować.
Kto kontrolował to, co robiło dziecko?
Oczywiście on. Tak naprawdę obawiam się, że te łobuzy, z którymi się włóczy, wpędzą go w kłopoty. Myślę, że to walka pomiędzy mną a nimi o kontrolę nad moim synem.
Jak dziecko sprawowało kontrolę?
Nie mogę go trzymać na smyczy. Ignoruje wszystkie moje życzenia. Próbuję go karać. To powinno coś zmieniać. I zmienia -na gorsze. Moje kary ma w nosie.
Twój przykład
Co się stało?
Jakiego zachowania oczekiwaliście od dziecka po tym incydencie?
Dlaczego?
Kto kontrolował to, co robiło dziecko?
Jak dziecko sprawowało kontrolę?
Kontrola i gniew idą w parze. Nie można sprawować kontroli nad inną istotą ludzką bez swoistego spektaklu, którego celem jest wywołanie w kontrolowanej osobie złego samopoczucia za każdym razem, gdy nie będzie postępowała tak, jak tego chce kontrolujący. To zaś oznacza, że trzeba też mieć w sobie gotowość do ataku, nawet jeśli się go nie przeprowadzi. Prezentowanie gotowości do ataku jest istotą gniewu. Podniesiony głos, słowne groźby i agresywna postawa ciała należą do repertuaru zachowań, wykorzystywanych przez rodziców do kontrolowania dzieci.Gdy wybierzemy drogę kontroli, to w najlepszym przypadku nauczymy dzieci ukrywania przed nami tego, dlaczego robią to, co robią. Będą utrzymywały samokontrolę, zgadzając się na to, czego chcemy. Ale czy to jest to równoznaczne z dobrowolnym robieniem tego, czego od nich chcemy? Nie! Oto dwa przykłady:
1. Karol ochotniczo wstąpił do piechoty morskiej.
- Karol dokonuje takiego wyboru, dobrowolnie kierując się sugestiami swoich wojskowych przełożonych.
- Sierżant rozkazuje Karolowi wyczyścić latrynę szczoteczką do zębów. Chłopak nigdy dobrowolnie nie podjąłby się wykonania tak okropnej pracy. Robi to pod przymusem.
2. Dobrowolnie podpisujesz umowę hipoteczną, dzięki której kupisz dom.
- Czy dokonujesz spłat dobrowolnie? Co się stanie, gdy spóźniasz się z płatnością? Czy nie nakazujesz sobie: „Muszę spłacić moją hipotekę"?
- A jeśli wszystkie twoje uczucia są podobne do tych towarzyszących spłacaniu hipoteki? Czy czujesz się wolny, jeśli wszystko robisz, bo musisz?
Dzieci mogą dobrowolnie robić to, czego oczekują od nich rodzice. To łatwe w przypadku małych dzieci, wyczulonych na rodzicielskie niepokoje tak samo mocno, jak rodzice są wyczuleni na ich niepokoje. To jednak nie sprawi, że będą dobrowolnie kładły się spać tak, jak tego chcą rodzice.
Dzieci mogą też ukrywać przed rodzicami to, że jedynie dostosowują się do wymogów. Chronią się przed rodzicielskim gniewem, sprawiając wrażenie, że chcą robić dokładnie to, czego oczekują od nich rodzice. Tak naprawdę jednak dostosowują się tylko do życzeń dorosłych. Wszystko cokolwiek robią, robią pod przymusem.
Zazwyczaj takie dzieci ulegają kosztem poczucia, że działają pod przymusem. Jako dorośli doświadczą tego samego: będą czuły, że wloką się przez życie po to, aby próbować zadowolić innych.
Sceptyczni rodzice mogą zapytać: „No dobrze, a co z dziećmi, które są po prostu uparte? Robią, co chcą. Powinniśmy karać dzieci po to, aby przekonały się, że nie mogą mieć wszystkiego, czego chcą".
