Święta buntowniczka Mary MacKillop

Święta buntowniczka Mary MacKillop / Wyd. WAM
Lesley O`Brien

W epoce zajadłego rasizmu troszczyła się o potrzebujących. Założyła zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa od Najświętszego Serca w celu upowszechnienia bezpłatnej edukacji dla ubogich dzieci, prowadzenia sierocińców, posługi w szpitalach i więzieniach oraz opieki nad bezdomnymi, starcami, nieuleczalnie chorymi i alkoholikami.

Wobec braku zrozumienia i całej gamy przeciwności wykazała się wyjątkowym rozeznaniem i roztropnością. Padła ofiarą intryg, lecz nigdy nie wypowiedziała złego słowa o tych, którzy ją skrzywdzili. W 2010 roku Kościół uznał jej świętość zezwalając, by czczono ją na całym świecie.

Fragment książki:

Mary urodziła się 15 stycznia 1842 roku w Fitzroy, na przedmieściach Melbourne, jako córka Alexandra MacKillopa i Flory MacDonald. Obrączkę Flory wykonano ze złotej monety. Oboje rodzice przybyli do australijskiej kolonii ze szkockich gór: Flora z rodziną na początku lat czterdziestych XIX wieku, a Alexander w styczniu 1838 roku. Pobrali się w Melbourne trzy miesiące po przyjeździe Flory.

Jak to często bywa, wybór imienia dla pierwszego dziecka wywołał w rodzinie pewne spory. Alexander, który posługiwał się pięcioma czy sześcioma językami, w tym włoskim i łaciną, chciał nazwać swoją córkę po prostu Maria. Krewni jednak obstawali przy tym, aby dziewczynce nadać imię po babci — Helen MacKillop. Ostatecznie zgodzono się na imiona Maria Ellen, chociaż od zawsze znana była jako Mary.

Warto zwrócić uwagę, że jej ojcem chrzestnym został Alexander Chisholm, spokrewniony z Caroline Chisholm, która w XIX wieku w znacznym stopniu przyczyniła się do ułatwienia imigrantom przyjazdu do Australii. Według różnych relacji „wyjątkowość" Mary ujawniała się już we wczesnym dzieciństwie. W pewnym fragmencie rodzinnego pamiętnika jej młodsza siostra Annie wspomina z niejakim sentymentalizmem: „Była bardzo mądrym i pięknym dzieckiem. Ludzie często zatrzymywali jej opiekunkę tylko po to, żeby się jej przyjrzeć. Wyglądała jak aniołek z obrazka".

Mary była najstarsza z ośmiorga dzieci. W tamtych czasach taka liczba dzieci była czymś normalnym w rodzinie. Śmiertelność niemowląt była bardzo wysoka, więc posiadanie większej liczby dzieci miało dać pewną gwarancję zachowania ciągłości rodu. Po Mary urodzili się kolejno: Maggie, John, Alick, Annie, Lexie, Donald i Peter. Jako najstarsza siostra Mary — sama będąc dzieckiem — była dla nich wszystkich jak matka. W wieku, w którym uwaga większości dzieci skupia się wyłącznie na nich samych, ona wykształciła w sobie wyczulenie na potrzeby innych. Któregoś upalnego dnia, kiedy jako czteroletnia dziewczynka wdrapywała się z mamą na strome wzgórze, zauważyła, że mama jest zmęczona, i zaproponowała, by się na niej „wsparła".

Innym razem po powrocie do domu Flora zastała jedenastoletnią Mary przewijającą małego Donalda. Wynajętej opiekunki nie było. — Gdzie jest niańka? — zapytała mama. — Odesłałam ją — odpowiedziała Mary. Na pytanie dlaczego, wyjaśniła: — Wyrzuciłam ją z pracy. Była pijana.

Siostra Mary, Annie, wspominała później: „W tamtych czasach przewijanie niemowlęcia było o wiele bardziej skomplikowane niż obecnie, a mimo to wszystko było zrobione jak należy. Mary była bardzo spostrzegawczym dzieckiem [...]. Opiekowała się nami wszystkimi".

