Dobrze, że Anioły wyleciały w szeroki świat?

(fot. slowska)
Małgorzata Nawrocka / slo

A może jednak wychowanie dzieci ma coś wspólnego z hodowlą? Przecież karmimy, pielęgnujemy, dbamy, leczymy, cieszymy się, gdy zdrowo rosną. Podobne działania podejmujemy, hodując stadko kurcząt lub uprawiając sad.

Ostatecznie chodzi o uzyskanie dobrych wyników tej produkcji. I tu warto zadać sobie szczegółowe pytania: "Jakie konkretne efekty chcielibyśmy osiągnąć, hodując własne dzieci? Czy wystarczy dostarczyć im odpowiednią dawkę "nawozów", a reszta sama się dokona - wyrosną na zdrowych, dorosłych ludzi?".

Jesteśmy już przez popkulturę słowa i obrazu smutno przyzwyczajeni do tandetnych wizerunków Anioła. Zamiast marmuru, granitu, hebanu, złota czy choćby alabastru, jak to drzewiej bywało - plastik, gips, modelina, listewka. W najlepszym razie gruba porcelana... Z jednej strony rozczulają nas pyzate, naiwne minki współczesnych hybryd anielsko-amorkowatych, z drugiej zastanawiają pokręcone, za przeproszeniem "artystyczne" wizje Aniołów z ryjkami jak u Hieronymusa Boscha. Można by powiedzieć: cóż, taka jest cena popularności.

Czy to niedobrze, że Anioły opuściły wreszcie kruchtę i wyleciały w szeroki świat? Przecież znajdujemy je teraz, jak "ewangelizują" na wystawie w kwiaciarni, księgarni, ciuchlandzie, drogerii, Cepelii, cukierni, na bazarowym straganie, nie mówiąc o sklepach z dewocjonaliami i galeriach. Czy ta "ewangelizacja" przysparza im jednak splendoru? Dziś bez poczucia awersji do sacrum nawet ateista, liberał czy zwykły zboczeniec nabywa chętnie "aniołka na szczęście" i wiesza go za szybką samochodu albo przyczepia do kluczy w charakterze breloczka.

DEON.PL POLECA

Wizerunek Anioła spauperyzował się masowo w mediach, dzieląc tragiczny los św. Mikołaja od supermarketu, św. Sylwestra od fajerwerków czy św. Walentego od pierwszej randki w dyskotece. Dla nikogo nie jest znakiem sprzeciwu. Nikogo nie drażni. Nikogo nie gryzie w sumienie. Taka oswojona społecznie karykaturka świętości realnych duchów światła i rycerzy Bożej armii, którymi w rzeczywistości są Aniołowie.

Problem "aniołka" wydaje się jeszcze głębszy, kiedy obserwujemy podobną tendencję traktowania go "firmowo" w kręgach ludzi wierzących. Coraz częściej w pokojach dziecięcych zamiast świętych wizerunków Jezusa, Maryi albo patronów wiszą lub stoją kolekcje "aniołków". "Aniołki" wyparły potrzebę zawieszenia u dziecka krzyża (jako symbolu okrucieństwa, który jakoś nie gra z ciepłym, różowym kolorem ściany u dziewczynki czy z jasnoniebieskim u chłopca).

Zaraz, zaraz, czy ja mam coś przeciwko Aniołom, że mi nawet w dziecięcym pokoju zaczęły przeszkadzać? Ależ skąd! Uchowaj Boże! Chodzi mi tylko o sygnał troski w stronę nas, katolików, którzy chętnie brodzimy po kostki w przybrzeżnych kałużach wiary, podczas gdy mistyczna głębia oceanu szumi tuż za tą kałużą!

Podejdźmy do tematu konkretnie i kreatywnie: Po pierwsze: "aniołek" to świetny prezent na imieniny czy urodziny koleżanki z klasy. Ale na chrzest, Pierwszą Komunię świętą, bierzmowanie czy ślub niech to już będzie porządny wizerunek św. Michała Archanioła pokonującego diabła albo piękny krzyż na ścianę, wartościowa książka, religijny film albo album. Trzeba pozbyć się w tym miejscu bulwersujących przesądów, że ofiarowanie komuś krzyża może przynieść obdarowanemu nieszczęście!

Po drugie: wszelka duchowa aktywność własna w każdym domu jest w cenie. Serdecznie zachęcam do organizowania domowych przedstawień teatralnych z okazji świąt i rocznic. Nie tylko rodzinnych i religijnych, ale również patriotycznych. Jeśli w domu ktoś gra na instrumencie - niech się z tej okazji popisze. Jeśli rodzina umie lub choćby lubi śpiewać - niech wyśpiewuje! Jeśli dzieci lubią rysować - niech zrobią wystawę swoich prac, choćby z Aniołami (Anioły rysowane przez dzieci nigdy nie są kiczowate i płaskie, bo inspiruje je miłość).

Jeśli rodzinka bardzo lubi aktywność i podróże - niech zamiast wycieczki rowerowej z piknikiem zrobi sobie rajd rowerowy do jakiegoś pobliskiego sanktuarium, miejsca tradycji albo kultu. A może wieczorem, zamiast wgapiać się w telewizor, pójść na koncert organowy do katedry? Może na wystawę fotografii zaangażowanej, pokazującej prawdę o chrześcijanach prześladowanych wciąż w Azji Mniejszej czy Indiach?

Może zaszaleć i zaangażować się w jakąś sekcję charytatywną przy parafii albo zostać wolontariuszem dziecięcego hospicjum? Może wystarczy choć raz w tygodniu podjąć dyżur w świetlicy na plebanii, żeby młodzież mogła tam pograć w ping-ponga?

Może zajrzeć jednak na wykłady biblijne do salki katechetycznej? Przyjść na prelekcję o okultyzmie albo podjąć wreszcie z dawna odkładaną decyzję o przyłączeniu się do chóru parafialnego albo jakiejś formacyjnej wspólnoty? Cóż, zamiast chować się za skrzydłami falbaniastych aniołków - symbolu "lightowej", kosmopolitycznej duchowości współczesnego świata, co tylko łagodzi obyczaje, ale niczego realnie nie zmienia - ruszcie się, chrześcijanie! Mamy w Polsce i Europie wiele do zrobienia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dobrze, że Anioły wyleciały w szeroki świat?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.