To prawda, że małe dzieci nie są z natury zbyt uległe. Powiedzmy wprost: tak naprawdę nie są ucywilizowane. Dziecko urodzone dzisiaj nie różni się jakoś wyjątkowo od dziecka urodzonego 50 tysięcy lat temu. Jeśli dzieci dorastają same, bez opieki dorosłych, to nauczą się działać jak barbarzyńcy - łupiąc, niszcząc i zabijając. Jeśli nasze dzieci mają wyrosnąć na cywilizowanych ludzi, musimy nauczyć je, czym jest cywilizowane zachowanie.
Nauka stawania się cywilizowanym oznacza naukę współpracy -a nie walki - po to, aby osiągnąć to, czego się chce.
Nauka stawania się cywilizowanym nie oznacza nauki rezygnacji z samokontroli.
Samokontrola jest tym, co chcielibyśmy, żeby nasze dzieci wypracowały w cywilizowanej kulturze. Uważamy je za uparte nie dlatego, że chcą zawsze postawić na swoim. Myślimy tak, ponieważ bronią się przed niebezpieczeństwem utraty samokontroli. Chcą jej i będą o nią walczyć.
Dwulatki, które wyciągają rączki po wszystko, co znajduje się w ich zasięgu, doskonalą w ten sposób samokontrolę - ćwiczą ją też, gdy w kojcu biorą jedną zabawkę za drugą. Próby nauczenia ich, że nie wolno ruszać serwetek na stoliku do kawy, mogą łatwo pomieszać się z próbami nauczenia dzieci, że rodzice odpowiadają za wszystko, co one robią; zanim czegokolwiek dotkną, muszą zapytać starszych, czy wolno im to zrobić. Rodzice, którzy chcą kontrolować swoje dzieci, odsuwają różne przedmioty poza zasięg dziecięcych rączek i tłumaczą, że będą one niedostępne, dopóki syn czy córka nie zrozumieją takich pojęć, jak własność, kruchość czy wartość.
Dzieci szybko się uczą, że nie mogą mieć wszystkiego, czego chcą, i że nikt nie jest w stanie spełnić każdej ich zachcianki. Uczą się tego bez konieczności kontroli z naszej strony. To świat je tego uczy.
Jeśli dzieci nie rezygnują z domagania się tego, czego chcą, to zazwyczaj jest to sygnał, że toczą z dorosłymi bój o utrzymanie poczucia kontroli nad sobą, a nie o konkretne przedmioty.
Często dzieci, które uważamy za uparte, po prostu nie chcą zrezygnować z samokontroli. To ważne, aby rozróżniać pomiędzy walką o utrzymanie autonomii - możliwości kierowania swoim postępowaniem - a walką o zdobycie jakiejś rzeczy nawet kosztem skrzywdzenia innych.
Przykłady na odróżnienie walki o samokontrolę od walki o spełnienie zachcianek
Będziecie mniej skłonni do podejmowania prób kontroli waszego dziecka, jeśli uświadomicie sobie, że ono chce i potrzebuje samokontroli. Gdy stwierdzicie, że nie chcecie albo nie potrzebujecie zastępować woli dziecka waszą wolą, będziecie też mniej skłonni do gniewu i atakowania syna czy córki.
Przeczytajcie poniższe przykłady, a potem pomyślcie o dwóch zdarzeniach, w czasie których gniewaliście się na dziecko. Zastanówcie się, czy mogliście się zachować inaczej.
Przykład 1.
Mieliśmy kłopot z naszym półtorarocznym synkiem. Ustaliliśmy, że będziemy go kładli spać każdego wieczoru o tej samej godzinie, ale gdy brałam synka na ręce i niosłam do jego pokoju, żeby położyć do łóżeczka, zaczynał wrzeszczeć jak opętany. Uznałam, że po prostu nie chce się kłaść spać. Przyjaciółka zasugerowała mi, że być może syn chce mieć więcej kontroli nad tym, kiedy idzie do łóżka, więc dobrze byłoby, gdybym go do niego prowadziła, a nie niosła.