Sama Mary przyznawała, że dzieciństwo nie było dla niej okresem szczególnej radości i beztroski. Zakłócał je bowiem nie tylko nadmiar obowiązków złożonych na zbyt młode barki, lecz także śmierć, ruina finansowa i rozpad rodziny. Od najmłodszych lat musiała traktować życie bardzo poważnie: niańczyła dzieci, zajmowała się domem i pracowała zarobkowo. Wyrosła na wrażliwą i zaradną młodą kobietę, dojrzałą ponad swój wiek. „Moje życie jako dziecka było naznaczone smutkiem, mój dom — kiedy jeszcze go miałam — był miejscem pełnym nieszczęścia".

Odpowiedzialność za znaczną część tych kłopotów spoczywała na ojcu Mary, Alexandrze. Był to zapalczywy, uparty młody mężczyzna, który częściej kierował się sercem niż rozumem, ze szkodą dla rodziny. Podczas gdy Mary uważała się za Australijkę, Alexander czuł się Szkotem w każdym calu. Jako młody chłopiec, mieszkając w Achluachrach w Brae Lochaber — górskim regionie Szkocji, Alexander przesiąkł żarliwością dumnych, katolickich tradycji rodziny MacKillop. Wprawdzie Szkoci w większości są protestantami, ale w szkockich górach zawsze żyła spora grupa katolików. Przodkowie zarówno MacKillopów, jak i MacDonaldów poparli Karola Edwarda Stuarta (znanego pod przydomkiem Bonnie Prince Charlie — Śliczny Książę Karolek), kiedy w roku 1745 próbował odzyskać dla rodziny Stuartów brytyjski tron utracony po dokonanym 56 lat wcześniej przewrocie wymierzonym przeciwko dziadkowi księcia Karola — Jakubowi II Stuartowi — za poparcie udzielone katolikom. Po zajęciu Edynburga Bonnie Prince Charlie skierował się ku Anglii, został jednak zmuszony do odwrotu w szkockie góry, gdzie doznał klęski, pokonany przez siły angielskie w bitwie pod Culloden. Książę zbiegł do Francji. Pomogli mu w tym górale, a przede wszystkim niejaka Flora MacDonald, po której matka Mary otrzymała imię. Dostarczyła ona Karolowi paszport i kobiece przebranie, w którym podróżował jako „irlandzka służąca Betty Bourke".

Katoliccy górale przekazywali tę historię z pokolenia na pokolenie, pielęgnując w sobie dumę z oporu, jaki stawiali w czasach religijnych prześladowań. Najprawdopodobniej był to jeden z czynników, który przyczynił się do decyzji młodego Alexandra MacKillopa, że zostanie księdzem. Spędził prawie osiem lat w seminarium w Rzymie i w Szkocji, po czym zupełnie niespodziewanie zrezygnował. Alexander był wyjątkowo zdolnym studentem i w związku z tym popisywał się niemałą arogancją. Najprawdopodobniej nie potrafił sobie poradzić z tym, że w pewnym momencie przestano traktować go jak gwiazdę.

Znacznie później jego syn Donald pisał: „Po dziewięciu latach pobytu w Rzymie Szkocja okazała się dla ojca za zimna. Poprosił więc o wstawienie kominka do swego pokoju, ale mu odmówiono. Młody człowiek, któremu w Rzymie poświęcano wiele uwagi, miał o sobie wysokie mniemanie. Kiedy więc znalazł się w Blairs College, wśród ludzi o przestarzałych poglądach, zdenerwowany poszedł na skargę do biskupa. Oczywiście Jego Ekscelencja nakazał mu natychmiast wracać do seminarium [...]. Tego już było za wiele! Wrócił do domu [.] Księdzem nie został".

Po upływie kilku lat dwudziestopięcioletni wówczas Alexander wyemigrował do Australii. 14 miesięcy później podążyła za nim reszta rodziny. Początkowo osiedlił się w Sydney, następnie, w 1839 roku, przeniósł się do Melbourne, gdzie pracował w firmie handlowej Campbell and Sons. Tam też poznał Florę MacDonald, która niedawno przyjechała do Australii ze szkockiego górskiego miasta Glen Roy razem z matką, bratem i siostrą. Jej ojciec, którego nie wpuszczono na statek ze względu na niezapłacone rachunki, dołączył do rodziny później. W trakcie trwającej sto dni podróży wydarzyła się tragedia. Jeden z dwóch braci Flory, dręczony gorączką tyfusową, wypadł za burtę i utonął.

