Trzęsienie ziemi w Krakowie. Kataklizm uderzył z siłą 6,2 stopni w skali Richtera

Kościół św. Katarzyny na Kazimierzu najbardziej ucierpiał podczas trzęsień ziemi w Krakowie (fot. Deon.pl)

Dwa razy w historii trzęsienie ziemi dotknęło Kraków, dokonując w mieście sporych spustoszeń. W obydwu przypadkach najbardziej ucierpiał kościół św. Katarzyny. Współcześni naukowcy oceli, jaką siłę miały kataklizmy, które nawiedziły dawną stolicę Polski. Jak trzęsienie ziemi przeżywali mieszkańcy i jakie przerażenie wśród nich wywoływały te rzadkie u nas pomruki natury, opisał Michał Rożek w książce "Sekrety Krakowa".

Pierwszym ciosem, który uderzył w Kraków było niespotykane na tę skalę trzęsienie ziemi z roku 1443, które poniszczyło wiele domostw, zagroziło także kościołom i klasztorom, w tym kościołowi św. Katarzyny na podkrakowskim – w owym czasie – Kazimierzu, który od roku 1335 był osobnym miastem, sąsiadującym z Krakowem, a oddzielonym od niego Wisłą. Posłuchajmy, co o tym zdarzeniu pisał naoczny świadek. Oddajmy głos Kalendarzowi Krakowskiemu: „Roku 1443 – 5 czerwca – o godzinie trzynastej, stało się wielkie drżenie ziemi w pośród strasznych grzmotów, tak, że w mieście Krakowie wszystkie mury od trzęsienia jakby zwalić się miały i straszny sprawiały łoskot, a w wielu miejscach na murach i sklepieniach pokazały się niemałe szpary i pęknięcia, leciały cegły i kamienie. Przerażeni i ogłupieni tem niesłychanem, od wieków w Polsce niebywałem zjawiskiem mieszkańcy wypadali z domów na ulicę, pytając jeden drugiego, co czynić. Nie mogąc pojąć rzeczy ludzkim umysłem, upatrywali w niej dopust Boży i przewidywali przepowiednię czegoś złego. Wówczas spadło sklepienie u św. Katarzyny”.

Kataklizm w tym dniu dotknął nie tylko Polskę, lecz także Węgry, Czechy, co skwapliwie odnotowali miejscowi annaliści. Opisał je także Długosz: „wieże i gmachy waliły się na ziemię, rzeki powystępowały z łożysk, a ludzie nagłym strachem zdjęci od zmysłów i rozumu odchodzili”. Nastał czas wielkiej trwogi, a w zjawisku dostrzeżono karzącą rękę Boga, który za ludzkie grzechy doświadczał wszystkich, dając czas na refleksję i odejście od grzechu.

Istnieje także bezpośrednie źródło odnotowujące to niebywałe zdarzenie, skreślone ręką zakonnika na okładce mszału zakonu Augustianów, którzy od pierwszej połowy XIV stulecia opiekowali się kościołem św. Katarzyny. Napisał on te słowa: anno milleno quadrigens XLo trino, luna, motus terrae... (z roku 1443 ziemia się zatrzęsła). Rozmiary tragedii nie zostały precyzyjnie określone, poza wzmianką o runięciu sklepienia. Zdaje się, że dachy nie były nawet w całości uszkodzone, a nabożeństwa się w dalszym ciągu odbywały.

Wkrótce po katastrofie przeor augustianów, Piotr postarał się u kardynała Juliana Cesariniego, legata apostolskiego na Polskę, Węgry, Czechy i Dalmację, o ogłoszenie odpustu studniowego dla wszystkich, którzy nawiedzą kościół św. Katarzyny w określone dni i złożą datki na reparację nadwątlonego trzęsieniem kościoła. Dopiero materiały archiwalne z drugiej połowy XV wieku i początku XVI stulecia dają nam wyobrażenie o rozmiarze poniesionych w roku 1443 strat, w tym uszkodzenia dachu i sklepienia południowej kruchty. Sklepienie prezbiterium ukończono na początku XVI stulecia, zaś przed rokiem 1454 przy pomocy finansowej kardynała Zbigniewa Oleśnickiego zasklepiono na nowo kruchtę południową, wiodącą od ulicy Skałecznej do kościoła. W akcji odbudowy kościoła brali udział nie tylko mieszkańcy Kazimierza. Poświadczają to wyraźnie zachowane źródła, wspominając księdza Teodoryka Weinricha, Kaspra i Hieronima Rockenbergów, ich siostrę Barbarę, późniejszą księżną raciborską. Wszyscy przejawili dużą ofiarność na rzecz kościoła św. Katarzyny, starając się o jak najszybsze naprawienie szkód.

