Dbajmy, by nie fałszowano naszej historii

Trudno nie wziąć sobie do serca tych słów w kontekście częstych wypowiedzi o “polskich obozach śmierci”... (fot. Wikimedia Commons)
Alina Zawojski / slo

Gdy w roku 1990 otwarto w Waszyngtonie Muzeum Holocaustu, do stałej ekspozycji włączone zostały osobiste pamiątki Józefa Wardzały, wśród nich m.in. czworokątny kawałek materiału z namalowaną literą “P”, który musieli nosić wszyscy Polacy w hitlerowskich obozach, dokumenty potwierdzające pobyt w obozie pracy oraz zarejestrowane na taśmie video jego wspomnienia z tamtego okresu.

W chwili wybuchu II wojny światowej Józef Wardzała miał dziesięć lat. Przed wojną został przyjęty do Małego Seminarium Duchownego w Niepokalanowie. Zachował się nawet list, jaki Józef Wardzała otrzymał od ojca Maksymiliana Kolbe. Naziści jednak zamknęli większość szkół w okupowanej Polsce, profesorów gimnazjów i uniwersytetów wywozili zaś do obozów koncentracyjnych. Jeden z profesorów znalazł schronienie w domu rodziców Józefa, dzięki czemu mógł on tajnie się uczyć, co niewątpliwie pomogło mu zostać po wojnie nauczycielem w polskich obozach dla przesiedleńców.

Wojenne losy Józefa Wardzały obejmują między innymi trzykrotne aresztowanie. Pierwsze dwa przypadki zakończyły się dlań szczęśliwie: został uwolniony, najpierw dzięki interwencji brata, a później, dzięki własnej przebiegłości. Trzeci raz okazał się jednak mniej fortunny. W kwietniu 1941 roku został aresztowany przez hitlerowców za pomoc okazaną żydowskiemu koledze (dostarczał żywność) i wywieziony do obozu pracy przymusowej w Braunschwieg w Niemczech. Warunki życia, jakie zastał w obozie, były bardzo ciężkie: dwanaście godzin ciężkiej pracy podczas budowy schronów przeciwlotniczych i jedna racja żywieniowa, podawana wieczorem po pracy. Nie gasła jednak nadzieja, że uda się przeżyć. Opowiada, że nie pamięta chwil załamania. Cały czas wierzył, iż jeszcze zobaczy swoich najbliższych, że wojna szybko się skończy. Z wielką radością przyjął naloty aliantów na niemieckie obiekty, gdyż przybliżało to odzyskanie upragnionej wolności.

Józef Wardzała pozostawał w obozie pracy aż do jego wyzwolenia przez wojsko amerykańskie w roku 1945. Po zakończeniu wojny, w latach 1945-1950 pracował jako nauczyciel religii w szkółkach dla polskich dzieci w obozach dla przesiedleńców w Lebenstedt i Braunschwieg. Świadectwa, jakie otrzymał w tamtym okresie, przepełnione pochwałami, dowodzą jego wielkiego poświęcenia i patriotyzmu.

W roku 1950 Józef Wardzała wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, otrzymawszy wcześniej kartkę od matki, która w zaszyfrowany sposób przekazała informację, by nie wracał do kraju, gdyż grozi mu aresztowanie.

Władza ludowa aresztowała później jego ojca za działalność, jaką syn prowadził przed wybuchem wojny, oraz za jego wyjazd do USA. Józef dowiedział się o tym dopiero po wielu latach, podczas pobytu w Polsce.

Warto przytoczyć apel Józefa Wardzały – wyrażony w jednym z wywiadów – by Polacy zgłaszali się do Muzeum Holocaustu, gdyż w przeciwnym wypadku powstanie historia czasów zagłady bez naszego, polskiego udziału, bez silnie zaznaczonego świadectwa polskiej martyrologii podczas drugiej wojny światowej. Stąd łatwo o dalsze zafałszowanie polskiej historii czy też błędne o niej wyobrażenie wynikające z niewiedzy. Ale tej niewiedzy sami w dużej mierze będziemy winni.

Trudno nie wziąć sobie do serca tych słów w kontekście częstych wypowiedzi o “polskich obozach śmierci”. Sami musimy zadbać, aby nie fałszowano naszej historii zarówno tej dalszej jak i tej najbliższej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dbajmy, by nie fałszowano naszej historii
Komentarze (1)
Bogusław Płoszajczak
6 kwietnia 2011, 16:59
Gdyby jeszcze tylko historia i  historycy nie stali się w naszym kraju kolejną ofiara polityki i polityków! Patrząc na to, co dzieje się wokół IPN mam wątpliwości co do prognoz optymistycznych.