Alexander ożenił się z Florą zaledwie kilka miesięcy później, 14 lipca 1840 roku. Na początku 1842 roku, tuż po przyjściu Mary na świat, Alexander odniósł już sukces jako właściciel ziemski, zatrudniając do pracy skazańców. Rodzina się bogaciła. Zamieszkała w dużym domu przy Brunswick Street w Fitzroy na przedmieściach Melbourne. Bogactwo jednak przyszło zbyt łatwo i Alexander pozwolił sobie na lekkomyślność. Był człowiekiem, któremu radość sprawiał dreszcz współzawodnictwa, podniecenie związane z grą o wysokie stawki. Prawda jednak była taka, że jakkolwiek nie brakowało mu sprytu, nie miał jednak instynktu przedsiębiorcy koniecznego do odniesienia sukcesu.

Kiedy Mary miała zaledwie kilka miesięcy, Alexander był zmuszony sprzedać posiadłość w Fitzroy. Szybko rozniosła się wiadomość, że jest „przyparty do muru", a ponieważ miał również trudności z uzyskaniem kredytu, musiał sprzedać dom o połowę taniej, niż go kupił. Zaledwie dwa lata później, w roku 1844, zbankrutował.

 

Oczywiście nie przestał szukać sposobów na zarobienie pieniędzy, jednak MacKillopowie nigdy już nie byli zamożni. Nieustannie musieli szukać nowych miejsc zamieszkania — starali się znaleźć je wokół Melbourne. Ich utrzymanie zależało od pomocy krewnych i sporadycznych zarobków Alexandra z działalności rolniczej. Obdarzony bystrym umysłem i porywczym charakterem nie potrafił się on jednak zadowolić uprawą ziemi. Przyjemność sprawiało mu prowadzenie ostrych dyskusji, nie przegapił więc żadnej okazji, aby wypowiedzieć się na polityczne i religijne tematy, które były bliskie jego sercu.

Jednym z jego koników była zauważalna w całej Australii tendencja do sekularyzacji systemu kształcenia. Stwarzało to zagrożenie, że rządy poszczególnych kolonii przestaną opłacać szkoły kościelne i stworzą własne instytucje edukacyjne. Tak właśnie stało się w Australii Południowej w roku 1851 — założono tam szkoły państwowe i wprowadzono całkowity zakaz nauczania religii, poza codziennym czytaniem Pisma Świętego. Młoda Mary z pewnością musiała słyszeć, jak jej ojciec z pasją argumentował, że katolicy mają prawo do nauczania swoich dzieci podstawowych zasad wiary, a sekularyzacja edukacji jest jawną próbą wykorzenienia katolicyzmu i usankcjonowania „bezbożnego społeczeństwa".

Alexander nigdy nie należał do ludzi, którzy wycofują się ze swojego stanowiska, czasami jednak nawet dla niego robiło się zbyt gorąco. W 1843 roku odbywały się wybory w Port Phillip (obecny stan Wiktoria znany był wówczas jako dystrykt Port Phillip i wchodził w skład Nowej Południowej Walii). Alexander poparł w nich katolickiego kandydata Curra, którego przeciwnikiem był prezbiteriański minister, wielebny John Dunmore Lang. Trudno było o ludzi wyraźniej różniących się poglądami, a jednocześnie bardziej zaangażowanych w ich propagowanie niż MacKillop i Lang.

Alexander głośno wyrażał swoje poglądy w lokalnych gazetach, podpisując listy pełne jadowitej krytyki pseudonimem „szkocki góral". W „Port Philip Herald" potępił publikacje Langa, nazywając je „stekiem jawnych kłamstw, haniebnych skandali, świętoszkowatych opinii, bezczelnych oszczerstw i wywrotowej satyry". W odwecie poplecznik Langa pisał w „Port Philip Patriot and Melbourne Advertiser": „[...] zyskał Pan niechlubną sławę pierwszego człowieka wywołującego wojnę religijną w Melbourne [...]. Być może nawet mógłby Pan być niebezpieczny, ale dzięki Bogu brak Panu odpowiednich umiejętności [.]".

Ostatecznie Alexander stracił ochronę pseudonimu, a wraz z nią stanowisko, które zajmował. Nie udało mu się natomiast pozbyć złej sławy „szkockiego górala". Nie rozczarował się jednak do polityki i dziesięć lat później sam dwukrotnie kandydował w wyborach, prowadząc równie barwne kampanie, które jednak nie zakończyły się powodzeniem.