Jan Długosz spisując około roku 1470 Liber beneficiorum... (Księgę uposażeń diecezji krakowskiej) zachwycał się z dala widocznym dachem kościoła św. Katarzyny, pokrytym nową wypaloną dachówką. Pamięć o trzęsieniu ziemi z roku 1443 trwała. Jeszcze w XVI wieku Marcin Bielski wspominał, że w tymże roku „było trzęsienie ziemie (...) tak wielkie, aż domy upadały – co u nas rzadko bywa – i w kościele u św. Katarzyny na Kazimierzu sklepienie natenczas było upadło, po którem trzęsieniu ziemie były długo nieurodzajne lata w Polsce”.

Po raz wtóry gwałtownie ziemia zadrżała w Krakowie w roku 1786. Pamiętający te czasy z autopsji Ambroży Grabowski zanotował: „Trzęsienie ziemi r. 1786. Najdawniejszem zdarzeniem, jakie się w pamięci mojej dochowało, jest to ważne zjawisko natury, które miało miejsce w miasteczku mojem rodzinnem Kętach, ale które się na wielką przestrzeń Małej Polski rozciągnęło, bo w Krakowie zostały po niem ślady spustoszenia, a mianowicie, iż sklepienie wspaniałej świątyni OO. Augustianów na Kazimierzu doznało pęknięcia. Było to dnia 3 grudnia 1786 r. około godz. 6-ej wieczór (...). Zadrgnęła silnie ziemia, a ś.p. matka zawołała: Jadą! (bo zdawało się jej, że parobcy, którzy pojechali do lasów należących do wsi Porąbka po kłodę drzewa, jakie z lasu przywozili na podwórze, wjeżdżają). W tejże samej chwili powstał huk gwałtowny, jakby się ściana zawaliła, a wtedy ciotka moja (...) zawołała: trzęsienie ziemi! W tejże chwili starsze odemnie siostry poklękały i z płaczem zaczęły modlitwę, której początek był: Pod Twoją obronę uciekamy się święta Boża Rodzicielko (...). Rzadkie to zjawisko trzęsienia ziemi tak silnie się w pamięci mojej wyryło, że jeszcze dziś tak je mam w pamięci świeże i tak uwydatnione, jakby to przed kilku dopiero dniami się stało”.

Natomiast „Gazeta Warszawska” donosiła o jeszcze wcześniejszym drżeniu skorupy ziemskiej, pisząc, iż dzień 27 lutego 1786 roku stał się „fatalny dla całego Krakowa. O godzinie czwartej rannej zatrząsnął Wszechmocny Pan kościołem naszym katedralnym, zatrząsnął zamkiem, seminarium, całem miastem Krakowem, Stradomiem, Kazimierzem i żydowskiem miastem”. Ziemia drżała od Karpat, przez śląsk aż po Małopolskę. W Jędrzejowie „zakonnicy tameczni, jedni rozumiejąc, że to są strachy jakieś nadprzyrodzone, drudzy prawdziwej trzęsienia ziemi przyczyny domyślając się, wszyscy jednak równie przestraszeni z cel swoich z krzykiem powybiegali”. A przyroda pamiętnego roku 1786 nie sprzyjała ludziom. A to niespodziewane deszcze, poprzestawiane pory roku i na domiar złego trzęsienia ziemi. I to dwa razy w ciągu roku. Dobrze pamiętano jeszcze lekkie wstrząsy z poprzedniego lata, kiedy to 22 sierpnia 1785 roku dały się odczuć lekkie wstrząsy tektoniczne, kiedy to w mieszkaniach zadrżały łóżka, stoliki, kołysały się lampy. Najdotkliwsze jednak okazało się trzęsienie ziemi pod koniec 1786 roku, tak jak to odnotował Grabowski. 3 grudnia wzburzyły się wody Wisły, w kościołach pospadały tynki, odezwały się poruszone wstrząsami dzwony. Nadwyrężone zostały mury u Karmelitów Trzewiczkowych na Piasku, a przede wszystkim ucierpiał kościół św. Katarzyny. Po latach Grabowski napisze: „W r. 1786 w czasie trzęsienia ziemi d. 3 grudnia, sklepienie kościoła tego in prima navi tak się porysowało, iż dla niebezpieczeństwa zamknąć go musiano; do reszty zaś wspaniały ten gmach doniszczał za rządu austriackiego (r. 1796 do r. 1809), i gdy go na magazyn zboża obrócono. Podziurawione filary z ciosów, wstrząśnione mury i pęknione sklepienia bliskiem grożąc zawaleniem spowodowały w r. 1833 reprezentacyję krajową do wyznaczenia funduszu w znacznej kwocie na reparację jego”. Sklepienie w nawie głównej – bo właśnie ono runęło – odbudowano, dając je „z drzewnego materiału i z trzciny ogipsowanej”, jak nie omieszkał dodać Grabowski. Takie były praktyczne skutki trzęsienia ziemi z roku 1786.

