Szeptyccy. Gen. Stanisław i bp Andrzej. Czy zrobili wystarczająco dużo, by pogodzić zwaśnione narody?

Zdjęcie ilustracyjne (Fot. depositphotos.com/pl)

To jedna z najbardziej niesamowitych historii. Szeptyccy. Wnukowie Aleksandra Fredry, potomkowie wielkiego kresowego rodu. Z pięciu braci dwóch zostało grekokatolickimi mnichami i patriotami ukraińskimi, trzeci polskim generałem w sztabie Piłsudskiego. Generał Stanisław i biskup Andrzej do końca swoich dni utrzymywali niezwykle bliskie rodzinne relacje. Jednak pierwszy oddany był Ukrainie, a drugi Rzeczypospolitej.  Czy zrobili wystarczająco dużo, by pogodzić zwaśnione narody? Jak zachowali się wobec rosnących nacjonalizmów? Na te i inne pytania odpowiada Tomasz Terlikowski w książce „Rozdzieleni bracia. Szeptyccy, historia Polski i Ukrainy”.

Publikujemy fragment książki:

Czy w przededniu wojny Szeptyccy mieli świadomość nadchodzącego zagrożenia? Czy dostrzegali, że świat, w którym się wychowali i w którym świetnie funkcjonowali, zmierza ku zagładzie? Metropolita Szeptycki już w 1913 roku pisał do bp. Konstantego Czechowicza, że wielki – prawdopodobnie paneuropejski konflikt – jest w zasadzie nieuchronny.

„Wojna «zdaje się (…) będzie na pewno i tu słyszę, że może i Rosja, a przez to i Anglia, i Austria, i wszyscy będą i wbrew woli wciągnięci w tę sprawę»”. Ta refleksja nie oznacza jednak, że bracia mieli świadomość, jak dramatyczne będą skutki tej wojny, a raczej – jak wielu wówczas – postrzegali ją jako szansę na pozytywną zmianę. „Rzeczywiście przynajmniej na tę epidemię szukania popularności wojna by pomogła, oczyściłaby powietrze”, pisał Kazimierz do Stanisława, sugerując, że wojna mogłaby sprawić, że polityka zostanie oczyszczona z najbardziej populistycznych elementów. Trudno o większy błąd w rozeznaniu, bo – tak się składa – że to właśnie I wojna światowa (zwana także Wielką Wojną) otworzyła dopiero na oścież drzwi populizmowi.

Te refleksje wskazują także na fakt, że bracia jednak mieli świadomość sytuacji i inaczej niż wielu ich współczesnych widzieli nadciągającą burzę, mieli także świadomość słabości wewnętrznej imperium austro-węgierskiego. Tuż przed wybuchem wojny pułkownik sztabu generalnego Stanisław Szeptycki wszedł w konflikt ze swoim przełożonym Josephem Metzgerem. Powód? Otóż znający możliwości armii rosyjskiej Szeptycki przekonywał, że Rosja jest w stanie zaatakować Galicję siłami od ośmiu do dziesięciu korpusów.

„Taka ocena spotkała się z dezaprobatą ze strony Metzgera, w efekcie czego pułkownik Szeptycki został wezwany do raportu”, pisze Andrzej Wojtaszak. Jak się okazało, i to zaraz po otwarciu frontu, to Szeptycki miał rację – atak rosyjski nastąpił i Lwów błyskawicznie znalazł się pod okupacją rosyjską, a skutki tego jako jeden z pierwszych odczuł metropolita Andrzej Szeptycki oraz Jadwiga i Leon Szeptyccy, których majątek w Przyłbicach zniszczono już w sierpniu 1914 roku.

Tuż po wkroczeniu wojsk rosyjskich do Lwowa hierarcha został poinformowany przez generała Aleksieja Brusiłowa, że jego działalność będzie tolerowana, o ile nie będzie on występował przeciwko nowej władzy. Jednak już w pierwszą niedzielę po zajęciu Lwowa metropolita – zdaniem władz rosyjskich – miał złamać tę zasadę. „Barbarzyńcy przyszli… sięgają po naszą kulturę”, mówił metropolita w homilii w katedrze św. Jura. I właśnie te słowa uznali Rosjanie za podżeganie i atak na imperium. Czy słowa te były bezpodstawne i czy rzeczywiście kazanie było antyrosyjskie? Odpowiedź na to pytanie jest – delikatnie rzecz ujmując – skomplikowana.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Szeptyccy. Gen. Stanisław i bp Andrzej. Czy zrobili wystarczająco dużo, by pogodzić zwaśnione narody?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.