W połowie lat czterdziestych XIX wieku MacKillopowie mieszkali przez pewien czas w położonej nad rzeczką Darebin Creek posiadłości (mniej więcej 18 kilometrów na północny wschód od Melbourne; obecnie są to przedmieścia, natomiast w tamtych czasach kwitła tu gospodarka wiejska), którą Ale-xander otrzymał od ojca. Rodzina utrzymywała się dzięki hodowli owiec i bydła oraz upraw roślin. Posiadłość znajdowała się dość blisko Merri Creek — miejsca zamieszkania MacDonaldów, rodziców matki Mary, Flory. Jako mała dziewczynka Mary uwielbiała przesiadywać z dziadkiem na skrzypiącej, nasłonecznionej werandzie i powtarzać za nim dziwne słowa języka gaelickiego. Od niego właśnie, jak również od swoich rodziców przejęła delikatny szkocki akcent, który pozostał jej na całe życie. Dziadek zwracał się do niej „gnothach miadhail", czyli „mój skarbie".

Ulubionym zwierzęciem małej Mary była krówka o imieniu Blorac, którą dostała właśnie od dziadka MacDonalda. Pewnego dnia po powrocie do domu dowiedziała się, że jedna z ciotek zabrała dziecko Blorac (także Blorac) obiecane jej wcześniej przez Alexandra. Mary wybuchła płaczem. Dosiadła kucyka i pognała do domu dziadka z nadzieją, że może on będzie w stanie uratować cielątko. Widząc jej rozpacz, dziadek nie wahał się ani chwili. Dał jej odpowiednią kwotę i jeszcze tego samego popołudnia mała Blorac wróciła na pastwisko MacKillopów.

Niestety, było to jedno z jej ostatnich spotkań z dziadkiem MacDonaldem. Kiedy w kwietniu 1847 roku babcia MacDonald wybrała się z jednym z synów w odwiedziny do MacKillopów, dziadek został w domu, aby zabrać się za jakąś dotychczas nieukończoną pracę. Po pewnym czasie na niebie zaczęły się gromadzić burzowe chmury. Niepokojąc się o żonę i syna, którzy powinni niebawem wracać, dziadek wyszedł im na spotkanie. Nie docenił jednak siły burzy. W oślepiających strumieniach deszczu pomylił drogę i spadł ze stromego, śliskiego brzegu Darebin Creek. Po powrocie do pustego domu matka i syn szybko zwołali niewielką grupę poszukiwawczą. Nic jednak nie zdziała. Kilka dni później Alexander zauważył ciało dziadka MacDonalda dryfujące w strumieniu w kierunku domu MacKillopów. Tragiczne okoliczności jego utonięcia opisano w „Phillip Gazette", w krótkim artykule zatytułowanym Smutny wypadek. Mary do końca życia zachowała żywe wspomnienie dziadka. Jej siostra Annie pół wieku później pisała: „Bardzo go kochała. Nawet w zeszłym roku ze łzami w oczach przypomniała mi o jego urodzinach".

Zaledwie pół roku później Mary straciła jedenastomiesięcznego braciszka Alicka, który chorował od momentu przyjścia na świat. Kochała go tak mocno, jak tylko potrafi kochać pięcioletnia dziewczynka. Obsypywała go pocałunkami i pieszczotami, pomagała go karmić i przewijać. Jego śmierć wywarła na niej duże wrażenie.

Niedługo po tym wydarzeniu Mary znalazła się u mieszkającej w Melbourne ciotki — pani L'Estrange. Pierwszej nocy ciotka zajrzała do pokoju dziewczynki, obawiając się, że może tęsknić za domem lub rozpaczać z powodu śmierci braciszka. Ku jej zaskoczeniu Mary siedziała na łóżku i bynajmniej nie wyglądała na senną. „Właśnie była tutaj jakaś piękna pani i powiedziała mi, że zawsze będzie dla mnie mamą". Pani L'Estrange do dnia swojej śmierci wierzyła, że dziewczynka zobaczyła wtedy Maryję, matkę Jezusa. Mniej więcej dwadzieścia lat później Mary ułożyła modlitwę, która wydaje się potwierdzać, że tamtej nocy rzeczywiście miała widzenie. „O Matko moja, wspomnij na ten dzień, kiedy jako dziecko na kolanach prosiłam Cię, abyś była mi Matką i abyś pozwoliła mi kochać tylko Ciebie, a Ty delikatnym szeptem powiedziałaś, że wyznaczyłaś mnie na swoje dziecko od chwili moich narodzin".

