Jak przy stole karmić dusze

(fot. sierraromeo_sarah-ji / flickr.com)
Beata Rybak / slo

Nie gdzie indziej jak w rodzinie, podstawowej i pierwszej wspólnocie osób, w której ma miejsce najpełniejsza wymiana darów, uczymy się postaw otwartości wobec innych, ofiarności, gotowości do niesienia pomocy i współpracy. Jednym słowem: uczymy się żyć w relacji z innymi ludźmi.

Choć na pierwszy rzut oka może to wzbudzać pewne niedowierzanie, wiele z tych cech nabywamy na drodze wspólnego przygotowywania oraz spożywania posiłków. Celebrowanie wspólnych posiłków jest częścią wewnętrznej kultury rodziny, którą "nasiąkają" nasze dzieci i którą "zabiorą" ze sobą w dorosłe życie. Od nas - rodziców - zależy, jakie wzorce, wartości, obyczaje przekażemy naszym dzieciom, które z nich zechcą one przekazać następnemu pokoleniu.

Czy z naszego rachunku sumienia wynika, że gościnność pozostanie nadal naszą cechą narodową, czy stół będzie stanowił miejsce spotkania i pogłębiania więzi, czy będziemy się przy nim karmić również strawą duchową? Prześledźmy problem od początku, pamiętając, że wszystko zaczyna się bardzo wcześnie, od pierwszych wspólnych zmagań z panierowaniem kotleta.

DEON.PL POLECA

Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał

W życiu dziecka istnieją takie okresy, w których wykazuje ono szczególne upodobanie w oddawaniu się pewnym czynnościom. Istnieje zatem również czas, kiedy to w sposób otwarty, a momentami wręcz nachalny, dziecko oferuje nam - rodzicom - swoją pomoc. Każdy z rodziców z pewnością doświadcza sytuacji, kiedy to któraś z pociech plącze mu się pod nogami, utrudniając wykonanie ważnego zadania. Czasami mam wrażenie, że to ulubione zajęcie naszych dzieci dokładnie wtedy, kiedy przypala mi się sos, a goście, niestety, tym razem niespóźnieni, pokonują ostatnią prostą do naszego domu. Scenariusz ten nader często lubi się powtarzać. Z jednej strony całkiem zrozumiała jest ta chęć bycia blisko rodzica: za chwilę w domu pojawi się ktoś obcy, co z pewnością wiąże się z pewnym podenerwowaniem, ponadto uwaga mamy i taty od samego rana jest skierowana na czynności tak mało ważne z punktu widzenia dziecka jak gotowanie i sprzątanie.

Z drugiej strony sama świadomość niewiele pomaga, szczególnie gdy wrzucamy piąty bieg, a emocje sięgają zenitu. Zajęło nam to trochę czasu, żeby zrozumieć, że najlepszym rozwiązaniem w podobnych sytuacjach jest przeniesienie dziecka z poziomu naszych nóg do poziomu naszych rąk. Dzieci bardzo chętnie biorą udział we wspólnym przygotowywaniu posiłku. Jest to dla nich zarówno forma zabawy, jak i możliwość spędzenia czasu z rodzicami.

Oczywiście nie sposób pominąć tu takich korzyści płynących ze wspólnego przygotowywania posiłków, jak: nauka samodzielności, kształtowanie poczucia wspólnotowości, odnajdowanie swojego miejsca w rodzinie, rozwijanie wielu sprawności, odkrywanie własnych talentów, również kulinarnych. W tym miejscu należałoby wspomnieć w kilku słowach o drugiej stronie medalu. Może jednak uda mi się z tego jakoś sprytnie wykręcić, stwierdzając, że bałagan i tak wprosi się do kuchni bez pytania, a jeśli chodzi o zniszczenia, to czy sami nie mamy sobie nic do zarzucenia (największa dziura w naszej drewnianej podłodze jest, niestety, mojego autorstwa)?

