Co pakować do śniadaniówek, skoro wszystko szkodzi?

(fot. shutterstock.com)
Joanna Winiecka-Nowak

Wyszło jak zwykle. Ustawa sklepikowa miała usunąć niezdrową żywność z pola widzenia dzieci. Póki co jej efektem są puste półki, załamani ajenci i strajkujący uczniowie. Powód do zmartwień mają też rodzice. Skoro wszystko szkodzi, to co pakować do śniadaniówek?

Abstrahując od chaosu, który teraz zapanował, sprawa jest dość prosta. Ustawodawcy opierali się na wieloletnich badaniach - większość dzieci odżywia się bardzo nieracjonalnie. Do codziennego kontaktu z warzywami przyznaje się mniej niż połowa uczniów. Strach pomyśleć, ilu z nich zjada je w zalecanej dawce pięciu porcji dziennie. Zgrozę budzi również jakość produktów zbożowych. Z powszechnego użycia zniknęły kasze i nieprzetworzone płatki. Wypieki z mąki pełnoziarnistej stały się towarami niszowymi. Mało kto pamięta dziś o istnieniu takich zbóż jak owies, jęczmień, proso czy nawet żyto. Przeciętny Polak - w tym także Polak Mały - żywi się wyrobami z pysznej, ale pozbawionej wartości odżywczych, drobno mielonej mąki pszennej. Do tego dochodzą bezmięsne wędliny, przy produkcji których nie ucierpiało żadne zwierzę i twory seropodobne. Ostatnim gwoździem do trumny są oczywiście spożywane hurtowo słodycze i słone przegryzki. Poza gigantyczną ilością cukru bądź soli zawierają w sobie całą Tablicę Mendelejewa - sztuczne barwniki, konserwanty, stabilizatory, spulchniacze, polepszacze smaku i wiele, wiele innych dobrodziejstw współczesnej chemii.

Poza szarą rzeczywistością (błękitną, bo barwioną błękitem pantotenowym - E 131?) prężnie rozwija się nurt alternatywny - eko-żywienie w ekorodzicielstwie. Tworzą go ludzie chcący żyć jak najpełniej w zgodzie z naturą. W idealnej wersji zaopatrują się wyłącznie w produkty z certyfikowanych gospodarstw, w których hodowla roślin i chów zwierząt odbywają się według ściśle określonych zasad - bez sztucznych nawozów, pasz, środków ochrony. Nie kupują dań gotowych. Sami pieką chleb, klarują masło, kiszą kapustę, przygotowują domowy jogurt i twaróg. W ich menu goszczą najnowsze odkrycia dietetyczne - młody jęczmień, jagody goji, spirulina i chlorella. Nie trudno zgadnąć, że tworzone przez nich szkolne drugie śniadania są arcydziełami sztuki. Już na sam dźwięk ich nazw leci ślinka - tartaletki z bakłażanem i mozzarellą albo orkiszowe gofry z kremem karbowym z awokado.

DEON.PL POLECA

W Internecie znajdziemy wiele gotowych przepisów na bardzo zdrowe drugie śniadania. Wystarczy odwiedzić kilka serwisów eko-parentingowych lub tych skierowanych do fanów aktywnego życia w zgodzie z naturą. Jeśli uda nam się znaleźć czas - i zasoby finansowe - na ich wprowadzenie do jadłospisu, chwała nam za to. Jeśli nie - nie załamujmy się. Nie od razu Kraków zbudowano. Poza tym niekoniecznie trzeba osiągać poziom arcymistrzowski. Często do szczęścia wystarczy coś znacznie mniej ekskluzywnego.

Zanim wyruszymy w naszą drogę po zdrowie, zacznijmy przekornie - od końca. Zastanówmy się, w jakich warunkach będzie transportowane i przechowywane drugie śniadanie naszego potomka. Z pewnością nie będzie to stateczna salaterka ustawiona w lodówce. Każdy, kto odwiedzał szkołę na przerwie zna smutny los plecaków stłoczonych pod ścianami lub na barwnej hałdzie między salą gimnastyczną a przebieralnią. Łatwo sobie wtedy wyobrazić, jaki los czeka pomidorki wrzucone luzem do woreczka. Dlatego, jeśli chcemy zapakować coś ponad standardowe jabłko z bułką, musimy pomyśleć o solidnej śniadaniówce.