Po powrocie do domu nad Darebin Creek Mary ponownie zajęła się swoimi obowiązkami: opiekowała się młodszym rodzeństwem, pomagała w utrzymaniu porządku w domu i wykonywała lżejsze prace na farmie. W wolnym czasie najbardziej lubiła dosiadać konia i udawać, że zagania bydło. Jazda konna była jedną z jej pasji, którą niewątpliwie zaraziła ją matka, nieustraszona amazonka. Mówiono o niej, że kiedyś cały dzień jeździła na koniu ze złamanym obojczykiem. Donald, brat Mary, opowiadał, że swoimi jeździeckimi umiejętnościami jego siostra zawstydzała wielu mężczyzn. „Mary jeździła bardzo dobrze i w młodości lubiła dosiadać konia. Kiedy była nastolatką, o mało nie spotkał jej los Absaloma. Pewnego dnia wracaliśmy do domu z niedzielnej mszy świętej. Mary jechała na osiołku. Bydlątko to bardzo lubiło wyrywać się jeźdźcowi i dawać drapaka. Udawało mu się to nawet z silnymi mężczyznami — zaznaczał Donald. — W tamtych czasach dziewczyny nosiły na włosach siatki. Osioł wyrwał się nagle pod [wiciokrzewem], a ja zobaczyłem siatkę Mary zwisającą nad ziemią".

 

Zdolności Mary nie ograniczały się jednak wyłącznie do jazdy w siodle. Była obdarzona bystrym i dociekliwym umysłem. Słowo „dlaczego" niemal nie schodziło z jej ust. Kiedy pozwalała na to sytuacja finansowa, Mary i jej rodzeństwo uczęszczali do szkoły. Właśnie tam dała o sobie znać zapalczy-wość odziedziczona po ojcu. Na lekcji o Marii Stuart, królowej Szkotów, informacje przekazywane przez nauczyciela nie do końca zgadzały się z wiedzą Mary. Dziewczyna oznajmiła, że nie będzie czytać tekstu z podręcznika, za co nauczyciel nazwał ją „małą bigotką". Śmiała postawa wobec nauczyciela, w czasach kiedy dzieci pilnowano, ale z pewnością ich nie słuchano, pokazała, że Mary kieruje się honorem, jest pewna siebie, szczera i dumna. Coś podobnego wydarzyło się w czasie wizyty u zaprzyjaźnionych protestantów. Rozglądając się po domu, Mary zauważyła egzemplarz antykatolickiej książki Awful Disclosures of Maria Monk. Przerażona tym odkryciem bez wahania wrzuciła obrazoburcze dzieło w ogień.

Mary niewiele czasu spędzała w szkole. Pieniędzy było mało, a Flora potrzebowała pomocy w domu. I tutaj właśnie przydatne okazały się lata, które Alexander spędził w seminarium. Był on bardzo oddany dzieciom i chciał, aby się uczyły. Przywoływał więc z pamięci wszystko, czego się kiedyś dowiedział, i przekazał im solidne, wszechstronne wykształcenie. Mary, jako najstarsza z rodzeństwa, a zarazem jako inteligentna i pilna uczennica, prawdopodobnie wyniosła najwięcej korzyści z tych nieformalnych lekcji.

Rodzina nie miała pieniędzy na książki, dlatego Mary uczyła się, słuchając i odrabiając zadania przygotowywane przez ojca. To on nauczył ją dobrze posługiwać się językiem angielskim i gaelickim, przyzwoicie liczyć (przekazał jej tyle, ile sam potrafił) i biegle pisać listy. Zaszczepił w niej również ostrą świadomość problemów społecznych i dozgonną miłość do Boga i katolickiej wiary. „Od najmłodszych lat — odkąd tylko sięgam pamięcią — przeżywałam obecność Boga tak żywo, że czułam jego naganę nawet za najdrobniejsze przewinienia".

Od wczesnej młodości na wyobraźnię Mary mocno działała decyzja Alexandra o rezygnacji z przygotowań do kapłaństwa. W tamtych czasach odrzucenie stanu duchownego uważano za powód do wstydu, więc Mary bardzo mocno to przeżywała. Była jeszcze dzieckiem, kiedy poczuła, że Bóg „wzywa" ją do zajęcia miejsca ojca. „[...] Od chwili kiedy zrozumiałam, że on był przeznaczony dla Kościoła, ale nie wytrwał na tej drodze, rosło we mnie pragnienie porzucenia wszystkiego, co kocham, i poświęcenia życia wyłącznie Bogu".

