Chcecie poznać księdza Jana?

(fot. Damian Kramski)
facebook.com/grzegorzkramer/ ed

Poznajcie to miejsce. Pacjenci mówią, że jest tam jak w domu, można poczuć się jak w SPA i zamieszkać z kotem. Jak wygląda Puckie Hospicjum bez księdza Kaczkowskiego?

Grzegorz Kramer SJ miał okazję zamieszkać w Pucku i towarzyszyć pacjentom. Swoje spotkania, rozmowy i przemyślenia "dokumentował" na Facebooku. Wybraliśmy niektóre z nich, żeby każdy z was mógł poznać to niezwykłe miejsce i poczuć jego atmosferę.

Liczy się cicha obecność

Pracownicy Puckiego Hospicjum robią, co mogą, żeby zachować najwyższe standardy opieki. Na każdą prośbę jest pielęgniarka, psycholog albo lekarz. Są też galowe koncerty. Od ubiegłorocznego poniedziałku wielkanocnego brakuje tylko księdza Jana. Została po nim jednak zasada: rozmowa ważniejsza jest od kroplówki.

Ojciec Grzegorz Kramer na swoim facebooku napisał, że zanim znalazł się w miejscu stworzonym przez księdza Jana, spodziewał się trudnych rozmów o przemijaniu. Dzisiaj wie, że choć takie oczywiście też się zdarzają, o wiele częściej na pierwszym miejscu jest trzymanie kogoś za ręke, głaskanie po głowie albo cicha obecność przy nieprzytomnych.

Nogi nie ma, ale życie wróciło

Pan R. zgadzając się na amputację nogi, jednocześnie wybrał życie i był tego w pełni świadomy. Umiał znaleźć w sobie radość z powodu rozmowy z bratem i życia bez nogi.

W hospicjum wyraźniej widać miłość. Pretensje, kłótnie i coś, co w "zdrowej codzienności" może być problemem, odsuwa się na dalszy, odległy plan.

W czasie trzech godzin w tym miejscu można przeżyć więcej niż w czasie trzech tygodni albo nawet lat w innym...

Z okazji, że przeżyłem musi ksiądz ze mną zapalić

W Puckim Hospicjum tętni życie. Jest ogród, parasolki, a ci, którzy zawsze palili, nie muszą teraz nielegalnie. Obcy ludzie szybko zaczynają rozmawiać jak przyjaciele. Na korytarzu słychać dźwięki gry pianisty, który tak chce podziękować za najlepszą opiekę nad bliską osobą, a na ścianie pokoju wolno powiescić ulubiony obraz. Na każdym kroku widać miłość.

W powietrzu unosi się rodzinna atmosfera. Ktoś opowiada pani z recepcji o imieninach, obok bawią się dzieci, a w kolejce do psychologa powstają nowe znajomości. Pan R. cieszy się, że przeżył, a pani Ela jest podekscytowana możliwością uczestniczenia w weselu.

Kabrioletem nad morze i truskawki "od zaraz"

- Staramy się podążać za potrzebami naszych pacjentów. Jak ktoś chce zjeść kraba, niech zje! - mówi pani Ania Jochim-Labuda, która obecnie w hospicjum pełni obowiązki prezesa. - Jedna pani marzyła, żeby zjeść lody malinowe i pojechać kabrioletem nad morze. Znalazł się i samochód, i cudowny kierowca - dodaje.

Ksiądz Jan Kaczkowski dbał o kuchnię, urządził w Pucku "szwedzki stół", pacjenci mogą jeść to, na co akurat mają ochotę, a hospicyjne posiłki smakują tak, jak w najlepszej restauracji.

- Wszystko tu jest pyszne, jedzenie bardzo dobre. Jest urozmaicone - trochę twarogu, jajecznica, chleb z szynką, pomidory. Lepsze niż w domu, lepsze niż tam, gdzie mieszkam. Choć wiem, że nie wolno narzekać - opowiada pani Brygida, jedna z pacjentek.

W Pucku wolno mieć "zachcianki". Pacjenci są wzruszeni, kiedy okazuje się, że w każdej chwili mają prawo poprosić o coś wyjątkowego, specjalnie dla siebie. Czasem są to lody malinowe nad morzem, innym razem szklanka zimnego mleka, jeszcze innym truskawki.

Poznałem Jana za karę >>

Grzegorz Kramer zorganizwał na swoim facebooku zbiórkę na respirator dla Moniki - jednej z pacjentek Puckiego Hospicjum, dzięki temu mogła bezpiecznie  pojechać na wesele brata.

Chcecie poznać księdza Jana? Zapraszamy w "podróż po Puckim Hospicjum" >> 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Chcecie poznać księdza Jana?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.