Tak na marginesie i trochę w celu odwrócenia uwagi polecamy zakopywanie dżdżowniczek w piasku (obtaczanie cienkich pasków kurczaka w bułce tartej), ponieważ efektem tej czynności są wielkie łapy potwora (palce oblepione jajkiem i bułką), których przestraszy się największy nawet chwat. Jak widać, czas spędzony na robieniu sałatki czy kotletów to czas wypełniony nie tylko czynnościami krojenia czy panierowania, ale przede wszystkim zabawą i swobodną rozmową o wszystkim. Jest to zatem czas szczególny, czas budowania i pogłębiania więzi między nami a dziećmi, ale również między samymi dziećmi.

Współdziałanie i współpraca nie kończą się jednak z chwilą przygotowania posiłku. Kolejnym ważnym krokiem jest przygotowanie stołu oraz wspólne spożywanie pokarmu i pomoc przy sprzątaniu. Jeśli nie na co dzień, to na pewno od święta warto zadbać o odpowiednią oprawę. Za przygotowanie stołu jest odpowiedzialny najstarszy syn. Reszta to pomocnicy - czasami bardziej, a czasami mniej pomocni. Wspólny obiad to czas jedności w rodzinie, ale i czas jedności z Tym, któremu zawdzięczamy nasze życie i dary, które będziemy spożywać. Słowa modlitwy mają nam zawsze o tym przypominać. W ten sposób tworzymy wewnętrzną kulturę naszej rodziny opartą na wartościach chrześcijańskich.

Lubimy ten wspólny czas przy stole, czas na rozmowę, czas na bycie ze sobą i dla siebie. Na szczęście już od dawna nikt nie przejmuje się powiedzeniem, które czasami słyszeliśmy w naszym dzieciństwie: "jak pies je, to nie szczeka". Pomijam tu mówienie z pełną buzią, bo to sprawa dobrych manier, których uczymy się również w czasie posiłków, ale rozmowa przy stole to całkiem inna kwestia. Niech zawsze towarzyszy posiłkom i przynosi owoce w postaci silnej więzi między domownikami, rodziną i przyjaciółmi, niech karmi nasze dusze, niech będzie spokojna i swobodna. W przeciwnym razie grozi nam obojętność, wrogość albo wrzody żołądka.

Gość w dom, Bóg w dom

Gościnność łączy się ze stołem, do którego zapraszamy swoich gości. Można zaobserwować, że w pewnym sensie jesteśmy coraz bardziej powściągliwi w jej okazywaniu. Nie dziwi fakt, że żyjąc w czasach pośpiechu, korzystamy z udogodnień, które są dla nas dostępne. Wiele razy korzystałam z dobrodziejstwa zwanego cateringiem czy organizowałam spotkanie rodzinne poza domem (w restauracji) i nie czuję z tego powodu wyrzutów sumienia. Nie świadczy to bynajmniej o mniejszej gościnności, a jedynie o większej zamożności i nastawieniu na wygodę.

Czasami również ograniczenia naszej przestrzeni mieszkalnej zmuszają nas do tego kroku (podziwiam naszych rodziców, którzy w bloku potrafili urządzić przyjęcie pierwszokomunijne). To, co nam może grozić w tej sytuacji, to snobizm - pułapka ekskluzywności. Musimy się zatem pilnować, żeby przypadkiem chęć zaimponowania innym, skupienia uwagi na wykwintnym menu czy eleganckim otoczeniu nie przyćmiła nam prawdziwego celu, jakim jest wspólne biesiadowanie i spotkanie. W przeszłości, kiedy dominowały rodziny wielopokoleniowe, łatwiej było przygotować większe przyjęcie, ponieważ wysiłek rozkładał się na kilka osób. Teraz, kiedy tak bardzo przejmujemy się asertywnością, a mniej ofiarnością, coraz trudniej zwrócić się do najbliższych o pomoc i coraz trud- niej ją uzyskać.