Poza czasem spędzanym na lekcjach Mary czerpała również naukę z obserwacji rozwoju wydarzeń w niezwykle burzliwym wtedy okresie historii Australii. W lutym 1851 roku Edward Hargraves oraz trzej bracia — William, James i Henry Tom, odkryli złoto w Lewis Ponds Creek, na północ od Ba-thurst w Nowej Południowej Walii. W ten sposób w Australii rozpoczęła się gorączka złota.

Rząd Wiktorii, zaniepokojony exodusem siły roboczej do sąsiedniej Nowej Południowej Walii i zazdrosny o gromadzone tam bogactwa, wyznaczył nagrodę za znalezienie pierwszego złoża złota w promieniu 320 kilometrów od Melbourne. Sześć miesięcy później nagrodę tę otrzymał James Esmond, który znalazł złoto w Clunes. Cenny kruszec znajdowano później w Castlemaine, Ballarat, Bendigo oraz w Ovens Val-ley. Pod koniec 1851 roku już ponad pięć tysięcy mężczyzn w Wiktorii porzuciło pracę i wyjechało na pola złota, rozbijając obozy w pobliżu setek innych poszukiwaczy i tworząc tak zwane „miasta namiotów". Napływ poszukujących złota imigrantów, wśród których było wielu Chińczyków, spowodował, że pomiędzy 1851 a 1861 rokiem ludność kolonii wzrosła z 77 do 540 tysięcy. Na ogół nikt z tych mężczyzn nie interesował się żonami pozostawionymi w posiadłościach w buszu lub w ponurych slumsach miast. Wiele z nich dzień i noc pracowało, aby zarobić na ubranie i jedzenie dla dzieci. Zdarzało się też, że mężczyźni powierzali rodziny opiece miejscowego księdza, by po wielu latach powrócić z fortuną. lub bez niej.

Mary słyszała i czytała o smutnym położeniu wielu rodzin. Nieszczęście porzuconych kobiet i dzieci, ich samotność, strach i skrajna nędza kłóciły się z jej poczuciem sprawiedliwości społecznej. Właśnie w tym okresie podjęła zobowiązanie, że znajdzie jakiś sposób, aby poprawić los tych Australijczyków. Postanowienie to, w połączeniu z przekonaniem, że Bóg pragnie, aby zajęła miejsce, którego nie chciał przyjąć jej ojciec, zrodziło w niej myśl o zostaniu zakonnicą.

Podczas gdy w całym kraju mężowie i ojcowie zostawiali rodziny, goniąc za złotem, Florę MacKillop i jej pięcioro dzieci mąż i ojciec porzucił z nieco bardziej szlachetnych pobudek. W 1851 roku Alexander zobowiązał się towarzyszyć umierającemu przyjacielowi w jego ostatniej podróży do Szkocji. Miał aż nadto szlachetne serce i niewątpliwie nie odmówiłby przyjacielowi takiej przysługi, ale tego dumnego Szkota z pewnością pociągała również perspektywa takiego wypadu. Nie wiadomo, czy w ogóle zastanawiał się, w jaki sposób Flora poradzi sobie w czasie jego nieobecności i skąd weźmie pieniądze na spłatę rachunków. Jeżeli nawet tak było, to i tak rozważania te nie odwiodły go od podjętego postanowienia.

Aby sfinansować podróż, Alexander oddał w zastaw posiadłość nad Darebin Creek swojemu bogatemu bratu, Peterowi. Część kwoty przekazał Florze, aby mogła opiekować się rodziną podczas jego nieobecności. Nie powiedział jej jednak, skąd wziął pieniądze. Było to bardzo nieodpowiedzialne posunięcie jak na człowieka, który prawie nic więcej nie posiadał. Być może uważał, że jeśli znajdzie się w naprawdę ciężkiej sytuacji, brat zapomni o zaciągniętym długu. Jeżeli rzeczywiście rozumował w ten sposób, miało go spotkać srogie rozczarowanie.

Alexander przebywał poza domem 17 miesięcy, dłużej niż przewidywał. Tymczasem Flora, nieświadoma jego finansowych zobowiązań, znalazła się w samym środku okropnej rodzinnej kłótni. I po raz kolejny chodziło o jej rodzinny dom.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Święta buntowniczka Mary MacKillop
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.