Michał Rożek "Sekrety Krakowa" Wydawnictwo WAM

Profesor Andrzej Trzciński, wykładowca Szkoły Głównej Koronnej (taką nazwę nosił wówczas uniwersytet) wydał drukiem rozprawę pt. Opisanie przyczyn fizycznych trzęsienia ziemi (1787), stwierdzając, iż podczas wstrząsów „przerażenie obywatelów tak było wielkie, że niektórym krew puszczać musiano”. Ponadto opary o zapachu siarki utrzymywały się w Krakowie jeszcze przez kilka grudniowych dni.

Z ostatnim trzęsieniem wiąże się także specyficzna ludowa pobożność, uczynki pokutne, mające na celu odwrócenie kary boskiej, bowiem trząsienia za taką powszechnie uważano. Zaczęto od „solennych po kościołach suplikacji, aby tym sposobem Boga zagniewanego ubłagać”. W Krakowie i na przedmieściach Kuria Biskupia zaleciła już 5 grudnia – zatem zaledwie w dwa dni po trzęsieniu – odprawianie mszy świętych z „wystawieniem Najświętszego Sakramentu i suplikacją święty Boże...”.

Ludzie wypełnili kościoły, a strach wobec nieodgadnionego i nieprzewidywalnego żywiołu robił swoje, a obawa przed karą wieczną miała swoje eschatologiczne znaczenie. Prawie wszyscy traktowali te dwa w jednym roku trzęsienia ziemi jako kataklizm, ale też jako karę Bożą. To przecież kapituła katedralna krakowska zaleciła zamieścić w swoich aktach łączny opis trzęsień, połączony z refleksją na temat prawicy Pańskiej doświadczającej grzeszny lud. Zagrożenie tym samym zyskiwało przyczynę, którą można było pomniejszyć aktami wiary, przede wszystkim pokutą, która magicznie egzorcyzmowała fatalizm, przywracając ład sercom wiernych.

Administrator diecezji krakowskiej prymas Michał Poniatowski w odezwie z 11 grudnia 1786 roku pisał: „do najwyższego wołać Majestatu, aby w sprawiedliwym gniewie swoim nie chciał karać ludu za grzechy pasterza”, zaś klęski spadające na kraj to nic innego tylko „duch niezgody miesza obrady prywatne i publiczne, mnoży wzajemne niedowierzania”. A wszystko to – „owoce przewinienia naszego”. Nie przestawano wyłącznie na samej modlitwie, uważając, iż należy do niej bezwzględnie dołączyć „jałmużnę i przez tę okupujemy grzechy nasze. Czyńmy miłosierdzie bliźnim naszym, abyśmy dla siebie zyskali miłosierdzie Boga”.

Zatem – niemal magicznie – pokuta, uczynki miłosierne odwrócą zjawiska przyrodnicze tak groźne i niezrozumiałe dla przeciętnego człowieka. W plagach spadających z wyroku niebios dostrzegano naturalną konsekwencję ludzkiego działania i zaniechania. Wszystko to wynikało z zakorzenionego od średniowiecza interwencyjnego pojmowania roli Opatrzności, mającej moc karania i nagradzania. A czas zagrożenia napawał zawsze lękiem. Tak było w pamiętnych dla Krakowa latach 1443 i 1786. Przy okazji dodajmy, że badacze ustalili, iż siła trzęsienia ziemi z roku 1786 wynosiła 6,2 stopnia w skali Richtera. Było to zatem największe trzęsienie skorupy ziemskiej, które nawiedziło Polskę.

 

Opublikowany fragment pochodzi z książki Michała Rożka "Sekrety Krakowa", Wydawnictwo WAM, 2022 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trzęsienie ziemi w Krakowie. Kataklizm uderzył z siłą 6,2 stopni w skali Richtera
Komentarze (6)
WC
~Wojciech Chajec
28 lipca 2022, 11:04
Na jakiej podstawie Autor pisze, że Kazimierz był oddzielony od Krakowa Wisłą? Czyżby od tych czasów Wisła zmieniła koryto?
GN
~Grzegorz Nowak
29 lipca 2022, 21:35
Rzeka płynęła wzdłuż współczesnej ul. Dietla i Al. Daszyńskiego, oddzielała więc Kazimierz od Krakowa. To właśnie tam znajdował się jedyny istniejący w średniowieczu most nazywany Pons Regalis (most Królewski, most Stradomski), łączący te dwa miasta.
WC
~Wojciech Chajec
4 sierpnia 2022, 10:50
Dziękuję za informację, Panie Grzegorzu. Tak podejrzewałem, ale nie miałem potwierdzenia.
WC
~Wojciech Chajec
28 lipca 2022, 09:57
Cóż, sezon ogórkowy...
PK
~Paweł K.
29 lipca 2022, 14:57
Zdecydowanie ciekawszy temat niż mocno naciągana seria "święty na dziś"
KM
~Karolina Mika
29 lipca 2022, 20:51
Owszem. Obecna ulica Dietla to byla tez Wisla. I jej rozlewiska