Zabieganie, zaabsorbowanie własnymi sprawami nie tylko utrudnia nam zaproponowanie naszych rąk do pomocy, ale również spłyca nasze relacje. Każdy, kto ma doświadczenie wspólnych przygotowań świąt czy innego rodzaju uroczystego posiłku, wie, że najwięcej w kwestii pogłębiania relacji dzieje się właśnie w czasie przygotowań. Dobrze, jeśli potrafimy się skrzyknąć i pomóc sobie nawzajem. W naszych czasach taka otwartość jest szczególnie cenna.

Posiłek to nie tylko pokarm, stół to nie tylko mebel

Kiedy myślimy o posiłku, coraz częściej na myśl przychodzą nam bary szybkiej obsługi, które jakkolwiek przydatne w pewnych okolicznościach, redukują posiłek do konsumpcji. Spożywając posiłek samotnie, ze wzrokiem wbitym w jeden punkt, w towarzystwie nieznanych osób, nie zdajemy sobie często sprawy z tego, że i on w naszych czasach stał się elementem izolowania ludzi od siebie.

Zarówno najstarsze kroniki, jak i Biblia, obfitujące w opisy uczt i wieczerzy, pokazują nam, że spożywanie posiłku to czynność towarzyska, jedna z form aktywności społecznej, bardzo istotna dla relacji międzyludzkich. Posiłek to czas, a stół to miejsce spotkania z innymi ludźmi, miejsce przymierza. Stół eucharystyczny jest tego potwierdzeniem i najlepszym przykładem w relacji Bóg-człowiek.

Stół zwołuje ludzi, a następnie ich scala. W tym kontekście nie dziwi fakt, że w czasach PRL-u, kiedy bujnie kwitło tak zwane budownictwo zespołowe (blokowiska), pod przykrywką troski o obywateli systematycznie pozbawiano ich kontaktu z ziemią (człowiek ma wewnętrzną tęsknotę za domem, swoim miejscem na ziemi), umieszczając ludzi na tak niewielkich powierzchniach, na których nie mieścił się porządny stół. Trudno uznać to za przypadek przy pracy. Współcześnie mamy coraz więcej miejsca na piękne stoły i jadalnie, zróbmy z tego dobry użytek.

Nie zapominajmy, czym jest dla nas stół w sensie dosłownym i symbolicznym. Otwierając swoją prywatną przestrzeń przed innymi, otwieramy siebie, a zasiadając z kimś do stołu, ofiarujemy mu siebie. Zaproszenie do naszego domu, do stołu świadczy o otwartości serca. Czy nie na tym właśnie ma polegać chrześcijaństwo?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak przy stole karmić dusze
Komentarze (4)
S
Słaba
6 kwietnia 2012, 10:05
Dobry artykuł! Pewnym minusem jest to, że sugeruje, iż gościnność i spotkania przy stole są trudne, czy niemożliwe dla ludzi biednych. Kiedyś było powiedzenie "Czym chata bogata, tym rada". A bogatszy gość może przecież przynieść coś do poczęstowania.
W
wesoły
6 kwietnia 2012, 09:32
każdy widzi to co chce - jedni tylko negatywy inni pozytywy. wole pozostac wśród tych, którzy widza pozytywną stronę każdej sprawy. wspaniały artykuł, dający do myslenia :)
K
koro
5 kwietnia 2012, 22:44
 do prosta - W artykule duzo pozytywow przeplatanych z ostrzezeniami przed negatywami. DObrze ze Autorka pokazuje ów kontrast. W mojej najblizszej rodzinie sa domy, gdzie nawet w niedziele nie je sie razem przy stole. Nie ma zwyczaju. 
P
prosta
5 kwietnia 2012, 22:25
 przemoc, przemoc i tylko przemoc, wciąż tyle słów... w sumie smutne, że Autorka chce uwolnić a wychodzi Gułag słów... szkoda, ale tak zawsze jest z religiją, to w sumie nie wina Autorki, tylkoo tym nie wie jeszcze, choć może kiedyś się wyzwoli z absurdu zamkniętego koła, tego życzę