Następnego wieczoru, gdy znowu nie chciał się położyć, zapytałam go, czy chce sam pójść do łóżeczka. Stał cicho przez dobrą chwilę, potem powiedział: „Chodź" i ruszył w stronę swojego pokoju. Ku mojemu zdumieniu, zaczął sam chodzić do łóżka. Kiedy sięgałam po jego rączkę, łapał mnie za palec i razem maszerowaliśmy do pokoju.
Przykład 2.
Nie mogliśmy sobie poradzić z naszą siedmiolatką. Doprowadzała mnie do szału za każdym razem, gdy prosiłam ją, żeby coś zrobiła. Po prostu się nie ruszała albo spokojnie kontynuowała zabawę. Podnosiłam głos, aż w końcu wrzeszczałam na nią. Pewnego razu straciłam panowanie nad sobą, podbiegłam do niej i zbiłam po pupie.
Przyjaciółka podpowiedziała mi, żebym odczekała chwilę po zadaniu córce pytania lub poproszeniu, aby coś zrobiła. Innymi słowy, powinnam przerzucić piłeczkę na jej stronę i czekać na reakcję. Spróbowałam tak zrobić. Poprosiłam córkę o posprzątanie pokoju. Zmusiłam się do milczenia, gdy ona nie odzywała się przez bardzo długą chwilę. A potem, cud nad cudami, nie patrząc na mnie podniosła się z podłogi, przyniosła z kuchni kosz na śmieci i zaczęła wrzucać do niego skrawki papieru. Mało nie padłam z wrażenia.
Od tamtej chwili znacznie częściej czekam na jej reakcję i nawet jeśli nie robi tego, o co ją proszę, to przynajmniej powie coś w rodzaju: „Nie chcę". Wtedy proszę jeszcze raz i czekam.
Przykład 3.
Moja nastoletnia córka naprawdę się na mnie wkurzyła, gdy powiedziałam jej, że nie może założyć przezroczystej bluzki, którą sobie kupiła. Wrzeszczała, wyzywała mnie i groziła, że ucieknie z domu. Jej reakcja była tak skrajna, że aż się przestraszyłam. Nigdy nie widziałam, żeby tak reagowała, gdy coś poszło nie po jej myśli.
Przyjaciel zasugerował mi, że być może córce wcale nie chodziło o bluzkę. Może bardziej zaniepokoiła ją możliwość utraty kontroli nad tym, w co się ubiera, niż to, że nie może założyć akurat tej konkretnej bluzki.
Wspomniałam o tym córce. Potoczyła się lawina słów. Córka powiedziała, że kupiła tę bluzkę za swoje pieniądze i nie rozumie, dlaczego zabraniam jej ją nosić. Oznajmiła, że czuje się zestresowana i nie widzi możliwości kontrolowania swojego własnego życia, dopóki będzie mieszkała ze mną. Mówiła wciąż o poczuciu, że musi mnie zadowalać, i o tym, że mam nad nią przewagę i traktuję ją jak niewolnicę; że tylko nią dyryguję i prawie w ogóle nie słucham, co do mnie mówi. Zagadała mnie.
Powiedziałam jej, co usłyszałam od przyjaciela. Zastanowiła się przez chwilę i odparła: „Wiesz, on ma rację. Wcale nie chodzi mi o tę okropną bluzkę. Gdy powiedziałaś, żebym ją zdjęła, po prostu poczułam się stłamszona. I pomyślałam, że dopóki będę z tobą mieszkać nie poczuję się wolna".
Przykład 4.
Mój nastoletni syn kiepsko się uczył. Gdy zobaczyłem jego kartę z ocenami, powiedziałem, że dosyć tego. Ma poprawić oceny przynajmniej na czwórki, a dopóki tego nie zrobi, może zapomnieć o jeździe samochodem. Wybuchnął, i ja też nie wytrzymałem. Wykrzyczeliśmy sobie w twarz wszystko, co nam ślina na język przyniosła. Gotowało się we mnie. On po prostu nie miał zamiaru mnie posłuchać.