W ofercie sklepów gospodarstwa domowego znajdziemy setki różnych modeli. Są nawet strony Internetowe specjalizujące się właśnie w tym zakresie. Proponowane pudełeczka różnią się kształtem, liczbą przegródek, no i oczywiście wielkością. U nas najlepiej sprawdził się model z dużą komorą (np. na kanapkę) i trzema małymi, na zdrowe przegryzki. Dzięki temu podziałowi znikły obawy, że nam się całość wymiesza lub przesiąknie. Co ważne, pojemnik jest niezbyt wielki i poręczny. Co nam ze śniadaniówki, jeśli poza nią nic więcej do plecaka nie wejdzie? Wreszcie, ku naszej wielkiej radości, udało się nam to cudo dostać w jednym z dyskontów, a więc gotówki pozostało nam jeszcze na zakup jadalnego wkładu. Aż miło teraz planować, co się do środka wrzuci.

Układanie menu jest chyba największym problemem. Co zapakować, aby było pożywne, niezbyt drogie i pracochłonne, a przede wszystkim, by było zjedzone? My, przy pomocy naszych super śniadaniówek wypracowaliśmy sobie pewien system. Ponieważ bardzo zależy nam na zdrowiu naszych potomków-alergików, komponujemy drugie śniadania w oparciu o nowoczesne wskazania żywieniowe. Mając na uwadze chroniczny brak czasu i nadmiaru gotówki nie wzorujemy się natomiast na wysublimowanych poradnikach. Bento - japońską sztukę tworzenia malowniczych posiłków na wynos - podziwiamy raczej na monitorze, względnie wprowadzamy w życie podczas stacjonarnych niedzielnych kolacji. Z drugiej strony, może kiedyś warto sprawdzić, jak prezentują się muminki z barwionego ryżu ukryte w plecaku, którym ktoś rozegrał Decydujący Mecz Rozgrywek Piłkarskich o Puchar Korytarza?

Przechodząc do konkretów: w myśl zasady "dobra buła nie jest zła" w naszych śniadaniówkach zwykle króluje kanapka. Jeśli jest to bułka, to wypiekana z mąki żytniej lub pszennej pełnoziarnistej z dodatkowymi nasionami. Najczęściej bazą jest jednak chleb żytni na zakwasie, przygotowywany bez polepszaczy. Całe szczęście takie cudo możemy nabyć w piekarni naprzeciwko, w dodatku w umiarkowanej cenie.

Jako zakładkę do produktu zbożowego stosujemy białko w plastrach (dobrej jakości żółty ser, wędlinę, pieczone mięso lub wędzoną rybę) lub w postaci ręcznie robionej pasty (twarogowej, jajecznej, warzywnej czy rybnej). Jeśli całość się nie klei, używamy masła (margaryny zawierają szkodliwe tłuszcze trans). Jako urozmaicenie - i dodatkowe źródło witamin - kanapkę uzupełniamy sezonowymi warzywami. Najlepiej tymi niezbyt cieknącymi, typu: sałata, papryka, ogórek, rzodkiew. Oczywiście, jeśli ktoś lubi pomidorowe zacieki, to przy plastikowej śniadaniówce może sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa.

Od czasu do czasu w zestawie ląduje inny ręcznie wyrabiany przez nas produkt wysokowęglowodanowy, na przykład kawałek ciasta owocowego, placuszki czy mini-pizza. Uczciwie dodam, że zwykle jest to pokłosie wieczornych zabaw kuchennych lub pozostałości po przyjęciu imieninowym. W każdym razie przy kucharzowaniu staramy się używać możliwie naturalnych składników. Słodzimy "ekologicznie": miodem, cukrem nierafinowanym, ksylitolem lub syropem z agawy. Równie alternatywnie podchodzimy do kwestii mąki. Stosujemy te pełnoziarniste i nie-pszenne - na przykład żytnią, jaglaną, owsianą, orkiszową (tak wiem - orkisz to też pszenica, ale bardzo stara, z niewielką ilością glutenu i w dodatku hodowana zwykle bez chemii). Ceny powyższych dobrodziejstw są wysokie, poszukujemy więc promocji w dyskontach, marketach i w Sieci. Poza tym utwierdzamy się w przekonaniu, że jedzenie dużych ilości cukru jest bardzo niezdrowe.

