Ja, Matka Polka. Wojująca feministka

(fot. shutterstock.com)

"Niech pani nie przesadza" - słyszałam. Gdy lekarz bagatelizował stan zdrowia mojego dziecka, a moje rzeczowe uwagi kwitował słowem: "hormony!". Dlatego postanowiłam sobie coś ważnego.

Nie wróżyłam z fusów, bo nie było takiej potrzeby - dobrze wiedziałam, co 8 marca będzie się pojawiać w telewizji. Będą manify i prostesty, dyskusje o gender i wieszakach, a to wszystko przeplatane reklamami dyskontów, w których tylko dziś, z okazji Dnia Kobiet, bukiet eleganckich róż za osiem dziewięćdziesiąt dziewięć i pończochy w promocji.

Uprzejmość to nie słabość

DEON.PL POLECA

Pokuszę się o stwierdzenie, że to obrazuje przekrój przez różne szufladki, w które świat chciałby nas, kobiety, wygodnie poupychać (bo to, co poupychane, sprawia mniej kłopotów). Wojujące feministki kontra słuchaczki Radia Maryja w moherowych beretach. Nowoczesne bizneswomen po jednej stronie, zmęczone życiem matki, koniecznie w wyciągniętych dresach i bez makijażu, po drugiej. Może jednak czas w końcu wyjść poza ramy tych wszystkich stereotypów?

"Niech pani nie przesadza" - słyszałam niejednokrotnie. Słyszałam to w szpitalu, gdy lekarz bagatelizował stan zdrowia mojego dziecka, a moje rzeczowe uwagi kwitował jedynie słowem: "hormony!"… Słyszałam to czasem w chwilach, gdy próbowałam opowiedzieć o tym, jak czuję się w jakiejś sytuacji czy relacji. Słyszałam to wystarczająco często by uwierzyć, że to prawda.

Moja uprzejmość zbyt często była uznawana za oznakę słabości. Mój uśmiech odczytywany był jako przyzwolenie na przekraczanie granic i wypowiadanie raniących słów. Chęć do pomocy i wrażliwość niektórzy traktowali jak zachętę dla własnej bezczelności, zrzucając na mnie swoje zadania i odpowiedzalności. W chwilach, gdy ośmieliłam się zaprotestować, słyszałam magiczne i wygodne: "nie przesadzaj"…

Będę "wojującą feministką"

Dlatego postanowiłam sobie: będę wojującą feministką! Nie oznacza to wcale popierania aborcji, myślenia non stop o seksie i wcielania się w rolę babochłopa - stereotypom mówię dzisiaj stanowcze "nie!". Będę feministką po swojemu. Będę świadoma swojej kobiecości i wcale nie będę silić się na udowadnianie mężczyznom, że muszę im dorównać. Nie jestem gorsza. Jestem inna i ta inność jest czymś fantastycznym - jest moim atutem Jestem jej świadoma, jestem świadoma tego, że kobiecość oznacza inne role społeczne i inne zadania. Nie zamierzam jednak żyć w przekonaniu, że są to zadania gorsze, nawet jeśli są mniej spektakularne.

Dlatego wojuję. Wojuję, bo jestem świadoma mojej siły. Wojuję delikatnością i uśmiechem, za którym jednak nie kryje się bezradność. Moja wrażliwość bywa uznawana za dowód słabości, tak jednak dzieje się do pewnego czasu. Przychodzi niekiedy taki moment, gdy wyznawcy siły mierzonej w newtonach i decybelach przekonują się, że prawdziwa siła nie musi gryźć i kopać, by wyznaczyć granice.

Prawdziwa siła może być delikatna, a jednak niezłomna. I wcale nie musi ranić innych. Silne ramiona to nie tylko te, które okopują się na swoich pozycjach i wytaczają przeciwko innym armaty pełne obelg i słów nieznoszących sprzeciwu. Silne ramiona to przede wszystkim te, które z takiego pola bitwy zbierają rannych. Silne ramiona to te, w których można się wypłakać i doznać ukojenia. I taka jest właśnie nasza kobieca siła. Taką siłą mamy wojować.

Źródło mojej siły

Tuż przed Dniem Kobiet Kościół przypomniał nam dwie niesamowicie silne kobiety - Perpetuę i Felicytę. Kiedyś kojarzyły mi się jedynie z dziwnymi imionami. Kiedy jednak zaczęłam zgłębiać ich historię, nie mogłam się od niej oderwać. Dwie pozornie słabe kobiety, dwie matki, więzione w oczekiwaniu na śmierć i namawiane przez bliskich do bardzo rozsądnego w oczach świata rozwiązania problemu - wystarczyło przecież powiedzieć, że nie wierzy się w Jezusa:

"Córko, miej litość dla mojej siwizny; ulituj się nad ojcem, jeżeli jestem godzien, byś mnie ojcem nazywała. Bo jeśli moje ręce ciebie wypiastowały i doprowadziły do kwiatu wieku w jakim się znajdujesz, jeśli ukochałem ciebie bardziej niźli braci twoich, to nie skazuj mnie na hańbę wśród ludzi. Pomyśl o swoich braciach, pomyśl o swojej matce i ciotce, pomyśl o swoim dziecku, które nie będzie mogło żyć po twojej śmierci. Porzuć swoje postanowienie, abyś nas wszystkich nie zgubiła. Bo jeżeli cokolwiek się tobie przydarzy, to nikt z nas nie ośmieli się nawet swobodnie rozmawiać".

