Chłopak naszej córki

(fot. orangeacid / flickr.com)
Justyna i Jan Bohatyrowicze

Wyczekane, upragnione. Chowane z poświęceniem, wychuchane, wypieszczone - najlepsze, najmądrzejsze, najładniejsze. Nasze dzieci - synek Mamusi, córeczka Tatusia. Oddać ją, jego? Komu - temu nygusowi? A broń Boże!

Tyle lat wspólnego życia, obserwowania, jak się rozwijają, tyle trosk i radości. Choć niby od początku wiedzieliśmy, że nie są "nasze", że zostały nam dane tylko na pewien czas, na dotrwanie do chwili, gdy będą już samodzielne, a potem należy je "wydać na świat". Bo to nie moje, nie twoje. Czy będziemy prychać na ich kolegów, dobiegaczy, wielbicieli? Ależ skąd! Jesteśmy przecież ludźmi światłymi, na poziomie, kierujemy się rozumem, mamy do naszych dzieci zaufanie i niczego im nie będziemy narzucać. No tak…

Nasza najstarsza córka, osoba rozsądna i pracowita, potrafi znaleźć czas na naukę i życie towarzyskie. Ma wielu znajomych, często wychodzi, bywa na różnych imprezach, często także jej przyjaciele przychodzą do naszego domu. Jedni podobają się nam bardziej, inni mniej, ale nie stanowiło to dotąd żadnego problemu. Sympatie także problemem nie były. Zależy nam, żeby nie była sama, żeby się zakochała, żeby ktoś wartościowy ją pokochał. A serce nie sługa - kochają się więc różni ludzie. Jakoś, choć czasem kręciliśmy nosami, obywało się bez większych pretensji i krytyki. Od pewnego czasu jednak zaczął się pojawiać, nader często, młodzian trochę "z innej bajki". Rzeczywiście zdecydowanie inny niż reszta przyjaciół, z innej rodziny, środowiska, inaczej się zachowuje. Dla nas był jednak bardzo miły. Widać było, że się chłop stara, a w córce wyraźnie zakochany i to "z poważnymi zamiarami".

DEON.PL POLECA

Kto to? - spytał ojciec córkę. - Kolega - padła odpowiedź. - Aha, widzę, jaki kolega… - Ależ my się po prostu przyjaźnimy - zapewniała córka. Tymczasem chłopak przychodził coraz częściej, wpadał nieoczekiwanie, co zdecydowanie zaczynało nas drażnić. Tatuś zaciskał zęby, ale czasem coś córeczce nagadał. Mamusia, jak to kobieta, dokarmiała delikwenta samodzielnie utrzymującego się w obcym mieście, zapewniając siebie i innych, że to przecież tylko kolega, a takich wielu przewija się przez ten dom, bo przychodzą do wszystkich naszych dzieci. Prowadziliśmy dosyć burzliwe rozmowy na ten temat, przypominaliśmy sobie, jak to było z nami, jak nasi rodzice reagowali na nasze sympatie.

- Wiesz - powiedział mój mąż - przemyślałem sprawę. Nie będę narzucał swojego zdania dorosłej dziewczynie, sama zdecyduje, jak ma być z tym chłopakiem, jest rozsądna. A jeśli się zakochała, nie mogę jej przecież tego zabronić. Postaram się być miły, jak go zobaczę, postaram się go akceptować.

Byłam dumna z męża. Tak panować nad sobą przy jego wybuchowym temperamencie, to nie lada gratka. Tak się składało, że chłopak wpadał znienacka, często, gdy po obiedzie zostawały już resztki, albo zdążyli pojawić się przed nim inni, obdarzeni niezłym apetytem koledzy naszego syna. No i dlatego padł pomysł, żeby zaprosić delikwenta na obiad. I to w niedzielę. Pomysł trochę córki, trochę mamy, zresztą akurat i my, i on nie mogliśmy innego dnia. - Tylko pamiętaj mamo, że on lubi mięso, a nie żadne zieleniny - przypomniała córunia, znając jarzynowe eksperymenty swojej rodzicielki. A ta ostatnia tylko mężnie milczała.