Porozmawiałem o wszystkim z moją przyjaciółką. Podpowiedziała, że być może syn bardziej się martwi o świeżo odkryte poczucie niezależności, które towarzyszy mu, gdy może prowadzić samochód, niż o stopnie w szkole. Odparłem: „No dobrze, wobec tego niech zabierze się za poprawianie stopni". Odpowiedziała mi: „Poczucie samokontroli, poczucie odrębności nie działa w ten sposób. Twój syn raczej zaniedba naukę, po to żeby zachować poczucie własnej tożsamości, zamiast próbować je od ciebie kupić. Nikt nie powierzy zarządzania samym sobą komuś, kto wyraźnie okazuje, że wykorzysta taki dar do sprawowania kontroli. Zastanów się, jakbyś zareagował, gdyby jakiś człowiek powiedział ci, że zacznie cię traktować jak równego sobie dopiero wtedy, kiedy nauczysz się dobrze gotować. Zanim byś wyszedł, prawdopodobnie wsypałbyś mu solidną garść pieprzu do garnka".
Powiedziałem synowi, co usłyszałem od mojej przyjaciółki. Spodziewałem się, że znów bez słowa odwróci się na pięcie i odejdzie, ale on usiadł i przez dobrą chwilę w ogóle się nie odzywał. Gdy już zamierzałem przerwać ciszę, powiedział- „Powiem wprost. Zdaniem twojej przyjaciółki chcę sprawować kontrolę nad samym sobą, a gdy zabrałeś mi samochód, był to dla mnie rodzaj ograniczenia swobody". Nie odezwałem się. Zaczął mówić bardziej po ludzku. Stwierdził, że moja przyjaciółka ma absolutną rację, jeśli chodzi o jego plany. Nauka to dla niego obecnie właściwie porażka. Nie lubi tego. Chce podjąć pracę i rzucić szkołę.
Długo rozmawialiśmy. Powiedziałem mu, jak bardzo się o niego martwię i jak próbuję przejąć nad nim kontrolę, żeby choć trochę zredukować mój niepokój. Zacząłem dostrzegać, że powinienem mówić mu o moim zmartwieniu jego ocenami i jego przyszłością, oraz sprawić, żeby stało się to także jego problemem. Jego osiągnięcia będą dla mnie bardzo ważne i pomogę mu zawsze, gdy tylko poprosi, ale w zamian będę oczekiwał, że zacznie dobrze wykonywać swoją robotę.
Zmienił się w oczach. Następny semestr zakończył z dwiema czwórkami i trzema piątkami. Niespodziewanie zaczął się interesować szkołą.
Jeśli chcecie osiągnąć sukces w rodzicielstwie, zredukujcie swój gniew. Wyznaczcie dwie albo trzy strony w waszym notesie, a pierwszej dajcie tytuł:
Sukces nie polega na zmaganiach z dziećmi o sprawowanie kontroli.
Korzystając z powyższych przykładów, przyjrzyjcie się interakcjom pomiędzy wami a waszym dzieckiem, zwłaszcza gdy próbuje ono utrzymać swoją odrębność poprzez sprawowanie samokontroli. Odnotujcie pierwsze dwa sukcesy, które odnieśliście w zapewnianiu dziecku przestrzeni do wzmacniania przez nie samokontroli.
SPIS TREŚCI
Podziękowania
Wprowadzenie: Jak najlepiej korzystać z tej książki
Rozdział 1: Łańcuch gniewu
Rozdział 2: Opracowanie i egzekwowanie zasad
Rozdział 3: Kto kogo kontroluje?
Rozdział 4: Wykorzystywanie poczucia nieszczęściado kontrolowania dzieci
Rozdział 5: Wykluczenie jako narzędzie rodzicielskiego gniewu
Rozdział 6: Rodzicielski gniew i dziecięce nadmiernemniemanie o sobie
Rozdział 7: Od troski do emocjonalnego oszustwa
Rozdział 8: Dziecięca uwaga, telewizja i gniew rodziców
Rozdział 9: Warto trwać przy wyobrażeniach na temat relacji
Rozdział 10: Kultywowanie postaw, które pozwoląwychować dzieci bez gniewu
O autorze
Carl Semmelroth
Wydawnictwo Jedność
Kielce 2010
Skomentuj artykuł