Ile trzeba mieć w sobie siły, by w obliczu śmierci być wiernym temu, w co się wierzy? Ile siły musi być w słabej kobiecie, by wybrała Jezusa, mimo że cały świat mówi jej coś innego? Na przestrzeni wieków kolejne kobiety odkrywały źródło tej siły, ale najprościej i najbardziej trafnie wyraziła to kilkanaście wieków po męczeństwie Perpetuy i Felicyty pewna mało wówczas znana i przez wielu lekceważona słaba, lecz silna kobieta.

Żródłem jej siły było: Jezu, ufam Tobie.

Ja, katolicka wojująca feministka, słaba wrażliwa kobieta, uznaję to za bardzo dobrą popowiedź. To Źródło siły z której zawsze mogę czerpać. Źródło, które nigdy się nie wyczerpie…

Wpis ukazał się pierwotnie na blogu chrześcijańska mama.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ja, Matka Polka. Wojująca feministka
Komentarze (3)
Oriana Bianka
11 czerwca 2018, 16:01
Problem chyba leży w ustaleniu definicji feminizmu. Dlatego też niektóre kobiety zajmujące się przeciwdziałanem dyskryminacji na rynku pracy, dostępnością żłobków i przedszkoli, walką z przemocą domową, zastrzegają, że nie są feministkami, bo wydaje im się, że słowo feminizm źle brzmi. Ogólnie rozumiany feminizm to ruch na rzecz prawnego i społecznego równouprawnienia kobiet. W tak rozumienym feminiźmie nie ma uprzedzeń w stosunku do mężczyzn, ani też wypierania się swojej kobiecości. Jeśli kobieta chce się upodobnić do mężczyzny, to sama uważa kobietę za kogoś gorszego. Wspaniale jest być kobietą i wspaniale jest być mężczyzną. Nie wydaje mi się zresztą, że współczesne, niezależne Polki mają takie pragnienie, aby stać się mężczyzną. Kobiety osiągnęły już wiele w dziedzinie równouprawnienia i czują się wartościowe jako kobiety wiedząc, że życie jest w ich rękach. Kobiety nie są słabe, często są silniejsze psychicznie od mężczyszn (przecież to wśród mężczyzn jest więcej samobójstw). Mężczyźni są silniejsi fizycznie, a we współczesnym świecie siła fizyczna może być zastąpiona przez urządzenia techniczne. W sferze intelektu mężczyźni i kobiety mają podobne możliwości. Ludzie uzdolnieni są zarówno wśród kobiet jak i wśród mężczyzn. Dlatego też równouprawnienie kobiet jest nie tylko ważne dla kobiet, ale jest korzystne dla całych społeczeństw. Społeczeństwa, które nie wykorzystują potencjału kobiet, stawiając im ograniczenia, bardzo dużo tracą i to najczęściej te kraje są w ogonie rozwoju technologicznego i gospodarczego, nie wspominając juz o prawach człowieka. Kobiety spełniają ważną rolę społeczną, której nie mogą spełniac mężczyźni: są matkami i w tej dziedzinie należy je wspierać, aby będąc matkami mogły wykorzystywać również inny potencjał i umiejątności, jakie posiadają. Mężczyźni zresztą coraz częściej to rozumieją. 
Zbigniew Ściubak
11 czerwca 2018, 14:58
Podoba mi się Pani tekst. Ładne przeniesie znaczeń, pozbawiające de facto femiznizm tego ościenia pretensji a może nawet pogardy w stosunku do mężczyzn. Pani femiznizm to podkreślenie RÓŻNICY, co jest owrotnością feminizmu ideologicznego, który stara się podkreślać podobieństwo albo wręcz (wersja gender) tożsamość płci. Pewnym wzrocem takiego feminizmu była pisarka Ursula LeGuin. Pierwsze trzy części serii "Ziemiomorze" to dzieło zupełnie niezwykłe. Niestety czwarta już znacznie wyraźniej feministyczna, jest gorsza. Szczerze polecam lekturę "Czarnoksiężnika z Archipelagu" i dwóch następnych. Choć nie jest to literatura chrześcijańska to ma ona wartość. Tak naprawdę feminizm opiera się na konflikcie czy urazie wobec przestrzeni mężczyzn. To głupie, bo cała ludzkość zbudowana została na wzajemnej fascynacji płci. Fascynacji, która teraz pada ofiarą ideologii zmierzających do przeciwstawienia ludzi przeciw sobie. Pozdrawiam Swoją książkę też polecam :) {<a href="http://camino.zbyszeks.pl/droga/">LINK</a>} Może się spodoba, jak wielu innym ludziom.
KJ
k jar
11 czerwca 2018, 12:14
Nie da się pogodzić chrześcijaństwa z feminizmem. To hybryda,która prowadzi na manowce. Próbowałam wiele lat temu być taką katolicką feministką.Uważałam,że da się to połączyć bez szkody na duszy. Straciłam kilka lat i wymęczyłam się potwornie. Można działać w ruchu kobiecym,popierać jego założenia co do praw społecznych,ekonomicznych czy kulturowych,ale nie być feministką. Radzę być wojującą katoliczką niż wojującą feministką. To z pewnością więcej pożytku sobie i bliźnim przyniesie.