Klaps to przemoc. Nie da się jej pogodzić z chrześcijaństwem
Wiele osób mówi, że "ja dostałem w skórę i wyrosłem na porządnego człowieka, to i moje dziecko może dostać". Jest w tym olbrzymia nieodpowiedzialność i brak empatii.
***
Angelika Szelągowska - Mironiuk: Klaps jest ciągle popularną metodą wychowawczą. Według badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę do jego stosowania przyznaje się 26 procent rodziców, ponad jedna czwarta. Co jest tego przyczyną?
Ks. Arkadiusz Lechowski: Bardzo trudno określić jednoznacznie powód takiego zachowania. Niewątpliwie jednym ze źródeł może być nieodpowiedzialne powielanie własnych doświadczeń. Wiele osób mówi, że "ja dostałem w skórę i wyrosłem na porządnego człowieka, to i moje dziecko może dostać…". Oczywiście jest w tym olbrzymia nieodpowiedzialność i brak empatii. Myślę również, że dość istotnym czynnikiem jest fakt, że ludzie często nie radzą sobie z emocjami i własne frustracje rozładowują na innych. Niestety czasami są to dzieci. Takiego zachowania nie da się usprawiedliwić. Jest to typowa postawa nakręcająca międzypokoleniową przemoc i nijak nie można pogodzić jej z chrześcijaństwem.
Nie da się? Przecież tłumaczenie przemocy wobec dzieci tym, że rzekomo zachęca do tego Biblia, jest całkiem powszechne. W Starym Testamencie znajdują się przecież niemalże "wezwania" do stosowania kar fizycznych wobec dzieci…
Takie powoływanie się na Biblię świadczy o jej nieznajomości i dość instrumentalnym wykorzystywaniu Słowa Bożego. W Biblii nie znajdziemy żadnego przykładu bicia dzieci, choć autorzy przedstawiają wiele brutalnych scen odnoszących się do wojen, ludzkiego cierpienia i krzywdy. Owszem w starożytnym świecie istniał pogląd, że dzieci - szczególnie chłopców - należy wychowywać w karności, to jednak nie znajdziemy takiego przykładu na kartach Biblii w relacjach ojca i syna. Pokazuje to, że przysłowie było zaczerpnięte ze starożytnej kultury i jest typową "semicką przesadą". Podobnymi metaforami posługiwał się Chrystus, mówiąc w Kazaniu na Górze o wyłupaniu oka czy odcięciu sobie ręki. Nikt jednak o zdrowym rozsądku nie potraktuje tych zdań jako zachęty do samookaleczania.
Episkopat i księża często mówią o ochronie życia dzieci nienarodzonych. W swoim życiu nie słyszałam natomiast nigdy kazania, które dotyczyłoby tego, jak należy traktować te dzieci, które już przyszły na świat. Czy myśli Ksiądz, że to się kiedyś zmieni?
Trudno mi oceniać treści kazań innych. Oczywiście niedobrze jest, jeśli można wydobyć z nich podobne wnioski. Jeśli tak jest, to ufam, że będzie to ulegało przemianie. Jednak warto zauważyć, że kazania na ogół powinny być komentarzem do Słowa Bożego, które mówi o miłości Boga do człowieka oraz potrzebie budowania miłości międzyludzkiej. Prawda o wzajemnym szacunku i miłości dotyczy zatem również dzieci, choć może rzeczywiście nie zawsze jest to eksponowane wśród mówców.
Czy zdarza się, że wierni spowiadają się ze złego traktowania swoich dzieci?
Tak. Podobnie jak zdarza się, że dzieci - również dorosłe - spowiadają się ze złego traktowania rodziców.
Sama jestem mamą pięciomiesięcznego niemowlęcia. Opieka nad nim jest piękna, ale z drugiej strony konieczność nieustannego zaspokajania jego potrzeb bywa frustrująca. Domyślam się, że rodzice starszych dzieci (zwłaszcza nastolatków) mają o wiele trudniejsze zadanie. Jak sobie zatem radzić z trudnymi wychowawczo sytuacjami?
Zawsze musimy chyba pamiętać, że nie jesteśmy idealnymi rodzicami, jak i nikt z nas idealnych rodziców nie miał. Natomiast powinniśmy starać się być na tyle dobrymi rodzicami, na ile jesteśmy w stanie. Myślę, że ta prawda uczy nas pokory. Jako duchowny mogę dodać, że często nie dostrzegamy, że nasze braki możemy uzupełniać także w relacjach z Bogiem. Bóg nie jest obojętny na nasze trudności wychowawcze. Często stawia na naszej drodze osoby i sytuacje, które mogą nam pomóc, jak również działa na nas bezpośrednio, dodając nam cierpliwości i umiejętności w budowaniu relacji z drugim człowiekiem.
A czy Kościół jako wspólnota ma propozycje dla rodziców, którym jest trudno? Czy nie jest tak, że są oni pozostawieni sami sobie?
Rzeczywiście na tej płaszczyźnie jako społeczność - również kościelna - mamy wiele do zrobienia. Kościół nie patrzy obojętnie na problem wychowania dzieci, choć wiele inicjatyw wypływających z kręgów kościelnych nie jest mocno medialna. Osobiście sądzę, że powinniśmy bardziej skoncentrować się na pomocy w budowaniu relacji w małżeństwach. Dzisiaj wielu rodziców jest zabieganych i często zapomina, że budowanie tych relacji jest ciągłą pracą. Jeśli rodzice darzą się rzeczywistym szacunkiem i miłością nawzajem oraz jednocześnie potrafią kształtować swoje relacje z Bogiem, to nie wierzę, aby nie darzyli tą miłością i szacunkiem własnych dzieci. Zatem kochający się rodzice są dla dzieci największym darem.
Ksiądz Arkadiusz Lechowski - wikariusz w parafii św. Anny w Łodzi. Nauczyciel w XXIII LO w Łodzi im. ks. prof. Józefa Tischnera. Kapelan harcerski. Zaangażowany w organizację kursów Alpha, inicjator projektu TGN - Tell the Good News. Od lat jest związany z klubami "Tygodnika Powszechnego"
Skomentuj artykuł