Nadeszła niedziela i jak zwykle zaraz zrobiło się bardzo późno. Co to, już pierwsza? - zdziwił się tatuś . -To ja szybko idę na rower, zanim zacznie padać i zanim się ściemni. - Ale pamiętaj, że za godzinę obiad!- Nie czekajcie na mnie - zawołał mój mąż. I tyle go było. Do obiadu siedliśmy bez niego, tłumacząc, że musiał wyjść. Trochę mało przekonująco to wyszło, ale co robić. A pan domu zjawił się zaraz po wyjściu chłopaka, czyli kolegi naszej córki. - Nie gniewajcie się - powiedział - nie dałem rady, aż mnie trzęsło, to nie na moją wytrzymałość!

Justyna i Jan Bohatyrowicze, rodzice dzieci na wydaniu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Chłopak naszej córki
Komentarze (11)
P-
POLECAM - WIELKIE DZIĘKI
13 kwietnia 2015, 10:19
U mnie było tragicznie - mam chłopaka 15 lat starszego, mój ojciec prawie mnie zniszczył. Było okropnie walczyłam o Naszą miłość - dzięki Psychology of Life - poradni dla par [url]http://www.problemymalzenskie.com[/url] do końca nie zgłupiałam a byłam już na wykończeniu. Teraz jestem w 3 miesiącu ciąży choć bez ślubu ale kocham a ojciec w końcu zaczął ze mną rozmawiać. dziękuję Pani Inez POLECAM
OC
oto człowiek
24 czerwca 2014, 23:59
przez takie jakieś dziwne zachowanie "Tatusia", i wymyślanie na mój temat rzeczy niestworzonych, straciłem relacje z dziewczyną. Okazuje się, że żeby dostać się do wieży, trzeba najpierw stoczyć walkę ze smokiem, szkoda że tym smokiem często okazuje się Ociec.
S
skylord
24 czerwca 2014, 22:26
"- Nie gniewajcie się - powiedział - nie dałem rady, aż mnie trzęsło, to nie na moją wytrzymałość!" Co to za buractwo? Dorosły facet, ojciec, zachowuje się jak jakiś przewrażliwiony bachor?
A
Andrzej
23 czerwca 2014, 19:46
- Tato - kiedy będę się mogła spotykać z chlopakami ? - Po mojej śmierci i to trzy dni żebyś się upewniła że naprawdę umarłem Niestety jestem już po tym jak odwiedziałem koleżanki ale mogę stwierdzić że bardzo miło byłem przyjmowany tylko w tych domach gdzie nie miałem zadnych powarznych zainteresowań córką. Zobaczę co będzie przy mojej pociesze :)
A
aka
23 czerwca 2014, 18:53
Justyna i Jan Bohatyrowicze - byłby ładny pseudonim, ale skoro pan jest Jan Bohatyrowicz, to państwo Bohatyrowiczowie :)
M
mama
11 października 2012, 18:26
Miło czytać, że nie jest się samemu w podobnych emocjach:) Pozdrawim Autorów serdecznie.
11 października 2012, 13:15
@lala To może niech ktoś Cię z niego wyniesie, z tego szoku? Byle nie ty, bo jedynie pogłębiłabyś ten szok.
11 października 2012, 13:13
 NIe rozumiem, o co poszło ojcu tej dziewczyny? O co go trzęsło? Co było nie na jego wytrzymałość? Skoro chłopak pojawiał się z nienacka, to należało go częstować tym, co jest i nie wydziwiać. A najprościej było i jest w ogóle nim się nie zajmować, bo przecież on był gościem córki, więc to ona powinna nim się zająć i ewentualnie przygotować dla niego jakąś wyżerkę. Myślę, że tatuś jest po prostu zadrosny o córkę, co źle o nim świadczy. Typuję, że córka niedługo wyprowadzi się z domu i problem wprawdzie zniknie, ale pojawi się kolejny, o wiele poważniejszy.
L
Lala
9 października 2012, 23:38
Justyno i Janie jako matka córek powiem Wam tylk jedno - cieszcie się, że przyprowadziła chłopca. Moja najstarsza przyprowadziła koleżankę i powiedziała, że to jej dziewczyna. Od trzech lat nie mogę wyjśc z szoku. To może niech ktoś Cię z niego wyniesie, z tego szoku?
O
ojciec
9 października 2012, 20:40
Tak to właśnie jest. Ciężko wypuszcza się dzieci z gniazda. Coś o tym wiem... Ujęte z humorem, dobrze się czyta.
M
matkacorek
9 października 2012, 20:39
 Justyno i Janie jako matka córek powiem Wam tylk jedno - cieszcie się, że przyprowadziła chłopca. Moja najstarsza przyprowadziła koleżankę i powiedziała, że to jej dziewczyna. Od trzech lat nie mogę wyjśc z szoku.