Drugą połowę śniadaniówki wypełniamy warzywami i owocami. Oczywiście sezonowymi. Jesienią na rynku aż roi się od zieleniny i różnych kolorowizn. Pocięte w słupki, talarki lub po prostu wrzucone w całości aż proszą się, by sobie je pochrupać. U nas ostatnio hitem stały się paski wycięte z kolorowych papryk - żółtej, pomarańczowej, czerwonej, białej i zielonej. Zapakowane obok fioletowych śliwek wyglądają oszałamiająco. Ciekawy efekt dały też kawałki gruszki, śliwek i jabłka (to ostatnie można skropić cytryną, aby nie sczerniało), czy - w wersji czerwcowej - truskawki i czereśnie ułożone w przegródce obok strączków groszku.

Najwięcej trzeba było się nagłowić zimą, która kojarzyła się nam głównie z marchwią, kapustą, burakami i jabłkami. Kiedy jednak przeszukaliśmy lokalny ryneczek, znaleźliśmy warzywa alternatywne: jarmuż, pasternak, rzepę, rzodkiew... Poza tym zaczęliśmy się posiłkować różnymi sposobami przetwarzania dostępnych płodów rolnych. Czasami serwujemy jabłko suszone lub pieczone, ugotowaną brukselkę lub chipsy z surowego jarmużu. Te ostatnie - ewidentny szczyt manipulacji najmłodszymi - to zwykłe liście pocięte na kawałki, które robimy sami lub nabywamy w chipsopodobnej paczce.

No dobrze - kanapka, warzywa i owoce. Wielu rodziców tu jednak zapyta o kupne przegryzki. Notorycznie brakuje czasu na wypieki ręczne, a dzieci stale napraszają się o słodycze. Suszone daktyle i żurawina mogą nie zastąpić czekoladowego batona w srebrnej owijce. Przy wystąpieniu takiego problemu najprościej jest przejść się do sklepu ze zdrową żywnością i przejrzeć jego asortyment. Nawet jeśli ceny nas zniechęcą do regularnych zakupów, możemy nastawić się na sprawunki okazyjne, w ramach prezentów na imieniny, urodziny czy Mikołaja. Adres sklepu warto też w delikatny sposób przekazać babci lub cioci, która zasypuje nasze pociechy cukierkami. Może pójdzie na układ, by zmniejszyć częstotliwość prezentów w zamian za podniesienie ich jakości. Argument zdrowia często dociera do starszych osób.

Bardziej pracochłonną, ale i tańszą, formą zdobywania kupnych słodyczy do śniadaniówki jest polowanie w sklepach - tych osiedlowych i sieciowych różnego typu. Przejdźmy się kiedyś i w ramach akcji Cała Polska Czyta Dzieciom przejrzyjmy etykietki oferowanych tam smakołyków. Poświęćmy też wieczór na analizę forów i stron internetowych dotyczących racjonalnego odżywiania (a wręcz czytania etykiet). Nam udało się znaleźć tą metodą wiele stosunkowo tanich ciekawostek takich jak: batony wykonane z niesłodzonych, suszonych owoców, sezamki spreparowane tylko z sezamu i miodu, lizaki z ksylitolu czy mini-ciasteczka ryżowe bez żadnych dodatków.

Podstawą zdrowego drugiego śniadania jest sycący, pełnoziarnisty produkt zbożowy uzupełniony białkowymi dodatkami. Do tego dochodzi w dużej ilości frakcja roślinna (inwencja rodziców) i - od czasu do czasu - coś naturalnie słodkiego (lobbing dzieci). Wypracowanie rozwiązania zadowalającego obie strony wymaga pewnej dozy wysiłku, ale przecież bez pracy nie ma kołaczy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co pakować do śniadaniówek, skoro wszystko szkodzi?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.